Praca nade wszystko.pdf

(4787 KB) Pobierz
st12-2010 29-11.indd
Cena 4,50 zł
VAT 0% nakład 4,5 tys. egz.
ISSN 1734-5464
NR 12 (42)
listopad
2010
miesięcznik dla rodziców
Co może
pracująca matka?
Praca
nade wszystko?
Temat numeru:
380876876.032.png 380876876.033.png 380876876.034.png 380876876.035.png 380876876.001.png 380876876.002.png 380876876.003.png 380876876.004.png 380876876.005.png 380876876.006.png
Spis treści
Wydawnictwo Sióstr Loretanek
Dyrektor Wydawnictwa – s. Andrzeja Biała. Redaktor naczelny – s. Jolanta Chodorska
Opracowanie gra czne – Agnieszka Karolak
Adres Wydawnictwa i Redakcji: ul. Żeligowskiego 16/20, 04-476 Warszawa
e-mail: sygnaly @ loretanki.pl
Redakcja: tel.: 22 673 50 96
Prenumerata: tel.: 22 427 34 27; 22 673 58 39; fax: 22 612 93 62
Konto: PKO BP IV/O W-wa nr 74 1020 1042 0000 8102 0009 6396
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania artykułów oraz zmiany tytułów nadesłanych tekstów.
www.loretanki.pl
380876876.007.png
PRACA DLA CHLEBA
CZY… UCIECZKI?
„Mamo, a po co tak pracujesz i pracujesz?” – pyta kilkuletni szkrab mamę ślę-
czącą nad pracą biurową wziętą do domu. „Po to, byśmy mieli co jeść” – odpowiada
mama. „A po co się je?” – pada drugie pytanie. „Żeby móc pracować” – słychać od-
powiedź. „To całkiem jak u osiołków – mówi mały. – Czy nie możesz uciec z pracy?”.
Na to mama na wpół do siebie: „Wystarczy, że tatuś ucieka do pracy”.
Wiele w tej krótkiej rozmowie jest na rzeczy, bo z jednej strony nie można uciec od
pracy i żyć bez niej, ale z drugiej strony można uciekać w pracę (zawziętą pracowitość)
przed bliskimi, przed Bogiem, przed miłością, przed życiem. Bo bywa coraz częściej,
że bezruch duszy nadrabia się gorączkową ruchliwością ciała.
A dzieci? Oszczędzający im pracy rodzice, pracując ponad miarę, odbierają tak
dzieciom siebie samych i tworzą w oczach dzieci zły obraz pracy jako czegoś nieludz-
kiego. A przecież bywają jeszcze rodzice śpiewający przy pracy, angażujący mądrze
w nią dzieci i ukazujący jej sens i znaczenie nawet dla wieczności. Bo zdaniem poety
„praca może być widzialną miłością”. Ale może być też niewolą.
Podczas jesiennej powodzi na Podhalu ludziska stojący na wale przypatrywali
się dziwnemu zjawisku: góralskiemu kapeluszowi, co płynął po wezbranej wo-
dzie raz w jedną, a zaraz w drugą stronę, pod prąd. Ktoś wyjaśnił: „To tylko
Franek Gąsienica orze swoje pole”.
Praca poczeka, kiedy będziesz pokazywała dziecku tęczę, lecz tęcza nie poczeka,
aż skończysz pracować.
Lenistwo jest głupotą ciała, a głupota lenistwem ducha.
Dobrego odpoczynku od pracy w świętowaniu,
by potem można było przy pracy śpiewać,
życzy Redakcja
Fot.:
1
www.sygnalytroski.pl
1
380876876.008.png 380876876.009.png 380876876.010.png 380876876.011.png 380876876.012.png 380876876.013.png 380876876.014.png 380876876.015.png 380876876.016.png 380876876.017.png 380876876.018.png
Nela Niewadzi
W płatkach
śniegu
śniegu
Drobne płatki śniegu miarowo spadały na traw-
nik za oknem, okrywając go lśniącą w świetle latarni
białą kołderką.
– Antosiu! Popatrz, jest cudnie jak w tej twojej
bajce o reniferze Rudol e – wyszeptał w stronę młod-
szego brata siedzący na parapecie Filip.
Antek nieruchomo wpatrywał się w ekran telewi-
zora, zupełnie nie reagując na słowa Filipa.
– Babciu! On znowu to robi! – zawołał Filip.
Alicja przerwała rozmowę z przyjaciółką:
– Będę musiała zajrzeć do chłopców. Zaczynam
się martwić o naszego Antosia. On tak dziwnie się za-
myśla, odkąd Agnieszka i Marcin wyjechali do pracy
za granicą.
2
2
380876876.019.png 380876876.020.png 380876876.021.png 380876876.022.png 380876876.023.png
Po chwili obie stanęły w drzwiach dziecinnego
pokoju. Babcia Alicja energicznym ruchem wyłą-
czyła telewizor i przytuliła pięcioletniego Antosia,
cicho nucąc jakąś znaną melodię. Ula usiadła obok
Filipa:
– Ty też bardzo tęsknisz za rodzicami, prawda,
Filipku?
Chłopiec pokiwał smutno głową.
– A może zagramy w jakąś grę? Albo porysu-
jemy troszkę? Wieczory teraz faktycznie bardzo się
dłużą. To już prawie grudzień.
– A mama powiedziała, że wrócą, jak będzie
śnieg, czyli że to niedługo, prawda? – zapytał wtu-
lony w babcię Antoś.
– No tak, jeszcze tylko święty Mikołaj przy-
niesie prezenty, potem będzie Wigilia i Nowy Rok,
i już styczeń. Wtedy na pewno przyjadą na urlop.
Ula z niedowierzaniem patrzyła na Alicję.
„Więc oni nie wracają na Święta” – pomyślała
z zakłopotaniem.
– Chłopcy, a czy napisaliście już list do świę-
tego Mikołaja? – powiedziała, udając radość. –
Może napiszemy go razem?
– Chyba raczej narysujemy, bo nie wszyscy tu
umieją już pisać ? Filip znacząco spojrzał na młod-
szego brata.
Bez słowa przyniósł dużą kartkę z bloku rysun-
kowego. Po chwili obaj chłopcy rysowali na niej
coś w wielkim skupieniu. Gdy list był gotowy, pani
Ula umieściła go w niebieskiej kopercie i zadeklaro-
wała, że w drodze do domu zaniesie go na pocztę.
owładnięty chęcią posiadania domu, wła-
snej rmy nie pozostawiał czasu na nic in-
nego poza pracą. Stał się oszczędny do gra-
nic możliwości. Momentami wydawało się,
że samo posiadanie pieniędzy jest dla niego
ważniejsze niż cel, jaki sobie wytyczył. Ale
przecież zbliżały się najpiękniejsze Święta
w roku… Dziwiła się, jak to możliwe, że dała
się namówić na pozostanie z dala od rodziny.
Zasypiając, postanowiła, że pojedzie do cen-
trum handlowego, kupi coś chłopcom i wy-
śle do Polski paczkę.
Następnego dnia Agnieszka, niosąc pełne
torby prezentów, nieco radośniej otwierała
drzwi mieszkania. Marcin już tam był. Sie-
dział w fotelu, trzymając coś na kolanach.
– Marcin, zobacz, kupiłam coś dla chłop-
ców...
Wzrok Agnieszki padł na niebieską
kartkę, na której dziecięce dłonie naryso-
wały renifera z czerwonym nosem ciągną-
cego ogromne sanie. W saniach obok świę-
tego Mikołaja siedzieli jacyś ludzie. Całą
kartkę pokrywały białe płatki śniegu…
– Marcin, to my? – zapytała. – Skąd
masz ten rysunek?
– Leżał w skrzynce, pewnie od kilku dni.
To od chłopców – powiedział cicho mąż.
Tego wieczoru milczeli oboje.
Rano przy śniadaniu Marcin zapytał:
– Aga, a co by było, gdyby ten nasz nowy
dom… miał o jeden pokój mniej albo na
przykład zrobilibyśmy w nim nieco tańsze
ogrodzenie? Bo… wiesz, pomyślałem, że
wtedy moglibyśmy jednak pojechać do An-
tosia i Filipa, a Wigilię…
– Marcinku! Jesteś kochany! Myślałam
o tym całą noc. Jeszcze dziś zarezerwuję
bilety.
W oczach Agnieszki pojawiły się radosne
iskierki. Uśmiechała się na wspomnienie wy-
malowanych zamaszyście przez Antosia płat-
ków śniegu, które przypominały dziecięcą
modlitwę.
a
F
Po kilku dniach ta sama koperta wylądowała
w skrzynce na listy pewnego londyńskiego miesz-
kania. Zmęczeni po ciężkim dniu pracy Agnieszka
i Marcin nie zauważyli jej, otwierając drzwi. Za-
planowali, że w tym roku nie wrócą na Święta do
Polski. Pod koniec każdego tygodnia Marcin prze-
liczał zarobione pieniądze i planował budowę no-
wego dużego domu. Wieczorami leżąc już w łóżku,
roztaczał przed żoną wizje ogrodu i projektował
wnętrze.
Od pewnego czasu Agnieszce zaczynały doku-
czać zmęczenie i tęsknota za synami. Coraz gorzej
rozumiała męża i jego sposób na życie. Marcin
3
3
380876876.024.png 380876876.025.png 380876876.026.png 380876876.027.png 380876876.028.png 380876876.029.png 380876876.030.png 380876876.031.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin