Leclaire Day- Nie ma tego zlego- 02.pdf

(613 KB) Pobierz
Leclaire Day - Bal Kopciuszka 02 - Nie ma tego z³ego
Nie ma tego złego
PROLOG
Park Slope w Brooklynie, Nowy Jork
Nikki oparła się o ścianę i zamknąwszy oczy, usiłowała się opanować.
Słyszała bezlitośnie szczerą rozmowę siostry, a każde słowo raniło ją boleśnie.
- Wybacz - powtórzyła Krista - ale nie rozumiem, po co dzwonisz, skoro
już znasz moją odpowiedź. Nie mogę. Jestem to winna Nikki. Nie opuszczę jej
teraz.
Czemu nie mogłam tego pojąć , zastanawiała się Nikki. Dlaczego nie
zauważyłam, że potrzeby Kristy są już całkiem inne niż siedem lat temu?
- Dlatego, że jest moją siostrą! - Krista podniosła głos. - Zrezygnowała ze
wszystkiego, żeby się mną zająć. Co mam jej powiedzieć? Dziękuję, że
uratowałaś mi życie, ale teraz cześć, postanowiłam wyprowadzić się do
koleżanki?
Uratowałam jej życie? - zdziwiła się Nikki. Zrobiłam przecież tak
niewiele. Przyjęcie Kristy do domu po śmierci jej męża wydawało się jedynym
logicznym rozwiązaniem. Rodzina przede wszystkim, zawsze powinna być na
pierwszym miejscu.
- Nie mogę i już! Po tym, jak poświęciła się dla mnie, mogę zaoferować
jej choć tyle. Ma tylko Keli i mnie. Zostaniemy, dopóki będziemy jej potrzebne.
Nikki nie chciała słuchać dalej. Po cichu przeszła przez hol do małego
pokoiku służącego jej za gabinet. Otworzyła górną szufladę biurka i wyjęła z
niej grubą, pozłacaną kopertę. Znajdujący się wewnątrz elegancki bilet ciążył
niczym ołów. Grawerowany kawałek złocistego metalu wydawał się
rozwiązaniem jej problemów.
Modliła się, by móc uniknąć tak drastycznego rozwiązania. Opanowała
zduszony śmiech. Kupiła ten bilet na wszelki wypadek, bo sytuacja w pracy
stała się nie do zniesienia. Nie spodziewała się, że znajdzie się drugi powód do
skorzystania z niego. Podsłuchana przypadkiem rozmowa Kristy zamknęła jej
inne drogi wyjścia.
Powoli wyjęła z koperty aksamitną sakiewkę. Znajdująca się wewnątrz
sztabka błysnęła, napełniając pokój olśniewającym, złotym blaskiem. Wielu
ludziom taki bilet mógł obiecywać spełnienie marzeń. Czemu więc jej kojarzył
się z koszmarem?
Niechciana łza spłynęła po policzku Nikki.
Chicago, Illinois
- Och, Jonah, przyszedłeś, Bogu dzięki. - Della Sanders rzuciła się synowi
w objęcia i uścisnęła go mocno.
- Czyżbyś w to wątpiła? - Cień uśmiechu rozjaśnił ponure oblicze Jonaha
Alexandra. Delikatnie przytulił matkę.
Della była drobną kobietą, emanującą energią i emocjami, Jonah przez
całe życie obserwował, jak matka nieświadomie roztacza wokół siebie czar. W
jej orzechowych oczach widniała prostolinijność, która w połączeniu z
nieśmiałym uśmiechem zniewalała przeciwników i pozwalała opanować trudne
sytuacje. Tymczasem rodzaj pracy jej drugiego męża powodował, że trudności
stanowiły raczej regułę niż wyjątek. Mimo to Della zawojowała Lorena
Sandersa, chłodnego i opanowanego starego kawalera, w niecałe pięć sekund.
Zerknęła przez ramię na męża i uśmiechnęła się lekko.
- Loren nie był do końca przekonany, czy zechcesz wyciągnąć Erica z
jego nowych tarapatów - westchnęła z ulgą. - Mówiąc szczerze, ja również. Tym
razem Eric naprawdę napytał sobie biedy.
Jonah podał rękę ojczymowi.
- Nie powinieneś zwlekać z powiadomieniem mnie, Loren. Wiesz
przecież, że rodzinę zawsze stawiałem na pierwszym miejscu.
Jeszcze jako zbuntowany, gniewny nastolatek, Jonah przekonał się ku
swemu zaskoczeniu, że ojczym odpowiada mu zarówno pod względem
intelektualnym, jak i emocjonalnym. Zostali przyjaciółmi. W dodatku głębokie
uczucie, jakie od dwudziestu pięciu lat Loren żywił niezmiennie do jego matki,
zaskarbiło mu podziw i wdzięczność Jonaha.
- Zawsze byłeś dobrym bratem dla Erica - powiedział Loren. - Jednak
europejskie interesy tak cię pochłaniały, że nie chcieliśmy cię tym obciążać.
Poza tym, aż do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji. Mamy
jednak nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.
Jonah wypuścił z ramion matkę i podszedł do wielkiego okna
zajmującego prawie całą ścianę. Z apartamentu Sandersów roztaczał się
imponujący widok na jezioro Michigan. W innej sytuacji z całą pewnością
skupiłby się na jego podziwianiu.
- Opowiedzcie mi o wszystkim - poprosił, odwracając się plecami do
szklanej tafli.
- Eric związał się z mężatką - oświadczyła Della. - W dodatku starszą od
siebie.
To niezbyt mądre posunięcie ze strony Erica, ale jeszcze nie powód do
tragedii , pomyślał Jonah.
- I?
- Ona pracuje u nas - wyjaśnił Loren. - Ten związek przeszkadza zarówno
jemu, jak i jej. Omal nie stracili przez to rachunku Dearfielda.
Jonah zaklął pod nosem. Musi być bardzo źle, skoro Eric przedkłada tę
kobietę nad jednego z najważniejszych klientów. Co on sobie wyobraża?
Najwyraźniej przekazanie nowojorskiej filii firmy przyrodniemu bratu wcale nie
pomogło mu wydorośleć.
- Czy ją znam?
- Nazywa się Nikki Ashton i jest…
- …szefową Projektów Specjalnych. Owszem, słyszałem o niej, ale chyba
nigdy jej nie spotkałem. - Jonah pomasował kark, usiłując skoncentrować się
pomimo zmęczenia. - Zatrudniłeś ją zaraz po moim wyjeździe do Londynu. Jak
wygląda?
- Uderzająco piękna kobieta, typ długonogich rudzielców.
- Loren - obruszyła się Della - wiesz, że nie znoszę, kiedy wciskasz ludzi
w stereotypy.
Loren potarł szpakowate wąsy i przepraszająco wzruszył ramionami.
- Wybacz, kochanie. Stare nawyki trudno wykorzenić.
- Wywalcie ją - poradził bez namysłu Jonah.
- Obawiam się, że nie możemy - chrząknął z zażenowaniem Loren.
- Czemu nie?
- Bo firma jej potrzebuje. Po pierwsze, ponieważ jest doskonała - przyznał
- a po drugie, dlatego, że została nominowana do nagrody Lawrence'a J.
Baumana. Uroczystość za sześć tygodni. Jak będziemy wyglądali, zwalniając z
pracy kogoś o tym formacie?
Jonah zacisnął zęby. Niestety, mieli rację. Biznesmeni płci obojga,
przedstawieni do nagrody LJB, byli najbardziej poszukiwanymi pracownikami
w całym kraju. Renoma International Investments mogła ponieść
niepowetowaną stratę, gdyby z błahego powodu zwolnili potencjalną
zwyciężczynię.
- Czy rozmawialiście o tym z Erikiem?
- Nie - przyznała Della. - Mieliśmy nadzieję, że sprawa sama się
rozwiąże. Znasz Erica. Zakochuje się i odkochuje w zależności od podmuchu
wiatru.
- Oprócz tego razu.
Della skinęła głową, w oczach zalśniły jej łzy.
- Ona musi być wyjątkową kobietą, skoro pozostał przy niej tak długo.
Jonah odwrócił się w stronę okna. Znał Erica wystarczająco długo, by
wiedzieć jakie "zalety" musiała mieć kobieta, by przykuć go do siebie na dłużej.
Jeśli w jednej dziesiątej jest tak wspaniała, jak twierdzi Loren, zdaje sobie z tego
sprawę i używa swych wdzięków do uwodzenia Erica… Braciszek zawsze był
łasy na zalotne rudowłose kobiety, o zgrabnych nogach nie wspominając.
- A co z jej mężem? - spytał przez ramię. - Panu Ashtonowi nie
przeszkadza, że jego małżonka flirtuje z szefem?
- Wiemy o nim tylko tyle, że wyjechał z kraju na kilka lat - wyznał Loren.
- Podejrzewam nawet, że wcale nie nazywa się Ashton. Nikki wyszła za mąż,
gdy tylko zaczęła u nas pracować, ale zachowała panieńskie nazwisko.
Sprawdzałem w kadrach, nigdy nie podała im żadnych szczegółów. Mąż nawet
nie figuruje na liście osób korzystających z rodzinnego ubezpieczenia. Obawiam
się, że to ślepa uliczka. - Wzruszył ramionami.
- Nowoczesne małżeństwo - zauważył kwaśno Jonah. Odwrócił się od
okna, krzyżując ręce na piersiach. - Dobrze, Loren, czego oczekujesz ode mnie?
- Czy nie mógłbyś przemówić Ericowi do rozumu? - wtrąciła Della,
zanim jej mąż zdążył się odezwać. - A może porozmawiasz z panią Ashton?
Jeżeli ich związek jest powodem takich kłopotów w firmie, może przenieść
któreś z nich?
- Musimy postępować ostrożnie, Della - nachmurzył się Loren. -
Potrzebuję Erica w Nowym Jorku. Nie licząc incydentu z tą kobietą, jest filarem
filii.
- Widziałem raporty - dodał Jonah. - I miałem nadzieję, że wreszcie
poszedł po rozum do głowy.
- Aż do tej ostatniej niedyskrecji. - Loren ze smutkiem spojrzał na swego
pasierba. - Z Nikki również musimy obchodzić się w rękawiczkach. Zbyt wiele
wie o firmie.
- Myślisz, że mogłaby nam poważnie zaszkodzić? - zapytał Jonah
gniewnym tonem.
- Jeśli miałaby taki zamiar - przyznał niechętnie Loren.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin