Pauline Reage - Historia O.pdf

(505 KB) Pobierz
188192861 UNPDF
HISTORIA O
PAULINE REAGE
Pewnego dnia kochanek zabiera O na przechadzkę do dzielnicy, gdzie nigdy dotąd razem nie
byli - do parku Montsouris, a może Morceau. W zakątku parku, tuż przy narożniku alejki, gdzie nie
spotyka się nigdy taksówek, gdy zmęczeni spacerem przysiedli na ławce opodal trawnika,
dostrzegają samochód z licznikiem, wyglądający na taksówkę.
- Wsiądź - - mówi kochanek.
O wsiada. Pora jest przedwieczorna, a rzecz dzieje się jesienią.
Ubrana jest jak zwykle: pantofle na wysokich obcasach, kostium z plisowaną spódnicą, jedwabna
bluzka, nie ma kapelusza. Ma za to długie rękawiczki zachodzące na rękawy kostiumu, a także
skórzaną torebkę, w której nosi puder i róż. Taksówka rusza wolno, choć nikt nie powiedział słowa
kierowcy. Kochanek natomiast opuszcza rolety w oknach i na tylnej szybie. O zdejmuje rękawiczki
przekonana, że chce ją objąć i pocałować lub może oczekuje tego od niej. Słyszy jednak jego słowa:
- Torebka ci przeszkadza, daj mi ją.
Oddaje, on zaś odstawia ją gdzieś i mówi dalej:
- Masz na sobie zbyt wiele rzeczy. Odepnij pończochy i spuść je prawie do kolan: tu masz
podwiązki.
Nie jest to dla niej łatwe, gdyż taksówka jedzie zbyt szybko, poza tym boi się, żeby kierowca się nie
odwrócił. W końcu udaje się jej opuścić pończochy, czuje się trochę dziwnie dotykając gołymi
nogami jedwabiu spódnicy. Luźne zapinki od pończoch ślizgają się na udach.
- Odepnij pas i zdejmij majtki.
To jest na szczęście łatwe, wystarczy tylko nieco się pochylić i zrobić niewielki ruch rękoma
poniżej pleców. On odbiera od niej pas i majtki i chowa je do jej torebki, potem zaś mówi:
- Nie powinnaś siedzieć na spódnicy, unieś ją i usiądź wprost na siedzeniu.
Siedzenia auta obite są moleskinem, który jest gładki i zimny, a przy tym klei się do ciała.
- A teraz włóż z powrotem rękawiczki - słyszy. Taksówka mknie bez przerwy, ona zaś nie ma
śmiałości zapytać, dlaczego Renę nie rusza się i nic nie mówi, ani jakie może mieć to dla niego
znaczenie, żeby siedziała tak bez ruchu i w milczeniu, półrozebrana i gotowa, za to w starannie
wciągniętych rękawiczkach, w tym ciemnym samochodzie mknącym nie wiadomo dokąd. Nie
żądał tego od niej ani nie zabronił, nie śmiała jednak również skrzyżować nóg, ani nawet złączyć
kolan. Siedziała, opierając się z dwóch stron rękoma o fotel auta.
-Jesteśmy na miejscu - mówi naraz Renę.
Taksówka zatrzymuje się oto w pięknej alei, pod drzewem - rosną tam platany - przed wejściem do
niewielkiego pałacyku, za którym znajduje się pewnie dziedziniec i ogród - takie domy spotyka się
na starych przedmieściach Saint-Germain. Latarnie są dość daleko, w dodatku w samochodzie
panuje ciemność, a na zewnątrz pada.
- Nie ruszaj się - mówi Renę. - Nie ruszaj się zupełnie.
Wyciąga rękę w stronę kołnierzyka jej bluzki, rozwiązuje kokardę u szyi, a potem rozpina guzik po
guziku. O pochyla się odrobinę, sądzi, że Renę chce pieścić jej piersi. Bynajmniej. Renę wkłada
rękę pod bluzkę tylko po to, by odszukać ramiączka jej biustonosza, które przecina nożykiem,
potem zaś zdejmuje biustonosz i chowa. Teraz jej piersi pod bluzką, którą na powrót zapiął, są
swobodne i obnażone, tak samo swobodne i obnażone jak jej pośladki i brzuch - jest naga od pasa
do kolan.
- Posłuchaj - mówi. - Teraz już jesteś gotowa. Zostawiam cię samą. Wejdziesz teraz po tych
schodkach i zadzwonisz do drzwi. Pójdziesz za osobą, która ci je otworzy i zrobisz wszystko, co
rozkaże. Jeśli nie wejdziesz od razu, zostaniesz tam zaprowadzona siłą. Twoja torebka? Nie, nie,
torebka nie będzie ci już potrzebna. Ja jedynie dostarczam dziewczynę. Tak, tak, ja też tam będę.
Idź już.
Według innej wersji, tenże sam początek miał znacznie brutalniejszy i prostszy przebieg: młoda
kobieta w podobnym do opisanego stroju została uprowadzona samochodem przez swego kochanka
i jego przyjaciela, którego wcześniej nie znała. Nieznajomy prowadził, a kochanek usiadł obok
owej kobiety i to właśnie jego przyjaciel, ów nieznajomy, wyjaśnił kobiecie, że jej kochanek ma za
zadanie odpowiednio ją przygotować, i że zaraz zwiąże jej ręce na plecach, w miejscu gdzie kończą
się rękawiczki, następnie ściągnie jej pas od pończoch, majtki i biustonosz, i zawiąże oczy. Potem
odstawiona zostanie do pałacu, gdzie dowie się co ma robić. Po prawie półgodzinnej jeździe,
związaną i rozebraną wyprowadzono z samochodu, kazano wejść po schodkach, następnie przejść
przez jedne, drugie drzwi - cały czas w przepasce na oczach -aż wreszcie zostawili ją samą, już bez
przepaski, w jakimś ciemnym pokoju, gdzie musiała czekać pół godziny, a może nawet godzinę lub
dwie, tak, czy tak, trwało to wieki. Później, gdy otworzyły się drzwi, okazało się, że był to całkiem
zwykły, jakkolwiek komfortowy pokój, którego osobliwością był brak jakichkolwiek mebli, jeśli
nie liczyć ściennych szaf dokoła. Podłogę wyścielał gruby, miękki dywan. Drzwi otworzyły dwie
kobiety: dwie młode i śliczne kobiety wyglądające jak urocze pokojóweczki z dziewiętnastego
stulecia: w długich do kostek lekkich i marszczonych spódnicach, obcisłych gorsetach
uwydatniających piersi, zapinanych na haftki i sznurowanych na przodzie, ozdobionych przy szyi
koronką, z rękawami do łokci. Oczy i usta miały mocno umalowane. Na szyi nosiły ciasne obroże, a
na nadgarstkach coś, co przypominało bransolety. No więc wiem jeszcze, że rozwiązały ręce O,
które do tej pory miała cały czas związane z tyłu na plecach i powiedziały jej, że musi się rozebrać,
gdyż za chwilę ją wykąpią i zrobią makijaż. Kiedy już była naga, schowały jej ubranie do jednej ze
ściennych szaf. Nie pozwoliły, żeby wykąpała się sama, a potem zajęły się jej włosami niczym w
prawdziwym salonie fryzjerskim, usadziwszy ją uprzednio w pochylonym fotelu, który opuszcza
się do mycia głowy i podnosi przy układaniu i suszeniu włosów. Trwa to zwykle co najmniej
godzinę. Tutaj trwało to jeszcze dłużej, O zaś siedziała na fotelu zupełnie naga i nie wolno jej było
skrzyżować ani nawet złączyć nóg. Ponieważ naprzeciw niej znajdowało się wielkie na całą ścianę
lustro, którego nie przesłaniał żaden stolik, O widziała siebie rozwartą w ten sposób, ilekroć jej
wzrok natrafiał na taflę zwierciadła. Kiedy wreszcie skończyły, oczy miała lekko podcienione, usta
jaskrawoczerwone, koniuszki i otoczki piersi różowe, wargi łonowe pociągnięte czerwoną szminką,
obficie wyperfumowane futerko pod pachami i na podbrzuszu, jak również wnętrze ud, dołek
pomiędzy piersiami i wnętrze obu dłoni - wtedy kazano jej przejść do innego pomieszczenia, gdzie
naprzeciwko siebie znajdowały się dwa lustra - jedno przymocowane było do ściany, drugie,
potrójnie łamane stało na wprost pierwszego, dzięki czemu ktoś stojący pomiędzy nimi mógł
oglądać się z każdej możliwej strony. Usadzono ją na pufie pomiędzy lustrami i kazano czekać. Puf
pokryty był czarnym filtrem, które § trochę ją kłuło, czarny był też dywan, ściany zaś czerwone. Na
nogach miała czerwone pantofelki. W jednej ze ścian tego niewielkiego buduaru znajdowało się
duże okno wychodzące na wspaniały cienisty park. Przestało już padać, wiatr poruszał drzewami,
wysoko, pomiędzy chmurami, mknął księżyc. Nie wiem jak długo siedziała sama w tym
czerwonym buduarze, ani czy była naprawdę sama, tak jak sądziła, czy też może ktoś obserwował
ją przez otwór ukryty w ścianie. Wiem natomiast, że kiedy powróciły dwie kobiety, jedna z nich
niosła centymetr krawiecki, a druga koszyk. Towarzyszył im mężczyzna ubrany w długą, fioletową
szatę z szerokimi rękawami zwężającymi się ku nadgarstkom, która rozchylała się poniżej pasa przy
każdym jego kroku. Można było wówczas dostrzec, że pod spodem nosi on coś w rodzaju obcisłych
pludrów zakrywających wprawdzie nogi i pośladki, wyciętych za to w miejscu, gdzie znajduje się
męskość. To była pierwsza rzecz, którą spostrzegła O, kiedy mężczyzna wszedł, drugą był
rzemienny bicz zatknięty za pasem, potem zaś zobaczyła, że twarz mężczyzny ukryta jest pod
czarnym kapturem, z otworem na oczy zasłoniętym czarnym tiulem, wreszcie na koniec to, że na
rękach ma rękawiczki również z czarnego szewra. Zwracając się do niej przez "ty", powiedział,
żeby się nie ruszała, kobietom zaś kazał się pospieszyć. Ta, która miała ze sobą centymetr zmierzyła
najpierw szyję, a potem nadgarstki O. Rozmiary te, jakkolwiek małe, nie odbiegały od normy.
Nietrudno było odszukać w koszyku przyniesionym przez drugą z kobiet odpowiedniej obroży i
bransolet. Wykonane były z wielu warstw skóry (każda warstwa była dość cienka, lecz razem
osiągały grubość palca), zamykały się na zamki zatrzaskowe, i, tak jak niektóre kłódki, dawały się
otworzyć jedynie za pomocą kluczyka. Po przeciwnej niż zamek stronie, pomiędzy warstwami
skóry przymocowane było metalowe kółko, do którego można było przypinać bransolety, przy
czym zarówno obroża jak bransolety przylegały bardzo ściśle, na tyle, że chociaż nie raniły
zupełnie skóry, nie sposób byłoby przeciągnąć pod nimi cienkiego sznurka. Kiedy założono jej już
obrożę i bransolety, mężczyzna kazał jej wstać. Sam zajął miejsce na pufie, gdzie siedziała
wcześniej, rozkazał jej przybliżyć się do swych kolan, dłonią ubraną w rękawiczkę prześlizgnął się
pomiędzy jej udami, obmacał jej piersi, a następnie powiedział, że jeszcze tego wieczoru zostanie
przedstawiona, stanie się to jednak dopiero po obiedzie, który zresztą zje w samotności. I
rzeczywiście jadła go samotnie, naga, w maleńkiej celce, do której czyjaś niewidoczna ręka
wstawiła talerze przez otwór w ścianie. Kiedy skończyła, ponownie zjawiły się po nią dwie kobiety.
W buduarze, dokąd wróciły, znów zapięły kółka bransolet, wysoko na łopatkach krępując ręce O.
Do obroży przypięły czerwony płaszcz otulający ją wprawdzie całkowicie, lecz jednocześnie
rozchylający się od dołu przy każdym kroku, na co nic nie mogła poradzić, mając ręce skrępowane
na plecach. Jedna z pokojówek szła przodem otwierając przed nią drzwi, druga postępowała z tyłu i
zamykała je za nimi. Minąwszy westybul i dwa kolejne salony weszły do biblioteki, gdzie czterech
mężczyzn piło właśnie kawę. Wszyscy przyodziani byli w takie same szaty jak ów pierwszy, twarze
ich jednak nie były zamaskowane. O nie zdążyła jednakże ich rozpoznać i nie umiała stwierdzić czy
znajduje się pośród nich jej kochanek, gdyż jeden z czwórki skierował w jej stronę silną jak
reflektor lampę, która zupełnie ją oślepiła. Wszyscy stali nieruchomo: kobiety po obu jej bokach i
mężczyźni naprzeciw niej. Potem światło zgasło, kobiety zniknęły gdzieś. Za to oczy zawiązano jej
przepaską. Rozkazano jej się zbliżyć, co zrobiła nieco niepewnym krokiem i poczuła, że stoi przed
rozpalonym kominkiem, gdzie zasiadło czterech mężczyzn: czuła żar i słyszała syk płonących
polan. Stała naprzeciw ognia. Czyjeś ręce podniosły jej okrycie, dwie inne przesunęły się w dół,
wzdłuż jej lędźwi, sprawdziwszy uprzednio czy bransolety trzymają się mocno: te dłonie nie były
odziane w rękawiczki, a jedna z nich zagłębiła się naraz w obydwa jej otwory tak gwałtownie, że
krzyknęła. Ktoś zaśmiał się. Ktoś inny powiedział:
- Odwróćcie ją, żeby można było zobaczyć piersi i brzuch.
Odwrócono ją i teraz żar kominka ogrzewał jej pośladki. Jakaś ręka ujęła jedną jej pierś, czyjeś usta
chwyciły koniuszek drugiej. I wtedy nagle straciła równowagę, przechyliła się niebezpiecznie do
tyłu, prosto w czyjeś ramiona, podczas gdy ktoś inny rozwarł jej nogi i rozchylił delikatne wargi
otoczone wianuszkiem włosów. Usłyszała, że trzeba ją sprowadzić na klęczki. Zaraz też to
zrobiono. Na kolanach było jej bardzo niewygodnie, tym bardziej, że zabroniono jej złączyć nogi, a
z powodu skrępowanych na plecach rąk jej ciało pochylało się mocno do przodu. Pozwolono jej
odchylić się nieco w tył, tak, że znajdowała się w półprzysiadzie, opierając się na własnych
obcasach, niczym niektórzy modlący się.
- Nigdy jej pan nie wiązał?
- Nie, nigdy jeszcze.
- Ani nie chłostał?.
- Nie, również nie, lecz właśnie...
Tym, który odpowiadał, był jej kochanek.
- Właśnie - odezwał się kolejny głos. - Niech ją pan parę razy zwiąże, trochę wychłoszcze, a ona
niech czerpie z tego przyjemność. Nie, nie. Należy właśnie przekroczyć ten moment, kiedy zacznie
odczuwać przyjemność i wycisnąć z niej łzy.
Wówczas podniesiono O z klęczek i zaczęto prowadzić zapewne po to, by ją przywiązać do
jakiegoś słupa czy też do ściany, gdy jeden z mężczyzn sprzeciwił się, mówiąc, że najpierw
chciałby ją wziąć i zaraz też sprowadzono ją na powrót na kolana, lecz tym razem biust miała
oparty o puf, ręce w dalszym ciągu związane, a jej pośladki znajdowały się teraz wyżej niż reszta
ciała, natomiast któryś z nich przytrzymał ją oburącz za biodra i wszedł w nią. Za chwilę ustąpił
miejsca innemu. Trzeci postanowił skorzystać z innej, ciaśniejszej drogi, a wdarłwszy się tam
gwałtownie sprawił, że O krzyknęła. Kiedy ją zostawił, jęczącą i mokrą od łez pod przepaską na
oczach, osunęła się na ziemię po to, by poczuć przy swojej twarzy czyjeś nogi i żeby również jej
usta nie zostały oszczędzone. Na koniec zostawiono ją związaną, leżącą na wznak na
sponiewieranym czerwonym płaszczu niedaleko kominka. Słyszała jak napełniają kieliszki, piją,
przesuwają jakieś siedzenia. Ktoś dorzucił drzewa do ognia. Nagle zdjęto jej przepaskę. Duży pokój
ze ścianami pełnymi książek oświetlony był słabym światłem lampy stojącej na konsoli i blaskiem
kominka, który teraz ożywił się trochę. Dwóch mężczyzn stało i paliło papierosy. Inny siedział
trzymając szpicrutę na kolanach, tym zaś, który pochylał się właśnie nad nią i pieścił jej pierś, był
jej kochanek. Posiedli ją jednak wszyscy czterej, ona zaś nie zdołała go odróżnić od pozostałych.
Wyjaśniono jej, że jak długo pozostawać będzie w tym pałacyku, będzie mogła oglądać twarze
tych, którzy będą ją gwałcić lub zadawać ból, lecz nigdy nocą nie będzie wiedzieć, kto jest
odpowiedzialny za najgorsze. Podobnie, gdy będą ją chłostać, z wyjątkiem sytuacji, gdy będą
chcieli, żeby mogła się oglądać podczas chłosty. Powiedzieli jej jeszcze, że za pierwszym razem nie
będzie miała przepaski na oczach, lecz oni założą maski, tak więc nie zdoła ich odróżnić. Kochanek
uniósł ją i usadził, ubraną w czerwony płaszcz, na poręczy fotela opodal narożnika kominka, żeby
posłuchała tego, co jej powiedzą i obejrzała to, co mają jej do pokazania. Cały czas ręce miała
związane na plecach. Pokazano jej szpicrutę, która była czarna, długa i cienka, z cienkiego bambusu
obciągniętego skórą, taką, jaką można zobaczyć na wystawie eleganckiego sklepu siodlarskiego.
Skórzany bicz, jaki pierwszy z ujrzanych przez nią mężczyzn nosił zatknięty za pasem, był również
długi i składał się z sześciu rzemieni zakończonych supłami. Był jeszcze trzeci przyrząd z dość
cienkich sznurków z licznymi supełkami, które okazały się całkiem twarde, gdyż specjalnie
moczono je w wodzie, o czym mogła się sama przekonać, bowiem pocierali nim o jej łono, a
następnie rozwarli jej uda, żeby na wrażliwej skórze ich wnętrza mogła lepiej poczuć jak są mokre i
zimne. Pozostały jeszcze klucze i łańcuchy leżące na konsoli. Wzdłuż jednej ze ścian biblioteki,
mniej więcej w połowie wysokości, biegła galeryjka podtrzymywana przez dwa słupy. W jednym z
nich tkwił hak, tak wysoko, że mężczyzna zdołał go dosięgnąć dopiero wspiąwszy się na palce.
Kiedy kochanek wziął ją na ręce, w ten sposób, że jedną ujął ją poniżej ramion, drugą zaś wsunął
pomiędzy jej uda, co sprawiło, że omal nie zemdlała z bólu, powiedziano jej, że za chwilę rozwiążą
jej ręce, lecz po to tylko, żeby przypiąć ją, za te same bransolety i z pomocą stalowego łańcuszka do
wspomnianego słupa. Bowiem z wyjątkiem rąk, które będzie miała unieruchomione ponad głową,
będzie mogła się ruszać i patrzeć, skąd padają razy. Przede wszystkim chłostać będą pośladki i uda,
krótko mówiąc od pasa do kolan, tak jak została wcześniej przygotowana w samochodzie, którym
tu przyjechała, kiedy to kazano jej zasiąść obnażonej na siedzeniu. Jednakże jeden z mężczyzn
będzie zapewne chciał naznaczyć jej uda za pomocą szpicruty, która pozostawia niezrównane,
podłużne i głębokie pręgi, które długo nie znikają. Wszystko to odbędzie się stopniowo, będzie
miała czas by krzyczeć, szamotać się i płakać. Pozwolą jej trochę odetchnąć, ale kiedy tylko trochę
odsapnie, zaczną na nowo, oceniając rezultat nie na podstawie krzyków i łez, lecz odpowiednio
wyrazistych i trwałych śladów bicza na jej skórze. Będzie się mogła przekonać, że taka ocena
skuteczności chłosty nie tylko jest najsłuszniejsza i udaremnia wszelkie usiłowania ofiary, która
krzycząc przesadnie pragnie wzbudzić litość, lecz ponadto pozwala wymierzać ją poza murami tego
pałacu, w parku, gdzie często zaglądają, lub w jakimkolwiek mieszkaniu lub nawet w pokoju
hotelowym, pod warunkiem posłużenia się solidnym kneblem (zaraz też jej go pokazali), który nie
przepuszcza nic oprócz łez, tłumi wszelki krzyk i pozwala jedynie na ciche stękanie. Dzisiejszego
wieczoru nie ma potrzeby go użyć, wręcz przeciwnie. Wszyscy pragną usłyszeć O krzyczącą i to
jak najprędzej. Pycha każąca jej zacisnąć zęby i milczeć szybko minie: usłyszą za chwilę błagania
by ją odwiązali, by przestali choć na chwilę, na chwileczkę. Wiła się w takim szaleństwie, by
uniknąć ukąszeń rzemienia, że kręciła się niemal wokół własnej osi, gdyż łańcuch, którym
przymocowana była do słupa był dość długi i luźny, jakkolwiek bardzo mocny. Skutkiem tego
brzuch, przednia część ud i boki ucierpiały tyleż co pośladki. Postanowiono zatem, kiedy przyszła
wreszcie chwila przerwy, żeby zacząć na nowo dopiero po przywiązaniu jej sznurem do słupa.
Ponieważ sznur ściskał ją mocno w pasie, żeby lepiej przylegać do słupa, tułów musiał przechylić
się nieco na jedną stronę, co sprawiło, że z drugiej strony wystawała jej pupa. Od tej chwili razy już
nie chybiały, jeśli oczywiście ktoś nie robił tego rozmyślnie. Zmuszona znosić taki sposób chłosty
jaki narzucił jej kochanek, O pomyślała, że błaganie go o litość byłoby najlepszym środkiem, żeby
zdwoić jeszcze jego okrucieństwo, tak wielką rozkosz sprawiało mu wymuszanie na niej tych
niezaprzeczalnych świadectw jego siły i władzy. I w końcu to on pierwszy zauważył, że skórzany
bicz, pod którego razami jęczała na początku, zostawia zbyt słabe ślady (zmieniło się to trochę gdy
użyto bicza maczanego w wodzie, a już całkiem zdecydowanie od pierwszego razu zadanego
pejczem), co było dla niego pretekstem by przedłużyć czas tortury i zaczynać niemal natychmiast
po każdej przerwie. Na dodatek zażądał, żeby odtąd używać wyłącznie ostatniego przyrządu. W
międzyczasie jeden z czwórki, ten który lubił w kobietach jedynie to, co mają wspólnego z
mężczyznami, zwabiony jej wystawionym tyłkiem (który ilekroć chciała im umknąć wypinał się
jeszcze mocniej, wymykając się spod ściskającego ją powrozu) zażądał przerwy, by móc z niego
skorzystać, po czym rozchyliwszy dwie jego połówki, piekące niemiłosiernie pod dotykiem
brutalnych rąk, zagłębił się w nim, powtarzając przy tym kilkakrotnie, że trzeba uczynić to wejście
bardziej wygodnym. Pozostali zgodzili się z nim i przyrzekli przedsięwziąć odpowiednie ku temu
środki. Kiedy ją wreszcie odwiązali, słaniającą się i niemal bez czucia, okrytą czerwonym
płaszczem, posadzili w fotelu przy kominku, gdzie miała wysłuchać szczegółowego regulaminu,
jaki będzie ją obowiązywał podczas pobytu w pałacu, jak również potem, w normalnym życiu,
kiedy opuści już jego progi (nie odzyskując jednak tym samym prawdziwej wolności). Kiedy już
siedziała, zadzwoniono. Dwie młode kobiety, które przyjmowały ją na wstępie, przyniosły jej
ubranie. Do ich zadań należało również zapoznanie jej z mieszkańcami pałacu, zarówno tymi,
którzy byli tu przed jej przybyciem, jak i nowymi, którzy przybędą kiedy sama będzie już jego
częścią. Kostium jaki przyniosły, przypominał ich własne: gorset na fiszbinach, mocno ściągnięty w
talii, halka z krochmalonego, lnianego batystu, na to suknia, luźna i szeroka dołem, ze stanikiem nie
zakrywającym w ogóle piersi, które uniesione wysoko przez gorset byłyby zupełnie na wierzchu,
gdyby nie okrywała ich cienka koronka. Halka była biała, podobnie jak koronka, gorset zaś i suknia
w kolorze toni. Gdy O ubrana zasiadła ponownie w fotelu, jeszcze bledsza w jasnozielonej sukni,
dwie kobiety nie mówiąc słowa oddaliły się. Jeden z mężczyzn schwycił po drodze pierwszą z nich,
drugiej dał znak by zaczekała, po czym zbliżywszy się do O z tą, którą zatrzymał, obrócił ją ł jedną
ręką ujął ją w pasie, drugą zaś zadarł do góry suknię i halkę, żeby zademonstrować O jak
praktycznie został pomyślany ów strój. Powiedział jeszcze, że spódnice można przytrzymać na stałe
za pomocą zwykłego paska, co pozwala swobodnie korzystać z tego, co zostało odsłonięte. Często
zresztą każe się tu chodzić po pałacu lub po parku kobietom podkasanym w ten sposób, bądź też od
przodu, w każdym razie do pasa. Potem kobieta musiała pokazać O jak należy przytrzymać suknię:
zwijało się ją wielokrotnie niczym włosy na lokówce i zatykało za pasek na brzuchu, jeśli chciało
się odsłonić łono, lub na plecach, jeśli odsłonięte miały być pośladki. W obu przypadkach spódnica
opadała w dół kaskadą ukośnych fałd. Tak samo jak O, kobieta miała z tyłu na ciele świeże ślady
pejcza. Wreszcie i ona odeszła. A oto czego jeszcze musiała wysłuchać O.
- Jest tu pani po to, by służyć swym panom i mistrzom. W ciągu dnia będzie pani wykonywać różne
powierzone jej prace domowe, jak sprzątanie, porządkowanie książek, układanie kwiatów albo
usługiwanie do stołu. Żadnych cięższych prac. Lecz na jedno słowo, jeden znak tego, kto panią
Zgłoś jeśli naruszono regulamin