MOTYL NA SZKLE.rtf

(70 KB) Pobierz
MOTYL NA SZKLE

MOTYL NA SZKLE

(napisała labruja)

Z Wykładów Kaliope Oresis, Uniwersytet Magiczny w Aleksandrii, rok 263 p.n.e.

“Musicie zatem pamiętać, że niemożliwe jest przepowiadanie przyszłości z absolutną dokładnością. Wszystko, co się wydarzy ma swoją przyczynę w jakimś innym wydarzeniu. Kiedy owoc oliwki spada z drzewa, być może strąca go spłoszony gwizdem ptak. Ktoś, kto gwizdał wywołał więc upadek owocu. Każde wydarzenie jest przez coś spowodowane i powoduje jakieś następne. Gdybyśmy mogli znać wszystkie elementy tego układu, przepowiadania przyszłości byłoby doskonałe. Jednak podczas transu, w który zapadamy podczas proroczych wizji nasza intuicja pozwala nam dostrzec tylko niektóre powiązania miedzy elementami rzeczywistości i w rezultacie określić pewne prawdopodobieństwo przyszłych wydarzeń. Ze wszystkich elementów, które możemy dostrzec najbardziej nieprzewidywalnym jest wolna wola. Ten boski pierwiastek człowieka, może sprawić, że nawet najbardziej wyraźna przepowiednia okaże się fałszywa.
Czyż nasze zdolności nie są także uwarunkowane? Czyż nasze przepowiednie nie zmieniają przyszłości, tworząc w istocie to, co przepowiadamy? Nie da się zatem uniknąć tego, co ma nastąpić. Ze wszystkich przyszłych wydarzeń jedyne, które z pewnością nas czeka to śmierć. Chociaż niektórzy badacze twierdzą, że i to nie jest pewne.”

Fragment wywiadu z Wilhelmem Zano światowej sławy wróżbitą
"Prorok codzienny" 6 września 1986 rok
“- Czy mógłby pan powiedzieć naszym czytelnikom, jaki wpływ na dokładność przepowiedni ma jakość szklanej kuli?
- Nie ma żadnego wpływu. Używamy szklanych kul, fusów czy kart jedynie, aby pomóc sobie podczas koncentracji i wyostrzyć świadomość. Kiedy patrzy pani na szklankę, kojarzy się ona pani ze swoją funkcja użytkową, szklana kula w swojej istocie nie ma żadnych funkcji wiec nie będzie wywoływała żadnych skojarzeń zakłócających. W gruncie rzeczy, dobry wróżbita potrafi przepowiadać przyszłość nawet z kawy rozpuszczalnej. Wszelkie akcesoria mogą jedynie pomóc, nie mogą zaś wywołać samego procesu.”

***

Obserwuję swoje ręce przez szklaną kulę. Zza mglistej powierzchni wyglądają na długie i zakrzywione. Poza nimi, nie widzę w niej niczego więcej. I pytam siebie, co ja tutaj właściwie robię? W dzień swoich pięćdziesiątych urodzin siedzę sama w pokoju i układam kostki domino. Kiedy długi wąż jest już gotowy, uderzam w pierwszy element układanki i obserwuję jak przewracają się kolejne kości. Może powinnam być wdzięczna, że wciąż tu uczę, chociaż mimo moich usilnych prób nikt, włącznie ze mną, nie wierzy w to, że potrafię przewidzieć jakąkolwiek przyszłości. To udawanie jest dość upokarzające, ale ma też swoje dobre strony. Poza szkołą, dla tych, którzy mnie nie znają, jestem ciągle Profesorem Hogwartu, sławną wróżbitką, czyli kimś, kim zawsze chciałam być. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli nie można być kim się chce, to można przynajmniej udawać. Zawsze coś. Tak też robię.
W szkole wolę nie wychodzić ze swojego pokoju, bo i po co? Teoria o tym, że mogłoby to zakłócić moje wewnętrzne oko też jest nawet wygodna. W końcu lepiej być postrzeganą jako szalona wiedźma niż jako samotna stara kobieta. Przyzwyczaiłam się już do mojej samotności. I nie mam do nikogo pretensji ani żalu. W końcu czy ktoś jest winien, że w szklanej kuli widzę tylko szkło, a jedyną prorocza wizją z fusów po herbacie jest wizja zmywania?
Zawsze wybierałam najłatwiejsze wyjście, ukrywając się przed światem w moim małym pokoju na poddaszu. Ktoś by powiedział, że to żałosne: trzydziestolatka, która wciąż mieszkała z babką i siostrą. Może. W każdym razie nie musiałam się o nic martwic i mogłam sobie mówić, że kiedyś wszystko się jakoś ułoży. Nie wiedziałam, że dawno dawno temu ktoś już popchnął kości domina, które miały wpłynąć na moje życie.
Zastanawiam się, kiedy to wszystko się zaczęło? Co sprawiło, że siedzę sama w swoje urodziny, zabijając nudę układaniem kostek i gapieniem się za okno?
Wszystko zaczęło się w tamten deszczowy lipcowy poranek, kiedy przyjechałam do Wenecji. A może jeszcze wcześniej, kiedy poślizgnęłam się na śliskiej podłodze? Nie wiem sama.
Nic nie wiem.

KARTA 0 GŁUPIEC

Mały pokój na poddaszu skromnego angielskiego domu. Wpadający przez okno wiatr rozwiewa firanki. Brzęk muchy zaplątanej w białą zasłonę. Dwie czarodziejki leżą na sofie chichocząc jak nastolatki.
- Nie ruszaj się przez chwilkę Sybillo. Zrobię ci fryzurę, wyglądasz jak strach na wróble.
- Tylko nie szarp! Zresztą i tak nigdzie nie wychodzę.
- A powinnaś. Nie możesz całe życie mieszkać z babką. Masz już prawie trzydzieści lat! Nawet ja się wyprowadzam. Będziesz tęsknić?
- Będę. Troszkę. A swoją drogą, to nasza wielka Cassandra mogłaby wreszcie przewidzieć, że nigdy się nie nauczę wróżyć i dać mi spokój.
- Bredzisz. Czasem ci wychodzi. Wczoraj jak ćwiczyłyśmy intuicję, zgadłaś więcej kart niż ja.
- Wychodzi mi niestety rzadziej niż wskazywałoby na to prawdopodobieństwo. Za to jestem dobra w sprawianiu wrażenia, że wróżę. Ja bym naprawdę chciała to potrafić, ale co poradzę, że nic nie widzę.
- Za bardzo się starasz. To samo przychodzi. Podobno każda wróżka ma w swoim życiu kilka proroczych wizji, które mogą zmienić bieg wydarzeń.
- Albo je spowodować.
- Za dużo pesymizmu, za dużo lektury Oresis, za mało wiary w siebie! No, popatrz w lustro. Od razu lepiej wyglądasz. Chodź przejdziemy się na spacer. Nie możesz tu cały dzień siedzieć.

***
Mucha usilnie walczy o życie, brzęczy zaplątana w jasną tkaninę. Ruchy jej skrzydeł obserwuje z zainteresowaniem kot siedzący na komodzie. Zwierzę kuli uszy i nasłuchuje, przygotowując się do skoku. Mała wskazówka zgaru na dwójce, duża na piątce. Monotonne brzęczenie muchy. Skok. Kot, odbijając się łapami od komody, zrzuca lampę oliwną. Brzęk rozbijanego szkła. Zwierzę wczepione pazurami w materiał usiłuje dosięgnąć pyskiem owada. Rozgryzane kocimi zębami chitynowe ciało muchy. Tłuszcz rozlewa się po podłodze tworząc złotą plamę.

***
- Wygrałaś. Pójdę z tobą na spacer. Tylko odniosę kulę do swojego pokoju. Nie chcę się znowu nasłuchać, że zostawiam ją byle gdzie i wystawiam na negatywną energię.
- Tylko się pośpiesz, Sybillo.
- Daj mi minutkę!

Niemodne buty na obcasach stukają ciężko na drewnianych schodach, kiedy Sybilla idzie do swojego pokoju na poddaszu. Czarodziejka dotyka chłodnej metalowej klamki i otwiera drzwi. Jej wzrok pada na ślad kocich pazurów na firance i resztki muchy przyklejone do materiału. Nie zauważa szkła rozbitego na podłodze. Kiedy chce podejść do okna traci równowagę i przewraca się na oleistej substancji. Szklana kula wyślizguje się jej z rak. Trzask. Ból kolana. Białawe odłamki szkła rozsypują się po całej podłodze.

***
Stałam potem przed swoją babką jak mała dziewczynka i słuchałam długiego kazania. Że musze się bardziej starać, że się do niczego nie nadaję, że jestem niezgrabna. Wielka Cassandra patrzy na mnie jakby na mnie jakby dawno już przepowiedziała, że do niczego się nie nadaję, a uczy mnie tylko z powinności rodzinnej i litości.
Może i ma rację. Całe życie przecieka mi przez palce w tym dusznym domu. Wszechobecna troska Cassandry o swoje wnuczki, jej rady, pouczenia, rozkazy. Byłyśmy tutaj jak dwa motyle zamknięte w szklanej kuli. Dominika miała silniejszy ode mnie charakter, więc odmówiła stanowczo uczenia się wróżbiarstwa, (chociaż miała w tym kierunku pewien talent) i po którejś awanturze wyprowadziła się z domu. To dziwne, ale była ona jedyną osobą, która kiedykolwiek we mnie wierzyła. Siadałyśmy zawsze na werandzie, rozkładałyśmy karty i zgadywałyśmy ich kolory. Sama w to nie wierzę, ale na prawdę mi to wychodziło. Kiedy jednak patrzyłam na szklana kulę lub w karty w obecności kogokolwiek innego, myśli zaczynały mi się plątać. Zastanawiałam się, jakiej odpowiedzi się ode mnie oczekuje. Potem chowałam swój strach za zasłona eterycznego głosu i zmrużonych powiek i mówiłam kilka frazesów w rodzaju "mąż panią zdradza, wydarzy się coś okropnego, ciężko pani zachoruje”. Biorąc pod uwagę mój wrodzony fatalizm, przypuszczałam, że to i tak prędzej czy później się stanie.

W każdym razie, wydarzania tamtej niedzieli, rozlana oliwa i rozbita szklana kula, wpłynęły na dalszy rozwój wypadków.
Trzeba było kupić nową kulę. Najlepsze wyrabia się w Murano, niewielkiej wysepce położonej na przedmieściach Wenecji. Przez długi czas właśnie szklarze z Murano mieli monopol na produkcje szklanych kul. Długo strzeżono sekretu zamiany żółtawego i zielonkawego szkła sodowego w delikatne szkło kryształowe przez dodanie tlenku manganu. Teraz wprawdzie produkuje się takie szkło nawet w chińskich manufakturach, ale nic nie dorówna wyrobom weneckich mistrzów.
Dominika bardzo się cieszyła na tę na tę podróż. Tak dawno nigdzie nie wyjeżdżałyśmy! Spakowałyśmy kufry i dżdżystym rankiem stanęłyśmy u wrót wodnego miasta.

***
KARTA VII RYDWAN

Jak się cieszę! Mogłabym przeskakiwać kałuże i pofrunąć pod niebo na naszej niebieskiej parasolce. Sybilla chciała zostać tylko kilka dni, ale wybiłam jej to z głowy i zostajemy kilka tygodni. Musicie wiedzieć, że chociaż w Anglii znajduje się jedyna magiczna wioska na świecie, to najbardziej czarodziejskim miastem jest właśnie Wenecja. Od początku w jej budowie uczestniczyli czarodzieje i jest pełna tajemnych przejść i ukrytych budynków. Niewidoczne dla mugoli gondole suną płynnie przez kanały wioząc tajemnicze postacie w maskach. Główna siedziba czarodziejów znajduje się w Pałacu Dożów. Przechodzi się przez lustro w jednym z korytarzy i już znika z oczu cały mugolski świat! Genialny pomysł starego Pietera Salarii. Oczywiście to nie jest miejsce dla nas, z naszym małym woreczkiem galeonów możemy sobie co najwyżej wynająć pokój w skromnym hotelu przy Ponte di Rialto, ale pooglądać zawsze możemy.
Ach, i te maski! Musimy sobie, czym prędzej takie kupić! Wszyscy w nich tutaj chodzą, sprawiają one, że czarodzieje przemykają niezauważeni przed niepowołanymi oczami po wąskich uliczkach. Tu jest tak pięknie; szarobłękitna Wenecja zatopiona w wodzie deszczu i morza. Mogłabym tu zostać na zawsze!

***
Aby wejść do pracowni szkieł magicznych w Murano wystarczy przejść przez główne wejście, a potem pociągnąć za ogon małego szklanego słonika na jednej na półek wystawowych. Widoczna tylko dla czarodziejów figurka to świstoklik, który przenosi zainteresowanego kilka pokojów dalej do Sali Mistrza Antonio. Czarodziej ten podobno nigdy nie wychodzi ze swojej pracowni. Nalewając gorącą szklistą masę do form tworzy magiczne kule i czarodziejskie lustra. W każdej kuli oprócz szkła znajduje się też odrobina powietrza, która wraz z zaklęciem może wspomóc dar jasnowidzenia.

- Witam drogie panie! – powiedział z silnym włoskim akcentem Mistrz Antonio, kiedy dwie czarodziejki znalazły się w jego pracowni. – Wybaczą mi panie mój nienajlepszy angielski. Proszę siadać. Ja już zrobiłem dla pani herbaty. A dla Pani Sybilli kawę, nie mylę się?
- Skąd pan wiedział?
- Ach, proszę się nie przejmować! Kiedy się cały czas przebywa z nimi – tu wskazał na półki pełne szklanych kul – wie się dużo rzeczy. Jak rozumiem przyszła pani dokonać zakupu. Proszę się rozejrzeć, mamy duży wybór.
Podobnie jak różdżki, szklane kule były w pewnym sensie dopasowane do swoich właścicieli. Wybór polegał na tym, że kupujący wpatrywał się w ich powierzchnię, a kiedy jakaś budziła w nim skojarzenia i uruchamiała intuicję, wiedział już, jakiego zakupu dokonać.
Tego właśnie Sybilla obawiała się najbardziej. Doskonale zdawała sobie sprawę, że najprawdopodobniej w żadnej nic nie zobaczy, ale musiała dokonać jakiegoś wyboru, by nie zbłaźnić się przed sprzedawcą. Patrzyła przez chwilę niepewnym wzrokiem, udając, że czegoś szuka.
- To może mi pan w tym czasie pokaże pracownię? – zapytała Dominika, chcąc wybawić siostrę z niezręcznej sytuacji.
- Ależ z przyjemnością.

Kiedy Sybilla upewniła się, że jest już sama i może wybrać pierwszą lepszą kulę, wydało jej się, że w jednej z nich coś zobaczyła. Jasne światło padające z okna odbijało się niebieskim refleksami w zakrzywionej powierzchni kuli. Czarodziejka zagryzła z podniecenia zęby, bo była to pierwsza rzecz, którą w życiu ujrzała. Kiedy przyjrzała się uważniej zobaczyła niebieskiego motyla, który trzepotał skrzydłami w mglistej powierzchni.

Tymczasem jej siostra oprowadzana po zakamarkach pracowni szklarza też zobaczyła coś interesującego. W pierwszej chwili wydawało jej się, że widzi manekina. Nieruchoma postać w czarnej masce zasłaniającej całą twarz wstała jednak nagle, podeszła do niej i przyjrzała jej się dokładnie zza wąskich szpar zasłony. Dominice nie podobało się to oceniające spojrzenie, ale kiedy miała już zapytać, co to wszystko znaczy, postać odwróciła się i bez słowa wyszła z pracowni.

***

Kiedy dwie czarodziejki wróciły do swojego małego pokoju w hotelu przy Ponte di Rialto, znalazły na stole list w złotej kopercie. Na czerwonej pieczęci odciśnięte był symbol słońca, a na odwrocie wypisano nadawcę: “Światowe Towarzystwo Imienia Kaliope Oresis”. Właściciel hotelu nie potrafił niestety odpowiedzieć, w jaki sposób list ten znalazł się w zamkniętym pokoju.
- Wiesz, co to znaczy?
- Nie. Ale otwieraj szybko, Sybillo, jest zaadresowany do ciebie.
Teść listu była bardziej zagadkowa niż samo jego pojawianie się.
- Posłuchaj tego, chyba się pomylili: “Serdecznie zapraszamy Panią Sybillę Trelawney na spotkanie Klubu Towarzystwa Imienia Kaliope Oresis. W przyszły piątek dokładnie o godzinie 23 będzie czekała na panią gondola. Z poważaniem, Przewodniczący Marcel Lacofo.”
- Skoro list jest do ciebie, to się nie pomylili.
- Oresis była wróżbitką, jakbyś zapomniała. A wiesz jak mi wychodzi przepowiadanie przyszłości. Myślisz, że powinnam tam iść?
- No oczywiście! Jeżeli nie pójdziesz, nie dowiemy się, co to za Towarzystwo!

 

KARTA XII WISIELEC

Gdybym tylko wtedy wiedziała to, co wiem teraz, spaliłabym ten list i zapomniała o snach o sławie i symbolu złotego słońca. Chociaż z drugiej strony, nawet gdybym wtedy miała nie wiem jak bardzo prorocze wizje tego, co się stanie i tak bym w nic nie uwierzyła. Nie chciałam wierzyć. Ten tydzień spędzony w Wenecji chyba najszczęśliwszym okresem mojego życia, a kiedy człowiek jest szczęśliwy, wpada w pułapki jak w pajęcze sidła. Byłyśmy pijane wolnością, radością i błękitem nieba. I jak ślepe myszy wpadłyśmy w zasadzkę zastawioną przez głodnego kota.
Cały tydzień mijał nam na zabawie, przejażdżkach gondolami i zakupach. Nigdy nie potrafiłam sobie dobrze dobrać ubrań. Kolorowe, tanie szmatki podobały mi się na sklepowych wieszakach, ale na mnie wyglądały zawsze śmiesznie. Właściwie to nigdy nie miałam swojego zdania nawet w kwestii garderoby, zdając się również w tym na wybory wszechwiedzącej Cassandry. Dominika pomogła mi w dokonaniu zakupów i wyborze nowych okularów. Zmiana była o tyle widoczna, że spacerując po wąskich uliczkach słyszałyśmy za sobą gwizdy i nawoływania młodych gondolierów i rybaków. “Cześć ślicznotki!”, “Umówisz się ze mną, bella?” Ileż znaczyły te prostacki odzywki dla mojego samotnego serca! Dlatego też przyjmowałam wszystko, co się wokół mnie działo za dobrą monetę i nie zaniepokoiłam się, kiedy mimo naszych ogromnych starań nie mogłyśmy znaleźć żadnych informacji o Światowym Towarzystwie Imienia Kaliope Oresis.

***

Sybilla nie mogła znaleźć żadnych informacji o Towarzystwie Kaliope Oresis, ponieważ towarzystwo było całkowicie utajnione. Poszczególni jego członkowie nie wiedzieli nigdy swoich twarzy, gdyż na każdym spotkaniu obowiązywały szczelne maski; nawet imiona i nazwiska, pod jakimi się znali, były fałszywe. Spotkania te odbywały się co kilka tygodni w uprzednio wynajętym do tego celu mieszkaniu. Co ciekawe, nigdy nie podawano miejsca i godziny kolejnego spotkania, wróżbici mieli za zadanie sami przewidzieć, kiedy i gdzie się ono odbędzie. Jednak mimo całej atmosfery tajemnicy i tajności, jaka unosiła się nad spotkaniami Klubu, w swoich założeniach nie zajmował się on niczym nielegalnym. Spotkania upływały na dyskusjach filozoficznych oraz czytaniu i analizowaniu ksiąg dotyczących wróżbiarstwa. Co więcej, Klub był organizacją bardzo elitarną i nigdy nie wysyłano zaproszeń na jego spotkanie: nowi członkowie, wiedzeni proroczą wizją, sami przychodzili na kolejne spotkania i jakby nigdy nic siadali przy okrągłym stoliku.
Aby zatem zrozumieć, dlaczego w tym przypadku postąpiono inaczej, należy cofnąć się w czasie o kilka tygodni i przypomnieć sobie rozmowę, która miała miejsce tamtego ciepłego wieczora, kiedy lampa oliwna na stole Sybilli była jeszcze w jednym kawałku, a owa mucha, która pośrednio była sprawczynią wszystkich tych wypadków, szukała spokojnie resztek jedzenia w pobliskim śmietnisku.

***
Dochodziła północ i wszyscy członkowie klubu przybyli już na spotkanie. Mężczyzna w czarnej masce zasłaniającej całą twarz napełnił czerwonym winem kielich siedzącej obok niego kobiety. Ich rozmowie z zainteresowaniem przysłuchiwało się kilka osób siedzących razem w nimi w pokoju.
- Marcelo, powtarzam ci po raz setny, jesteś głupcem.
- Eugemio, a ja po raz kolejny powtarzam, mylisz się. Nie można w ten sposób interpretować słów Oresis.
- Ależ zgodnie z twoimi założeniami wszystkie prorocze wizje nie miałyby najmniejszego sensu! Definicja jest jasna: przyszłość jest tym, co się wydarzy, losem, którego nie da się uniknąć, a przepowiednie można podzielić na dwie grupy: te, które są zgodne z tym, co się ma wydarzyć i te, które mówią coś innego! Podczas wizji uchylamy rąbka tajemnicy i możemy oglądać przyszłość. Widzę w swojej kuli miejsce naszego spotkania, przychodzę tu i spotkanie się odbywa. Proste i jasne.
- Gdybyśmy jednak zobaczyli inne miejsce i czas, spotkanie odbyłoby się w innym miejscu. To treść naszych proroczych wizji determinuje w pewien sposób przyszłość.
- Nie możesz mówić o alternatywnych wizjach przyszłości! W ten sposób zakładasz, że nie istnieje cos takiego jak przyszłość, którą możemy poznać i zakładasz, że żadne wróżby nie mają sensu.
- A król Edyp? Czy gdyby nie usłyszał przepowiedni, nie wyruszyłby w świat i w istocie jej nie spełnił? Mogę, zatem przyjąć, że podział na przepowiednie nie dzielą się na prawdziwe i fałszywe, ale na te, w które wierzymy i przez to mają moc sprawczą oraz na te, w które nie wierzymy i dlatego się nie wydarzają. Wróżba, jako element rzeczywistości, wpływa na nią.
- Nie zaczynaj mi z Edypem. Dobrze wiesz, że ta historia nie ma żadnego potwierdzenia w nauce.
- Dobrze, więc, jeżeli ci powiem, że jutro przed Ca' d'Oro znajdziesz złotą monetę, a moje słowa nie będą spowodowane żadną proroczą wizją, a jedynie kaprysem chwili, a ty mi uwierzysz i będziesz spodziewać się, że znajdziesz monetę, rozglądać się wtedy jest szansa, że ja znajdziesz.
- Och, Marcelo! A jaką mam pewność, że twoje słowa nie będą miały w sobie cząstki wizji? Wybacz, ale jesteś najlepszym wróżbita, jakiego znam i możesz nawet nieświadomie zajrzeć za kurtynę czasu. Zupełnie mnie to nie przekonuje.
- A gdybyś zobaczyła osobę zupełnie pozbawioną daru jasnowidzenia, która zaczyna wierzyć we własne słowa i przez to jej słowa się spełniają?
- Ależ to zupełnie niemożliwe! Słowa osoby bez daru jasnowidzenia nie będą się w żaden sposób pokrywały z tym, co się wydarzy.
- Zakład?
- O co? – zza maski można było dostrzec przez chwilę błysk zaciekawienia.
- Dobrze wiesz, o co.
- Ach, czemu sądzisz, że dostaniesz coś, co nie jest ci przeznaczone?- głos czarodziejki brzmiał jednocześnie kpiąco i zalotnie.
- Wybacz, ale ciągle wierzę, że istnieją alternatywne wizje przyszłości, a nasze przepowiednie mogą na nią wpłynąć. I właśnie to ma zamiar teraz zrobić.
- Dobrze więc. Ciekawe, jak przekonasz kogoś zupełnie bez daru, aby uwierzył w to, co mówi.
- Przekonam. Mam już nawet pomysł jak. Muszę tylko znaleźć odpowiednią osobę.



KARTA XV DIABEŁ

W tamten piątek rano obudziłam się przed świtem. Moja śliczna siostra wciąż spała, zwinięta w kłębek w bezpiecznym kokonie snu. Znowu zaczęło padać i krople deszczu pełzły po szybie szarymi smugami. Jednak to nie deszcz obudził mnie tamtego poranka. Miałam dziwny sen i niepokój nie pozwalał mi już zasnąć. Zazwyczaj wszystkie sny interpretowałam błędnie jako omen czegoś strasznego, ale tym razem lęk był jakiś dziwnie realny. Tylko jak mam interpretować taki sen?
Pływałam w ciepłym morzu, było tak dobrze i bezpiecznie. Nurkowałam pod falami, lecz gdy w pewnej chwili chciałam się wynurzyć zauważyłam, że tafla wody zrobiona jest ze szkła. Uwięziona w wodnym świecie machałam rękami i uderzałam raz po raz w barierę oddzielająca mnie od świata. Z każdą chwilą coraz bardziej brakowało mi powietrza, a woda zaczęła dostawać się do moich płuc. Wtedy zobaczyłam, że moje ręce w długich niebieskich rękawach zamieniają się skrzydła wielkiego motyla. Miotałam się jak oszalała, próbując wydostać się z pułapki i zdałam też sobie sprawę, że nie jestem już sobą, ale swoją siostrą. Moje jasne włosy zmieniły się w kasztanowe, obserwowałam w tafli szkła ponad sobą twarz Dominiki walczącej o każdy oddech. Coraz mniej powietrza, zamazują się kontury ryb przepływających obok i wydaje mi się, że woda wlewa się nawet przez moje, czy raczej jej, otwarte oczy. Obudziłam się.
- Sybilla, czemu nie śpisz? Jeszcze tak wcześnie. Musimy się wyspać przed dzisiejszym wieczorem. Chodź tu do mnie, przytul się i śpijmy jeszcze.

***
Czemu Sybilla jest znowu taka poważna? Nawet nie zjadła swojej porcji lodów miętowych w tej wspaniałej lodziarni przy Ponde dei Sospiri. Nie chce mi powiedzieć, co się stało, ale wyczuwam, że coś ja martwi.
Wróciłyśmy do naszego pokoju już o siódmej i zaczęłyśmy się przygotowywać do wyjścia. Od dziesiątej spoglądałyśmy co chwila to na zegar, to za okno, ale nic się nie działo. Punktualnie z wybiciem godziny jedenastej do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę – powiedziałam.
Do pokoju wszedł człowiek w złotej masce w kształcie słońca, położył bez słowa na stole atłasową poduszkę, na której leżały dwie czarne maski i wyszedł.
- Skoro przysłali dwie, to chyba powinnam iść z tobą?
- Oczywiście. Bez ciebie nigdzie się nie ruszam.

Obok wyjścia z hotelu czekała na nas mała, ale bogato zdobiona gondola. Osoba, która przyniosła nam maski siedziała z przodu i przygotowywała się do odpłynięcia. Nie pamiętam jak długo sunęliśmy przez ciemne kanały, mijałyśmy zakochane mugolskie pary w tandetnie ozdobionych łódkach i nocne bary. Wenecja, ta czarodziejska i ta mugolska, nie zasypia nigdy. Kiedy w końcu zatrzymaliśmy się przed starą, bogato zdobioną kamienicą zrozumiałyśmy że mamy wysiąść.
Przed budynkiem powitał nas służący ubrany w czarny frak. On również nosił maskę. Prowadzono nas po krętych schodach do małego pokoju na pierwszym piętrze i zostawiono same. Zauważyłam ogromne lustro wiszące jak obraz na jednej ze ścian. Oprócz niego w pokoju stał mały okrągły stolik, na którym stała zapalona świeca, czekały też na nas trzy krzesła. Usiadłyśmy i postanowiłyśmy czekać.
Kiedy zobaczyłam postać wchodzącą do pokoju, mocno ścisnęłam rękę Sybilli. Wydawało mi się że zobaczyłam tego samego mężczyznę, którego widziałam w pracowni szkieł w Murano.
- Witam Panie serdecznie. Nazywam się Marcel Lacofo i mam zaszczyt zaproście panią Sybillę do towarzystwa Klubu Kaliope Oresis. Jesteśmy stowarzyszeniem najsławniejszych i najzdolniejszych wróżbitów. To dla nas wielki honor, że zechciała Pani przyjąć nasze zaproszenie.
- Ale ja...nie wiem czy moje talenty wystarczą. – Słyszałam zdenerwowanie w głosie Sybilli.
- Droga Pani! To my oceniamy, kto może przystąpić do naszego stowarzyszenia i zapewniam panią, że odkryliśmy w Pani ogromny talent.
“Dlaczego on jej to mówi? Nie podoba mi się to miejsce.”

- Jest jednak pewien warunek przystąpienia do naszego stowarzyszenia. Przy pani talencie będzie to oczywiście tylko formalność.
- Co to za warunek?
- Musi pani przejść przez próbę trzech kielichów.
Dominika przełknęła nerwowo ślinę. “O co mu chodzi?”
Czarodziej klasnął w dłonie i do pokoju wszedł służący niosąc tacę z trzema identycznymi kielichami. Były wypełnione przeźroczystym płynem.
- W dwóch kielichach znajduje się trucizna, a w jednym woda. Musi pani odgadnąć, który zawiera wodę i wypić zawartość.
“Czy on oszalał? Na Merlina, Sybillo, nie rób tego! Uciekajmy stąd!” Dominika bladła bardziej z każdą chwilą, ściskała rękę siostry, ale była zbyt sparaliżowana strachem, żeby cokolwiek powiedzieć.
“Ale wstyd! Oni mnie zaprosili, a ja nie mam pojęcia o jasnowidzeniu. Nie mogę się tak po prostu teraz uciec. Już wolę tu umrzeć. Nie wiem czy jestem taka odważna czy taka tchórzliwa, ale muszę teraz wypić jeden pucharów. To już zaszło za daleko”
“Nie rób tego siostrzyczko, proszę”
Sybilla w akcie desperacji chwyciła pierwszy lepszy kielich i wypiła duszkiem zawartość. Trzy kolejne sekundy były najdłuższymi w jej życiu. Ciągle jednak żyła.
- Brawo! Prawidłowo odgadła pani bezpieczny kielich. Trucizna działa natychmiastowo i skoro jeszcze pani żyje, mogę uznać panią oficjalnie za członka naszego stowarzyszenia. Muszę jednak powiedzieć, że nie miałem ani przez chwilę wątpliwości, co do rezultatu próby. Jest pani osobą obdarzoną wielkim talentem.
“Więc może coś w życiu potrafię. Taki człowiek jak Marcel Lacofo nie może się przecież mylić”

***
W czasie, kiedy odbywała się próba, reszta uczestników klubu stała za weneckim lustrem i przyglądała się całej sytuacji.
- Na Merlina, Eugemio, co on wyprawia? Co my zrobimy z jej ciałem? Przecież ona nie ma żadnego daru!
- Nie znasz Marcela? Nie widzisz, że we wszystkich kielichach jest woda? Swoją drogą jak ona może być tak głupia, żeby w to wszystko uwierzyć?
 

“Przepowiadaniem przyszłości zajmuję już ponad osiemdziesiąt lat. I nie słyszałam jeszcze, żeby komukolwiek udało się przewidzieć swoją własną przyszłość. Jasnowidzenie wymaga bycia absolutnie obiektywnym, a nie jest to możliwe w stosunku do samego siebie. Nasze obawy i pragnienia skutecznie zakłócają nam jasność widzenia swojej przyszłości. Czy tak naprawdę jest ktoś, kto chciałby widzieć własną śmierć i żyć w nieuchronnym oczekiwaniu na nią?”
Kaliope Oresis “Moje życie i przepowiednie” *
Jest to jedna z ostatnich notek w jej autobiografii, kilka dni potem miała zginąć pod kołami pędzącego rydwanu.



Arachne, prastara pajęczyca czasu, tka nieprzerwanie nić zdarzeń.
Nieświadome swojego losu muchy ludzkich istnień drgają w poplątanych nitkach jej pajęczyny.
Duża wskazówka zegara na jedynce, mała na trójce.
Gołąb gubi pióro przelatując nad placem świętego Marka.
Sybilla obserwuje młodego czarodzieja, który śmieje się głośno, popijając z przyjaciółmi wino na schodach przed Pałacem Dożów i nie zauważa szarego pióra, które wpadło jej we włosy.
Pablo podaje butelkę czerwonego wina jasnowłosej czarodziejce i opowiada jak właśnie dostał pracę w Kasynie Magicznym.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin