JADWIGA COURTHS-MAHLER Czarodziejskie r�ce PHPO n Prze�o�y� Jan Wierzbicki MBP Zabrze -7 12. 01. ?005 � 23. 08. 2005 13. 09. 7005 26. 10 ?0!)5 2001 05. 2004 1......�� C� mOi *yciu tyjko j JADWIGA COURTHS-MAHLER Czarodziejskie r�ce Prze�o�y� Jan Wierzbicki n MBP Zabrze nr inw.: �1 - 18253 F 1 NIEM. ? o :: 8. 09. r7; -7 12, im ; 2001 -a 2004 18 01 2005 ' i ' 23. 08. 2005 13. 09. 7005 I 26. 10, ?005 i i Oli. �) 'i ' ' '� ; ! i �] ; � j ii' ' ' ' i C� mo. ?yciu tyjko. !' ~ t ': I j ' � '� i - j Tytu� orygina�u: Feen Hande � Translation by Jan Wierzbicki Znaki firmowe Oficyny Wydawniczej .Akapit" oraz znaki serii wydawniczych �Akapitu" zastrze�one ISBN 83-85715-60-6 Projekt ok�adki i strony tytu�owej: Marek Mosiriski Redakcja: Halina Kutybowa Redakcja techniczna: Jaros�aw Fali Korekta: Piotr Kutyba ffti Wydanie pierwsze Yydawca: �Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o.o. Katowice 1993 Ark. druk. 7,25. Ark. wyd. 7,5 Druk h oprawa: Rzeszowskie Zak�ady Graficzne Rzesz�w, ul. p�k. L. Lisa-Kuli 19. Zam. 1054/93 I Felicja Rogga siedzia�a naprzeciwko swego opiekuna, Karola Wernhera i czyta�a mu gazet�. Stary pan, zag��biony w fotelu spogl�da� z zadowoleniem na urocze zjawisko, jakim by�a jego przybrana c�rka, i przys�uchiwa� si� pe�nemu mi�kko�ci brzmieniu jej g�osu. W chwili gdy Felicja sko�czy�a czytanie artyku�u, wszed� s�u��cy i wr�czy� wizyt�wk�. � Ten pan �yczy sobie rozmawia� z �askawym panem w bardzo pilnej sprawie � zameldowa�. Karol Wernher wzi�� w palce wizyt�wk� i przeczyta�: Dr Ryszard Wernher In�ynier dyplomowany Jego twarz spochmurnia�a, a w oczach pojawi� si� b�ysk niezadowolenia, co nie usz�o uwagi Felicji. � Wujku, co si� sta�o? � nachyli�a sie ku swojemu opiekunowi. Poda� jej wizyt�wk�. � Popatrz: pan doktor Ryszard Wernher! A wiec zrobi� sw�j doktorat i z pewno�ci� ma do mnie jak�� spraw�. Ale powinien mnie zostawi� w spokoju, ja go nie przyjm�. Felicja spojrza�a ze zdziwieniem na wizyt�wk�. � Wujku Karolu, chcesz go rzeczywi�cie odprawi� z kwitkiem? Nie czy� tego, prosz� ci�. Pewnie to jest bardzo wa�na sprawa, je�li sprowadza doktora Wernhera do ciebie. Musisz go przynajmniej wys�ucha�. � Musz�? Nie, Czarodziejko, nie musz� i nie chc�. C� mo�e mnie spotka� z jego strony? Z pewno�ci� nic dobrego. W moim �yciu tyjko same z�e rzeczy ��cz� si� z tym nazwiskiem! Felicja chwyci�a r�k� starego pana i spojrza�a prosz�co w jego oczy. � Kochany wujku, co winien Ryszard Wernher temu, �e jest synem swoich rodzic�w? � spyta�a cichym g�osem. Stary pan nieco si� zmiesza�. Potem spojrza� niepewnie w jej stron�. � Naturalnie � on temu nic nie winien. Ale jest cz�owiekiem ich pokroju. A ja z tymi lud�mi nie chc� mie� nic wsp�lnego. Nigdy! Felicja spojrza�a ze smutkiem. � Niekiedy bywasz niesprawiedliwy, wujku Karolu. Ale przecie� m�g�by� go wys�ucha�. Zapewne nie przyszed� do twego domu z lekkim sercem. Stary pan potrz�sn�� energicznie g�ow�: � B�dzie jak powiedzia�em, nie przyjm� doktora! Felicja podnios�a si� z miejsca i po�o�y�a r�k� na jego ramieniu. � Kochany wujku, je�li ty nie chcesz go przyj��, pozw�l mnie to uczyni�. Spojrza� na ni� zdumiony. � Pali ci� ciekawo��, Czarodziejko, aby si� dowiedzie�, czego on chce. \ Sk�oni�a szelmowsko g�ow�. � Tak, nic tylko ciekawo��, wujku. Pogrozi� jej palcem. � Tej twojej przywary jeszcze nie znam. Ale je�li o mnie chodzi, przyjmij go. Spytaj, co go do mnie sprowadza i co tam jeszcze chcesz wiedzie�. � I je�li sprawa wyda mi si� wa�na, poprosz� ciebie � powiedzia�a z o�ywieniem. � Nie, tak si� nie umawiali�my. Przyjmiesz go i powiesz mu, �e nie b�d� z nim rozmawia�. Je�li ma co� rzeczywi�cie wa�nego, niechaj przeka�e tobie. Felicja waha�a si� chwil�, jakby chcia�a zg�osi� jaki� sprzeciw, ale potem powiedzia�a do s�u��cego: � Prosz� wprowadzi� doktora do salonu. Gdy s�u��cy wyszed�, stary pan spojrza� powa�nie na dziewczyn�. � A wi�c chcesz rzeczywi�cie narazi� si� na to nieprzyjemne spotkanie? Odetchn�a g��boko. � Tak nieprzyjemne chyba nie b�dzie. Mi�dzy nami nie by�o niczego, co mog�oby mnie powstrzyma� od spotkania z nim. � Czy�by? Czy tak my�lisz naprawd�, Czarodziejko? Czy�by� zapomnia�a, �e to jego rodzice swoimi niecnymi intrygami dzia�ali przeciwko mnie i twojej niezapomnianej matce? I oddalili nas od siebie? Oni jedni winni s� temu, �e ja w�wczas w za�lepionej s�abo�ci odes�a�em pier�cionek twojej matce i uda�em si� w podr�, podczas gdy ona ze z�o�ci odda�a swoj� r�k� pierwszemu lepszemu i w ten spos�b przypiecz�towa�a nieszcz�cie. Czy zapomnia�a�, ile wycierpia�a twoja matka przy boku ojca? A w ma��e�stwo to wp�dzili j� ci ludzie tylko dlatego, aby uczyni� moje �ycie nieszcz�liwym. Nie zapomn� tego, moja kochana Czarodziejko. Nie, nigdy! Felicja zgarn�a �agodnie jego w�osy z czo�a. � Niczego nie zapomnia�am, wujku Karolu, ani twoich, ani mojej matki cierpie�. Ale temu wszystkiemu byli winni tylko rodzice Ryszarda Wernhera, a nie on sam. � Tak, a to, �e oskar�y� ci� o wy�udzenie spadku, nie jest tak�e jego win�? Felicja przesun�a r�k� po czole, a jej usta zadr�a�y bole�nie. � Do pewnego stopnia on tak�e zawini�, wujku Karolu. Ale on powtarza� tylko to, co us�ysza� od swoich rodzic�w. A oni gniewali si� na mnie, gdy� poj�li, �e swoimi intrygami oszukali sami siebie, albowiem obwie�ci�e� dostatecznie g�o�no przed �wiatem, �e ja b�d� twoj� jedyn� spadkobierczyni�. Dlatego Ryszard Wernher tak�e widzi we mnie jedynie obcego intruza, kt�ry wyrwa� go z twego serca i pozbawi� twej �aski. W takim razie nie b�dzie w tym nic dziwnego, je�li nie oka�e mi przyjaznych uczu�. Karol Wernher zrobi� przecz�cy ruch r�k�. � Jest on synem swoich rodzic�w, a jab�ko pada niedaleko od jab�oni. Na twarzy Felicji pojawi� si� cie�. Ze smutkiem przygl�da�a si� staremu panu. � Wujku Karolu, ja tak�e jestem c�rk� swojego ojca � powiedzia�a cicho. Jego twarz poczerwienia�a, przyci�gn�� dziewczyn� czule do siebie. � Wybacz mi, moja droga Czarodziejko. Ale ty jeste� tylko c�rk� twojej matki, kt�r� kocha�em ponad wszystko. Twarz Felicji pokra�nia�a. � No, wi�c widzisz, �e r�wnie dobrze Ryszard Wernher m�g� wrodzi� si� w ojca, kt�ry, jak sam mi powiedzia�e�, nie by� z�ym cz�owiekiem. A w takim razie Ryszard Wernher jest w tym wszystkim ca�kowicie niewinny. � Powiedzia�a i skierowa�a si� w stron� drzwi, aby przyj�� m�odego doktora. Mo�e uda jej si� doprowadzi� do pojednania mi�dzy wujkiem i kuzynem ponad g�owami jego rodzic�w. Karol Wernher patrza� za ni� wzruszony. I to ma by� kto� wy�udzaj�cy spadek � pomy�la�. Przed drzwiami salonu Felicja zatrzyma�a si� na chwil� i odetchn�a g��boko, nim wesz�a do wn�trza. Na �rodku przytulnego pokoju sta� pan, lat oko�o trzydziestu, smuk�y i wysokiego wzrostu. Jego twarz wyra�a�a energi� i zdecydowanie. Twardy, cierpki rys wok� wyrazistych, p w�skich wargach ust �wiadczy� o niejednym mocowaniu si� z przeciwno�ciami �ycia. W tej m�skiej twarzy by�o co� z gotowo�ci do walki i zarazem co� skrytego, co mo�e tak wyra�nie ujawni�o si� teraz dopiero, gdy Ryszard Wernher przeczuwa� przed sob� ci�kie chwile. Kiedy ujrza� wchodz�c� Felicj�, na jego twarzy pojawi� si� wyraz zdecydowanie nieprzychylny. � Przepraszam, ja chcia�em m�wi� z panem Karolem Wemherem � powiedzia�, odrzucaj�c jej po�rednictwo. Felicja przyblad�a nieco, ale spogl�da�a na niego spokojnie i zdecydowanie. � M�j opiekun nie czuje si� dobrze, panie doktorze, i dlatego nie mo�e pana przyj��. , W oczach przybysza pojawi� si� gniew. � Chce pani, zapewne, powiedzie�, �e nie pozwala pani swojemu wujkowi widzie� si� ze mn�? Felicja nie straci�a spokoju. � Nie, tego na pewno nie chc� powiedzie�. � Ale w ka�dym razie tak jest � obstawa� przy swoim. � Nie jest tak. Poniewa� m�j opiekun wzbrania� si� przyj�� pana i chcia� odprawi�, poprosi�am go, aby mi pozwoli� spotka� si� z panem. Albowiem zda�am sobie spraw�, �e tylko bardzo wa�ne powody sk�oni�y pana do przekroczenia prog�w domu mojego opiekuna. � W istocie, wa�ne powody sk�oni�y mnie do tego, aby odwiedzi� dom, w kt�rym od czasu, gdy pani tu jest, nigdy mnie nie przyjmowano. � I jest pan, naturalnie, przekonany, �e to moja wina, i� wujek Karol zerwa� wszelkie stosunki z panem? � Poniewa� nie da�em nigdy mojemu wujkowi powodu do gniewu, musz� przyj��, �e to pani wina. Bowiem od dnia, w kt�rym pani tutaj zamieszka�a, nie mia�em wst�pu do tego domu. Felicja odpowiedzia�a z ca�kowitym spokojem: � Prosz� pomy�le�, �e ja by�am w�wczas dziesi�cioletnim dzieckiem! Zreszt� wcale si� pan na mnie nie pozna�. Ten, kto panu powiedzia�, �e chc� wy�udzi� spadek � a wiem, �e w pewnym towarzystwie tak pan o mnie m�wi� � �le pana poinformowa� albo z niewiedzy, albo ze z�o�liwo�ci. Nic nie jest mi bardziej obce, ni� nastawia� wujka Karola przeciwko panu. Gardzi�abym sama sob�, gdybym tak post�powa�a. Ryszard przygl�da� si� jej badawczym spojrzeniem. � Ale wujek Karol o�wiadczy� ca�kiem oficjalnie, �e jedynie pani� chce uczyni� swoj� spadkobierczyni�. A przecie� ma on krewnych, kt�rzy s� bli�ej z nim zwi�zani ni� pani. Dawniej dawa� dostatecznie cz�sto do zrozumienia, �e ma do mnie rodzinny stosunek, �e jestem mu mi�y i tak warto�ciowy, jak w�asny syn. Wydaje si�, �e zapomnia� o tym wszystkim i dzi� kocha tylko pani�. Felicja zebra�a wszystkie si�y, aby zachowa� spok�j. � Czy nigdy jeszcze pan nie s�ysza�, �e mog� by� silniejsze wi�zi mi�dzy dwojgiem ludzi ni� wi�zi krwi? Pomi�dzy pa�skim wujkiem i mn� istniej� takie i to, kim sta� si� on dla mnie w�a�nie, tylko ja mo...
sergiuszd