Oslo - stolica bogatych emerytów.docx

(14 KB) Pobierz

Oslo – stolica bogatych emerytów

Oslo należy do jednych z najdroższych miast świata. Szczególnie dla odwiedzających je turystów jest to wydatek nie lada. Nie dosyć, że ceny dojazdu i hoteli nie zapraszają do krainy fiordów, to do kosztów pobytu należy też doliczyć wysokie ceny zwykłego jedzenia.

Nie mówiąc już o cenach w restauracjach, które mogą odebrać apetyt normalnemu, żądnemu wiedzy    o świecie turyście studentowi. Sałatka w lokalu to wydatek rzędu 120-180 NOK, lampka wina – 55-80 NOK. Wstęp do klubu bądź dyskoteki to 100 NOK, a przecież nie będziemy tam siedzieć o suchym pysku, a napoje wyskokowe kosztują.

 



 

Przyglądając się nocnemu życiu stolicy Norwegii, łatwo zauważyć, że turysta ma niezbyt bogaty wybór ofert. Kilka klubów na krzyż, do tego wszędzie płacimy za wstęp plus oczywiście konsumpcja. Lokal się nie podoba? No to trudno, nikt nie będzie nikomu zwracał pieniędzy… Trzeba iść dalej                  i płacić kolejny wstęp, czyli kolejne 100 koron. Biorąc pod uwagę fakt, że kluby zapełniają się dopiero po północy, a już o trzeciej należy się zbierać do wyjścia, to mamy niewiele czasu na zabawę. Tylko trzy godziny zabawy, a wydatek ponad 500 koron w jednym klubie nie zachęca młodych turystów do wypadu na weekend do Oslo.


Nie dziwi więc to, że wolą wybrać się na wakacje do Hiszpanii czy Grecji. W Turcji na przykład znajdą tanie kluby, dobrą muzykę czy łaźnię turecką. A w Norwegii? Co ma do zaoferowania Norwegia oprócz niezmiernie drogiego alkoholu i przyrody?


Nic więc dziwnego, że do Norwegii przyjeżdża turysta zmęczony klubami, zmęczony szaleństwem albo… za stary na jedno i drugie. Ten, kto zmęczył się już głośną muzyką, wyszalał na imprezach                i pragnie świętego spokoju nawet za cenę 12 dolarów za pół litra piwa, to emeryt. Okazuje się, że Oslo jest stolicą najczęściej odwiedzaną przez turystów, którzy cieszą się już wolnym czasem na emeryturze, zobaczyli już wszystko inne, co było ich zdaniem do zobaczenia, i ujmując to najprościej, stać ich na luksus fiordów.


Alle Tiders, sklep z pamiątkami dla turystów w Oslo, nie narzeka na klientów. Pamiątki, oryginalne norweskie trolle, wierne kopie hełmów wikingów i inne dość drogie drobiazgi znajdują zainteresowanie starszych turystów. Kiwają głowami, patrząc na ceny, lecz mimo to w koszyku znajdują się prezenty dla całej rodziny. Oslo odwiedzają zarówno Amerykanie, przybywający tu na statkach transatlantyckich, jak i hiszpańskojęzyczni turyści. Szczególnie hojni w kupowaniu pamiątek są turyści rosyjscy.


Świetnie. Oslo ma turystę dojrzałego, robiącego przemyślane zakupy, hojnego w dawaniu napiwków. Co ma za to Oslo oprócz paru muzeów i parku Vigelanda?


Próżno dawać przykłady cudownych rozrywek, bo niestety naszą uwagę przykuwają rozgrzebane ulice, las koparek, a także mnóstwo narkomanów i podejrzanie wyglądających typów na głównej ulicy Karl Johansgate.


Turysta wybierający Oslo to osoba, która wiele rzeczy w życiu widziała i podchodzi dość krytycznie do otoczenia. Widok błądzących między rozkopami ludzi nie jest dokładnie tym, co wyobrażał sobie turysta, wybierając drogą norweską stolicę na wakacje. Katedra w Oslo szczelnie opatulona folią jest jakby potwierdzeniem, że pieniądze przeznaczone na wycieczkę do Oslo, zostały wyrzucone w błoto.
Rozumiem, że robienie remontów to zawsze przykra i uciążliwa sprawa, ale już nawet niemieckie dzienniki odradzają turystom Oslo jako cel swojej wakacyjnej wyprawy.


Miasto ma opinię brudnego i niebezpiecznego i nie można się temu dziwić, skoro ktoś, kto nie mieszka tu na co dzień, przy pierwszym spotkaniu ze stolicą, tuż przy wyjściu z dworca głównego napotyka handlujących w biały dzień dealerów narkotyków! Na trawniku przy katedrze nie można już spokojnie usiąść z obawy przed strzykawkami. Jeśli pobędziemy w centrum do wieczora, to będziemy świadkami, jak główna ulica zapełnia się spacerującymi tam i z powrotem paniami, o dość mocnym makijażu, zaczepiającymi każdego samotnie spacerującego mężczyznę. Pamiętając, że turysta w Oslo to najczęściej osoba starsza… No cóż, komentarz nasuwa się sam.


W tym roku turysta jest więc najpierw atakowany widokiem narkomanów handlujących między sobą, kłócących się o drobne, potem musi się przedostać przez gąszcz maszyn budowlanych, poskakać                 z bagażem między rozkopami, kupić w sklepie z pamiątkami album o Oslo, aby mógł obejrzeć to, co "zafoliowane", a wieczorem zamknąć się w hotelu przed demoralizacją. W ramach relaksu może sobie pomyśleć o powrocie do swojego kochanego domu...


Wziąwszy pod uwagę cenę, jaką przeciętny turysta płaci za weekendowy pobyt w Oslo, to chyba skórka nie warta wyprawki.



Klaudia Kirpsza-Jasiczak

Źródło: http://polonia.wp.pl   

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin