Phillips Michael - Na krawędzi czasu.docx

(1161 KB) Pobierz
Michael PHILLIPS





Michael

PHILLIPS

NA KRAWĘDZI

CZASU

przełożył

Adam Szymanowski

Instytut Wydawniczy Pax

Warszawa 2001


Tytuł oryginału A Rift in Time

© Copyright by Michael Phillips 1997

Translated into Polish by permission of Tyndale House Publishers.

© Copyright for the Polish translation by Adam Szymanowski

© Copyright for the Polish edition by Instytut Wydawniczy Pax,

Warszawa 2001

Ilustracja na okładce

Maria Wollenberg-Kluza

Opracowanie graficzne

Beata Kulesza-Damaziak

Ilustracje i mapy

Joan L. Grytness

Redaktor

Karolina Orszulewska

Redaktor techniczny

Ewa Dębnicka

ISBN 83-211-1336-2

INSTYTUT WYDAWNICZY PAX,

WARSZAWA 2001

Wydanie I. Ark, druk. 43/16

Fotoskład: DARTEXT, Warszawa

Druk i oprawa:

Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A.

Kraków, ul. Wadowicka 8


Dedykuję Denverowi C. Phillipsowi (1917-1997),

ojcu na nasze czasy

A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła.

Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. Nazwa pierwszej Piszon; jest to ta, która okrąża cały kraj Chawila, gdzie się znajduje złoto. A złoto owej krainy jest znakomite; tam jest także wonna żywica i kamień czerwony. Nazwa drugiej rzeki — Gichon; okrąża ona cały kraj Kusz. Nazwa rzeki trzeciej Tygrys; płynie ona na wschód od Aszszuru. Rzeka czwarta to Eufrat.

Rdz 2, 8-14*

* Cytaty z Pisma Świętego według Biblii Tysiąclecia, wyd. IV.


PRZEDMOWA

KILKA OSOBISTYCH SŁÓW

I KRÓTKI HOŁD OD AUTORA

Każdy mężczyzna, każda kobieta, rozstając się z doczesnym życiem, zostawia za sobą taką czy inną spuściznę. Może być ona rozmaita. Życie trwa w naszych dzieciach, w dziełach, których dokonaliśmy, w słowach, które padły z naszych ust, w przyjaźniach, które pielęgnowaliśmy, w życiu innych, które budowaliśmy. Są spuścizny duże i małe. Są publiczne i bardzo osobiste. Nikt jednak nie opuszcza tej ziemi, nie pozostawiając śladu swoich stóp, choć czasem potrzeba bystrego oka miłości, by dostrzec ich trwały odcisk.

Fakty z ziemskiej biografii człowieka nie mają w gruncie rzeczy większego znaczenia. To tylko środki, którymi posługuje się Bóg, żeby zbudować osobowość. I tylko osobowość pozostaje, nie zaś dane mówiące, jak człowiek poukładał swoje dni.

W miarę upływu lat właśnie kształt osobowości mojego ojca wywierał subtelny wpływ na mnie, jego syna. Patrzyłem, jak mój ojciec wydaje pieniądze. Obserwowałem, jak pomaga ludziom. Patrzyłem, jak ojciec i matka stale włączają się w życie innych. Patrzyli na życie całościowo i wspólnie na to życie według Księgi Przysłów, życie polegające na dawaniu, a nie braniu — i musiałem nauczyć się to zauważać, aby potem poczuć szacunek i cześć dla obojga moich rodziców.

7


Pracowali ciężko pracowali w biznesie, pracowali własnymi rękami, pracowali w Kościele, pracowali od rana do wieczora i zawsze ramię w ramię z innymi. I doszli do pomyślności w całkowicie biblijnym znaczeniu tego słowa. Nie zbudowali jednak imperium, gdyż zainwestowali swe życie w ludzi, którzy podążali tą samą drogą.

Mój ojciec unikał teatralnych gestów. Im jestem starszy, tym większą czuję z tego powodu wdzięczność. Wiódł szczere i proste życie według Księgi Przysłów. Jakże pięknie i cudownie jest móc to właśnie o kimś powiedzieć. Tak więc pod koniec życia ojciec miał niewiele rzeczy, które świat uznałby za ważne. Jego bezinteresowność, niechęć do uganiania się za korzyścią osobistą, umiejętność dawania siebie tak, by inni mogli spełnić swoje marzenia to wszystko budowało we mnie najtrwalszą spuściznę po ojcu. Przyglądałem się mu i przeniknęło mnie wiele czynników, które złożyły się na moje wyobrażenie o tym, jakim człowiekiem chcę być.

Ojciec nie mówił zbyt wiele na temat swojej wiary. Ale Bóg mniej dba o dysputy nad sprawami ducha, niż o wierzącego, jak to określa Biblia. Bóg wyznaczył zaszczytne miejsce temu właśnie, kto żyje według zasad.

Dzieci łatwo mogą przeoczyć to, jaką rolę w ich rozwoju odegrali rodzice. Szczególnie łatwo uchybić Przysłowiom a są one naprawdę ważkimi i zaczerpniętymi z Pisma wzorcami życia w wierze. W miarę, jak dochodziłem do wieku męskiego i otwierały się stopniowo moje oczy, coraz lepiej rozumiałem, że mój ojciec to, mówiąc najprościej, człowiek pełen pokory. Nie chodzi o to, że był zwyczajnie dobrym człowiekiem, ale człowiekiem dobrym w sensie biblijnym takim, dla którego Boże nakazy stanowiły składnik życia. Na ścieżkach tych, którzy go znali, pozostawił ślady swoich stóp: dobroć, bezinteresowność, pokorę, a mnie pomógł w swój cichy sposób ukształtować wizerunek Boga jako mojego Ojca.

Naprawdę rozumiem, dlaczego nasz Pan wybrał relację ojciec-syn jako typ relacji zachodzącej w obrębie spraw Bożych. Tym, którzy pośród człowieczej słabości i kruchości szukają prawdy,

8


tego żadna inna ludzka istota.

Kiedy pisałem Na krawędzi czasu, Denver Phillips przekroczył największą i najbardziej tajemniczą ze wszystkich rozpadlin na świecie szczelinę oddzielającą życie doczesne od wiecznego. Na krawędzi czasu to ostatnia z moich książek, które ten zacny człowiek, mój ojciec, mógł przeczytać w postaci egzemplarza korektorskiego (w tym stadium poznał wiele moich książek), a i to tylko mniej więcej trzecią część. Potem bardzo poważnie zachorował i umarł sześć dni przed ukończeniem przeze mnie rękopisu dzień po Wielkiej Nocy. Jakiż to triumfalny moment, by umrzeć!

Przez ostatnie cztery tygodnie życia coraz więcej czasu leżał w łóżku, przychodziłem więc do mieszkania rodziców i spędzałem z nimi dwie albo trzy godziny dziennie. Ojciec nie miał już siły dużo mówić, ale dla mnie była to okazja, żeby mówić do niego podając mu wodę albo jedzenie i pomagając matce przy pielęgnacji, by sama mogła wyjść na zakupy albo zająć się sprawami kościelnymi (w wieku 81 lat jest czynnym starszym strażnikiem swojego Kościoła i najmłodszą osiemdziesięciojednolatką, jaką kiedykolwiek widziałem!)

Podczas tych szczególnych ostatnich tygodni siedziałem przy łóżku ojca i pracowałem nad zapisanymi odręcznie stronami zawsze w pobliżu na wypadek, gdyby mnie potrzebował, ale przeważnie tak, by mnie widział, miał świadomość, że tu jestem i że go kocham. Dlatego właśnie Na krawędzi czasu na zawsze pozostanie dla mnie książką szczególną w jakiś niezwykły i pozaczasowy sposób.

Odszedł. Jego śmierć oznacza dla mnie nakaz trzeźwego patrzenia na świat. Matka, siostry i ja będziemy za nim tęsknić. Nasze rodziny będą za nim tęsknić. Był naszym przyjacielem.

Nie pogrążyłem się jednak w żalu. Ten okres w życiu mojej rodziny stanowi wypełnienie nieprzerwanego cyklu w królestwie Bożym, cyklu, w którym życie ziemskie człowieka ma swój koniec. Nie jest to jednak koniec wszystkiego. Wiara żyje nadal, nieustająco,

9


choć może niewidocznie, popycha w stronę królestwa Bożego. Niewidzialne ślady stóp Denvera Phillipsa można odkryć w każdej książce, którą napisał i kiedykolwiek napisze jego syn. To dlatego, że jego osobowość odcisnęła ślad w moim sercu i nic go nie zatrze.

Biblia wychwala spuściznę po wierzącym. W jedenastym rozdziale Listu do Hebrajczyków czytamy o przepełnionym wiarą życiu wielu biblijnych bohaterów. Ale jestem przekonany, że w dziejach podobną wiarę miały tysiące, miliony ludzi Bożych, o których ty ni ja nie słyszeliśmy, choć byli najpotężniejszą siłą krzewienia chrześcijaństwa. To niemożliwe, by cicha, niewidzialna wiara umierała, szła tak po prostu do grobu. Wiara zawsze żyje — bez względu na to, czy życie nią wypełnione zostało opisane dla innych w Liście do Hebrajczyków, bez względu na to, czy niesie ze sobą sławę, czy ktokolwiek się o niej dowiaduje.

Życie mojego ojca trwa także. Życie jest przecież wieczne. Jego część może przenieść się do przeszłości, do cienistej doliny, jak nazwał to CS. Lewis. Prawdziwe życie ojca, to życie, do którego przez cały czas przygotowywał go Bóg, właśnie się zaczęło. Już teraz bowiem Ojciec powiedział mu: Dobra robota, mój wierny synu. Chodź, niejednego jeszcze trzeba dokonać!

Niech Bóg cię błogosławi, mój ziemski ojcze! Kochałem cię. I wszyscy, którzy znali cię i dzielili z tobą życie, nadal cię kochają.


NA

KRAWĘDZI

CZASU

Na początku, w dniu pierwszym wraz z brzaskiem,

Dzieło stworzenia niebiosa rozjaśniało blaskiem.

Nie na chybił trafił atom przez przestworza mknie,

Lecz wedle tego, kędy Bóg, El Szadaj, tchnie.


PROLOG

PUSTYNIA ARABSKA,

ROK 1898

Palące pustynne słońce przytłaczało samotnego pielgrzyma, którego poszukiwania zawiodły w dolne partie zboczy tego poszarpanego grzbietu. Wbrew stuletniej tradycji był pewny, że trafił na miejsce wskazane przez starożytną legendę.

Przystanął, podniósł wzrok.

Pałająca kula ognia osiadła na niebie kilka stopni ponad szczytem, ku któremu zmierzał.

Zmrużył oczy i podniósł rękę do czoła, próbując zasłonić przedwieczorny blask i wypatrzyć poszczerbioną grań. Przystanął ledwie na chwilę. Musi się spieszyć. Słońce już dawno rozpoczęło wędrówkę w dół... i pielgrzym czuł, że nie jest sam.

Wierny wielbłąd, który aż tutaj przyniósł go na swoim grzbiecie, będzie czekał bezpiecznie na powrót pielgrzyma. Ten raz jeszcze sprawdził sznur, którym spętał zwierzę, i zarzucił sobie na ramiona plecak. Miał w nim szkice, mapy, różnorodny sprzęt, wystrzępioną Biblię w czarnych skórzanych okładkach i prawie nowy notatnik, w którym tylko kilka stron zapełniały zapiski z kilku dni. Miał nadzieję, że doda dzisiaj ostatni brakujący fragment do układanki, która była treścią całego jego życia.

Wypił łyk ciepłej wody z pustej do połowy menażki i wciągnął głęboko powietrze w płuca. Zamierzał zabrać ze sobą dwa wypełnione zapiskami notatniki — grube, wytarte zeszyty z notatkami o charakterze naukowym i osobistymi obserwacjami. Dwadzieścia

13


lat pracy. Ale w ostatniej chwili pojawiło się przeczucie, że nie powinien mieć przy sobie tego rodzaju pamiętnika. Zawsze kopiował wszystkie dane. Dzięki temu oryginał dziennika spoczywał teraz wygodnie na półce z książkami w jego gabinecie w Petersborough. Egzemplarz podróżny ukrył w sejfie kairskiego hotelu. Końcowe odkrycia opisze po powrocie.

Jeszcze chwila i stanął na zmęczonych, lecz ochoczych nogach, by wspiąć się z doliny zboczami Dżebel al Lawz.

Kiedy znajdzie się na szczycie tej góry, udowodni światu, że nowa fala bezbożnej nauki nie ma żadnych podstaw. Świat w końcu zobaczy i będzie musiał uznać, że twierdzenia Starego Testamentu to fakty. Jego odkrycie będzie szczytowym momentem stulecia odkryć naukowych i postępu, będzie tryumfalnym kontratakiem archeologii na to wszystko, co w ciągu minionych trzydziestu lat uczyniono, żeby podważyć chrześcijańską wiarę.

Atak na chrześcijaństwo nie zaczął się wcale trzydzieści dziewięć lat temu od opublikowania przez Darwina O pochodzeniu gatunków. Zasiew ateizmu kiełkował przez cały wiek dziewiętnasty. Spopularyzowanie teorii ewolucjonistycznej nadało jednak ogromny impet przenikającemu cały świat racjonalizmowi. Z każdego intelektualnego i akademickiego zakątka wypełzały kłamstwa mówiące, że życie pojawiło się dzięki ślepemu trafowi, że człowiek ewoluował od niższych form biologicznych i że podany w Księdze Rodzaju opis dzieła stworzenia to tylko niczym nie poparty mit.

To, co już wkrótce ukaże światu, unicestwi ten fałsz, zmieni go w wszechogarniające objawienie! Udowodni sceptykom i ateistom, filozofom i uczonym, że człowiek nie pochodzi od małpy, lecz jest dzieckiem i dziełem Boga.

Czterdzieści minut później nadal piął się mozolnie i tak szybko, jak pozwalały zmęczone nogi i pokryte pęcherzami stopy. Nie miał przed sobą żadnej ścieżki, ale szedł coraz wyżej bez najmniejszego wahania pośród niskich zarośli, wokół rozgrzanych szarych głazów, po stromych i zdradliwych skałach ciężko dysząc z

14


wyczerpania, ocierając pot z twarzy, osuwając się od czasu do czasu, ale zawsze podnosząc się i uparcie dążąc ku szczytowi. Przygotowując się do owej chwili, przebył w myślach tę drogę wiele razy, ślęcząc nad stosem map, z których niejedną sam nakreślił.

Znowu przystanął, krzywiąc się mimowolnie z bólu. Wąskie paski ciężkiego plecaka wpijały się w barki. Nie pomagało poruszanie ramionami ani próba przesunięcia ciężaru.

Wśliznął się w cień głazu. Zrzucił plecak, oparł się ciężko o kamień i wypuścił powietrze z płuc. Palące słońce wytopiło z niego całą energię. Minęło już dziesięć godzin od chwili, kiedy rozbił tego ranka obóz. Czuł, jak z jego ciała uchodzą siły. Znowu sięgnął po menażkę, otworzył ją i wypił kilka łyków. Pozwolił, żeby maleńki strumyczek spłynął mu po brodzie na rozpiętą, przepoconą koszulę koloru khaki. Nalał odrobinę wody na dłoń i przetarł nią oczy.

Był całkowicie wyczerpany to pewne. Nie chodziło o to, że jest za stary na taką wspinaczkę. Słońce i wiatr połączyły swe siły, by nadać jego twarzy wygląd jakby zwietrzałej i dziesięć lat starszej. Ale po roku nieprzerwanej i niebezpiecznej wędrówki, po przebyciu dwustu mil przez pustynię, a wreszcie po pokonaniu kilku wulkanicznych stoków ciało i umysł prawie już zgasły.

Wyjrzał ze swego cienia tym razem w dół, w stronę miejsca, z którego tu dotarł. Wiedział, że go śledzą. Dopiero niedawno uświadomił sobie kto i dlaczego. Wokół niego zaciskała się złowroga sieć. Nie sposób już temu zaprzeczyć.

Myśl o pościgu przywróciła mu poczucie, że nie ma czasu do stracenia. Z wyschniętych warg dobył się cichy jęk, kiedy wędrowiec zaczął zmagać się z plecakiem i dźwigać na nogi.

Od ponad roku studiował każdą przepaść tej góry. Na zewnątrz jego zlane potem ciałem buntowało się przeciwko bezlitosnemu skwarowi. W środku serce drżało, zdawał sobie bowiem sprawę, ku jakiemu celowi zmierza.

Wszechmogący ukazał swoje oblicze, lecz nie nowoczesnemu Mojżeszowi, nie ewangelicznemu świętemu. Mimo ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin