Moon Elizabeth 02 - Podzielona wierność.rtf

(1294 KB) Pobierz

Elizabeth Moon

 

Podzielona Wierność

(Divided Allegiance)

 

Czyny Paksenarrion 2

 

Tłumaczenie Jerzy Marcinkowski

 

 


Rozdział pierwszy

 

Kiedy już poddali się wszyscy żołnierze Siniavy, wojownicy Kieri Phelana założyli, że wracają do Valdaire, a może nawet na północ. Część zaczęła nawet planować, jak wykorzystają przypadającą im część łupu. Inni wyczekiwali okazji do odpoczynku i wyleczenia ran. Zamiast tego parę dni później maszerowali na południe wzdłuż Immeru w towarzystwie ludzi Alureda, Halverica i kilku kohort armii księcia Fall. Ci ostatni wyglądali świeżo jak nowe malowidło – prawie nie brali udziału w walkach, z wyjątkiem odpędzenia Siniavy od Fallo.

– Nie rozumiem tego – mruknął po drodze Keri do Paks. – Myślałem, że już po wszystkim. Słodki Kocur nie żyje. Co znowu?

Pokręciła głową.

– Może Książę zawarł nowy kontrakt, sporo przecież wydał na tę kampanię.

– Kontrakt! Na kości Tira, sam powrót do Valdaire zabierze nam resztę sezonu. Po co nam kontrakt?

Typowa naiwność pierwszoroczniaka. Paks uśmiechnęła się do niego.

– Pieniądze – oznajmiła. – A może zapomniałeś już o żołdzie?

Seli mrugnął do Paks jak weteran do weterana i wtrącił:

– Widziałeś kiedyś morze?

– Nie... a czemu? – Keri spojrzał na niego zadziornie, z nosa skapywał mu pot.

– Cóż, to wystarczający powód, by udać się na południe. Ja widziałem – zrobi na tobie wrażenie.

– Jak wygląda? – spytała Paks, widząc, że mina Keriego się nie zmienia.

– Nie sądzę, żeby ktokolwiek potrafił to opowiedzieć. Musisz sama zobaczyć.

Wkrótce dowiedzieli się od kapitanów, że Alured przybrał tytuł księcia Immeru. Paks ani młodszym żołnierzom niewiele to mówiło, lecz Stammel wiedział, iż od upadku starego królestwa Aare tytuł ten nie był używany.

– Jestem zdziwiony, że zgodzili się na to książę Fall i inni wielmoże – powiedział.

– Taka była cena jego pomocy – stwierdził Vossik. Wszyscy sierżanci zebrali się wokół jednego ogniska. – Słyszałem, jak gadali o tym w kohortach Fallo. Obrócił się przeciwko Siniavie, gdy jego roszczenia poparły Andressat, Fallo, Cilwan i – oczywiście – nasz Książę.

– Ale dlaczego?

– To dziwna historia – powiedział Vossik, najwyraźniej paląc się, żeby ją opowiedzieć.

– No dalej, Voss, nie każ się prosić – burknął Stammel.

– Cóż, ja to tylko słyszałem. Nie wiem, czy ci żołnierze Fallo mówią prawdę i czyją w ogóle znają. Wygląda na to, że Alured był kiedyś piratem na Immerhofcie...

– Wiemy o tym...

– Tak, ale taki właśnie był początek. Zdobył inny okręt i już miał wyrzucić za burtę wszystkich jego pasażerów, jak to jest w zwyczaju piratów...

– Do wody? – spytała Paks.

Ktoś wybuchnął śmiechem. Vossik obrócił się do niej.

– Piraci nie chcą mieć bałaganu na pokładzie, więc wyrzucają jeńców za burtę.

– Ale czy ci nie dopłyną lub nie dobrną do brzegu? – zdziwiła się Natzlin.

– Nie. Do brzegu jest za daleko, a woda zbyt głęboka.

– Potrafię przepłynąć spory dystans... – zaczęła Barra.

Paks uśmiechnęła się do siebie. Barranya zawsze uważała, że umie więcej od innych.

– Nie tak daleko. Na flaki Tira, Barro, nigdy nie widziałaś morza. Kiedy kogoś wyrzucają za burtę, statek może znajdować się dzień marszu od brzegu. – Vossik wziął długi łyk naparu i kontynuował opowieść. – Nieważne. Jeden z pasażerów zaczął się wydzierać, że jest magiem i że Alured powinien zostać księciem, w czym on chętnie mu dopomoże.

– Powiedziałbym, że Alured nie wsłuchiwał się zbytnio we wrzaski jeńców – zauważył Stammel. – Nie wygląda na takiego.

– Zgadza się – przytaknął Vossik. – Wydaje się jednak, że usłyszał kiedyś od ojca, iż pochodzi z dobrego rodu, czy coś takiego. Wysłuchał więc czarownika, który powiedział mu, że jest dziedzicem ogromnego królestwa marnującym czas na rozbijanie się po morzu.

– Uwierzył w to? – parsknął Haben, zaczerpując naparu kuflem. – Słyszałem, że piraci są zabobonni, ale...

– No cóż, tamten człowiek wspomniał o dowodzie. Twierdził, iż widział w starym Aare potwierdzające to zwoje. Zaoferował się, że zabierze tam Alureda i udowodni jego prawa do królestwa.

– Do Aare? Tej kupy piachu?

– Skąd wiesz, Devlinie? Nie byłeś tam.

– Nie, ale słyszałem. Zostały tam jedynie rozsiane wśród piasków ruiny. Tak mówią pieśni. – Zanucił zwrotkę Piękne były wieże.

Vossik wzruszył ramionami.

– Alured nie zapytał ciebie. Czarownik oznajmił mu, iż widział dowód jego pochodzenia.

– Widzi mi się – zaczął Erial – że takie szukanie przodków to jedynie dodatkowe kłopoty. Co to za różnica? Nasz Książę zdobył sobie tytuł bez grzebania się w setkach ojców i ojców ojców.

– Albo matek – mruknęła Barra. Nikt nie podjął tematu.

– Wiesz co, tutaj, w Aarenis, ludzie są inni – stwierdził Stammel. – Przypomnij sobie Andressat.

– I tego nadętego puchacza – dorzuciła Barra. Paks zaczęła rozumieć, co miał na myśli Vik, mówiąc o uszczypliwości Barranyi.

– Nie mów tak, Barro. To dobry wojownik i godny swego tytułu hrabia. Większość ludzi utraciłaby Andressat na rzecz Siniavy wiele lat temu. Jest dumny ze swych przodków, to prawda, lecz oni mogą być dumni z niego.

– Opowiadaj dalej o Aluredzie, Voss – ponaglił go Stammel.

– Co było potem?

– Cóż, już wcześniej wierzył w swe szlachetne pochodzenie, pożeglował więc z owym magiem do starego Aare. A potem – pamiętajcie, że usłyszałem to od żołnierzy Fallo i nie twierdzę, że tak naprawdę było czarownik pokazał mu dowód: starożytny zwój, opisujący małżeństwa i koligacje, wskazujący niezbicie, że był w prostej linii potomkiem księcia Immeru, którego w potrzebie wezwano z powrotem do Aare.

– Ależ Vossik, każdy mag umiałby coś takiego sfałszować!

– Erial rozejrzał się dokoła, a kilku słuchaczy pokiwało głowami.

– Nie powiedziałem, że ja w to uwierzyłem, Erialu. Lecz Alured i owszem. Powiedzmy, że pasowało to do jego pragnień. Jeśli Aare było cokolwiek warte, to tylko tronu Aare. Co musiało oznaczać ziemie Immeru.

– I dlatego porzucił morze i osiadł w lasach, by zostać lądowym rozbójnikiem? Co to miało wspólnego z byciem księciem, baronem czy kimkolwiek? – prychnął pogardliwie Erial.

– Jeszcze raz powtarzam: to tylko plotki. Wygląda na to, że najpierw zawinął do portów Immeru, próbując zawiązać sojusz...

– Przecież był piratem! – zawołała Paks z naciskiem.

– Tak, wiem o tym. Może nie myślał zbyt jasno. Potem wynajął gromadę lokalnych zabijaków, odział ich w dawne barwy Immeru i rozpoczął pertraktacje z księciem Fallo.

– Ha! Wyszedł z tego cało?

– Nie był na tyle głupi, by narazić się na niebezpieczeństwo – rozmawiali na granicy Fallo. Książę zareagował zgodnie z waszymi oczekiwaniami, lecz nie obchodziło go zanadto, co działo się w lasach na południu, jak długo nie dotyczyło to go osobiście. A jego poddani twierdzą, iż jest bardzo dalekowzrocznym władcą, który nie czyni sobie niepotrzebnie wrogów.

– A co z Siniavą? – Dla Paks to było najważniejsze: po której stronie od samego początku był Alured?

– Cóż, początkowo jedno mieli wspólne: stara szlachta nie uznawała ich roszczeń. Siniava obiecał Aluredowi księstwo, jeżeli przerwie żeglugę na Immerze i będzie chronił ruchy wojsk Kocura po okolicy. Alured zgodził się na współpracę. Dlatego właśnie nikt nie mógł wytropić Siniavy po Rotengre.

– Tak, ale... – zaczęła Paks, lecz Vossik zdecydowanie jej przerwał.

– Ale dwie kwestie: Andressat i mądrość naszego Księcia. Andressat okazał Aluredowi uprzejmość, obiecując poparcie jego roszczeń w razie, gdyby wsparł je także książę Fall. Toteż Alured nie zaatakował Andressatu, gdy zażądał tego Siniava. Wszak uznawał się za księcia i pozostawał ponad poleceniami hrabiego. Jeśli zaś chodzi o naszego Księcia – pamiętacie kuglarzy, których spotkaliśmy w Kodaly? – Stammel przytaknął. – Alured zaprzyjaźnił się z nimi, gdy osiadł w lasach, stanęli więc po jego stronie. Nasz Książę wiele lat temu, jeszcze na północy, zawarł z nimi własny pakt. Stąd wiedział, czego Alured pragnie. Orientował się także w dążeniach Fallo: związania się poprzez małżeństwo z północnym królestwem. Pamiętał także o gotowym do ożenku dziecku Sofiego Ganarriona...

– Ale Sofi nie jest królem... – odezwał się ktoś z ciemności.

Jeszcze nie. Pamiętajcie, co zawsze mówił. A mając poparcie Fallo... – Głos Vossika ucichł. Kilku słuchaczy okazało się wystarczająco bystrych.

– Bogowie! Chcesz powiedzieć...

– Nasz Książę i Halveric zdołali jakoś przekonać księcia Fall, że pomoc Alureda w tej kampanii jest tyle warta. Dlatego też książę Fall zgodził się poprzeć roszczenia Alureda, a wtedy zbójca przeszedł na naszą stronę i umożliwił przejście przez las nam, a nie Siniavie.

Paks zadrżała. Nigdy nie myślała o posunięciach poza polem bitwy.

– Czy Alured naprawdę jest księciem Immeru?

Vossik wzruszył ramionami.

– Ma tytuł. Ma władzę. Czego jeszcze trzeba?

– Ale jeśli tak naprawdę nie jest... mam na myśli krew...

– Nie wiem, czemu miałoby to mieć znaczenie. Jest szansa, że okaże się lepszy jako książę niż pirat – będzie musiał rządzić, rozwijać handel, położyć kres rabunkom...

– Zrobi to? – Haben rozejrzał się po pozostałych, nim podjął wątek: – Osobiście nie powiedziałbym, że pirat i rozbójnik może zostać dobrym władcą. A skoro już o tym mowa, to jaka jest różnica pomiędzy grabieżą a podatkami?

– Nie jest głupi, Habenie – Vossik wyglądał na przejętego. – Będzie musiało być lepiej niż za Siniavy...

– O to mi chodzi. Siniava twierdził, że ma prawo władać tym rejonem, ale w Cha i Sibili wszyscy widzieliśmy, co to oznaczało. Nie uciął handlu, jak uczynił to Alured, lecz czy ktoś z nas chciałby mieć takiego władcę? Pamiętam twarze w tamtych miastach.

– Ale walczył z Siniavą...

– Tak – pod koniec. Za sowitą nagrodę. Nie mówię, że jest na wskroś zły, Vossiku, nie wiem tego. Niemniej, jak dotąd, szedł tam, gdzie leżało złoto. Jak będzie rządził? Człowiek uważający się za szlachetnie urodzonego, oszukany co do swoich praw – co uczyni, kiedy dotrzemy do portów Immeru?

 

* * *

 

Dowiedzieli się w Immerdzanie, gdzie Immer rozszerzał się raptownie w zatokę dłuższą niż szerszą. Nie trzeba było szturmować portu. Nigdy nie został ufortyfikowany od strony lądu, poza niskim murem z najprostszą bramą. Armia wkroczyła do portu, nie napotykając najmniejszego oporu. Wąskie, brudne uliczki śmierdziały rzeczami, których Paks nigdy wcześniej nie wąchała. Ujrzała zatokę, wzburzoną i ciemną od błotnistych wód Immeru. Brzeg zapchany był pomostami i nabrzeżami na na wpół zbutwiałych palach, ze szkieletami łodzi, zatopionymi łodziami, unoszącymi się na wodzie łodziami, nowymi łodziami, drzewcami masztów, strzępami żagli oraz sieciami zwisającymi z każdej dostępnej tyczki i dekorującymi domy. Zobaczyła małe, nagie dzieci, wychudzone jak kozy, nurkujące i pływające wokół łodzi. Większość z nich zaplatała włosy w pojedynczy warkocz przewiązany jaskrawymi tasiemkami.

Dalej rozciągała się zatoka, rozległa i niemal pusta w gorącym, popołudniowym słońcu. Jej powierzchnię znaczyły błękitne i zielone pasma. Paks nigdy czegoś takiego nie widziała. Kilka łodzi żeglowało z wiatrem, pchanych wielkimi, trójkątnymi żaglami, wygiętymi niczym skrzydła. Przyglądała się im zafascynowana. Jedna z nich zmieniła hals, ciemna kreska kadłuba skróciła się, a po chwili znów wydłużyła. W oddali widać było wzniesienia za zatoką, a na południu woda przybierała inny odcień zieleni, by przejść do głębokiego błękitu w miejscu, gdzie Immer mieszał się z morzem.

Dokoła żołnierzy Księcia zebrał się hałaśliwy tłum paplający w piskliwym, irytującym języku. Dzieciaki uganiały się tam i z powrotem, niektóre nadal mokre i połyskujące wodą, inne umorusane. Przy łodziach skupili się bosonodzy mężczyźni, w krótkich spodniach, z zaplecionymi w pojedynczy warkocz włosami, a w drzwiach i oknach tłoczyły się kobiety w kolorowych, kusych sukienkach i pończochach w paski. Jeden z kapitanów Alureda zawołał coś w lokalnym narzeczu i natychmiast zapadła cisza. Paks usłyszała chlupoczącą wokół pali pomostu wodę. Zadygotała, zastanawiając się, czy morze ma duszę. Może jest głodne?

Kapitan Alureda odczytał trzymany w rękach zwój. Paks poszukała wzrokiem Arcolina i przyjrzała się jego minie, z pewnością wiedział, co się dzieje. Niestety, z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin