Zbigniew Herbert
Przesłuchanie aniołaKiedy staje przed nimiw cieniu podejrzeniajest jeszcze całyz materii światłaeony jego włosówspięte są w pukielniewinnościpo pierwszym pytaniupoliczki nabiegają krwiąkrew rozprowadzająnarzędzia i interrogacjażelazem trzcinąwolnym ogniemokreśla się granicejego ciałauderzenie w plecyutrwala kręgosłupmiędzy kałużą a obłokiempo kilku nocachdzieło jest skończoneskórzane gardło aniołapełne jest lepkiej ugodyjakże piękna jest chwilagdy pada na kolanawcielony w winęnasycony treściąjęzyk waha sięmiędzy wybitymi zębamia wyznaniemwieszają go głową w dółz włosów aniołaściekają krople woskutworząc na podłodzeprostą przepowiednię
Opuszczony
Już łzy mnie opuściły i tylko czasem trzęsą się śmiesznie plecy w dłoniach zamykam twarz To są chwile słabości gdy nagle sobie przypomnę różowe półksiężyce wschodzące z nad Twoich palców Lub jakieś zdanie z listu "czekam Ciebie po śmierci" lubi cień mój na peronie kiedy pociąg odjeżdża Potem przychodzi tępy spokój ucichły smutek greckiej wazy i doskonałość samotności Opuszczony nawet przez łzy opuszczony przez gest wymowy pięknie załamanych rąk
BrewiarzPaniewiem że dni moje są policzonezostało ich niewieleTyle żebym jeszcze zdążył zebrać piasekktórym przykryją mi twarznie zdążę jużzadośćuczynić skrzywdzonymani przeprosić tych wszystkichktórym wyrządziłem złodlatego smutna jest moja duszażycie mojepowinno zatoczyć kołozamknąć się jak dobrze skomponowana sonataa teraz widzę dokładnienam moment przed codąporwane akordyźle zestawione kolory i słowajazgot dysonansujęzyki chaosudlaczegożycie mojenie było jak kręgi na wodzieobudzonym w nieskończonych głębiachpoczątkiem który rośnieukłada się w słoje stopnie fałdyby skonać spokojnieu twoich nieodgadnionych kolan
Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarzKto pisał nasze twarze na pewno ospakaligraficznym piórem znacząc swoje "o"lecz po kim mam podwójny podbródekpo jakim żarłoku gdy cała moja duszawzdychała do ascezy dlaczego oczyosadzone tak blisko wszak to on nie jawypatrywał wśród chaszczy najazdu Wenedówuszy zbyt odstające dwie muszle ze skóryzapewne spadek po praszczurze który łowił echodudniącego pochodu mamutów przez stepyczoło niezbyt wysokie myśli bardzo mało- kobiety złoto ziemia nie dać się strącić z konia -książę myślał za nich a wiatr niósł po drogachdarli palcami mury i nagle z wielkim krzykiemspadali w próżnię by powrócić we mniea przecież kupowałem w salonach sztukipudry mikstury maścieszminki na szlachetnośćprzykładałem do oczu marmur zieleń Veronese'aMozartem nacierałem uszydoskonaliłem nozdrza wonią starych książekprzed lustrem twarz odziedziczonąworek gdzie fermentują dawne mięsażądze i grzechy średniowiecznepaleolityczny głód i strachjabłko upada przy jabłoniw łańcuch gatunków spięte ciałotak to przegrałem turniej z twarzą
ruda.Kapucynka