David Weber, Linda Evans - Multiwersum 02 -Wrota Piekieł. Księga druga.pdf

(1324 KB) Pobierz
„Nie ma mowy, żeby nie dać się ponieść,
DAVID WEBER
LINDA EVANS
WROTA
PIEKIEŁ
KSIĘGA DRUGA
Dla Sharon,
Ponieważ z nią u boku
Mogę stawić czoła całemu multiwersum.
Dla Davida i Aubrey,
którzy sprawiają, że się uśmiecham
I dla Boba
za jego nieustanną pomoc techniczną.
Bez niego nie użyłabym żadnego z Talentów.
384826167.003.png 384826167.004.png
DAVID WEBER - autor bestsellerowego cyklu książek o Honor Harrington, powieści In Fury Born i
1633 (z Erikiem Flintem) oraz wielu innych. We współpracy ze Steve'em White'em napisał Powstanie,
Krucjatę i W martwym terenie oraz jeszcze jeden bestseller z listy New York Timesa Opcję Siwy, które to
powieści osadzone zostały w realiach gry strategicznej Starfire. David Weber współpracował również z
innymi autorami np. z Johnem Ringo, z którym stworzył cykl Imperium Człowieka
LINDA EVANS - autorka, wspólnie z Johnem Ringo napisała The Road to Damascus a z Robertem
Asprinem cztery powieści z cyklu Time Scout dla wydawnictwa Baen. Z Asprinem współpracowała też przy
niedawno wydanej książce For King and Country. Linda Evans jest ekspertem od uzbrojenia, zarówno
współczesnego jak i dawnego, z której wiedzy korzysta szeroko tworząc SF. Jest także autorką powieści
Far Edge of Darkness (wyd. Baen) i kilku nowel wydanych w popularnej serii wydawnictwa Baen - Bolo.
Mieszka w Archer na Florydzie.
„Nie ma mowy, żeby nie dać się ponieść,
rozerwać, a nawet oszołomić.
Prawdziwie wspaniała opowieść."
-„B OOKLIST "
„...doskonała mieszanka wojskowości,
techniki ze sprawnie prowadzonym rozwojem postaci
i świetnie opanowanym ukazaniem ludzkich dramatów...
warte polecenia"
- WlLSIN LlBRARY BULLETIN
384826167.005.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy jej ojciec zarządził przerwę w obradach, Andrin czuła już silny ból głowy. Nie opuściła swojego
miejsca i pocierając zbolałe skronie przyglądała się służącym, którzy wnosili do komnaty Tajnej Rady
kolejne przekąski. Mimo siły osobowości cesarza i zdolności organizacyjnych Shamira Taje, radcy zdołali
do tej pory podjąć tylko kilka decyzji. Andrin miała jednak nadzieję, że to, co udało im się już ustalić było
tym, co rzeczywiście najważniejsze, a poza tym, jej ojciec miał niewątpliwie rację, co do tego, że wszyscy
potrzebują posiłku zanim rozpocznie się - niewątpliwie wielogodzinne - posiedzenie Konklawe.
Jedli więc siedząc przy inkrustowanym stole, przykrytym teraz troskliwie białym, świeżo
wyprasowanym, lnianym obrusem. Nawet podczas obiadu omawiano najistotniejsze punkty i wątpliwości
dotyczące kryzysu. Kiedy wszyscy już skończyli, służba niemal niezauważalnie uprzątnęła zastawę ze
stołu i pojawiły się na nim kielichy wina, gorąca herbata, kawa z Nowej Farnalii i parujące kubki
pochodzącego z tego samego regionu kakao, którym zawsze chętnie rozkoszowała się Andrin i kilku
spośród radców. Lokaj dorzucił też węgla do kominka, za co księżniczka była szczególnie wdzięczna.
Ciepło bijące prosto w jej plecy było równie przyjemne, jak rozgrzewająca moc kakao.
Przysłuchiwała się debacie i zdała sobie sprawę, że w istocie rozumie jedynie niewielką część z tego,
o czym rozmawiali radcy. Szybko pojęła, że brakuje jej po prostu wiadomości o faktach i znajomości
niektórych terminów, by mogła swobodnie śledzić dyskusję. Nie mogła niestety przerywać dorosłym i
prosić co chwila o objaśnienia - okoliczności i presja czasu wykluczały to zupełnie. Z drugiej jednak strony
wiedziała, że jeśli nie zapyta teraz, to potem nie będzie już pamiętała swych wątpliwości.
Zawahała się przez chwilę, po czym poprosiła służącą - dziewczynę starszą od niej najwyżej o jakieś
trzy lata - o zeszyt i pióro, a także o kałamarz, który mógł się przydać w razie, gdyby zasechł tusz w
wewnętrznym zbiorniczku pióra. Służąca wróciła bardzo szybko i Andrin gorąco jej podziękowała.
- Cała przyjemność po mojej stronie, wasza wysokość - wymamrotała dziewczyna prawie
niedosłyszalnie i dygnęła głęboko - niemalże do samej podłogi. Podniosła oczy i na chwilę spojrzała na
Andrin, po czym lękliwie utkwiła wzrok na powrót w posadzce.
- Bo ja... - powiedziała pospiesznie, bardzo prędko, zupełnie jakby odwagi miało starczyć jej jeszcze
tylko na kilka zdań - od zawsze czekałam na okazję, by móc pani służyć. Jeśli będę kiedykolwiek mogła
się jakoś przydać, znajdzie mnie księżniczka na zewnątrz. Wystarczy otworzyć drzwi i zawołać. Przyniosę
pani, cokolwiek sobie pani zażyczy.
Wyprostowała się zadziwiająco wdzięcznie i wymknęła się z sali. Andrin popatrzyła za nią w
szczerym zdumieniu i po chwili skupiła się ponownie na trwającej przy stole dyskusji. Sączyła kakao,
słuchała i od czasu do czasu notowała w zeszycie nurtujące ją pytania i niejasne dla siebie pojęcia. Po
jakimś czasie zegar oznajmił kurantem nadejście połowy godziny. Cesarz uciszył Radców i spojrzał na
Alazon Yanamar.
Telepatka siedziała wyczekująco z zamkniętymi oczyma. Najwyraźniej Nasłuchiwała przekazu od
dyrektora naczelnego Limany - czy raczej wiadomości, która miała dotrzeć do niej przez sieć Głosów,
rozmieszczonych łańcuchem pomiędzy Tajvaną i komnatą Tajnej Rady. Organizacja podobnej transmisji
na tak rozległych przestrzeniach zawsze stanowiła poważne wyzwanie, tym bardziej teraz, w zupełnie
nadzwyczajnych okolicznościach. Koordynację i bezpieczeństwo komunikacji należało zapewnić pomiędzy
siedzibą Zarządu Portali w Tajvanie, a każdą stolicą Sharony. Nawet ASG nie mogła umożliwić wszystkim
przywódcom udziału w obradach w czasie rzeczywistym - telepaci nie mogli przecież przesyłać
wiadomości przez portale. Andrin wiedziała jednak, że za każdym z nich, w każdym łańcuchu
tranzytowym, ciągnęły się kolejne szeregi Głosów i Konklawe odbędzie się tak sprawnie, jak tylko będzie
to możliwe.
Yanamar otworzyła wreszcie oczy. Tak nagle, że zaskoczona Andrin poczuła na plecach zimny
dreszcz.
- Wasza cesarska wysokość - powiedziała telepatka głosem tak głębokim, dźwięcznym i pełnym
subtelnych modulacji, że księżniczka pomyślała, iż oddałaby za taki wszystkie błyskotki ze swojej szkatułki
z biżuterią - dyrektor naczelny Limana rozpoczął posiedzenie Konklawe. Główny Głos Zarządu Portali, Yaf
Umani przekazuje mi to, co widzi i słyszy.
Ton jej głosu przeszedł nagłą transformację. Nie polegała ona wyłącznie na zmianie brzmienia -
kolejne słowa Yanamar rozbrzmiewały już z innym rytmem i akcentem. Powtarzała słowa wypowiadane
przez człowieka, znajdującego się ćwierć świata dalej. Samo to mogło spowodować zawrót głowy, ale
384826167.006.png
bardziej jeszcze zdumiała Andrin trójwymiarowa projekcja, która nagle pojawiła się znikąd w drugim końcu
komnaty. Obraz przedstawiał mężczyznę, stojącego na podwyższeniu w sali, której nigdy dotąd nie
widziała. Obok niego - pomiędzy mówcą a radcami - siedzieli inni. Na ścianie za mówcą wisiała mapa
nowo odkrytych portali. Stojący na podium człowiek patrzył wprost na Andrin i radców, choć nie mógł ich
przecież widzieć.
Księżniczka od dawna już wiedziała, że telepaci potrafią odbierać i przesyłać szczegółowe obrazy
tego, co działo się gdzie indziej. Wiedziała też, że zdolnością ukazywania tych obrazów nie-Głosom, mógł
się poszczycić może jeden na dziesięć tysięcy Głosów. Mimo, że Andrin była arystokratką, to jak dotąd
manifestację tego Talentu miała okazję oglądać tylko jeden, jedyny raz - wtedy, gdy sławny na cały
wszechświat Projektor Falgayn Harwal odwiedził Cesarską Operę w Estafel. Na wspomnienie tego, jak
Harwal wraz z tuzinem swoich specjalnie szkolonych Głosów-asystentów wypełnił całą salę projekcją
występu chóru z Nowej Tajvany - ośmiu tysięcy śpiewaków - nadal przechodziły ją dreszcze.
Harwal jednak był wyjątkiem. Ludzie z Talentem równie silnym jak jego, rodzili się być może raz na
dwieście lat i choć Andrin wiedziała, że istnieją inni podobnie uzdolnieni, to nigdy nie widziała prezentacji
ich możliwości. A już na pewno nie z tak niewielkiej odległości i nie w tak nielicznym towarzystwie.
Przestała się już zastanawiać, dlaczego to właśnie Alazon Yanamar została osobistym Głosem jej ojca.
Ktoś, kto władał imperium zajmującym niemal cały kontynent i kilka wielkich wysp musiał korzystać z usług
Głosu Utalentowanego tak bardzo jak ona.
Zastanowiła się, czy podobne umiejętności ma też Główny Głos Zarządu Portali i doszła do wniosku ,
że najprawdopodobniej tak.
Z zamyślenia wyrwał ją głos telepatki.
- Wielce szanowni przywódcy państw, władcy suwerennych narodów Sharony i wy członkowie rad,
zarządów i senatów. Nazywam się Orem Limana i jestem dyrektorem naczelnym Zarządu Portali Trans-
Temporalnych Sharony i ze swego miejsca dziękuję wam, za uczestnictwo w Konklawe. Czy możemy
zacząć od sprawdzenia listy obecności uczestników obrad?
Słowa wypowiadane przez Yanamar nie do końca odpowiadały ruchom ust Limany, różnica nie była
jednak zbyt duża. Andrin czuła się dziwnie nieswojo patrząc na niezwykłą projekcję i słysząc głos telepatki
powtarzającej to, co - trzy tysiące mil dalej - mówił dyrektor.
Przeczytano prawie nie mającą końca listę nazwisk. Dyrektor Limana wymieniał w kolejności
alfabetycznej nazwy poszczególnych państw i kolonii. Gdy mówił, Andrin patrzyła na mapę Sharony
starając się dopasować w myślach nazwiska przywódców do odpowiednich miejsc. Po chwili dała sobie
jednak spokój, wzięła do ręki pióro i sporządziła swoją pierwszą notatkę z Konklawe:
Nauczyć się na pamięć nazwisk wszystkich przywódców państw Sharony i gubernatorów kolonii -
zastanowiła się i po chwili dopisała. - Zapamiętać także nazwiska ich następców, o ile państwa są
monarchiami i drugich osób w państwie w przypadku krajów o innych ustrojach.
Kiedy zrozumiała jak poważne czeka ją wyzwanie prawie jęknęła.
Dyrektor uporał się z mozolnym zadaniem sprawdzenia, czy wszyscy zaproszeni słyszą przekaz i
przeszedł do omówienia powodów zwołania Konklawe.
- Zacznę od przypomnienia obecnym, że wiadomość o ataku otrzymała klauzulę najwyższej tajności
na mocy Karty Założycielskiej Zarządu Portali. Tak powinno pozostać przynajmniej do chwili, gdy rodziny
zabitych, rannych czy pojmanych zostaną powiadomione o tym, co spotkało ich bliskich. Przedstawiciele
Zarządu Portali w tej właśnie chwili są w drodze do rodzin każdego z członków napadniętego zespołu.
- Chciałbym też poprosić - ciągnął - o nieupublicznianie tej wiadomości do momentu, w którym
Konklawe nie sformułuje planu, mającego zapewnić bezpieczeństwo obywatelom Sharony, znajdującym
się w Łańcuchu Karys i jego najbliższych okolicach. Przekazując opinii publicznej informacje na temat
ataku i naszych działań zaradczych, zminimalizujemy ryzyko ogólnoświatowej paniki. Mam nadzieję, że
jesteśmy co do tego zgodni?
Ojciec Andrin skinął głową. Telepatka przekazała jego gest. Zanim dyrektor Zarządu Portali
przemówił ponownie znów upłynęła dłuższa chwila.
- Dziękuję. Doceniam państwa postawę w tej kwestii. Odchrząknął. Była to dopiero pierwsza
wyraźniejsza oznaka jego zdenerwowania. Andrin w duchu podziwiała zimną krew mężczyzny.
- A zatem - odezwał się znów Limana - musimy zająć się sprawą, dla której zwołałem Konklawe.
Musimy wspólnie zapobiec kryzysowi. Zarząd będzie oczywiście w ten proces zaangażowany, ale jak
państwo doskonale wiecie, Zarząd jest tylko ciałem organizacyjnym i nie dysponujemy możliwościami
samodzielnego reagowania na tego rodzaju sytuacje. Z tą myślą pozwolę sobie rozpocząć od
zaznajomienia was z moimi dotychczasowymi decyzjami. Potem poproszę was, szanowni członkowie
384826167.001.png
Konklawe, o sugestie dotyczące działań, jakie waszym zdaniem powinniśmy podjąć do momentu zwołania
drugiego Konklawe - które jak sądzę powinno odbyć się przy osobistym udziale nas wszystkich.
- Zanim ktokolwiek z państwa zaprotestuje, pragnę was zapewnić, że drugie Konklawe jest
absolutnie niezbędne. Musimy wypracować trwałą strukturę władzy, która mogłaby efektywnie pokierować
mobilizacją, organizacją i rozmieszczeniem zasobów cywilnych i militarnych Sharony. Tego typu zadania
wymagają szeroko zakrojonych, pragmatycznych i elastycznie podejmowanych decyzji. O koniecznych, by
to osiągnąć rozstrzygnięciach z pewnością nie uda się nam postanowić na spotkaniu takim jak dzisiejsze.
Na miejsce posiedzenia następnego Konklawe, sugerowałbym Tajvanę. Tu znajduje się siedziba Zarządu
Portali, a po drugie, właśnie to miasto było w przeszłości praktycznie stolicą świata. Co więcej -
dysponujemy tu odpowiednią infrastrukturą, która umożliwi przeprowadzenie i zabezpieczenie podobnego
zjazdu.
- Jeśli zgodzimy się wszyscy na Tajvanę, polecę swoim pracownikom skontaktować się z wami, w
celu ustalenia daty. W ten sposób dopracujemy szczegóły i uzgodnimy terminarze. Zjazd mógłby się, jak
sądzę, odbyć w dawnym Wielkim Pałacu Calirathów. Im szybciej, tym lepiej. Kiedy już to wszystko
ustalimy, zajmiemy się kwestiami waszych podróży i resztą pomniejszych szczegółów. Tym z państwa,
którzy mimo wszystko nie będą mogli stawić się osobiście, zapewnimy przekaz telepatyczny. Czy są jakieś
sprzeciwy?
Ku zaskoczeniu Andrin nikt nie zaprotestował. Ojciec rzucił na nią okiem i - także zdziwiony - uniósł
brew.
- Wydaje się, że miałaś rację Drin - szepnął do córki. - Pojedziemy do Tajvany.
Skinęła głową i potarła sobie ramiona. Próbowała pozbyć się drażniących ukłuć, które wciąż czuła
pod rękawami sukienki.
Dostała gęsiej skórki. To, że jej Przebłysk sprawdził się tak dokładnie, nie tyle ją zaskoczyło, co
raczej zaniepokoiło.
- Na wstępie poinformuję was o obszarach, w których najbardziej potrzebna jest Zarządowi pomoc -
ciągnął dyrektor Limana - potem zaproszę państwa do dyskusji. Chciałbym, żebyście przedstawili
propozycje, co do każdego z wymienionych przeze mnie punktów. Zarówno w trakcie mojego
wprowadzenia jak i późniejszej dyskusji, proszę o spokój i zachowanie według zasad parlamentarnych.
Inaczej Głosy mogą mieć kłopoty z trans misją.
- Jeśli zechcecie państwo zadawać pytania, lub podzielić się z wszystkimi swymi uwagami,
pomysłami i rozwiązaniami - na te ostatnie mam szczególną nadzieję - proszę o przesyłanie ich do Yafa
Umaniego, który jest Głównym Głosem Zarządu. On poinformuje mnie o kolejności, w jakiej nadeszły i
dzięki temu zachowamy odpowiedni porządek wystąpień. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to
najwygodniejsze rozwiązanie, zwłaszcza, że nasze grono jest niezwykle liczne, lecz tym bardziej jeszcze
unaocznia to konieczność spotkania osobistego. W chwili obecnej lepszym sposobem prowadzenia obrad
po prostu nie dysponujemy. Czy wszystko jest jasne?
Ojciec Andrin skinął raz jeszcze. Oczy jego telepatki zaciągnęły się na chwilę mgłą - przesyłała
odpowiedź do Tajvany.
- A zatem do dzieła - znów odezwał się Limana. - Zgodnie z zapowiedzią, zacznę od naszkicowania
sytuacji i moich dotychczasowych decyzji. Mamy do czynienia z niejasnymi i niepokojącymi doniesieniami.
Po pierwszej wiadomości o kontakcie otrzymaliśmy dwie następne. Nadeszły około dwóch godzin temu.
Nie wolno nam zapominać o rozległych akwenach, które informacje muszą pokonywać w kilku
wszechświatach dzielących siedzibę Zarządu od miejsca ataku. Szczerze mówiąc i tak jestem zaskoczony
prędkością, z jaką dotarły do nas te kolejne przekazy.
- Pierwszą z nowych wiadomości był uzupełniający raport nadesłany przez kapitana Halifu. Jako
dowódca naszego najbliższego fortu, tutaj w Nowej Uromathii - Limana wskazał na mapie niedawno
nazwany wszechświat - wysłał na miejsce kontaktu ekspedycję ratunkową. Z powodu odkrycia w tamtej
okolicy wielu nowych portali, zarówno siły Halifu jak i pozostałych dowódców fortów w rejonie, zostały
ostatnio mocno przetrzebione. Do wykonania tej misji Halifu mógł więc wyznaczyć jedynie oddział
kawalerii.
- Drugą informację przesłał nam - w tej samej chwili - kapitan chan Tesh - dowódca kolumny
posiłkowej, która od jakiegoś czasu była już w drodze do fortu kapitana Halifu. Towarzyszy mu też
młodszy kapitan Traygan, Głos Zarządu pozostający do dyspozycji Halifu. To on odebrał pierwszą
wiadomość, gdy był tutaj, w Thermyn - Limana ponownie wskazał miejsce na mapie. - Chan Tesh
poinformował, że zmierza do Halifu forsownym marszem, prowadząc tam kilka plutonów kawalerii,
piechoty i artylerii. Więcej informacji na razie nie otrzymaliśmy i prawdopodobnie nie otrzymamy przez
następnych parę dni.
384826167.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin