Coulter Catherine - Czar 01 - Czar letniej nocy.pdf

(1185 KB) Pobierz
Coulter Catherine - Czar 01 - C
CATHERINE COULTER
CZAR LETNIEJ NOCY
Tytuł oryginału: Midsummer Magic
ROZDZIAŁ 1
Małżeństwo to przeznaczenie Szubienica także
JOHN HEYWOOD
Anglia rok 1810
Philip Evelyn Desborough Hawksbury, hrabia Rothermere, wszedł do
obszernego holu posiadłości Chandos Chase, rękawiczki i pelerynę podał kamerdy-
nerowi Shippe, rzucił okiem na lokajów kręcących się przy wejściu i cicho zapytał: -
Jak się miewa ojciec?
Shippe, równie wysoki jak jego pan, ale posiadający znacznie większe
poczucie własnej wartości, dostrzegł cień niepokoju w oczach panicza, wyprostował
się i odrzekł: - Jego lordowską mość odpoczywa, panie, ale wiem, że chciał cię
widzieć, jak tylko przyjedziesz.
Hrabia Hawksbury, powszechnie znany jako Hawk, pokiwał głową,
przyglądając się przez moment kamerdynerowi tego wielkiego domu, w którym
panowała teraz grobowa cisza. Nawet lokaje w liberiach wyglądali jak posągi.
Zdawać się mogło, że to miejsce naprawdę jest grobem. Hrabia natychmiast odrzucił
 
tę makabryczną myśl i rzucił do Shippe'a: - Moje walizy są w powozie.
- Natychmiast się tym zajmę, panie.
- Zadbaj też, by Grunyon, mój służący, został nakarmiony. Po tak ekscytującej
podróży może być nieco zmęczony i drażliwy. - W oczach hrabiego zamigotał lekki
uśmiech.
- Oczywiście, panie.
Hawk odwrócił się i głośno stukając obcasami o posadzkę z czarnego
włoskiego marmuru, energicznie pomaszerował niekończącymi się korytarzami w
kierunku sypialni ojca. Dębowe schody pokonał, przeskakując po dwa stopnie naraz;
przypomniało mu to dziecięce lata, kiedy po z tych samych schodach biegał w górę i
w dół, a raz nawet spadł i złamał sobie rękę. Jego starszy brat Nevil, który go
wcześniej gonił, stał wówczas na szczycie schodów i śmiał się. Hawk aż potrząsnął
głową, starając się odrzucić od siebie to wspomnienie. Nie było już Nevila do
wspólnego śmiania się, ani w ogóle do robienia czegokolwiek innego. Nevil nie żył.
Jest tak cicho, Hawk pomyślał po raz kolejny, a jego wzrok przebiegł po
kilkudziesięciu portretach wiszących wzdłuż schodów. Wszystkie przedstawiały
przodków rodziny Hawksbury, wszyscy oni mieszkali kiedyś w Chandos Chase,
rezydencji markiza Chandos od ponad trzystu lat. On sam nie był w domu od ponad
pięciu miesięcy, a teraz jego ojciec chorował i możliwe było, że wkrótce umrze. Ze
strachu serce zaczęło walić mu jak młotem.
Gdy dotarł na górę, skierował się ku wschodniemu skrzydłu i szybko
przemierzywszy ogromny, pokryty dywanami korytarz, stanął przed wielkimi,
podwójnymi drzwiami prowadzącymi do sypialni ojca. Uniósł rękę, by zapukać, ale
po chwili zrezygnował i cicho wszedł do środka. Sypialnia ojca była obszerna i
ciepła. Zaczynał się wieczór; pokój, do którego wpadały resztki słonecznych
promieni, cały wypełniały posępne cienie, rzucane przez znajdujące się wewnątrz
przedmioty. Złote, brokatowe zasłony były zaciągnięte i w pierwszej chwili Hawk
poczuł się jak w klatce. Jego oddech na moment przyspieszył, a wzrok powędrował w
kierunku bogato zdobionego łoża, umieszczonego na niewielkim podeście. Mógł
dostrzec zarys leżącej postaci, ale przyćmione światło świec rzucało cień na twarz
leżącego.
- Cieszę się, panie, że już przybyłeś - dotarł do niego przytłumiony głos
Trevora Conyona, od lat osobistego sekretarza ojca. Trevor Conyon był, w
przeciwieństwie do swojego pana, człowiekiem słusznej postury. Był również
 
człowiekiem dobrego serca i równie wspaniałego rozumu. Jego łysina, pokryta
kropelkami potu, połyskiwała w blasku świec. Hawk już dawno dostrzegł całkowitą
lojalność, jaką Trevor Conyon darzył swojego pana, wyczuwał jego niechęć w
stosunku do Nevila i zastanawiał się, co Trevor Conyon myślał o nim samym.
Przeszło mu przez myśl, że wciąż uważa go za wielką niewiadomą, mimo że Nevil
nie żył już od prawie piętnastu miesięcy, i to on, Hawk, był jedynym spadkobiercą.
- Co z moim ojcem? - zapytał.
- Nie jest dobrze, panie.
Hawk uniósł czarne brwi, a Trevor Conyon, ledwo zauważalnie skinąwszy
głową w kierunku łóżka, nie odezwał się.
- Ojcze - powiedział Hawk, robiąc krok w kierunku łóżka. Wszedł na podest i
nachylił się ku leżącej na niej postaci. - Jestem tutaj.
Charles Linley Beresford Hawksbury, markiz Chandos, wysunął szczupłą,
wręcz chudą rękę spod brokatowej narzuty i uścisnął dłoń syna.
- Już najwyższy czas, mój synu - powiedział. - Najwyższy czas.
Patrząc na bladą twarz ojca, na której najbardziej rzucał się w oczy szpiczasty,
haczykowaty nos, pomyślał, że to właśnie jego ojca powinno nazywać się Hawk .
Przyglądając się ojcu, napotkał spojrzenie jego intensywnie zielonych oczu, padające
spod lekko przymkniętych powiek, oczu o odcień ciemniejszych niż jego własne.
Delikatnie, samymi opuszkami placów dotknął gęstych, siwych włosów ojca i od-
sunął mu je z czoła.
- Przybyłem tak szybko, jak to tylko było możliwe. Dopiero wczoraj
wieczorem otrzymałem wiadomość od Conyona. Jak się czujesz, ojcze? - zapytał.
- Myślę, że mój czas już nadszedł - rzekł markiz słabym głosem, znacznie
słabszym niż zazwyczaj. - Zresztą to nie ma żadnego znaczenia. Moje życie nie było
puste. Mam syna, z którego mogę być dumny i który może kontynuować to, co ja
zacząłem.
Na te słowa Hawk wzdrygnął się nieco i poczuł ogarniające go poczucie winy.
Nie jest łatwo być drugim w kolejności. Tym, o którym się myśli, że tylko czeka na
śmierć rodzica, by otrzymać spadek.
- Ojcze, ty nie umrzesz. Gdzie jest lekarz?
- W kuchni, zapewne napycha się teraz szynką: przygotowaną przez Alberta -
odparł markiz, a potem odwrócił głowę do poduszki i zakasłał.
Kaszel był suchy i ostry. Hawk poczuł, że ze strachu zimny pot występuje mu
 
na czoło, a napływające łzy ściskają gardło. Kurczowo trzymał dłoń ojca, jakby chciał
oddać mu swoje zdrowie i swoje siły.
- Co powiedział Trengagel?
Markiz powoli poprawił się na poduszkach; na moment przymykając oczy.
Gdy je otworzył, spojrzał na syna z taką intensywnością, jakby chciał palącym
wzrokiem zajrzeć do jego wnętrza.
- Daje mi jeszcze dwa, może trzy tygodnie. To przez krwawienie w płucach.
Ten głupiec chce z krwią wyciągnąć ze mnie resztki życia, ale ja mu na to nie
pozwolę.
- Masz rację, ojcze. Widziałem, jak ludzie wykrwawiali się na śmierć, gdy
zaraz po bitwie próbowano ich ratować, przykładając te cholerne pijawki.
Markiz wyczuł głęboki ból w słowach syna i od - rzekł miękko: - Widziałeś
zbyt wiele, mój chłopcze. Ale jesteś silny, dlatego potrafiłeś przejść przez to
wszystko. Z czasem zapomnisz, zobaczysz. A teraz muszę ci coś powiedzieć, mój
synu.
- Jesteś zmęczony, ojcze.
- Nie. - Głos markiza był stanowczy. - Posłuchaj mnie. Żyję tylko po to, by
zobaczyć twoją żonę. By patrzeć, jak bierzesz sobie żonę. Tak jak obiecałeś.
Na dźwięk tych słów Hawk zesztywniał. Cholerna obietnica! Zapomniał o
niej. A może tylko chciał o niej zapomnieć.
Powoli usiadł na brzegu łóżka. Nadszedł ten moment i nie było już żadnej
drogi ucieczki, wiedział o tym. Przez ponad rok udawało mu się uciekać przed tym,
co nieuniknione; przebywając w Londynie, rzucał się w dziki i nieprzerwany wir
zabawy - hazard, bijatyki, alkohol. Dziwek się wystrzegał, ale tylko dlatego, że
obawiał się syfilisu. Widział zbyt wielu żołnierzy, których zarażone syfilisem ciała
rozkładały się żywcem. Pomyślał o Amelii, swojej namiętnej i uwielbiającej dobrą
zabawę kochance, i na moment przymknął oczy. Żona. Nie chciał żadnej cholernej
żony. Nie teraz. Ale nie miał wyjścia.
- Jedź do Szkocji, synu, wybierz sobie żonę i przywieź ją do mnie.
Nie chcę żenić się z jakąś dzikuską ze Szkocji, przywiązywać się do kobiety,
której nigdy na oczy nie widziałem! Nie zamierzam tego robić tylko dlatego, że kiedyś
złożyłeś jakąś bezsensowną przysięgę! Ja przecież miałem wtedy dziewięć lat!
Przeklęty honor!
Takie właśnie myśli kłębiły się w głowie Hawka, ale nie wyjawił, co
 
naprawdę o tym sądzi; powiedział jedynie: - Oczywiście, ojcze, wyjadę niezwłocznie.
Niemniej wydaje mi się, że dobrze będzie, jeśli wyślę któregoś służącego do hrabiego
Ruthvena i powiadomię go o moim przyjeździe.
- Conyon już się tym zajął. Dwa dni temu wysłał służącego z wiadomością.
Możesz wyjechać rankiem.
- No to wpadłem - powiedział Hawk, bardziej jednak do siebie niż do ojca.
Honor, pomyślał, jest nieraz rzeczą godną potępienia. Pamiętał, że coś takiego
powiedział rok temu, kiedy ojciec przypominając mu o przysiędze powiedział, że
teraz on, Hawk, jest odpowiedzialny za jej wypełnienie. Co więcej, pamiętał, jak
wrzeszczał wtedy na ojca, że jeśli chce, to sam może poślubić jedną z dziewcząt: - To
ty zawdzięczasz życie markizowi Ruthven, nie ja! Dlaczego więc sam nie wyniesiesz
do wyższych sfer jednej z jego zasmarkanych córek? Czemu nie uczynisz jej swoją
żoną, a nie moją? Dlaczego to właśnie mnie chcesz do jednej z nich przywiązać? Ja
nic nie zrobiłem, jestem tylko twoim cholernym synem! Dlaczego nie zmusiłeś
Nevila, żeby zrobił brudną robotę za ciebie, co?
I wtedy też jego ojciec bardzo cicho odpowiedział: - Nigdy nie zmusiłbym
Nevila do ślubu.
- Przecież nie kupujesz kota w worku, synu - powiedział teraz markiz,
jednocześnie obserwując spod przymkniętych powiek, jak po twarzy jego syna prze-
myka niezliczona ilość grymasów i min, odzwierciedlających różnorakie kłębiące się
w nim uczucia. - Masz do wyboru trzy młode damy. Jedna z nich musi ci się
spodobać. Alexander Kilbracken jest przystojnym mężczyzną, nie mógłby spłodzić
maszkary. Masz szczęście, że żadna z jego córek jeszcze nie wyszła za mąż.
- Powtarzałeś to już wielokrotnie - Hawk westchnął głęboko.
- Synu, masz już prawie dwadzieścia siedem lat. Czas na nowo
zagospodarować twój dziecinny pokój i zapewnić sobie następcę. - Kaszel ponownie
wstrząsnął ramionami starego markiza.
- Obiecuję, ojcze - szybko zapewnił Hawk. Patrzenie na cierpienia ojca
sprawiło, że natychmiast zapomniał o gniewie i urazie. Pomyślał też o lady
Constance, córce hrabiego Lumley, posażnej i pięknej, wciąż mającej nadzieję na
jego oświadczyny, do których nigdy nie dojdzie ani nie doszłoby do nich w żadnym
razie. Przeklęty honor, pomyślał po raz kolejny. Nie mógł uwierzyć, że miał poślubić
takie nic - bez włości, bez bogactwa, bez koneksji, tylko dlatego, że Alexander
Kilbracken, - markiz Ruthven, zubożały właściciel ziemski, siedemnaście lat temu
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin