Przy nie-dzie-li, po ka-pi-e-li,
ko-rek od szam-pa-na strze-lil,
pan-nie w bie-li ktos dal kie-lich,
a-lez be-da sie we-se-lic!
Przy-le-cie-li ra-dosc dzi-e-lic
wszys-cy z rajs-kich stron a-nie-li:
da-ry da-li, co je mie-li,
po-tem spie-wac roz-po-cze-li.
To sza-lo-n-a za-b-a-wa,
to sza-lo-n-e swie-to,
sto-ly ca-l-e w po-tra-w-ach,
pach-nie wo-ko-l mie-ta.
To za-ba-w-a sza-lo-n-a,
kie-dy pi-j-a zdr-o-wie
lu-dzie sze-r-si w ra-mi-o-nach
i moc-niej-si w glo-wie.
W po-nie-dzia-lek zas, o swi-c-ie
przy-szlo sie mo-co-wac z zy-ciem;
zy-ciem, kto-re zna-ko-mi-cie
wie, jak trze-ba sie wy-krzy-czec.
Te-raz spla-cic sto po-zy-c-zek
i o-blo-wic sie so-wi-cie,
ze-by po-tem znow na szczy-cie
pic ne-kta-ry, jesc slo-dy-cze.
ewaaveris