Siła sugestii.doc

(44 KB) Pobierz
Fatalnie

Fatalnie. Po prostu fatalnie.

Zaczął się czas zadań i nie przydzielono mi Lissy. Spędzałyśmy trochę czasu jedynie dzięki faktowi, że mi przypadł Christian. Na razie przypuszczono na nas jeden atak.

Poległam, dałam się zaskoczyć... Masonowi. Którego duch/widmo/niewiemco skutecznie odwróciło moją uwagę od udającego strzygę strażnika.

Sam strażnik ostro mnie ochrzanił.

Musiałam gęsto tłumaczyć swoje zachowanie. Zwaliłam na atak ślepej kiszki. Padłam sztywno na podłogę, licząc, że da się nabrać po raz drugi.

Na szczęście pomógł mi Christian, którego magiczny dar przekonywania sporo wzrósł - zapewne za sprawą ćwiczeń z Lissą. We dwoje jakoś go przekonaliśmy i nie zapisał tej porażki do rejestru.

 

Minęło kilka dni, a ataków zero. Może Christian zbyt mocno zmiksował mózg temu strażnikowi?

 

Nadchodziła pora kolacji, więc wszyscy tłumnie podążali do jadalni. Szliśmy we czworo, Moroje, Eddie i ja. Eddie przy Lissie i Christianie, ja obserwując z oddali, czy nie wyskoczy na nich teatralnie drąca japę strzyga.

Ludzie przelewali się korytarzem, tu i tam można było dostrzec Dampiry, tworzące szyki, czy strachliwie rozglądające się Moroje. Chyba nie wszystkim odpowiadała rola przynęty.

 

Zamyśliłam się... Jak to by było, być smukłą Morojką, którą porywa w dzikie ramiona, dziki Dymitr, dziko ciągnąc ją ku opustoszałej komórce na wiadra...

Otrząsnęłam się z tych marzeń, gdyż w oddali korytarza dostrzegłam ruch.

Dwóch strażników, widocznie przez nikogo niezauważonych, podkradało się ku Lissie.

 

Poczułam zastrzyk adrenaliny, już dawno miałam ochotę sprać któremuś tyłek. Niestety nie było tam Dymitra. Doskoczyłam do Eddiego, w momencie, gdy jeden z „Drę japę jak mogę” sięgał po zdziwioną blondynkę. Rzuciłam się na niego, chcąc przewrócić go pędem swojej masy. Przeliczyłam się nieco, gdyż widocznie ważył przynajmniej trzy razy tyle, co ja.

Czas na zmianę taktyki. Przywaliłam mu kolanem w brzuch, dzięki czemu mnie puścił. Rozpoczęliśmy regularną bitwę. W tym czasie Eddie zajął się drugim strażnikiem. Moroje uciekły do pobliskiej grupy dampirów (taktyka współpracy między grupami), a stojące nieopodal dampiry nadchodziły z odsieczą. Poczułam, że ktoś chwyta mnie pod pachy i ściąga z wyjącego strażnika. Dopiero teraz zauważyłam, że rozcięłam mu wargę.

 

Silne ręce odrzuciły mnie sprawnie na bok, po czym zaatakowały.

Dymitr.

Miał rozpuszczone włosy.

Co on mówił, o rozpuszczonych włosach w walce?...

Ach tak!

 

Jego oczy lśniły z lekkim rozbawieniem, gdy moja gumofilcowata atrapa kołka mierzyła w jego serce. Skoczyłam do przodu, ale zwinnie mnie zablokował. Zrobiłam jeszcze kilka manewrów, ale za dobrze znał moją taktykę.

W tej sytuacji zmuszona byłam działać bez niej.

Zastygłam w bezruchu, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Zdziwiony zaatakował, a ja szybko chwyciłam jego włosy i niemiłosiernie szarpnęłam.

Nie wiedziałam, że Dampiry wyją jak strzygi.

 

Przyłożyłam atrapę do jego serca. Nie trzymałam jego włosów już od dłuższej chwili, ale jego dzikie, ciemne ze złości oczy wciąż mrużyły się w bólu.

Pierwszy raz pokonałam Dymitra.

Wszyscy wokół bili brawa. Dymitr obrócił się i spojrzał na mnie z nieskrywanym podziwem.

I bólem.

 

-          Brawo Rose. – powiedział i oddalił się w głąb korytarza.

 

Nie zdążyłam nic powiedzieć. Dostrzegłam, że na podłodze, gdzie walczyliśmy, leżał metalowy przedmiot. Schyliłam się, by go podnieść. I o mało nie zemdlałam.

To był łańcuszek.

 

Tak, ten łańcuszek.

Skąd Dymitr go miał? Przecież sam go wyrzucił.

Pobiegłam w jego kierunku, całkowicie zapominając o swojej misji.

Dostrzegłam, że kierował się do swojego pokoju. Nie marnowałam czasu, tylko podążyłam za nim. Korytarz był pusty, wszyscy siedzieli w jadalni. Poczekałam chwilę i zapukałam.

 

Odpowiedziała mi cisza. Jedyne co słyszałam, to łomot własnego serca. Ciśnienie aż piło w moje uszy. To musiała być wina zaczarowanego łańcuszka. Na pewno. Wzbudzał we mnie dawno uśpione uczucia. Od czasu pocałunku i wyznania Dymitr nie zrobił nic, co dawałoby mi nadzieję. Określił po prostu nasze uczucia, nie zmieniając zdania, że powinniśmy pozostać osobno.

Po co właściwie do niego szłam? Po jaką cholerę?

Drzwi się otworzyły. Czułam, jakby to było dejavu. Jego zdziwione oczy powiedziały mi, że myślał tak samo.

 

Wcisnęłam się do środka, zalana falą pożądania. Nic nie zrobiłam, tylko popchnęłam go, robiąc sobie miejsce.

Jego wysoka, umięśniona sylwetka górowała nade mną. Był widocznie spięty. Jego wargi uchyliły się, a brwi zmarszczyły.

 

-          Co ty wyprawiasz, Rose? – spytał, robiąc krok w tył.

-          Skąd to masz? – Wyciągnęłam ku niemu łańcuszek. Jego twarz pozostała niewzruszona. Panował nad sobą, a mnie dopadł bojowy nastrój.

-          Wróciłem po to tamtego wieczora i...

-          I postanowiłeś mi to podrzucić? – przerwałam mu. – Miałeś nadzieję, że będę go nosiła gdzieś w kieszeni i pewnego dnia rzucę się na ciebie, żebyś miał czystą kartę? To Rose zaczęła, nie ja! O to chodziło? – sama nie wierzyłam w głupoty, jakie właśnie paplałam. Durniejszego scenariusza być nie mogło, ale nic innego nie przyszło mi na myśl.

-          Nie, nie rozumiesz...

-          Ja nie rozumiem? Wiesz jakie on  ma działanie? Pamiętasz? A teraz jesteśmy tu we dwoje, sami i ja go mam na sobie. – po tych słowach odgarnęłam splątane włosy, odsłaniając obojczyki. Sprawnym ruchem zapięłam ozdobę na smukłej szyi. Prawie westchnęłam, widząc szaleństwo w jego oczach.

 

Szalał, ogień palił jego oczy. Tkwił w miejscu, nieruchomo, zaciskając usta. Był napięty jak struna, na której miałam zamiar zagrać. Czułam się usprawiedliwiona za swoje zachowanie. Kochałam go, każdy przedmiot jaki dotknął, każdą cząstkę powietrza, jaką oddychał. A ten kawałek złota usprawiedliwiał każde moje nieczyste posunięcie.

 

-          Rose, proszę, przestań... – wydyszał. Podeszłam do niego i rozchyliłam dłonią w połowie rozpiętą koszulę. Nigdy nie widziałam go w takim stroju, zawsze był ubrany służbowo... Oprócz jednego razu, gdy ujrzałam go w swetrze.

 

Moje palce przywarły do jego gładkiej piersi. Skóra zdawała się parzyć, nasze oddechy przyśpieszały. Uniosłam spojrzenie.

Jego oczy błagały, bym przestała, albo pochłonęła go w całości. Nie chciałam dać mu satysfakcji, pragnęłam, by męczył się powoli.

 

-          Mam przestać? – spytałam, pochylając się lekko. Mój język zostawił mokry ślad na jego mostku. Zadrżał, chwytając mnie za talię.

 

Nie odpowiedział, tylko wyrwał się, uciekając w kierunku okna. Oparł się o parapet i dyszał ciężko. Mogłam podziwiać jego napięte barki przez cienką powłokę materiału. Walczył, cały czas walczył.

A ja chciałam walczyć w inny sposób. Podniecenie zżerało mnie od środka. Niewiele myśląc zsunęłam z ramion cienką bluzkę. Dziękowałam sobie samej, że ubrałam dziś ładną bieliznę. Była czarna, z czerwoną koronką. Idealnie podkreślała każdą krągłość.

Dymitr usłyszał szum materiału, ale nie obracał się. Czuł, że gdyby to zrobił, poprowadziłoby go to do niechybnej zguby. Stanęłam za nim i otaczając go pozornie słabymi ramionami, rozprawiłam się z pozostałymi guzikami. Wyprostował się, zadzierając głowę ku górze. Żałowałam, że nie ujrzałam wyrazu jego twarzy. Koszula opadła, a jego gorące ciało zdawało się pulsować. 

 

-          Wiesz, że nie możemy, nie zrobię tego. – wyszeptał, gdy moje dłonie powędrowały wzdłuż kręgosłupa, wywołując dreszcze.

 

Wgryzłam się w jego ramię, zmuszając go, by się odwrócił. Zdziwiła mnie własna pomysłowość i agresja, ale zadziałało. Gdy tylko stanął do mnie przodem, przywarłam do niego ciałem, tak, że jego jęk nie pozostawił żadnych wątpliwości, co do mojej wygranej.

Nim zorientowałam się co właściwie zrobił, tkwiłam w jego ramionach, leżąc na łóżku, z nogami oplecionymi wokół jego bioder.

Nasze wargi pochłaniały się wzajemnie, jego długie włosy muskały moją twarz. Czułam żar, potrzebę, by mieć go bliżej, więcej... Miał ciepłe dłonie, które teraz błądziły w zupełnie różnych kierunkach. Jedna wplątała się w moje włosy, druga zaś odpinała stanik, który poddał się już po sekundzie.

Ścisnął moją pierś, po czym przywarł do niej ustami.

Głuchy jęk wydarł się z moich płuc. Przestałam logicznie myśleć.

Twarz Dymitra jaśniała, a w jego oczach szalało pożądanie.

Silne uda napierały na mnie całą mocą, przypominając, jaka słaba wobec niego byłam. Czułam, że to nie ja już rozdaję karty. Jego pieszczoty i miękki dotyk rozpaliły mnie do czerwoności, pragnęłam mieć go więcej, poczuć go całego, w sobie.

 

Sięgnęłam do jego spodni, na co uśmiechnął się delikatnie, wpijając się w moje usta. Gdy pozbyłam się tych czarnych dżinsów, zadrżałam. Nie dając mi czasu nawet na podziw, przygwoździł mnie do materaca jedną, a drugą ręką zrywając pozostałe ubrania. Jego wspaniale wyrzeźbione ciało wydawało się wyjść spod ręki artysty. Jednak zamiast posągowej bladości i zimna, promieniowało ono ciepłem, wręcz żarem gładkiej, lekko spoconej już skóry.

Całował moją szyję, delikatnie zsuwając koronkowy materiał z moich bioder. Nie bałam się, ufałam tym zwinnym palcom i pragnęłam, by nie przestawał.

Dymitr pochylił się nade mną, zaglądając mi w oczy.

 

-          Taka słodka, zarumieniona... – wyszeptał z rosyjskim akcentem, który wywołał falę sensacji w moim podbrzuszu. Jego usta drażniły moje wargi i język, którym chciałam smakować każdy jego centymetr.  – Roza...

 

Moje łydki zacisnęły się na jego pośladkach i wygięłam się w łuk. Ból zmieszany z dziką przyjemnością zalał moje ciało, gdy złączyliśmy się w jedno. Wypełnił mnie całą, bardziej, niż w snach, pozostając we mnie i czekając, aż fala rozkoszy rozpłynie się po moim ciele.

 

-          Roza... – jęknął cicho, napierając po raz drugi. Uniosłam tułów, chcąc być jeszcze bliżej.

 

Płynęliśmy razem, nadając ruchom i oddechom jeden rytm. Zlizywał krople potu z moich piersi, a ja, błagając o więcej, wychodziłam mu naprzeciw najmocniej, jak mogłam.

Straciłam poczucie czasu, liczyłam go według westchnień i jęków, którymi wypełnił się pokój. Dymitr oplatał mnie całą, szepcząc co jakiś czas i doprowadzając mnie tym do szaleństwa.

Nagle jego ruchy przybrały na sile. Spięłam się, z trudem łapiąc z rozkoszy powietrze, gdy wchodził we mnie dużo szybciej i mocniej, niż wcześniej. Nie miałam pojęcia, że może być jeszcze lepiej. Jego zapach, głos i sposób w jaki mnie wypełniał, całkowicie mnie otumaniły.

Czułam, że nie wytrzymam. Że coś za chwilę mnie rozerwie, rozsypie na kawałki, a ja nie zdołam tego znieść. Jęknęłam głośno, zapominając, że ktoś może nas usłyszeć. Wyprężyłam się, czując fale rozkoszy przeszywające moje wnętrzności.

Dymitr patrzył na to z zachwytem, nie przestając mnie pieścić. Prawie w tym samym momencie sięgnął szczytu, wydając z siebie dźwięk czystej rozkoszy.

Chwilę potem nakrył mnie swoim ciałem i z czułością odgarnął kosmyk z policzka.

 

-          Moja Roza... – musnął wargą moje usta i uśmiechnął się, widząc jak mocno na niego reagowałam.

Opadł na bok, gładząc dłonią moją pierś. Oblała mnie gęsia skórka, ale Dymitr nie zważał na to. Przyciągnął mnie do siebie, wtulając twarz w moje włosy.

 

-          Ten łańcuszek... Powierzyłem go znakomitemu Morojowi, żeby zdjął z niego czar, jest już czysty. Chciałem ci go po prostu oddać z uwagi na wartość i ewentualny sentyment...

 

Poczułam się jak skończona idiotka. Przerażonymi oczami spojrzałam w jego rozpromienioną twarz. Wyglądał wspanialej, niż kiedykolwiek.

 

-          Kocham cię, szalona kobieto. – powiedział nagle, a ja o mało nie roztopiłam się w jego ramionach.

-          Też cię kocham, Dimka.

 

 

.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin