GR0551.Wilks_Eileen_Oswiadczyny_Jacoba_01.pdf

(556 KB) Pobierz
Jacob's Proposal
Eileen Wilks
Oświadczyny Jacoba
Tytuł oryginału
Jacob's Proposal
154776750.001.png 154776750.002.png 154776750.003.png
PROLOG
- Musimy się ożenić.
Trzej mężczyźni stali w milczeniu. Dwaj wyglądali na
zaskoczonych, trzeci miał ponury wyraz twarzy. Wszyscy
wysocy, lecz na tym kończyło się ich podobieństwo.
W końcu byli tylko przyrodnimi braćmi.
Luke, średni, roześmiał się krótko.
- Co takiego? My trzej? Żyjemy w Teksasie. Prawo
zabrania tu takich rzeczy.
- Nie udawaj głupszego, niż jesteś - odezwał się Mi-
chael, najmłodszy, ciemnooki i ciemnowłosy, zbudowany
jak doker, lecz o subtelnych rysach twarzy uczonego. -
Koszty leczenia są tak wysokie, Jacob? - zapytał.
Jacob West, najstarszy i najwyższy z całej trójki, stał
przed kominkiem. Był mężczyzną o szerokich barach,
ostrych rysach, ciemnych włosach i wyjątkowo jasnych
oczach.
- Każdy etap kuracji trwa osiem dni i kosztuje około
stu tysięcy dolarów. Żadnego nie pokrywa ubezpieczenie,
bo to leczenie eksperymentalne.
Michael tylko gwizdnął.
- Nawet ty nie masz tyle pieniędzy - odezwał się Luke.
- Boże, kiedy ostatnio widziałem Adę, wyglądała cał-
kiem dobrze. Trudno uwierzyć... Od jak dawna o tym
wiesz?
- Od czterech miesięcy.
- Od czterech miesięcy? - Luke spojrzał na brata.
Odznaczał się delikatniejszą posturą niż pozostali bra­
cia.
- Nic nam wcześniej nie powiedziałeś? - zdumiał się,
podchodząc do Jacoba, jakby miał zamiar go zaatakować.
- Spokojnie - Michael położył mu dłoń na ramieniu.
- Ada nalegała, bym obiecał, że nikomu tego nie
zdradzę. Sam nie wiedziałbym o niczym, gdyby pewne­
go dnia nie zemdlała w mojej obecności... - Jacob za­
cisnął usta, przywołując w pamięci ten obraz. - Teraz
łamię dane słowo, ponieważ możemy razem coś zrobić,
żeby jej pomóc.
- Gdzie ona jest? - spytał Michael. - W szpitalu?
- Nie, w Szwajcarii, w instytucie, który specjalizuje
się w leczeniu rzadkich chorób krwi. Zrobiłem dla was
kopie wszystkich informacji, jakie udało mi się zebrać na
temat syndromu Timura, który dotknął Adę. - Podał każ­
demu z braci plik dokumentów.
W ciszy przeglądali raport. Wreszcie Michael odłożył
papiery.
- Czy ta eksperymentalna kuracja jest bezpieczna?
- Jak dotąd, Ada znosi ją nad podziw dobrze. Na razie
nie ma mowy o pełnym wyleczeniu, ale wygląda na to, że
kontynuacja terapii może sprawić, iż wszystkie symptomy
choroby znikną. Dlatego po was posłałem.
- Nigdy nie przywiązywałem wagi do pieniędzy. Do­
skonale mogę się bez nich obyć - rzekł Michael.
- Wspaniałomyślny gest, ale niewystarczający. Ada
będzie potrzebować od dwóch do czterech takich kuracji
w ciągu roku przez resztę życia. Koszta się obniżą, kiedy
ten typ leczenia zostanie zaakceptowany u nas w kraju,
a to może potrwać z pięć lat, jeśli nie dłużej.
- Mówisz o sumie dwóch, trzech milionów dolarów
potrzebnych na następne pięć łat.
- Tak.
Jeszcze raz zapadła cisza. Istniał tylko jeden sposób,
w jaki mogli pomóc Adzie. Musieli się ożenić.
- No dobrze - zaczął Luke. - Kto zrobi to pierwszy?
Michael zignorował słowa brata.
- Ile czasu trzeba, by rozwiązać trust, kiedy już speł­
nimy ten warunek? - zapytał.
- Przynajmniej cztery tygodnie - odrzekł Jacob. - Ada
będzie wymagała kolejnej serii zabiegów za kilka miesię­
cy. Pokryłbym koszt z własnych zasobów, ale muszę za­
kończyć pewne przedsięwzięcie, które może okazać się
kosztowne.
- A więc pożenimy się raczej wcześniej niż później.
Nie ma problemu - powiedział Luke. - Znam co najmniej
kilka pań, które będą zachwycone, mogąc mi pomóc. Tym
bardziej, kiedy dowiedzą się, ile mi jeszcze zostanie nawet
po opłaceniu kuracji Ady. Jacob, oczywiście, poprosi o rę­
kę Maggie.
- Chcesz załatwiać za mnie moje sprawy?
- Tylko nie mów, że zwodziłeś tę biedną dziewczynę.
- W oczach Luke'a błysnęło wyzwanie.
- Mówicie o Maggie Stewart? - Michael uniósł brwi,
gdy Jacob przytaknął. - A więc serio o niej myślisz?
- W swoim czasie rozważałem to małżeństwo. - Lek­
ko wzruszył ramionami.
- A ty, Mick? Przy twoim zajęciu nie masz zbyt wielu
okazji do spotykania kobiet. Wślizgujesz się na wrogie
terytoria, od czasu do czasu wysadzasz coś w powietrze.
To nie zostawia wolnych chwil na spotkania towarzyskie.
- Luke'owi chodzi o to, czy twoje obowiązki nie staną
na przeszkodzie znalezieniu narzeczonej. Mówiłeś, że
wkrótce znowu dokądś wyjeżdżasz - dorzucił Jacob.
- Tak. Za osiem dni.
- Osiem dni? - Gwizdnął Luke. - Nawet jak dla mnie
- a działam szybko - to nie za wiele czasu. Jednak z tymi
wszystkimi milionami, które wkrótce przypadną ci
w udziale, da się to zrobid. Chcesz, bym podesłał ci kilka
kandydatek?
- Myślę, że sam sobie poradzę ze znalezieniem żony
- rzucił Michael.
- Jeszcze jedno - wtrącił Jacób. - Leczenie jest skute­
czne, lecz nie ma gwarancji, iż jego kolejne etapy przy­
niosą te same efekty. Możemy się ożenić, rozwiązać trust,
założyć inny, by opłacać kurację Ady, a w miesiąc czy rok
później ona i tak umrze.
Luke i Michael tylko wymienili spojrzenia. Rozumieli
się bez słów. Michael przemówił w imieniu obu.
- Miesiąc, rok, dwadzieścia lat. Nie ma znaczenia, ile
jej życia uda się kupić. Zawsze warto. To przecież Ada.
Więc postanowione. Wszyscy trzej muszą szybko
znaleźć kobiety chętne do małżeństwa, co pozwoli rozwią­
zać trust ustanowiony wolą ojca, który domagał się od
synów spełnienia warunku założenia rodziny, nim odzie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin