PODBOJE SUKUBA roz. 1-20.pdf

(1225 KB) Pobierz
PODBOJE SUKUBA
PODBOJE SUKUBA
OC]B_FF_ J_[^
Tÿumaczenie: A. Kabala
Wyd. Amber 2010
CZ(OB{BKB(
www.chomikuj.pl/Hazaja
Rozdział 1
W szyscy boją się demonów.
Niezależnie od religii czy filozofii życiowej, to właściwie się nie zmienia. Och, oczywiście,
demony bywają śmieszne -I zwłaszcza w kręgach, w których ja się obracam - ale w sumie
ludzie mają powody, żeby bać się piekielnych sług i ich unikać. Są okrutne i bezwzględne,
czerpią radość z bólu i cierpienia, a w wolnym czasie torturują dusze. Kłamią. Kradną.
Oszukują w zeznaniach podatkowych.
A mimo to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że za chwilę będę świadkiem najstraszliwszego
demonicznego aktu w historii.
Ceremonii wręczenia nagrody. Mnie.
Horatio, wicedemon takiego a takiego wydziału Ministerstwa Spraw Piekielnych, stał przede
mną, próbując nadać tej chwili choć trochę powagi, ale bez skutku. Cóż, jego błękitny
poliestrowy garnitur i mucha w błękitne wzorki były tu głównymi winowajcami. Bokobrody
też robiły swoje. Horatio, zdaje się, nie opuszczał piekielnych kręgów od jakichś sześciuset
lat, czyli od czasów, kiedy poliestrowe garnitury były w modzie.
Chrząkając przeciągle, rozejrzał się wśród obecnych i upewnił, że wszyscy słuchamy
uważnie. Mój przełożony, Jerome, stał niedaleko, wyjątkowo znudzony, co chwila
spoglądając na zegarek. Za plecami Horatia jego diablik asystent szczerzył się od ucha do
ucha. W garści ściska! plik jakichś papierzysk, a na podłodze obok niego stała aktówka. Jego
mina nadgorliwego wazeliniarza wyrażała palące pragnienie awansu.
A co do mnie... Cóż, ja toczyłam ze sobą trudną bitwę, by chociaż wyglądać na
podekscytowaną - i przegrywałam. Co było oczywiście nie do przyjęcia. Jestem sukubem.
Moja cała egzystencja polega na sprawianiu, by ludzie - zwłaszcza mężczyźni - widzieli we
mnie to, czego pragną. W mgnieniu oka potrafię zmienić się z kokieteryjnej dziewicy w
wyuzdaną do-minę. Wystarczy drobne przeobrażenie i szczypta aktorstwa. Zdolność do
zmieniania kształtu otrzymałam w chwili, kiedy przehandlowałam swoją ludzką duszę;
aktorstwa nauczyłam się z czasem. Ostatecznie nie da się przez całe wieki powtarzać
każdemu facetowi, „Tak, kotku, byłeś najlepszym kochankiem, jakiego miałam w życiu", i
nie nauczyć się przy tym wciskania kitu. Być może w mitach występujemy jako eteryczne,
demoniczne służki rozkoszy, ale tak naprawdę bycie sukubem sprowadza się do
mistrzowskiego opanowania pokerowej twarzy i dobrej gadki reklamowej.
Więc doprawdy wręczenie nagrody nie powinno być dla mnie problemem. Ale Horatio nie
ułatwiał mi zachowania powagi.
- Zaiste, wielki to honor dla mnie, być tu dzisiaj - zaintonował nosowym barytonem.
Zaiste?
- Ciężka praca czyni nas wielkimi. Zebraliśmy się tu dzisiaj, by uczcić kogoś, kto okazał
wielkie poświęcenie i bez reszty oddał się Wyższemu Złu. Właśnie takie osoby dają nam siłę,
pozwalają zwyciężać w tej doniosłej bitwie, w której u krańca czasu zostaną zliczone
wszystkie bitwy. Takie osoby zasługują na nasz szacunek i pragniemy nagrodzić ich oddanie,
by pokazać wszystkim, jak ważna jest wytrwałość wbrew wszelkim przeciwnościom i walka
o nasze cele w tych trudnych czasach.
Po chwili dodał jeszcze:
- A ci, którzy nie pracują ciężko, są ciskani w ogniste otchłanie rozpaczy, gdzie płoną przez
wieczność, rozdzierani przez piekielne bestie. Otworzyłam usta, by wspomnieć, że to chyba
tańszy sposób pozbycia się pracownika niż wypłacenie odprawy, ale Jerome spojrzał mi w
oczy i pokręcił głową.
Tymczasem Horatio trącił łokciem Kaspera i diablik pospiesznie podał mu dyplom ze złotymi
wytłaczanymi literami.
- Dlatego z wielką przyjemnością wręczam ci to wyróżnienie za osiągnięcie sukcesów na
niwie przekraczania zawodowej normy w ostatnim kwartale. Gratulacje.
Horatio uścisnął mi rękę i wręczył dyplom, podpisany przez jakieś pięćdziesiąt osób.
„Ten dyplom zaświadcza, że
Letha (alias Georgina Kincaid), sukub Archidiecezji Seattle, w stanie Waszyngton, w Stanach
Zjednoczonych Ameryki, na kontynencie Ameryki Północnej na Ziemi, osiągnęła sukcesy na
niwie przekraczania zawodowej normy w ostatnim kwartale, wykazując się nieporównanym
kunsztem uwodzenia i deprawowania ludzkich dusz, a tym samym skazywania ich na
potępienie".
Wszyscy na mnie patrzyli, kiedy skończyłam czytać, więc uznałam, że pewnie spodziewają
się jakiejś przemowy czy czegoś w tym rodzaju. Ale przede wszystkim zastanawiałam się,
czy będę miała kłopoty, jeśli to przytnę, żeby zmieściło mi się w ramce osiemnaście na
dwadzieścia cztery centymetry.
- Hm, dzięki. To jest... naprawdę fajne.
To chyba zadowoliło Horatia, który wytwornie skinął głową i zerknął na Jerome'a.
- Na pewno jesteś dumny.
- Niezmiernie - mruknął arcydemon, tłumiąc ziewnięcie. Horatio znów zwrócił się do mnie.
- Oby tak dalej. Może nawet kiedyś awansujesz na szczebel kierowniczy.
Jakby samo oddanie duszy piekłu nie było już fatalne. Zmusiłam się do uśmiechu.
- No cóż. Tu jest jeszcze tyle do zrobienia.
- Wzorowe podejście. Doprawdy wzorowe. Doskonale ją wychowałeś. - Poklepał Jerome'a po
plecach, czym mój szef bynajmniej nie był zachwycony. Nie lubił poklepywania po plecach.
Ani w ogóle dotykania. Kropka. - No dobrze, jeśli to już wszystko, to będę chyba... Och,
byłbym zapomniał.
Horatio spojrzał na Kaspera. Diablik podał panu jeszcze
coś.
- To dla ciebie. W dowód naszego uznania.
Wręczył mi kartę upominkową z Applebee's i kilka darmowych kuponów do wypożyczalni
wideo Blockbusters. Jerome i ja przez chwilę gapiliśmy się na nie osłupiali.
- Rety - powiedziałam w końcu. Zdobywca drugiego miejsca dostał pewnie kupon rabatowy
do McDonalda. Pamiętajcie, drugie miejsce to tak naprawdę pierwszy przegrany.
Horatio i Kasper zniknęli. Jerome i ja staliśmy w milczeniu przez kilka chwil.
- Lubisz żeberka, Jerome?
- Bardzo śmieszne, Georgie, bardzo śmieszne. - Obszedł mój salon, udając, że ogląda książki i
obrazy. - Dobra robota z tą normą. Oczywiście łatwo się wyróżnić, kiedy zaczyna się od zera,
co?
Wzruszyłam ramionami i rzuciłam dyplom na blat kuchenny.
- Czy to ma znaczenie? I tak dostałeś pochwałę. Myślałam, że będziesz zadowolony.
- Oczywiście że jestem. Prawdę mówiąc, jestem bardzo mile zaskoczony, jak sumiennie
spełniasz obietnice.
- Zawsze spełniam obietnice.
- Nie wszystkie. Uśmiechnął się, kiedy zamilkłam.
- I co teraz? Idziesz to oblać?
- Przecież wiesz, dokąd idę. Do Petera. Ty się nie wybierasz?
Uniknął odpowiedzi; demony są w tym świetne.
- Myślałem, że może pojawiły się inne plany. Plany związane z pewnym śmiertelnikiem.
Ostatnio jakoś strasznie często się z nim spotykasz.
- Nie twoja sprawa, co robię.
- Wszystko, co robisz, jest moją sprawą.
Znów nie odpowiedziałam. Demon podszedł bliżej, wbijając we mnie ciemne oczy. Z
niewyjaśnionych powodów postanowił wyglądać jak John Cusack, kiedy znajduje się w
ludzkim świecie. Można by pomyśleć, że zmniejszy to jego zdolność do zastraszania, ale
przysięgam, to tylko pogarszało sprawę.
- Jak długo zamierzasz ciągnąć tę farsę, Georgie? - Jego słowa były wyzwaniem; próbował
mnie podpuścić. - Przecież chyba nie myślisz na serio, że to ma jakąś przyszłość. Ani że
zdołacie na wieki zachować czystość. Na litość boską, nawet jeśli uda ci się go utrzymać na
dystans, to żaden ludzki samiec nie jest w stanie długo zachować celibatu. A szczególnie
samiec z taką bandą fanek.
- Nie usłyszałeś, jak mówiłam, że to moja sprawa?
Zapłonęły mi policzki. Choć wiedziałam, że to głupi pomysł, ostatnio wplątałam się w
związek ze śmiertelnikiem. I nie bardzo nawet wiedziałam, jak do tego doszło, skoro zawsze
stawałam na rzęsach, żeby czegoś takiego uniknąć. Jakoś tak zakradł się w moje serce.
Jednego dnia był po prostu miłą, poprawiającą mi samopoczucie postacią z mojego życia, a
następnego dnia zdałam sobie sprawę, jak mocno mnie kocha, la miłość wzięła mnie z
zaskoczenia. Nie byłam w stanie się jej oprzeć i postanowiłam przekonać się, dokąd mnie
zaprowadzi.
Dlatego Jerome przypominał mi przy każdej okazji, że ciągnąc ten romans, codziennie
ocieram się o katastrofę. Jego przekonanie nie było pozbawione podstaw, po części dlatego,
że nie miałam na koncie zbyt wielu udanych stałych związków. A po części - tej większej -
dlatego, że każdy kontakt fizyczny ze śmiertelnikiem, który jest czymś więcej niż trzymanie
się za rączki, nieuchronnie kończył się wyssaniem jego energii. Ale przecież wszystkie
związki napotykają trudności, nie?
Demon przygładził perfekcyjnie skrojoną czarną marynarkę.
- Jedna przyjacielska rada. Mnie to nie obchodzi. Nie interesuje mnie, czy będziesz dalej
bawiła się z nim w dom, pozbawiając go przyszłości, rodziny, zdrowego życia seksualnego.
Jak sobie chcesz. Dopóki będziesz pracować jak należy, mnie jest wszystko jedno. -
Skończyłeś już to przemówienie? Jestem spóźniona.
- Jeszcze jedno. Może zainteresuje cię, że zorganizowałem dla ciebie miłą niespodziankę. Na
pewno ci się spodoba.
- Jaką znowu niespodziankę? - Jerome nie był specjalistą od niespodzianek. W każdym razie
nie od tych miłych.
- Gdybym ci powiedział, to by nie była niespodzianka, prawda?
Topowe. Prychnęłam i odwróciłam się od niego.
- Nie mam czasu na twoje gierki. Albo mi powiesz, co jest grane, albo wychodzę.
- Chyba ja wyjdę. Ale zanim to zrobię, zapamiętaj jedną rzecz. - Położył dłoń na moim
ramieniu i odwrócił mnie przodem do siebie. Skrzywiłam się, czując jego dotyk i bliskość.
Demon i ja nie byliśmy już w tak dobrych stosunkach, jak kiedyś. -W twoim życiu jest tylko
jeden mężczyzna na stałe, tylko jeden, przed którym zawsze będziesz odpowiedzialna. Za sto
lat po twoim śmiertelniku zostanie tylko proch w ziemi, ciągle wracać będziesz do mnie.
Brzmiało to romantycznie i erotycznie, ale nie było takie. W najmniejszym stopniu. Mój
związek z Jerome'em był o wiele głębszy. Posłuszeństwo i lojalność wobec niego dosłownie
sięgały głębi mojej duszy. Była to więź, która miała mnie pętać przez wieczność, a
przynajmniej do chwili, kiedy piekielne władze nie postanowią przydzielić mnie innemu
arcydemonowi.
- Ta twoja gadka alfonsa robi się nudna.
Odsunął się o krok, niezrażony moimi słowami. Jego oczy błysnęły wesoło.
- Jeśli ja jestem alfonsem, to kim ty jesteś, Georgino? Zobaczyłam teatralną chmurkę dymu i
Jerome zniknął, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Cholerne demony.
Stałam sama w mieszkaniu, powtarzając jego słowa w myślach. Wreszcie przypomniałam
sobie, która jest godzina, i ruszyłam do sypialni, żeby się przebrać. Po drodze minęłam
dyplom od Horatia. Jego złota pieczęć mrugnęła do mnie. Odwróciłam dyplom, bo nagle
mnie zemdliło. Może i byłam dobra w tym, co robiłam, ale to nie znaczyło jeszcze, że byłam
z tego dumna.
Na wielkie przyjęcie u mojego przyjaciela Petera spóźniłam się tylko piętnaście minut.
Otworzył drzwi, zanim zdążyłam zapukać. Obrzucając spojrzeniem jego wielką białą czapę i
fartuch z napisem „Pocałuj kucharza", powiedziałam:
- Przepraszam. Nikt mi nie powiedział, że kręcą tu dzisiaj Gotuj z Peterem.
- Spóźniłaś się - skarcił mnie, wymachując drewnianą łyżką. - Myślisz, że jak dostałaś
dyplom, to już możesz zapomnieć o zwykłej grzeczności?
Ignorując jego reprymendę, weszłam do środka. To jedyne, co można zrobić, kiedy ma się do
czynienia z wampirem z nerwicą natręctw.
W salonie zastałam dwóch kumpli, Cody'ego i Hugh, liczących wielkie sterty pieniędzy.
- Obrobiliście bank?
- A skąd - zaprzeczył Hugh. - Skoro Peter chce nas dziś uraczyć cywilizowanym posiłkiem,
uznaliśmy, że okazja wymaga cywilizowanej rozrywki.
- Będziemy prać pieniądze?
- Grać w pokera.
Usłyszałam, jak Peter w kuchni mamrocze coś o suflecie. Kłóciło się to jakoś z moim
wyobrażeniem o bandzie podejrzanych typków stłoczonych przy karcianym stole w pokoiku
na zapleczu.
- Wydaje mi się, że brydż byłby bardziej na miejscu. Hugh spojrzał z powątpiewaniem.
- To gra dla starych ludzi, skarbie.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Słowo „stary" było dość względne w naszym przypadku, bo
większość z nas miała po kilkaset lat. Od dawna podejrzewałam, że w swoim kręgu niższych
nieśmiertelnych - czyli takich, którzy nie są prawdziwymi aniołami ani demonami - ja byłam
najstarsza (chociaż oficjalnie miałam ledwie dwadzieścia osiem lat, co radośnie potwierdzało
moje prawo jazdy). - Od kiedy my w ogóle w cokolwiek gramy? - zapytałam. Ostatnio
próbowaliśmy grać w monopoly z Jerome'em. Cóż, walka z demonem o nieruchomości i
ostateczną kontrolę nad majątkiem jest zajęciem dość bezsensownym.
- Gramy cały czas. W grę życia, w grę śmierci. W grę miłości, nadziei, przypadku, rozpaczy i
wszelkich cudów, które kryją się pomiędzy.
Przewróciłam oczami.
- Cześć, Carter. - Wiedziałam, że Carter czai się w kuchni; wyczułam go, tak jak Peter wyczuł
mnie w korytarzu. - A gdzie twoja lepsza połowa? Właśnie się z nim widziałam. Myślałam,
że on też przyjdzie.
Carter wszedł do pokoju i posłał mi drwiący uśmieszek; jego oczy były pełne tajemnic i
radości. Miał na sobie swój zwykły strój „przejściowy": podarte dżinsy i spraną koszulkę.
Jeśli chodzi o wiek, reszta z nas nie mogła się z nim równać. My wszyscy byliśmy kiedyś
śmiertelnikami; mierzyliśmy swoje życie w stuleciach i tysiącleciach. Anioły i demony... cóż,
one mierzyły swoje życie wiecznością.
- „Czyż jestem stróżem brata mego?"
Odpowiedź w stylu Cartera. Spojrzałam na Hugh, który w pewnym sensie byt „stróżem"
naszego szefa. A przynajmniej kimś w rodzaju sekretarki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin