Hamilton Peter F. 2.2 - Widmo 'Alchemika'. Konflikt.rtf

(1534 KB) Pobierz
PETER F

PETER F. HAMILTON

WIDMO

„ALCHEMIKA":

KONFLIKT

Tłumaczył

Dariusz Kopociński

Zysk i S-ka

Wydawnictwo

 


Tytuł oryginału

The Neutronium Alchemist

Part 2: Conflict

Copyright © 1997 by Peter F. Hamilton

All rights reserved

Copyright © 2004 for the Polish translation

by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań

Copyright © for the cover illustration

via Thomas Schlück GmbH

Wydanie I

ISBN 83-7298-388-7

ISBN 83-7298-684-3 (część II)

Zysk i S-ka Wydawnictwo

ul. Wielka 10, 61-774 Poznań

tel. (0-61) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26

Dział handlowy, tel./fax (0-61) 855 06 90

sklep@zysk.com.pl

www.zysk.com.pl

Druk i oprawa: WZDZ - Drukarnia „LEGA"


1

Arnstadt uległ flocie Organizacji po półtoragodzinnej bitwie wo­kół planety. Napędzane antymaterią osy bojowe Ala Capone starły na proch sieć strategiczno-obronną, mimo że ostrzeżenie edenistów pozwoliło miejscowym siłom zbrojnym przygotować okręty do obro­ny. Z odsieczą adamistom przybyły trzy eskadry jastrzębi, stacjonujące na co dzień w habitatach jednego z tutejszych gazowych ol­brzymów.

Nic już nie mogło zmienić biegu wydarzeń. Zniszczonych zostało czterdzieści siedem okrętów Sił Powietrznych Arnstadta oraz piętna­ście jastrzębi. Pozostałe jastrzębie umknęły z pola walki - tunelami czasoprzestrzennymi wycofały się do gazowego olbrzyma.

Transportowce wojskowe Organizacji zeszły bez przeszkód na niską orbitę, skąd kosmoloty przerzuciły na planetę oddziały desan­towe. Podobnie jak wszystkie nowoczesne światy w Konfederacji, Arnstadt nie utrzymywał wielkiej armii. Było tu jedynie kilka bry­gad piechoty, lecz żołnierzy przede wszystkim uczono technik pro­wadzenia wojen gwiezdnych i przygotowywano do wykonywania tajnych operacji. I nic dziwnego, ponieważ nowoczesne wojny to­czyły się przy użyciu okrętów kosmicznych. Czasy, kiedy wojska najeźdźcy zdobywały kawałek po kawałku terytorium wroga, już w XXII wieku zaczęły odchodzić w niepamięć.

Kiedy sieć strategiczno-obronna zamieniła się w błyskającą na niebie chmarę radioaktywnych meteorów, Arnstadt nie przestał sta­wiać skutecznego oporu opętanym, którzy wychodzili z kosmolotów na podbój. Agresorzy w pierwszym rzędzie atakowali mniejsze skupiska ludności, aby zasilić hufce maszerujące na główne ośrodki miejskie. Ich łupem błyskawicznie padały nowe ziemie.

Luigi Balsmao założył swą kwaterę na jednej z zamieszkanych asteroid na orbicie planety, gdzie na podstawie datawizyjnych in­formacji programy koordynacyjne Emmeta Morddena ustalały, kto ma zostać opętany. Wyznaczono ludzi do sprawowania władzy z ramienia Organizacji - władzy korzystającej ze wsparcia ogniowego z niskiej orbity.

Skoro nic już mu nie mogło przeszkodzić w zdobyciu planety, Luigi podzielił połowę floty na eskadry i wysłał je przeciwko osie­dlom asteroidalnym. Jedynie habitaty edenistów pozostały nietknię­te: po doświadczeniach z Yosemite Capone wolał nie ryzykować powtórnej dotkliwej klęski.

Wiele okrętów wojennych wracało do Nowej Kalifornii, skąd niebawem zaczęły przybywać statki towarowe z podstawowymi czę­ściami do budowy nowej sieci strategiczno-obronnej tudzież innym sprzętem, pomagającym zdobywcom sprawować władzę. Zaproszo­no reporterów, aby obejrzeli kilka wyznaczonych specjalnie do tego celu miejsc na planecie rządzonej przez nowych panów. Dziennika­rze zobaczyli dzieci cieszące się swobodą poruszania, opętanych i nieopętanych, którzy pracowali ramię w ramię, żeby uchronić gospodar­kę od zapaści, surowe kary dla wszystkich łamiących nowe prawo.

Wieść o upadku kolejnej planety, potwierdzona sensywizyjnymi nagraniami reporterów, odbiła się szerokim echem w Konfederacji. Towarzyszyło temu kompletne zaskoczenie. Dotąd nikt sobie nie wy­obrażał sytuacji, w której rząd układu planetarnego - bez względu na swój charakter - dokonuje aneksji innego układu. Capone udo­wodnił, że wszystko jest możliwe. Strach narastał lawinowo. Ko­mentatorzy prezentowali na wykresach najgorsze scenariusze prze­jścia Konfederacji w ręce Ala Capone... Co mogło się zdarzyć już w ciągu sześciu miesięcy, gdyby jego rozrastające się imperium bez przeszkód przejmowało zaplecza przemysłowe coraz to nowych układów planetarnych.

Na forum Zgromadzenia Ogólnego kategorycznie domagano się interwencji Sił Powietrznych i zniszczenia floty Organizacji. Pod­czas swych licznych wystąpień naczelny admirał Aleksandrovich uzasadniał bezcelowość tych żądań. Utrzymywał, że jedyne, co może zrobić wojsko, to odszukać źródło antymaterii Ala Capone i prze­szkodzić mu w zdobyciu trzeciego układu planetarnego. Arnstadt przepadł z kretesem. Capone odniósł bezdyskusyjne zwycięstwo - chcąc mu je wydrzeć, należałoby się liczyć z ogromnymi stratami. Póki co, byłoby to karygodne szastanie ludzkim życiem. Admirał ze smutkiem przyznawał, że do floty Organizacji dołączyły liczne stat­ki z nieopętaną załogą. Bez nich nie doszłoby do zajęcia Arnstadta. Być może, sugerował, Zgromadzenie Ogólne powinno znowelizo­wać w trybie nadzwyczajnym przepisy dotyczące karania zdrajców po to, by restrykcyjne prawo zniechęcało do szukania doraźnych zysków w armii wroga.

*

- Zadania eskortowe? - Zapytał ze zniecierpliwieniem André Duchamp. - Wydawało mi się, że mamy bronić Nowej Kalifornii. Co rozumiecie pod pojęciem zadań eskortowych?

- Nie dostałem szczegółowych rozkazów z Montereya - od­parł Iain Girardi. - Najzwyczajniej w świecie będziecie chronić statki towarowe przed atakami okrętów Sił Powietrznych Konfede­racji. Zgodnie z warunkami kontraktu.

- No, nie wiem - żachnęła się Madeleine. - Chyba nie było mowy o wspieraniu szalonego dyktatora, który dopieprza się do in­nych planet. Nie pakujmy się w to, kapitanie. Ładujmy węzły mo­delujące i pryskajmy stąd w diabły, póki to jeszcze możliwe!

- A myślałem, że ucieszy was moja propozycja - rzekł Girar­di. Gdy siatka ochronna fotela amortyzacyjnego zwinęła się, wstał z materaca. - Frachtowców dowodzonych przez opętanych nie ma zbyt wielu, do tego zejdziecie z celowników platform bojowych Organizacji. Dajemy wam łatwiejszą i mniej ryzykowną robotę za te same pieniądze.

- Dokąd nas wysyłacie? - Spytał André.

- Do układu Arnstadta, Organizacja przewozi maszyny i urzą­dzenia, żeby rozruszać miejscową gospodarkę.

- Gdyby nie rozpieprzyli wszystkiego w drobny mak, nie był­by potrzebny żaden rozruch - zauważyła Madeleine.

André skarcił ją wzrokiem.

- Mógłbym się na to zgodzić - rzekł do Girardiego. - Ale jeśli mamy podołać wymaganiom, statek będzie musiał przejść modernizację. Loty eskortowe to zupełnie co innego niż wchodzenie w skład sił obronnych planety.

Po raz pierwszy uprzejmość Girardiego wydawała się wymu­szona.

- Rozumiem. Dowiem się, co na Montereyu sądzą o waszym remoncie. - Poprosił komputer pokładowy o otworzenie kanału łączności.

André czekał z obojętnym uśmiechem.

- Organizacja doposaży „Villeneuve's Revenge" w niezbędny sprzęt bojowy - oświadczył Iain Girardi. - Wzmocnimy kadłub i wymienimy zespoły czujników, lecz za dodatkowe naprawy zapłaci pan z własnej kieszeni.

André wzruszył ramionami.

- Potrącicie mi z pensji.

- W porządku. Zacumujecie na Montereyu w doku VB757. Tam się pożegnamy. Na czas trwania misji dostaniecie oficera łącz­nikowego.

- Nieopętanego! - Zastrzegł twardo Desmond Lafoe.

- Ma się rozumieć. Aha. Przypuszczam, że zostaniecie popro­szeni o przyjęcie na pokład reporterów. Podczas lotu potrzebują łączności z czujnikami statku.

- Merde! Na co nam te gnidy?

- Pan Capone dba o swój wizerunek medialny. Nie chce, żeby Konfederacja uważała go niesłusznie za potwora.

- Mimo najazdu na Arnstadta? - Warknęła Madeleine.

André wyprowadził statek ze strefy dozwolonego wynurzenia, kierując się na wielką asteroidę. Wokół Nowej Kalifornii panował ożywiony ruch. Statki kosmiczne pędziły bez wytchnienia ze stref wynurzenia ku planetoidom, kosmoloty i aeroplany jonowe kurso­wały na orbitę. „Villeneuve's Revenge" miał jedynie sześćdziesiąt pięć procent sprawnych czujników, więc André korzystał ze wszyst­kich, aby zebrać jak najwięcej informacji.

Kiedy komputer pokładowy zasygnalizował, że Iain Girardi znów rozmawia z ludźmi z Montereya, Madeleine otworzyła szyfrowany kanał łączności z André.

- Lepiej tu nie cumujmy - ostrzegła datawizyjnie.

Kapitan poszerzył kanał, aby do rozmowy mogli się przyłączyć Desmond i Erick.

- A to czemu?

- Spójrz na te statki. Nawet przed inwazją tak się tu nie uwija­ły. Nie miałam pojęcia, że cała ta Organizacja Ala Capone tak spraw­nie funkcjonuje. Nie pozwolą nam się wycofać, siedzimy w tym po uszy. Jak tylko zacumujemy, wtargną na pokład i wszystkich opętają.

- W takim razie kto będzie pilotował statek? Non... Jesteśmy im potrzebni.

- Madeleine ma rację - stwierdził datawizyjnie Erick. - Orga­nizacja jest potężna i zdecydowana. Opętani wynajmują nas do piloto­wania okrętów wojennych, ale co się stanie, gdy skończą się światy, które można podbić? Nie minął dzień, a Capone zajął Arnstadta i podwoił swój potencjał wojskowy. I na tym nie poprzestanie. Jeśli opęta­nym będzie szło tak łatwo, bardzo szybko zabraknie dla nas miejsca w Konfederacji. Najgorsze, że sami do tego przykładamy rękę.

- Wiem, wiem... - André zerknął ukradkiem na Girardiego, aby sprawdzić, czy ten nie zauważył jego rozmowy. - Dlatego właśnie zgodziłem się latać w eskorcie.

- Co ty gadasz? - Zdziwiła się Madeleine.

- To proste, ma cherie. Organizacja wyremontuje „Villeneuve's Revenge", nabije do pełna zbiorniki paliwowe, wyposaży nas w osy bojowe i wyśle z eskortą. A my się po drodze ulotnimy. Kto nam przeszkodzi?

- A choćby i ten oficer łącznikowy - zauważył Desmond.

- Żartujesz? Jeden facet? Raz-dwa sobie z nim poradzimy. Capone znieważył André Duchampa, nie ujdzie mu to na sucho! To ja ich wykorzystam, co będzie z pożytkiem dla moich rodaków, comme il faut. Nie jestem sprzedawczykiem. Postaramy się, żeby reporterzy zobaczyli, jak robimy w konia Ala Capone.

- Naprawdę zamierzasz uciec? - Spytała Madeleine.

- Oczywiście.

Erick rozpromienił się, mimo iż nowa skóra nie pozwalała mu jeszcze uśmiechać się szeroko. Choć raz chytrość Duchampa mogła się przyczynić do czegoś pożytecznego. Otworzył nowy plik w nanosystemowej komórce pamięciowej i zaczął nagrywać obrazy przeka­zywane przez czujniki. CNIS z pewnością interesował się struktura­mi Organizacji, aczkolwiek należało się spodziewać, że układ No­wej Kalifornii od dawna znajduje się pod wnikliwą, dyskretną ob­serwacją.

- Został nam jeszcze Shane Brandes - przypomniał Desmond. André zasępił się.

- O co ci chodzi?

- Długo jeszcze chcesz go trzymać w kapsule zerowej?

- Na Chaumorcie nie mogłem go porzucić, to małe osiedle, ale niech no się trafi jakaś zacofana planeta, zostawię go w dżungli lub na środku pustyni.

- Zdałoby się takie Lalonde - mruknęła pod nosem Madeleine.

- Jeśli szukasz miejsca, z którego nigdy się nie wydostanie... - Dodał Desmond złośliwie.

- Nie! - Sprzeciwił się Erick.

- Mam pomysł - rzekł André. - Po wejściu do doku przeka­żemy go ludziom z Organizacji. To rozwiąże nasz problem. Przy okazji pokażemy im, jacy jesteśmy lojalni.

- To już lepiej zabijmy go lub zostawmy na odludziu. Wi­działeś przecież, co zrobili z Bevem.

André wzdrygnął się.

- Zgoda. Nie zamierzam wiecznie wlec z sobą tego drania. Kapsuła zerowa pobiera prąd.

Gdy „Villeneuve's Revenge" cumował w wyznaczonym doku, załoga miała się na baczności przed zdradą ze strony Organizacji. Na razie jednak nic jej nie zapowiadało. Zgodnie z obietnicą Iaina Girardiego ekipy remontowe natychmiast przystąpiły do pracy nad sfatygowanym kadłubem statku i uszkodzonymi czujnikami. Po je­denastu godzinach sponiewierane podzespoły zostały wymienione. Następne dwie godziny trwały testy diagnostyczne.

Zaledwie André stwierdził, że „Villeneuve's Revenge" jest gotów do wykonania zadania, technicy z Organizacji zaczęli ładować osy bojowe do zasobników wyrzutni. Ze ściany przedziału dokowego wysunął się rękaw tunelu śluzowego, aby połączyć się ze statkiem.

Desmond, uzbrojony w zakupiony na Chaumorcie pistolet ma­szynowy, odprowadził Girardiego na dolny pokład. Upewnił się, że rękaw jest pusty, zanim otworzył luk przejściowy i wypuścił czło­wieka Organizacji. Dopiero kiedy Girardi zamknął za sobą przeciw­ległą gródź, Desmond zameldował, że nic im nie grozi.

- Dawajcie tu tego oficera łącznikowego - zwrócił się André do władz kosmodromu.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami mężczyzna nie miał nic na sobie. Frunąc rękawem tunelu śluzowego, ciągnął za sobą tłumok z ubraniem. Desmond przeprowadził wszelkie możliwe testy; poprosił oficera o złożony przekaz datawizyjny z neuronowego nanosystemu i sprawdził, jak przy nim funkcjonują rozmaite bloki procesorowe.

- Myślę, że jest czysty - zawyrokował.

Madeleine odblokowała ręczne rygle włazu, aby wpuścić go na dolny pokład.

Oficer łącznikowy przedstawił się jako Kingsley Pryor. Zwra­cając uwagę na jego pełne rezerwy zachowanie i ciche, urywane słowa, Erick uznał go za osobę, która jeszcze się nie otrząsnęła po przeżytym szoku.

- Za trzy godziny do Arnstadta wyrusza konwój dwunastu frachtowców - oznajmił Kingsley Pryor. - „Villeneuve's Revenge" będzie jednym z pięciu okrętów wchodzących w skład eskorty. Waszym zadaniem jest obrona konwoju przed niespodziewanym atakiem jednostek Sił Powietrznych Konfederacji. Jeśli do tego doj­dzie, czeka nas prawdopodobnie rozprawa z jastrzębiami. - Rozej­rzał się po mostku zamyślonym wzrokiem. - Nikt mnie nie uprzedził się, że jest was tylko czworo. Czy to nie za mało, żeby kierować okrętem w warunkach bojowych?

- Oczywiście, że nie! - Odpowiedział z uniesieniem André. - Wychodziliśmy cało z o wiele gorszych tarapatów!

- Rozumiem. Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinniście wiedzieć. Fundamentem Organizacji jest rygor i poszanowanie wła­dzy, wymagamy absolutnego zdyscyplinowania. Zaciągnęliście się do służby we flocie i przyjęliście nasze wynagrodzenie, dlatego nie będziemy tolerować nieposłuszeństwa.

- Też coś! Wchodzi pan na mój statek i mówi... - Prychnął głośno André.

Kingsley Pryor uniósł rękę. Wykonał gest sam w sobie niewiele znaczący, lecz Duchamp zamilkł w pół zdania. Pewien nieuchwyt­ny szczegół w zachowaniu oficera łącznikowego zapewniał mu bez­względny posłuch.

- Przypieczętował pan, kapitanie, pakt z diabłem. Wyjaśnię, co zapisano w umowie drobnym drukiem. Nie ufacie nam i to nor­malne. My też wam nie ufamy. Odwiedziliście Nową Kalifornię, więc mogliście się przekonać, jak potężna i nieprzejednana jest Organizacja. Na pewno zaczynacie żałować, że nam pomagacie. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Wcale bym się nie zdziwił, gdy­byście zechcieli po cichu prysnąć. Pozwólcie, że wybiję wam z gło­wy ten pomysł. Podczas remontu statku oprócz nowych podze­społów wmontowaliśmy ładunek nuklearny. Ustawiony na siedem godzin zegar już tyka, a wyłączyć go można odpowiednim hasłem. Nie znam tego hasła, więc żadnym sposobem nie wyciśniecie go ze mnie. Oficer łącznikowy z innego eskortowca co trzy godziny bę­dzie przesyłał nam hasło, aby wyzerować licznik. Ja ze swej strony będę przesyłał hasła pozostałym okrętom, w których również dokona­liśmy stosownych przeróbek. Trzymajmy się razem, a wszystko pój­dzie dobrze. Jeśli ucieknie choćby jeden delikwent, zginą wszystkie załogi.

- To świństwo ma stąd natychmiast zniknąć! - Krzyknął An­dré z wściekłością. - Nie zmusicie mnie do latania szantażem!

- To nie szantaż, kapitanie, tylko środek ostrożności, żebyście przypadkiem nie złamali umowy. Całą sprawę można zamknąć jed­nym zdaniem: przestrzegajcie kontraktu, a włos wam z głowy nie spadnie.

- Nigdzie nie lecę z bombą na pokładzie!

- Wtedy oni wejdą na pokład i wszystkich opętają. Potem znajdą nową załogę. Potrzebują nie was, tylko ten statek, jego siłę.

- Ależ pan zuchwały!

Przez chwilę w oczach Kingsleya Pryora odbijała się złość. Spojrzał surowo na swego rozmówcę.

- Tak samo jak wszyscy ludzie, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli pomagają Alowi Capone! - Zaraz jednak opanował gniew i przybrał obojętną minę. - Możemy już wpuścić reporterów? Do skoku translacyjnego zostało mało czasu.

*

Sto metrów przed pubem Jed Hilton przyklęknął i odwiązał czerwoną chusteczkę. Dorosłych na Koblacie zaczynało denerwo­wać przesłanie Kiery Salter; zafascynowane nim dzieciaki nie mia­ły łatwego życia. Co prawda, nie działa im się jakaś wielka krzyw­da, lecz w miejscach publicznych były potrącane, a w domu wysłu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin