Sanders William - Stwory.TXT

(32 KB) Pobierz
Autor: WILLIAM SANDERS 
Tytul: stwory 

(Creatures)

Z "NF" 10/99


ALISON SINCLAIR nienawidzi�a Clei Hardesty, wi�c, oczywi�cie, zawsze chodzi�a na wydawane przez ni� przyj�cia.
Nienawi�� ta istnia�a od bardzo dawna, a jej przyczyny od samego pocz�tku by�y niejasne. Teraz jednak ju� nie mia�y znaczenia, wa�ne pozosta�o jedynie wzbudzone przez nie uczucie. Alison odbiera�a triumfy Clei - zdecydowanie nazbyt cz�ste - jak totalne katastrofy, nieraz z ich powodu sp�dzaj�c w ��ku ca�e dnie. Za to niezno�nie rzadkie pora�ki znajomej sprawia�y pani Sinclair czyst�, intensywn� przyjemno��.
(Ten moment na oficjalnym obiedzie, kiedy Clea bezmy�lnie zwr�ci�a si� do �ony Prezydenta imieniem jego kochanki - Alison ci�gle jeszcze odczuwa�a mi�y dreszczyk na sam� my�l o tym, smakowa�a owo wspomnienie, mimo �e rzecz wydarzy�a si� kilka lat temu).
W�a�nie to by�o dla Alison podstawowym i nieodpartym motywem uczestniczenia we wszystkich przyj�ciach Clei: niebezpiecze�stwo, �e kiedy co� p�jdzie �le - gospodyni przydarzy si� co� upokarzaj�cego albo pope�ni jakie� faux pas - jej przy tym nie b�dzie. My�l o urzeczywistnieniu si� takiego pecha by�a nie do zniesienia.

- NIE WIEM czemu musimy tam i��. Nie trawisz Clei, a ja nie znosz� jej przyj�� - powiedzia� m�� Alison, kiedy wje�d�ali wind� na g�r�.
- Ty nie znosisz przyj��, kropka - odpar�a, niezbyt �ci�le, ale wystarczaj�co jak na rutynow� sprzeczk� ma��e�sk�.  - Gdyby to od ciebie zale�a�o, w og�le nigdzie nie wychodziliby�my.
- Chyba nie b�dzie u niej �adnych zwierz�t? Nienawidz� zwierz�t.
Alison zacisn�a z�by i odetchn�a g��boko przez nos.
- Je�li powiesz co� takiego w trakcie przyj�cia - warkn�a po chwili - w zasi�gu czyjegokolwiek s�uchu, to osobi�cie zepchn� ci� z tarasu. Polecisz bodaj�e pi��dziesi�t dwa pi�tra. Nawet je�li potem zdo�aj� ci� posk�ada� - w co w�tpi�, w ko�cu sam mi ci�gle przypominasz, �e nikt nie jest naprawd� nie�miertelny - to i tak walni�cie o ziemi� zaboli jak diabli.
Wzruszy� ramionami.
- Och, w porz�dku. Tak naprawd� to ich nie nienawidz� - wycofa� si� - dop�ki s� w zoo, czy jak mu tam, albo biegaj� sobie tam, gdzie ich miejsce. Ja tylko nie toleruj� �adnych cholernych w�ochatych paskudztw p�taj�cych si� w pobli�u. Co to takiego by�o ostatnim razem?
- Tygrysi�tko. Na �wiecie, poza ogrodami zoologicznymi, zosta�o mniej ni� tysi�c tych zwierz�t.
- No c� - powiedzia� Dolan z uczuciem - gdybym dorwa� bydlaka po tym, jak naszcza� mi na buty, by�oby o jeszcze jednego mniej.
Alison odwr�ci�a g�ow� i przyjrza�a mu si�, ale patrzy� przed siebie, prosto na drzwi windy, z nieruchom�, nic nie wyra�aj�c� twarz�. To ma��e�stwo, pomy�la�a, wcale si� nie klei. Ile to ju� s� razem? Trudno spami�ta�. Tyle lat, tylu m�czyzn (kobiet te�, ale to niewa�ne). Czasami zastanawia�a si�, jak to mo�e by� po kilku stuleciach. Dolan nie by� z�ym m�em, ale nie mia� wyczucia co jest wa�ne. Albo te� po prostu go to nie obchodzi�o. Tak czy siak, sz�o kiepsko.
Jednak teraz nale�y przetrwa� to przyj�cie. Po prostu trzeba pilnowa� Dolana. B�dzie musia�a trzyma� si� blisko niego przez ca�y wiecz�r, co oznacza�o, �e nie zdo�a we w�a�ciwy spos�b wmiesza� si� pomi�dzy go�ci, ale na to nie ma rady. Je�li nie b�dzie odpowiednio podtrzymywa�  kontakt�w towarzyskich, mo�e kiepsko wypa�� albo nawet zostanie oplotkowana, lecz w por�wnaniu ze skandalem, jaki mog�aby wywo�a� jedna z tych okropnych uwag m�a...
- Clea - odezwa�a si� najbardziej lodowatym tonem, na jaki by�o j� sta� - przejmuje si� losem zagro�onych gatunk�w. Podobnie jak wszyscy, kt�rzy u niej b�d�, opr�cz ciebie.
- Clea - odpar�, wci�� nie patrz�c na �on� - przejmuje si� wy��cznie nad��aniem za mod�. Teraz na tapecie s� gatunki zagro�one, wi�c wykszta�ci�a w sobie mi�dzygatunkowe sumienie. Je�li nast�pnym sza�em stan� si� polowania na grub� zwierzyn�, wraz z reszt� waszej bandy b�dziecie walczy� o wyjazd na Alask�, �eby ustrzeli� ostatniego wo�u pi�mowego. 
- Ty sukinsynu - warkn�a Alison.
- O ile wiem, to prawda - wyzna� rado�nie. - Ale nie pami�tam mamusi a� tak dobrze.
Mia�a ochot� go kopn��, niemniej zacz�a si� zastanawia�, czy przypadkiem nie poruszy� czego� istotnego. Gdzie, w ko�cu, przebiega granica pomi�dzy uleganiem modom, a zwyczajnym brakiem oryginalno�ci? Mo�e, pomy�la�a, Clea ju� nie jest w czo��wce... ale kr�ciutki przeb�ysk nadziei zgas� niemal natychmiast. Clea zawsze znajdowa�a si� na samym szczycie, by�a jedn� z os�b definiuj�cych awangard�.
- Zamknij si�, Dolan - powiedzia�a, gdy winda si� zatrzyma�a. - Po prostu si� zamknij.

PRZYJ�CIE by�o niedu�e, nie wi�cej ni� dwadzie�cia, trzydzie�ci os�b. Tyle zazwyczaj bywa�o u Clei; dok�adnie ile trzeba, pomy�la�a Alison z pe�nym nienawi�ci uznaniem. Gdyby zaprosi�a wi�cej, jej s�ynny apartament na ostatnim pi�trze zacz��by wydawa� si� nieco zat�oczony. Z drugiej strony mniejsza liczba go�ci mog�a sprawi� wra�enie osuwania si� w d� w hierarchii towarzyskiej. Niech to szlag, ta obrzydliwa suka jest w tym dobra.
Alison zatrzyma�a si� na chwil�, rozgl�daj�c si� po pomieszczeniu, przeprowadzaj�c szybk� analiz� taktyczn� zgromadzenia w poszukiwaniu r�nych mo�liwo�ci. Przeszkodzi� jej w tym wysoki m�czyzna, kt�ry nagle zmaterializowa� si� przed ni�, przes�aniaj�c niemal ca�y widok.
- No, no - odezwa� si� Zack Chernoff, u�miechaj�c si� z wysoka do nich obojga. - To� to moja ulubiona para. Prze�wietny zesp� Loomis and Sinclair nareszcie z nami.
- Zack - Dolan u�cisn�� wyci�gni�t� d�o� m�czyzny - a je�li to nie my, to co?
- Och, no to kto� po paru zab�jczo �wietnych zabiegach morficznych.
Wysoki m�czyzna obj�� Alison i tu� ko�o jej ucha wykona� ustami kilka skubi�cych ruch�w. 
- Moja Alison, stanowczo dzi� wygl�dasz tak, �e chcia�oby si� ci� zje�� - �ciszy� g�os. - Ucieszysz si�, �e jeszcze niczego nie przegapi�a�. Clea wci�� nie ujawni�a swojej atrakcji wieczoru. Jednak gdzie� znikn�a - doda�, rozgl�daj�c si� - wi�c zapewne to ju� nied�ugo.
- Je�li to b�dzie mia�o wielkie z�by - o�wiadczy� Dolan - czy te� nieprzyzwoicie du�o ko�czyn, albo spr�buje wych�do�y� mi nog�, zmywam si� st�d. - Teatralnie wzruszy� ramionami. - No dobra, ruszam do baru. Alison, przynie�� ci to co zwykle?
- Poprosz�.
- Mi�y ch�opak - powiedzia� Zack, kiedy jej m�� znikn�� w�r�d go�ci. - Ale niezbyt dobrze wytresowany, prawda? - Spojrza� na ni� niemal lubie�nie. - Daj mi zna�, kiedy b�dziesz gotowa spr�bowa� czego� bardziej dojrza�ego.
- Pomarzy� dobra rzecz - odpowiedzia�a niemal automatycznie. - Nici z tego.
Prawd� powiedziawszy, my�l o zbli�eniu z Zackiem by�a nawet atrakcyjna. W gruncie rzeczy to wspania�y m�czyzna. Oczywi�cie wszyscy tacy byli, teraz ka�dy (a przynajmniej praktycznie ka�dy, kto si� liczy�) m�g� mie� tak� twarz i cia�o, jakie mu si� zamarzy�y. R�nice jednak wci�� istnia�y. Tak samo jak w przypadku ubior�w i fryzur nie ka�dy morf pasowa� do osoby - jednak Zacka by� znakomity.
A nie powinien, przynajmniej z konwencjonalnego punktu widzenia. Wi�kszo�� ludzi nosi�a wygl�d m�odzie�czy - niekt�re z obecnych na przyj�ciu kobiet sprawia�y wra�enie, �e ledwie co osi�gn�y wiek dojrzewania, a przynajmniej usi�owa�y tak wygl�da� - ale Zack, z typow� dla siebie przewrotno�ci�, postanowi� pokaza� nieco oznak wieku. Nic wyra�nego, ot, kilka drobniutkich zmarszczek w k�cikach oczu, sk�ra twarzy i d�oni, cho� nie zniszczona, ale wyra�nie osmagana - tyle tylko, �eby zaznaczy� intencj�...
W prywatnej opinii Alison by�o to zupe�nie bez sensu. To prawda, Zack urodzi� si� nieco wcze�niej od Dolana i niej samej, by� mo�e nawet by� najstarszym go�ciem na przyj�ciu, ale wzi�wszy pod uwag� przeci�tn� oczekiwan� d�ugo�� �ycia, teraz mierzon� w setkach, prawdopodobnie tysi�cach lat (przypuszczalnie nawet wi�cej - ludzie tacy jak Zack czy Dolan ci�gle powtarzali, �e na pewno nie w niesko�czono��, ale przecie� tego nie wiedzieli, prawda?), rozpaj�czanie si� nad paroma dziesi�cioleciami mniej czy wi�cej by�o �mieszne. A jednak Zack nie rezygnowa� z odgrywania starszego, nie maj�c �adnej innej motywacji poza wewn�trznym przymusem bycia innym.
W�a�nie dlatego, pomimo jego niezaprzeczalnej atrakcyjno�ci (te jasne, niebieskie oczy w opalonej, wyrazistej twarzy! te du�e, ko�ciste d�onie!), Alison nigdy nie czu�a powa�niejszej pokusy, by go spr�bowa�. Stanowi� po prostu zbyt du�� niewiadom�. Dolana trudno by�o okie�zna�, Zacka w og�le by si� nie da�o.
- No c�, nie wiesz, co tracisz - rzek� Zack z ironicznie sztucznym smutkiem, kiedy sta�o si� ju� oczywiste, �e ona nie zamierza kontynuowa� tego w�tku. - Im starsze wino, i tak dalej.
- Daj sobie z tym spok�j - rzuci�a niecierpliwie Alison, usi�uj�c wyjrze� zza niego, aby przekona� si�, kto tak ha�asuje ko�o p�nocnych okien. - Poza tym wcale nie jeste� tak du�o starszy ode mnie. Czterdzie�ci czy pi��dziesi�t lat, wielkie mi co.
- Trzydzie�ci osiem - poprawi�, krzywi�c si�. - Prosz�, nie dobijaj mnie. Ale, drogie dziecko, jakie� to by�y lata! Kiedy ja si� urodzi�em, Proces w og�le nawet nie istnia� poza kilkoma eksperymentalnymi laboratoriami. Lata, kt�re mnie ukszta�towa�y, oraz spory okres doros�o�ci prze�y�em - tak samo jak wszyscy na ca�ym �wiecie - wiedz�c, �e pewnego dnia, stanowczo zbyt wcze�nie, zbrzydn�, os�abn� i w ko�cu umr�.
Potrz�sn�� g�ow�, twarz mia� teraz zupe�nie powa�n�.
- Twoje pokolenie przesz�o Proces we wczesnym dzieci�stwie, zanim doro�li�cie na tyle, by w og�le poj��, przed czym was uchroniono. Uwierz mi, to bardzo zmienia spos�b pojmowania �wiata. A teraz - doda� - mamy nast�pne pokolenie, tak odmienne od twojego, jak twoje od mojego. Mo�e nawet bardziej...
Alison w�a�ciwie nie zwraca�a uwagi na jego s�owa, s�ysza�a to wszystko ju� wcze�niej od Zacka i innych w jego wieku, poza tym ha�asy dobiegaj�ce z przeciwleg�ego kra�ca pomieszczenia nasila�y si�. Wyci�gn�a szyj�, usi�uj�c co� zobaczy�, Zack w ko�cu spostrzeg�, o co jej chodzi i odsun�� si� na bok.
- No, no - mrukn��. - Je�li ju� mowa o brutalach... dlaczego, na mi�o�� bosk�, Clea musia�a zaprosi� co� takiego?
Spora cz�� go�ci zg...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin