U. Lip - Demony wyobraźni - szkic o retoryce współczesnej kultury popularnej.pdf

(91 KB) Pobierz
U. Lip - Demony wyobraźni - szkic o retoryce współczesnej kultury popularnej
Urszula Lip
DEMONY WYOBRAŹNI
szkic o retoryce współczesnej kultury popularnej [1]
Nawet bowiem narracja w ostatnim stadium pocieszycielskiej degradacji
dysponuje pewnymi racjami i mechanizmami,i jeśli nie stanowi już problemu
sama dla siebie, to my właśnie powinniśmy dostrzec w niej problem.
Umberto Eco[2]
U podstaw prawdziwej twórczej fantazji leży bowiem ostra świadomość tego,
że świat jest taki,jaki nam się jawi, a więc rozpoznanie faktów, choć
niekoniecznie uznanie ich władzy. [...]
Gdyby ludzie nie potrafili odróżnić człowieka od żaby, nigdy nie powstałyby
opowieści o żabich królach.
J.R.R. Tolkien[3]
Zmierzch Galaktyki Gutenberga
W świecie zdominowanym przez przekaz audiowizualny słowo pisane zdaje
się schodzić na drugi plan. Jest to naturalna konsekwencja rozwoju kulturalnego
i naukowo-technicznego i z tym musimy się pogodzić, zwłaszcza że komputer i
telewizja sprzyjają tworzeniu globalnego uniwersum w o wiele większym
stopniu niż książka. Pogodzić, to nie znaczy zaakceptować w pełni. Obraz nigdy
nie zastąpi słowa, choć jego atrakcyjność jest duża ze względu na łatwość, z
jaką obraz jest odbierany. Słowo za to otwiera nam nieograniczone możliwości
interpretacyjne, co dawno temu zauważył G. Bechalard[4], ale aby te
możliwości dostrzec, trzeba trochę wysilić umysł i wyobraźnię, na co leniwemu
człowiekowi XXI wieku nie starcza ani czasu, ani ochoty.
Zarówno przekaz słowny, jak i audiowizualny mogą tworzyć fikcyjny świat.
Ktoś może zauważyć, że świat, w którym żyjemy, też jest pełen niezwykłości,
a najbardziej nawet nieprawdopodobne, mrożące krew w żyłach opowieści są
tylko bladym cieniem rzeczywistych wydarzeń. To, co serwuje życie, przeraża
czasem daleko bardziej niż najstraszliwszy horror. Jednak pomimo
wszechobecnej racjonalizacji świat fikcji, w którym dobro i zło nie są
abstrakcyjnymi pojęciami, a bohaterowie, przypominający nas samych lub tych,
którymi chcielibyśmy się stać, przeżywają ekscytujące przygody, cieszy się
nadal dużą popularnością. Fenomen tzw. kultury popularnej jest tu chyba
dostatecznym przykładem.
W pełnej niespodzianek historii sztuki zawsze istniał podział na sztukę
wysoką i niską. W dzisiejszych czasach, zdominowanych przez homogeniczną
kulturę przeznaczoną dla mas i dominacji wszechobecnego komunikatu,
opozycja ta jest szczególnie wyraźnie zarysowana. W odróżnieniu od wieków
1
poprzednich, ostanie dwieście lat odznacza się tym, iż właśnie masa,
Gassetowski tłum[5], ma ogromny wpływ na rozwój sztuki i wszystkich
dziedzin pokrewnych. Doszło do tego, że książka, film czy muzyka nie muszą
nieść ze sobą jakichś szczególnie wartościowych treści, nie muszą nawet być
tworami stricte artystycznymi, a mogą odnieść fenomenalny sukces komercyjny
i stać się dziełami kultowym. Należy z takimi dziełami liczyć, choć
niekoniecznie je promować.
Zrodzona z takiej postawy kultura popularna, przynosząca ogromne dochody
wydawcom, wytwórniom filmowym, płytowym i telewizyjnym, zachwiała
odwieczną równowagą między sztuką wysoką a niską, ponieważ zmieniła swą
funkcję: to, co było pierwotnie na marginesie - sowizdrzalskie popisy
jarmarczno-karnawałowego humoru, awanturniczo-przygodowe romanse i
mroczne intrygi snute w gotyckich zamkach - teraz stoi w centrum. I choć
rozmaite autorytety sprzeciwiają się nawet temu, żeby tę wszechobecną,
ekspansywną i ciągle się rozwijającą kulturę czynić obiektem poważnych badań
naukowych, ta kultura jest jednym z najważniejszych elementów składających
się na ogół zbiorowego życia społecznego, czy to się komuś podoba, czy nie.
Nie należy twierdzić, że kultura popularna jest zjawiskiem pozytywnym w
całym tego słowa znaczeniu. Niesie na pewno ze sobą pewne
niebezpieczeństwa, szczególnie gdy poszerza lub znosi granice norm
obyczajowych, a ludzie nie dostrzegają manipulacji, którym są poddawani. Z
drugiej jednak strony kultura popularna ma na celu przede wszystkim rozrywkę,
i jeśli spełnia wszystkie oczekiwania, jakie się w niej pokłada, a jednocześnie
ma się świadomość tego, co ta kultura sobą reprezentuje, może stać się miłym
sposobem spędzania wolnego czasu. Często bezproduktywnym, owszem, ale
przyjemnym. Często zaś przynoszącym efekty w postaci swoistego katharsis.
Nie można lekceważyć zjawiska, któremu ulega w mniejszym lub większym
stopniu znaczny procent społeczeństwa we wszystkich niemal krajach świata.
Dlaczego kultura popularna, na wszystkich swoich poziomach, ma szczególny
wpływ na ludzi, wpływ, jakiego nie mają inne dziedziny sztuki? I w końcu
pytanie najważniejsze: jak intensywne jest to oddziaływanie, w jaki sposób
wpływa na postrzeganie świata i jakie mechanizmy je uruchamiają?
Niniejszy szkic ma na celu próbę odpowiedzi na te pytania.
W cieniu panteonu
Od czasów, gdy romantyzm ze swym kultem jednostki zniósł normatywizm
jako kategorię tworzenia dzieła sztuki, wprowadzając subiektywizm i
nowatorski sposób widzenia świata, oryginalność stała się jednym z
wyznaczników wartości wytworu myśli ludzkiej. W przeciągu ostatniego
pięćdziesięciolecia proces posunął się dalej: kultura masowa ze swoją
homogeniczną treścią stała się normą, a to, co kiedyś uchodziłoby za odstępstwo
od kanonu, teraz kanonem się stało. W powodzi podobnych do siebie jak dwie
2
krople wody elementów błyska czasem szlachetny kruszec: inne spojrzenie na
ten sam temat. Jednak coraz trudniej odróżnić złoto od tombaku, gdyż kryterium
oryginalności nie jest jedynym. Dzieło może być przecież oryginalne, a
jednocześnie zupełnie pozbawione wartości artystycznych, jak np. pomysły
współczesnej "artystki" Katarzyny Kozyry. Sztuka nie może bowiem istnieć bez
wartości, wbrew temu, co dyktują współczesne teorie estetyki[6].
Paradoksalnie kultura popularna bazuje na jasnym, prostym i zrozumiałym dla
wszystkich systemie wartości. Kontemplator nie musi się zastanawiać nad
tekstem, obrazem czy muzyką ani rozszyfrowywać metafor, bo wszystko ma
podane na tacy. Inną sprawą jest, że często mamy do czynienia tylko z
jednostronnym widzeniem świata, z wykrzywianiem rzeczywistość,
pokazywaniem tej rzeczywistości jako wyidealizowanej albo wręcz przeciwnie -
okrutnej i bezlitosnej.
Kiedyś gusta kształtował kanon. Teraz moda kształtuje gusta.
To, dlaczego ludzie gustują w literaturze popularnej, jak się wydaje, zależy od
wielu czynników. Wśród nich można wymienić jeden, może nie najważniejszy,
przyciągający ludzi do księgarń, sklepów muzycznych czy kina, czyli związana
z komercją moda. Nie można lekceważyć wpływu reklamy, i to nie tylko tej
medialnej. Jeśli znajomy poleca książkę, mówiąc, że jest świetna, to czytelnik za
wszelką cenę chce uchodzić za osobę "na poziomie" i czyta albo udaje, że
czytał. Nawet jeśli utwór nie bardzo mu się podoba, nic nie powie. Przeciętny
człowiek bowiem nie zawsze potrafi uzasadnić, dlaczego dana książka czy film
mu się nie podobały. Poza tym zawsze lepiej stanąć w pozycji człowieka
należącego do zwolenników, niż do opozycji. Tak jest np. z książkami bardzo
popularnego w Polsce pisarza Williama Whartona albo, jeśliby się odwołać do
literatury wysokiej, Salmana Rushdie'go.
Jeśli przenieść tę sytuację na grunt socjologii w ogóle, to może wspomnieć
kwestię, jaka zaistniała w czasie homilii Ojca Świętego podczas jego ostatniej
pielgrzymki do Polski. Milionowe tłumy wiwatowały i klaskały co drugie słowo
Jana Pawła II, ale kiedy dziennikarze pytali o treść tych homilii i refleksje,
prawie nikt nie wiedział, o czym stanowiły. Wniosek nasuwa się jeden, ale za to
śmiały: duża część społeczeństwa nie zastanawia się nad tym, co czyta, widzi
lub słyszy; nie weryfikuje informacji. Zwłaszcza czytanie czy oglądanie
pewnych programów telewizyjnych nie jest dla nich przyjemnością samą w
sobie, ale formą akceptacji, czymś, co należy robić, bo robią to inni, bo jest to
modne. A jeśli dochodzi do tego problem nierozróżniania fikcji od
rzeczywistości, to sprawa zaczyna robić się poważna.
Za doskonały przykład totalnego pomieszania fikcji z rzeczywistością może
posłużyć fenomen książki J.K. Rowling Harry Potter. Abstrahując już od
walorów artystycznych, których Harry ma ani mniej, ani więcej niż,
przykładowo, Wiedźmin A. Sapkowskiego, książka ta wywołała burzę zarówno
wśród zaniepokojonych rodziców, jak również krytyków literackich, socjologów
literatury, psychologów dziecięcych, a nawet księży. Nietrudno zauważyć, że
3
sytuacja ta przypomina szaleństwo, jakie ogarnęło środowiska krytyki literackiej
w pierwszej połowie XIX w. po wydaniu "dziwacznych" Ballad i romansów A.
Mickiewicza[7]; jest to zresztą sytuacja, jaka powtarza się niemal w każdej
epoce. Wtedy również oskarżano koła postępowe o naruszenie obyczajów,
psucie i demoralizację młodzieży, o brak szacunku dla przeszłości, religii i
autorytetów. Jeśli chodzi o Harry'ego, to należy tu jeszcze dodać szalenie
kontrowersyjną kwestie magii, którą bohaterowie książek próbują zagłębić i
okiełzać.
Jeśli się zastanowić nad tym problemem głębiej, to okazuje się, że jeśli
przyjmiemy fikcyjność opowieści J. K. Rowling (oczywiste jest, że musimy ją
przyjąć), to dyskusja o szkodliwości książki staje się bezprzedmiotowa.
Zarzucając bowiem książce zły wpływ na młode umysły, zasugerowano
jednocześnie przenikanie świata fikcji do świata realnego, tymczasem świat
Harry'ego jest bytem autonomicznym i zamkniętym, jak każda opowieść.
Istnieje wszakże pewne niebezpieczeństwo i nie można temu zaprzeczać, gdyż
jest poważne, ale należy już bardziej do sfery socjologii kultury, socjotechniki i
psychologii, niż retoryki. O szkodliwości kultury popularnej (a także każdej
fikcji w ogóle) można mówić jedynie wtedy, gdy ktoś zaczyna wierzyć, że
rzeczywistość książkowa czy filmowa jest prawdziwym światem.
Big Brother Thruman Show
Niedawno zadałam sobie pytanie, dlaczego tak wielu ludzi - od nastolatków
do osób w podeszłym wieku - wierzy bezkrytycznie w to, co zobaczy na ekranie
telewizora. Pretekstem stał się zamieszczony w jakiejś "kobiecej" gazecie
wywiad z Zygmuntem Kęstowiczem, czyli Stanisławem z serialu "Klan",
cierpiącym na chorobę Alzheimera ojcem rodziny Lubiczów. Starszy pan z
rozrzewnieniem mówił o wielbicielach, którzy poznają go na ulicy, przystają i
współczująco pytają: "Jak się pan czuje, panie Stanisławie?". Pamiętam także
sytuację, gdy w tymże serialu wnuczek pana Stanisława, Michał, został tak
pobity przez niecnych szalikowców, że stracił władzę w nogach i stał się
inwalidą. Natychmiast rozdzwoniły się telefony w studiu, a telewizja została
zalana korespondencją od wielbicieli serialu. Wszyscy jak jeden mąż gorąco
współczuli biednemu maturzyście, deklarując pomoc finansową lub załatwienie
odpowiedniego wózka.
To niezwykłe zjawisko socjologiczne musi wywołać chwilę zadumy.
Wprawdzie ja sama mam zwyczaj tak dokładniej "wchodzić" w rzeczywistość
książki, którą czytam, albo filmu, który oglądam z zainteresowaniem, że z
trudem docierają do mnie sygnały z zewnątrz, a bohaterów oceniam tak, jakbym
oceniła żywych ludzi (tzw. zawieszenie niewiary jest warunkiem "przeżycia"
książki czy filmu), ale jeszcze nie zdarzyło mi się, bym uwierzyła, że np. Artur
Barciś z serialu "Miodowe lata" naprawdę pracuje jako pracownik kanałowy, a
jego kolega, Cezary Żak, z zawodu jest tramwajarzem. Przeciwnie, nieraz
4
zdarzało mi się płakać rzewnymi łzami (a tak, nic wstydliwego!) nad jakąś
książką czy filmem, żałując, że nasz świat taki jak w tym filmie czy książce, nie
jest i nigdy nie będzie. Wydawało mi się, że w dobie powszechnego
"odmitologizowania" i racjonalizacji wszystkich prawie sfer życia, trudno jest
zatracić kontakt z rzeczywistością, bo ta rzeczywistość sama o sobie
przypomina (np. gdy trzeba wypełnić zeznanie podatkowe).
Neverland. Kraj nigdy. Kraina marzeń. Każdy do niej tęskni, ale niektórzy są
jej spragnieni tak bardzo, że dokonują projekcji tego, co zobaczyli bądź
przeczytali, do świata realnego. Jest to na pewno pewien rodzaj eskapizmu,
zwłaszcza dla tych, których życie, w ich mniemaniu, nie przedstawia żadnej
wartości, jest monotonne, nudne i smutne, i - co gorsza - nie ma nadziei na
poprawę tego życia. Być może nie każdy sobie ów skomplikowany mechanizm
eskapistyczny uświadamia w pełni, ale on istnieje w każdym z nas.
Eskapizm w wypadku nieuświadomionego i nierozróżniającego świata
fikcyjnego od świata realnego odbiorcy idzie w parze z tym, co już wcześniej
zasygnalizowałam, a mianowicie z nieumiejętnością weryfikacji informacji i -
co za tym idzie - bezkrytyczną wiarą w to, co się zobaczy na ekranie lub
przeczyta w gazecie. Ludzie są przyzwyczajeni do czarnej skrzyneczki jak do
narkotyku: w domu może nie być pralki, lodówki czy tapczanu, ale musi być
telewizor. "Wiadomości" o 1930 i "Teleexpress" w TV1 są traktowane jak
wyrocznia, choć w obu dość często zdarzają się pomyłki, które bywają
prostowane dopiero po kilku tygodniach, a ich obiektywizm też jest sprawą
dyskusyjną. Niewielu ludziom przyjedzie do głowy, aby dla porównania
obejrzeć wiadomości Polsatowe, TVN czy choćby "Panoramę" w dwójce, nie
mówiąc już o zagranicznych stacjach informacyjnych, takich jak BBC, Deutsche
Welle czy CNN (znajomość języków obcych w narodzie jest znikoma). Zresztą
ludzie nie widzą potrzeby weryfikacji wiadomości, co wynika z jednej strony z
bezmyślnej wiary w media, a z drugiej ze zwykłego lenistwa.
Jak zresztą można mówić o prawdziwości czy nieprawdziwości informacji,
skoro takie programy, jak Big Brother czy Dwa światy, gdzie rodaków można
oglądać 24 godziny na dobę, a także różnorakie filmy z cyklu reality TV, lansują
wizję wszechobecności kamer telewizyjnych, które pokazują wszystko na żywo,
a tym samym sugerują nam prawdziwość świata, który oglądamy. W
programach występują zwykli ludzie, wybrani w castingu, ich rozmowy są
szczere na tyle, na ile stworzona sztucznie sytuacja pozwala, ich reakcje na
niespodziewane stresy nie są udawane. Sympatia lub niechęć do nich
uwidaczniają się, kiedy przychodzi czas na selekcję, którą wierna publiczność
przeprowadza telefonicznie. Do tego dodajmy jeszcze rozmaite tok-szoły w
rodzaju Wybacz mi czy Rozmowy w toku, które prócz mało przekonującej
psychoanalizy na ekranie nie dają niczego w zamian, albo porażające swą
sztucznością teleturnieje, np. Randka w ciemno, to mamy kompletną listę
zjawisk kultury popularnej, które nie niosą w sobie żadnych wartości.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin