Gorąca Kąpiel Czyli C'EST LA VIE.doc

(57 KB) Pobierz

GORĄCA KĄPIEL czyli C'EST LA VIE
wejdawustus



  Siostra ustaliła termin zamążpójścia i  ma zaszczyt prosić mnie w charakterze świadka i zarazem pierwszego drużby.
  – Tylko mi bez grymasów i żebyś mi jakiego numeru nie wykręcił – powiedziała pół żartem, pół serio.
  Wiem, do czego piła, więc się tylko uśmiechnąłem.
  – Spoko, mała...
  – Będziesz z Kamilą, jego siostrą.
  No pewnie, że nie z jego bratem, wiadomo...
  I z tego powodu czym prędzej zapisałem się na kurs tańca towarzyskiego, bo ja na parkiecie...
  Co do siostry i jej chłopaka, to z mojej perspektywy patrząc wyglądali na dobraną parę. Nawet czasem zazdrościłem jej, że ma takiego przystojnego, fajnego mena. Siostra od trzech lat wie – jak i cała moja rodzina – że jestem „pedałem”. Wszyscy osłupieli, gdy wtedy na święta Bożego Narodzenia pojawiłem się w domu z Leszkiem, z którym byłem już dwa lata. Obaj postanowiliśmy ujawnić się wreszcie przed światem i przed najbliższymi. On tamte święta miał spędzić sam, a ja za bardzo go kochałem, abym mu na to pozwolił. Rodzice z kolei byliby bardzo zdegustowani, gdybym świąt nie spędzał z nimi w domu, jak to było naszą rodzinną tradycją. Więc – po długiej rozmowie decyzja – i pojawiliśmy się u mnie razem. Rodzice stanęli ze zdziwionymi minami, bo chociaż uprzedziłem ich, że przyjdę „z kimś”, to na pewno byli przekonani, że będzie to moja dziewczyna, którą wreszcie poznają. Niestety... Po pierwszym zaskoczeniu przyjęli nas bardzo gościnnie i serdecznie, ale gdy wyznałem im, kim Leszek jest dla mnie, doznali lekkiego szoku. Dopiero pod wpływem świątecznych trunków stopniowo miękli i wreszcie późnym wieczorem już cieszyli się z mojego szczęścia. Że jeśli mnie jest „tak” dobrze, jeżeli ja jestem „tu” szczęśliwy, to oni się z tym pogodzą. Fajnie jest mieć takich staruszków, nie? Brat miał najwięcej problemów. Najpierw był trochę speszony, potem nie ukrywał swojej wrogości wobec Leszka, ale gdy poprosiłem go na rozmowę na osobności i po prostu powiedziałem mu prosto w oczy, że albo... albo... to potem i on się rozkręcił. Siostra wzruszyła ramionami i powiedziała tylko, że miała nadzieję, ze kiedyś będzie trzymała do chrztu mojego bajtla, ale jak nie będzie, to też się świat nie zawali. I wreszcie mogła z kimś pogadać na temat facetów, bo ani z mamą, ani z bratem jakoś jej to nie szło. A Leszek doskonale „znał się” na facetach, na męskiej modzie i na innych „męskich sprawach”. Te święta były dla mnie najpiękniejsze... A na Wielkanoc dowiedziałem się, że Leszek mnie zdradza. Zabolało mnie to bardzo. Nie umiałem mu przebaczyć i nie chciałem walczyć o niego. Jeśli on wolał tamtego... Chociaż mnie przepraszał i zapewniał – nie chciałem. Po co? Żeby za jakiś czas jeszcze raz przeżywać podobne męki?... Przez miesiąc dochodziłem do siebie. Czułem, się tak, jakby umarł mi ktoś bardzo bliski. Byłem zły na wszystkich, opryskliwy, trudno było ze mną wytrzymać. W końcu wziąłem się w karby.
  Rodzinka dopiero na wakacjach dowiedziała się, że w moim życiu Leszka już nie ma, że na swój urlop na Mazury jadę sam...
  Był długi majowy pięciodniowy weekend, od czwartku aż do niedzieli. Nie wiedziałem, co robić. Mogłem gdzieś pojechać, ale nie za bardzo byłem z kasą. Wolałem zaoszczędzić na wakacje, na urlop. Postanowiłem więc zostać w domu, trochę poleniuchować, trochę poczytać. We wtorek, wracając z biura, wstąpiłem do Empiku. Upiększyłem swoją domową biblioteczkę trzema książkami (a miałem oszczędzać na wakacje!) oraz kupiłem dwa filmy na DVD. Z książek byłem zadowolony, zaraz wieczorem zacząłem czytać pierwszą. Ale z filmów już nie. Tandetna akcja, z góry wszystko dało się przewidzieć. W środę w pracy bardzo szybko uporałem się z papierkami, z naczelnym już miałem uzgodnione, że odbieram wolne za nadgodziny i że wcześniej wychodzę. Zrobiłem zakupy, aby nie stać w kolejkach do kasy w „godzinach szczytu”, wróciłem do domu, poleniuchowałem, ale tuż przed 16:00 zadzwoniłem do biura, żeby sprawdzić moich dwóch stażystów, czy też sobie nie zrobili wolnego i czy czasem nie wyszli wcześniej. Byli obaj. Więc uprzejmie poinformowałem ich, że daję im wolny poniedziałek po weekendzie, mogą wypocząć, ale we wtorek mają pracować pełną parą, bo ja będę później, mam „służbowe spotkanie”. Ucieszyli się, podziękowali. A to nie był z mojej strony żaden akt łaski, tylko „oddałem” im ich nadgodziny. Bo jak ja siedziałem dłużej, siedzieli i oni. Za to we wtorek będę punktualnie, i zobaczymy, co oni na to...
  No więc mamy ten długi majowy weekend... Środa, wczesne popołudnie, a ja w domu. Od czego zacząć? No – od przygotowania dobrej obiado-kolacji. I od kąpieli. Takiej długiej, gorącej kąpieli.  Odtworzyłem krany w łazience i poszedłem do kuchni. Co zrobić? Najlepiej kurczaka w warzywach z ryżem Gdy już patroszyłem kurczaka, telefon. Siostra.
  – Mama jest?
  – Nie ma.
  – Tata...?
  – Nie ma. Nie wiesz, że oni przed każdym weekendem siedzą jeszcze dłużej niż zwykle? Potem zakupy i będą wieczorem. No i co chcesz od nich, ja ci nie wystarczam?
  O Bartka, brata, nie spytała, na szczęście pamiętała, że on weekenduje ze swoją dziewczyną.
  – Nudzę się i chciałam z kimś pogadać.
  I zaczęła się niekończąca się rozmowa, w której ja tylko odpowiadałem: tak, no, może, nie wiem... Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi, co mnie zdziwiło, bo żadnych gości się nie spodziewałem.
  – Ktoś tam dzwoni, dobrze usłyszałam? Może mama. No nic, ja się już wygadałam. To do wieczora, cześć!
  – Cześć – odłożyłem słuchawkę i poszedłem do drzwi. Jednak po drodze już domyślałem się powodu czyjejś wizyty W przedpokoju i w łazience było pełno wody! Wanna się przelała! Wpadłem do łazienki, zakręciłem wodę. I do drzwi.
  – Co ty robisz, człowieku!
  Rzeczywiście był to sąsiad z dołu, młody chłopak, który niedawno się tu wprowadził.
  – Zamiast gadać, łap drugą szmatę i wycieraj ze mną! – zamknąłem dyskusję, a on stanął jak wryty.
  Pomógł mi. Był bardziej gorliwy ode mnie. Obracał szmatą trzy razy szybciej niż ja. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, jakoś nie było okazji, a teraz gadaliśmy jak najęci. O niczym. O wodzie i podobnych „nieszczęśliwych wypadkach”.
  – Wiesz co, może i dobrze się stało, że mnie zalałeś – powiedział. – Miałem malować zaraz po wprowadzeniu się, ale ciągle to odkładałem. Teraz już będę musiał wreszcie zrobić ten remont.
  – No to mi ulżyłeś, chłopie. Jacek jestem – wyciągnąłem rękę, którą on uścisnął.
  – Marek...
  – Nie wiem, jak twoje mieszkanie wyglądało przed tym zalaniem, ale dołożę ci się do tego remontu.  
  – Pomożesz mi po remoncie posprzątać, to będzie najlepsze – powiedział z uśmiechem. – Dobra, idę powycierać u siebie, co mi tam jeszcze naciekło. Nawet w kuchni mi zaczęło kapać na żarcie, bo właśnie szykowałem na kolację.
  Niewiele myśląc rzekłem:
  – Pomogę ci, poczekaj. A potem na kolację zapraszam cię do siebie. Właśnie robię kurczaka w jarzynach z ryżem.  
  – Eee... No, tego to nie podaruję. Stoi – i przyklepaliśmy „żółwika”
  – Ok.
  U niego nie było wiele roboty, kilka pojedynczych kałuży w kuchni, w łazience zalana posadzka. Poszło migiem. Ale w stołowym też wykwitały plamy na suficie. Cholera!
  – No masz... – powiedział Marek. – Pozwolisz się jeszcze wykorzystać? – popatrzył i uśmiechnął się.
  – Wykorzystać? – spytałem dziwnie.
  – Wiem, zabrzmiało głupio – Marek wyraźnie zmieszał się. – Żebyś mi pomógł odsunąć tu meble, na środek.
  – A... Jasne!
  Cholera, jakie ciężkie te graty! Nie dały się przesuwać, trzeba było je dźwigać! Spociliśmy się obaj, ale on bardziej. Zdjął koszulę. Jaki tors, jaka klata! Widać, że musiał często uczęszczać na siłownię. Po raz pierwszy spojrzałem na niego okiem geja. Mmm... byłby z niego smaczny kąsek. Dżinsy opięte, tyłek marzenie... w kroku ładna górka... Wtedy uchyliła się jedna z szuflad, a ja dostrzegłem w niej... nasze branżowe pisemko! Kurw... Co jest? On...? Ale Marek błyskawicznie domknął szufladę, a ja udałem, że niczego nie zauważyłem. A w tej samej chwili spociłem się dwa razy więcej.
  Koniec roboty. Otarłem pot z czoła.
  – No to do mnie. Kurczak już tam będzie gotowy, zaraz naparzę ryż i będzie kolacja – powiedziałem.
  – Ok. Z przyjemnością.
  Kazałem mu się rozgościć – nalałem po kieliszeczku wina – a tymczasem wstawiłem ryż do mikrofali. Jednak cały czas myślałem o tym „naszym” pisemku w jego szufladzie. Jak to sprawdzić...?
  – Wiesz co? Cały jestem mokry. Wziąłbym szybki prysznic. Zaraz wrócę – powiedział wchodząc mi do kuchni.
  – A tu u mnie nie możesz? Dam ci czysty ręcznik... Ja też jestem cały mokry. Wykąpię się po tobie.
  – No... właściwie to mi obojętne, gdzie... Dobre masz to wino.
  – Jeszcze po lampce? A może coś mocniejszego... do kolacji?
  – No... a ja czym ci się zrewanżuję?
  Już miałem mu odpowiedzieć: sobą... ale tylko uśmiechnąłem się i wesoło wzruszyłem ramionami.
  – Umyjesz mi plecy – odpowiedziałem.
  – To... to może ty od razu wejdziesz umyć moje? – zażartował, ale przy tym znów trochę się zmieszał.
  – To wiesz co? Wykąpiemy się razem i po krzyku, a tymczasem ryż się zaparzy i kolacja będzie gotowa.
  Marek popatrzył mi prosto w oczy, ale zaraz znowu się zmieszał.
  – Ja nic nie mam przeciwko... Ty tu jesteś gospodarzem.
  – A ty gościem. To co, idziemy? – teraz ja długo i natarczywie spojrzałem mu w oczy.
  – Idziemy – odpowiedział. Cały był czerwony na twarzy, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że...
  Weszliśmy. Marek zaczął się rozbierać: miał tylko spodnie i slipki. Przy slipkach zatrzymał się, ale ja w tym czasie podszedłem do niego. Włożyłem mu palce pod gumkę. Dotknąłem penisa. I wtedy był nasz pierwszy nieśmiały pocałunek.
  – Wiesz... domyślasz się...? – spytał po chwili.
  – Wiem.
  – A ty...?
  – Ja też...
  – Skąd wiesz?
  – Szuflada ci się uchyliła – uśmiechnąłem się..
  – Ach tak... No, uchyliła się – odpowiedział mi tym samym uśmiechem.
  Zdjęliśmy swoje slipy. Jakie on ma boskie ciało. Penis już mu staje. Duży, gruby, większy od mojego. Mój też mi stanął. Marek wziął go w rękę.
  – Jaki ładny, miarowy... – powiedział.
  – A twój jaki... – odrzekłem, też biorąc go w rękę.
  Przez chwilę bawiliśmy się swoimi penisami. Podniecenie było w nas coraz większe. Przytuliliśmy się do siebie. Zacząłem go całować po szyi, po karku, a on mnie, najpierw powoli, a potem obłąkańczo, jak nastolatkowie na pierwszej randce. Dotykałem go bardzo delikatnie, a potem coraz gwałtowniej. Jego ciało wyglądało, jakby wyszło spod dłuta Michała Anioła, jak jego Dawid, ale Marek był żywy, gorący i bardziej namiętny. I te niebieskie oczy, w których mogłem pływać i zatopić się na zawsze. Nasyciłem się smakiem jego ust, więc zacząłem całować go po całym ciele, najpierw szyja, klatka piersiowa, sutki, na których miałem krótki przystanek, brzuch i wreszcie fallus. Najpierw językiem go dotykałem, potem całowałem, aż w końcu wziąłem w usta. Zacząłem go ssać mocno, aż przybrał odcień purpury i stwardniał niczym kamień, był gorący, długi i masywny. Mimo woli porównałem go z Leszkiem, tamten a ten – nie ma co porównywać! Bawiłem się nim jeszcze przez dłuższą chwilę.
  – Teraz... czy potem? – wyszeptał.
  – Teraz...
  Marek objął mnie mocno, odwrócił mnie, aby dostać się do moich pośladków, ale całował mnie od szyi, przez plecy do dołu, aż dotarł do mojego otworku, w którym zanurzył się swoim gorącym językiem. Poczułem błogi dreszcz. Już byłem gotowy. Marek wstał, przyłożył penisa, jeszcze mnie nim rozmasował i zaczął napierać do moich podwoi. Tak bez gumki? – pomyślałem, ale – może być, chłopak musi być pewny... Rozluźniłem się maksymalnie jak mogłem. Wiem, że Marek nie jest Leszkiem i że zdrowo go poczuję, więc byłem na to przygotowany.
  Marek wdarł się we mnie tym swoim wielkim taranem. Zabolało, ale to był ból rozkoszy. Co za uczucie, jaka różnica między tym, co czułem z Leszkiem, a teraz, jaka błogość poczuć wreszcie w sobie grubego, twardego penisa... Wszedł cały. Marek jeszcze go mocniej dopchnął, znów zabolało, ale już na to nie patrzyłem. Do tego jedną ręką bawił się moimi sutkami, a drugą masturbował mnie. Nie był delikatny, był wręcz szorstki, szarpał mi jaja, ugniatał kutasa, ale to się mi w nim podobało. Było bardziej męskie. Tamto z Leszkiem było takie słabe, łagodne. Ale wtedy myślałem, że takie powinno być. Teraz wiem, że może być inaczej. I tak właśnie chciałem. Jego fallus z każdą sekundą rozpalał mnie coraz mocniej. Czułem go bardzo głęboko, a gdy wykonywał szybkie, gwałtowne pchnięcia, prężyłem się jak nabijany na pal, ale zaraz opadałem, żeby dobić pośladkami do jego podbrzusza i żeby poczuć, jak uderzają mnie jego rozhuśtane jądra. Wszedłem jak w trans. Ruch tam, ruch z powrotem, coraz szybszy, jakby to miał być wyścig z czasem... I jeszcze jego sprawna ręka, która tak mnie onanizuje i pieści mi jaja, że ledwie stałem na nogach.
  Naraz poczułem błogie dreszcze na całym ciele, a po chwili poczułem, że jego też szarpią dziwne skurcze. Napiał się, wyprostował, wcisnął się we mnie tak głęboko, że znów poczułem jakiś ból – i teraz wiedziałem, dlaczego. Wystrzelił we mnie. I w tym samym czasie tak te jego pulsujące uderzenia rozpaliły, że ja też wystrzeliłem. Miałem niesamowicie mocny orgazm. Poleciałem do przodu na płytki, a sperma waliła ze mnie jak z gejzera. Nigdy wcześniej tyle spermy nie miałem... Marek całym ciężarem oparł się na mnie, a ja ciężko oparłem się o kafelki. Było mi tak dobrze, ale jemu też, bo po chwili wyszeptał:
  – Nie chce mi się z ciebie wychodzić.
  – To sobie jeszcze zostań – powiedziałem ledwie żywy.
  – Wypychasz mnie – odrzekł wesoło, a ja poczułem, że jego fallus już nie jest taki twardy, ale ciągle jest taki sam gorący.
  Jeden mały ruch bioder – i wyszedł ze mnie. Wszedł pod prysznic.
  – Teraz umyj plecy, jak obiecałeś – powiedział i podał mi gąbkę. Odwrócił się. Gdy zobaczyłem jego pośladki, jakby we mnie ogień wstąpił.
  – Umyję, ale najpierw... – i nacisnąłem penisem między jego pośladki. Marek lekko się pochylił. Wszedłem w niego bez problemu.
  – Dobry jesteś – usłyszałem, gdy już jechałem w nim równo, całą długością swojego penisa. – Zawsze robisz dwa numery?
  – Z tobą dopiero zaczynam – odpowiedziałem mu prosto do ucha.
  – Ja też wszystkiego jeszcze ci nie pokazałem – odpowiedział i ścisnął mi pośladkami całego penisa razem z jajami.
  Po swoim drugim wytrysku wróciłem do całowania jego ust, a on trzymał mnie mocno w ramionach. Potem wziąłem żel i zacząłem go nim nacierać. Woda cały czas się lała i dodatkowo masowała nasze plecy. Jeszcze kilka dotknięć, umyliśmy się wzajemnie i poszliśmy zjeść kolacje. Ryż był dobrze uparowany, nawet za miękki, ale kolacja smakowała nam wybornie. Zjedliśmy ją tylko owinięci samymi ręcznikami.
  Siostra wróciła tuż przed rodzicami. Po mojej kolacji z Markiem nie było już śladu. Marka też już nie było. Ale gdy zadzwonił telefon stacjonarny, i gdy mama powiedziała: Do ciebie – nie miałem wątpliwości, kto dzwoni. Powiedziałem tylko, że wrócę późno, ale niech się nie martwią, mam swoje klucze.
  Siostra wcześniej niż rodzice i brat poznała naszego nowego sąsiada. Była nim zachwycona, ale przypomniałem jej, że ma swojego mena i niech się innymi tak nie zachwyca. Wtedy skojarzyła, że to właśnie jest mój nowy partner. Nie miała nic przeciwko temu, że bardzo gorliwie pomagałem mu przy jego remoncie i że podczas jego trwania Marek spał u mnie. Nawet zaprosiła go na swoje wesele! Oficjalnie jako partnera dla swojej serdecznej przyjaciółki, ale zaraz dodała, ze to „dziwna osoba” i że na pewno nie wytrzyma nawet do północy.
  No i nie wytrzymała. A my z Markiem zawładnęliśmy całym parkietem! Bo okazało się, ze Marek ukończył ten sam kurs tańca, co ja, tylko pół sezonu przede mną. Niby solo, a w duecie, a mieliśmy tak idealnie wymierzone kroki i figury, że kto nas nie znał, myślał, że jesteśmy zawodowymi tancerzami. Nawet „Scooter” ze swoim teledyskiem „Oto jest pytanie” nam nie dorównywał, o czym dowiedziałem się od mojego nowego szwagra.
  A po weselu – odsypiałem u Marka. Potem prawie się do niego przeprowadziłem, bo szwagier wprowadził się do nas.
  C'est la vie!
                                                                                                         wejdawustus

Zgłoś jeśli naruszono regulamin