Skarb katów z Majdanka.pdf

(400 KB) Pobierz
760361601 UNPDF
Zygmunt Zonik
SKARB KATÓW Z MAJDANKA
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1988
Okładkę projektował: Krzysztof Walczak
Redaktor: Elżbieta Skrzyńska
Redaktor techniczny: Anna Lasocka
Korektor: Grażyna Ćwietkow-Góralna
760361601.001.png
Był 20 lipca 1941 roku. Od blisko miesiąca cały świat z zapartym tchem obserwował zmagania Armii
Czerwonej z Wehrmachtem, prącym ku Moskwie. Ogromna większość ludzi przeczuwała, że Hitler i jego
generałowie połamią sobie kły na Związku Radzieckim. Jedynie pewne koła politykierów, purpuratów i
biznesmenów stawiały na wzajemne wykrwawienie się obu potęg. Na morzach i oceanach toczyła się
zaciekła wojna niemieckiej Kriegsmarine z brytyjską Royal Navy. Narastał konflikt między Japonią i
Stanami Zjednoczonymi. Kraje podbite jęczały pod ciężkim butem okupanta, ale ich patriotyczne i bojowe
elementy schodziły do podziemia i organizowały ruch oporu, wzmagający się w miarę nasilania policyjnego
terroru.
Ogarniętym manią „wyższości rasowej” i panowania nad światem hitlerowcom uderzyły do głowy
pierwsze sukcesy operacji „Barbarossa”. Uwierzyli, że nikt ich nie pokona, i przestali się liczyć z
jakimikolwiek względami, z wymogami prawa międzynarodowego i humanitaryzmu. Faszystowscy
ideologowie wypracowali program eksterminacji narodu żydowskiego i słowiańskich z jednoczesną
kolonizacją wschodnich terenów Polski i dużych połaci ZSRR.
„Generalplan Ost”, który zakładał wysiedlenie 50 milionów Słowian: Polaków, Czechów i Ukraińców,
na tereny radzieckiej Syberii, nie miał doczekać się realizacji. W przygotowaniu natomiast była zakrojona na
szeroką skalę akcja wysiedlania Polaków z dystryktu lubelskiego i sprowadzenie na te tereny kolonistów
niemieckich *. Gotowano również plan „Endlösung der Judenfrage” („ostateczne rozwiązanie kwestii
żydowskiej”), czyli wyniszczenie europejskich Żydów. Pierwsze z tych zadań opatrzono kryptonimem
„Programm Heinrich”, a drugie — „Aktion Reinhard”.
Władze hitlerowskie ze zrozumiałych względów trzymały w ścisłej tajemnicy plany zagłady Żydów.
Nawet w tajnych dokumentach maskowano cel rozpoczętych w listopadzie 1938 roku od Kristallnacht **
prześladowań, a po wybuchu wojny, w latach 1939—1941, „przesiedleń”, czyli gromadzenia Żydów w
Niemczech i krajach podbitych w „rezerwatach” — gettach i obozach pracy, co w istocie było wstępem do
późniejszych akcji ludobójstwa. Akcje te postanowiono przeprowadzić na terenach polskich, głównie w
przeznaczonych do tego celu obozach koncentracyjnych i masowej zagłady. Istniał już od roku Oświęcim.
Przyszła kolej na założenie Majdanka i innych.
REŻYSERZY ZBRODNI I GRABIEŻY
Dzień 20 lipca był nadzwyczaj upalny i zebrani w obszernym gabinecie dowódcy SS i policji dystryktu
lubelskiego Odilo Globocnika, brigadeführera Waffen SS i generała policji, szefowie hitlerowskiej
administracji niemal nie odrywali się od syfonów z wodą sodową. Ale nie tylko zapięte pod szyję mundury i
wysoka temperatura sprawiały, że było im gorąco...
Gospodarz zerknął na złoty zegarek marki Schaffhausen, do niedawna własność pewnego zamożnego
jubilera z Lublina, teraz mieszkańca getta w pobliskiej wsi Majdan Tatarski.
— Jedenasta zero zero. Znam punktualność reichsführera, godną esesmana najwyższej rangi, więc tylko
patrzeć, moi panowie, jak nadjedzie z całą świtą — rzucił z głębokim przekonaniem.
Heinrich Himmler przyjechał rano z Kętrzyna, gdzie poprzedniego dnia uczestniczył w naradzie w
długiej sali bunkra w „Wolfschanze”; obradom przewodniczył Adolf Hitler. W tej chwili bawił w Lublinie w
komendanturze Sicherheitsdienst i Sicherheitspolizei w wielkim budynku „Pod Zegarem” przy ul.
Uniwersyteckiej 3. Wizytował gestapo i więzienie śledcze na Zamku. Globocnik początkowo towarzyszył
mu, ale odmeldował się, aby przygotować odprawę u siebie.
Jakoż dał się słyszeć wizg opon, następnie odgłos prezentowania broni, a tuż po nim szurgot kilkunastu
par butów. Brigadeführer zerwał się z fotela, otworzył drzwi i już witał przybyszów wkraczających do
pokaźnego hallu jednej z reprezentacyjnych, acz niewielkich kamieniczek dzielnicy niemieckiej, z której
wysiedlono ludność polską. Dostojny gość przybył w licznej asyście, ale do sali obrad wkroczyło w ślad za
nim tylko trzech wysokich stopniem oficerów; doradcy i obstawa zatrzymali się w poczekalni.
— Heil Hitler! — przywitał się gość, zarazem najwyższy przełożony.
— Heil! — odkrzyknęli, wyrzucając prawe ręce do przodu.
Prezentacja była zbyteczna, wszyscy znali się z kontaktów służbowych. Wśród miejscowych notabli
byli: Ernst Zörner, gubernator dystryktu, podległy bezpośrednio dr. Hansowi Frankowi, generalnemu
gubernatorowi, i standartenführer Helmuth Müller, nowy komendant służby bezpieczeństwa i policji
* Aussiedlungs -und Ansiedlungsaktion.
** „Noc kryształowa” pierwszy pogrom Żydów, połączony z paleniem synagog.
bezpieczeństwa dystryktu. Goście to: brigadeführer Heinz Kammler, szef urzędu C — Budownictwo, w
Głównym Urzędzie Gospodarczo-Administracyjnym SS (Wirtschafts -und Verwaltungshauptamt — WVHA)
i standartenführer Karl Otto Koch, komendant Buchenwaldu, przewidziany na takie samo stanowisko w
obozie, który miał dopiero powstać w Lublinie.
„Straszny Heinrich”, trzecia osoba w Rzeszy po Hitlerze i Hermannie Göringu, siadł na honorowym
miejscu pod wielkim portretem przedstawiającym jego samego i po wymianie paru zdań przystąpił do
rzeczy. Zakomunikował o mianowaniu Globocnika swym pełnomocnikiem „do spełnienia wielkiej misji w
służbie Wielkich Niemiec”, a to: umocnienia niemczyzny na tutejszych terenach, przesiedlenia ludności
żydowskiej z gett do obozów zagłady oraz wyrugowania Polaków z trzech powiatów — obszar ten określił
wspólnym mianem Zamojszczyzny — i osadzenia tam osób pochodzenia niemieckiego. Poinformował, że
postanowił założyć na Zamojszczyźnie eksperymentalną sieć specjalnych placówek SS i policji, która
posłuży za wzór kolonizowania pod egidą SS ziem wschodnioeuropejskich. Na wysiedleńców polskich —
mężczyzn, kobiety i dzieci — miały czekać obozy koncentracyjne.
Przed trzema dniami byli obaj — Himmler i Globocnik — w Zamościu, gdzie dokonali wizji lokalnej.
Marzeniem Himmlera było, aby ten stary gród polski nazwać jego imieniem. Himmlerstadt miał stać się
„warownią” niemczyzny na wschodzie.
— Nominację towarzysza partyjnego Globocnika uzgodniłem z führerem — oświadczył reichsführer.
— Przejdźmy jednak, moi panowie, do zadań bliższych, najpilniejszych, takich na jutro, ba, na dziś. Założy
się tu, koło Lublina, wielki obóz koncentracyjny na pięćdziesiąt tysięcy więźniów. Będziemy do niego
kierować zarówno więźniów, zwłaszcza Polaków, jak i jeńców wojennych. Tych słowiańskich i żydowskich
podludzi zatrudni się w niemieckich zakładach zaopatrzeniowych. Powstaną filie tego obozu przy fabrykach
sprzętu zbrojeniowego. W pobliżu Lublina urządzi się pokaźnych rozmiarów gospodarstwa rolno-
-hodowlane. Jutro wyjdą z Berlina pocztą moje generalne wytyczne w tej sprawie, a w krótkim czasie
otrzymacie szczegółowe plany od brigadeführera Kammlera. Teraz chciałbym usłyszeć, jakie są wasze
sugestie w następujących punktach: rozbudowa w Lublinie dzielnicy SS i policji i budowa nowej, na
sześćdziesiąt tysięcy, dla naszych ludzi, środki techniczne do przeprowadzenia tego przedsięwzięcia i
terminy zakończenia poszczególnych etapów budowy.
Dyskusja trwała bite dwie godziny. Himmler podziękował i rozeszli się wszyscy; pozostał jedynie on i
gospodarz.
Reichsführer wiedział, co robi, powierzając Globocnikowi zorganizowanie obozu koncentracyjnego, w
którym miała się znaleźć także wysiedlona ludność Zamojszczyzny. Brigadeführer jak mało kto umiał wyjść
naprzeciw planom Himmlera jako komisarza Rzeszy do umocnienia niemieckości i podjąć ich realizację. Już
w końcu 1939 roku z własnej inicjatywy rozpoczął przygotowania do tworzenia rezerwatów Żydów na
Lubelszczyźnie. Założył sieć obozów pracy, a także wysunął projekt kolonizacji Wschodu z jednoczesnym
wyrugowaniem ludności polskiej. Aby ułatwić mu realizację tych planów, Himmler przekazał do jego
dyspozycji 50 kadrowych funkcjonariuszy policji. Dzięki temu Globocnik mógł utworzyć 500-osobowy
batalion policyjny do zadań specjalnych.
Nic dziwnego, że Himmler — prawa ręka Hitlera, traktował Globocnika z niekłamaną sympatią i przez
palce patrzył na ekstrawagancki styl życia tego utracjusza i birbanta. Zresztą dowódca SS i policji dystryktu
lubelskiego słabostki te równoważył niepoślednimi zdolnościami organizacyjnysni oraz zapałem w
przygotowywaniu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, o czym coraz częściej mówiło się poufnie
w najwyższych sferach władzy. Globocnik wiedział, w czym rzecz. Z problematyki „Endlösung” mógłby
robić doktorat: tkwił w niej od samego początku, wrzucał przecież bomby do sklepów żydowskich w
Wiedniu. W kwietniu 1940 roku wiedział już, że do jego dystryktu zwiezie się Żydów z różnych krajów
Europy i skieruje do obozów na eksterminację. Na naradzie, która miała miejsce u niego 22 kwietnia
tamtego roku, oświadczył, że w Lubelskiem liczba zarejestrowanych Żydów przekroczyła 50 tysięcy i że to
dopiero początek akcji. No i przyjdą transporty deportowanych.
Teraz Himmler, popijając skąpymi łykami wino, pochwalił go za to, że tutaj, pod jego okiem, powstały
jako pierwsze w Generalnym Gubernatorstwie obozy pracy dla Polaków i Żydów.
— Chciałbym jednak przestrzec pana, mój drogi — mówiąc to szef położył rękę na barku podwładnego.
— Otrzymuję od towarzysza partyjnego Krügera * sygnały o pańskich samowolnych posunięciach,
zwłaszcza co do liczby Żydów kierowanych do różnych prac. Podobno uprawia pan własną politykę
zatrudnienia, nie zawsze zgodnie z wytycznymi.
— To Zörner donosi... — rzekł przez zaciśnięte zęby brigadeführer.
* Franz Wilhelm Krüger, wyższy dowódca SS i policji na całe GG (Höhere SS und Polizeiführer).
— Niewykluczone. Ale choćby tak było, spełnia tylko swój obowiązek. Nie powinien pan intrygować
przeciwko niemu. Musicie ze sobą harmonijnie współpracować, tego wymaga dobro Rzeszy. Nie
wkraczajcie nawzajem w swoje kompetencje, lecz uzgadniajcie posunięcia, na ile to możliwe. Jego już o to
prosiłem, jak najbardziej jest za tym.
— Jawohl, Herr Reichsführer. Ale proszę nie zapominać, że w zakresie ustalonym dla mnie jako
pańskiego pełnomocnika rozkazy otrzymuję wyłącznie od pana i od führera. A Zörner wyraźnie sugeruje, że
nie chciałby tu mieć u siebie obozu koncentracyjnego. Wszak jest to sprzeczne z życzeniami pańskim i
Adolfa Hitlera! Jak mam to rozumieć?
— Spokojnie, drogi Odilo, spokojnie — uśmiechnął się tajemniczo szef. — Oczywiście, ma pan rację,
nikt nam nie przeszkodzi w realizacji naszych planów. I nie o to mi chodzi, ale o to, że pan często zapomina
o formach dyplomatycznych. Proszę być twardym w swoim, w naszym — poprawił się — wspólnym dziele,
ale nie rozmawiać z Zörnerem z pozycji siły, zwłaszcza że formalnie jest on pańskim zwierzchnikiem. Do
czasu, obiecuję to panu... Dopóki co, trzeba być dyplomatą. Dyplomacja to wielka sprawa. Twardo trzymać
się generaliów, ale ustępować w drobnostkach, ot co.
Aby złagodzić wrażenie, jakie wywołały jego uwagi, Himmler nawiązał do rozmowy, którą jego pupil
odbył przed kilkoma dniami w Berlinie z Adolfem Eichmannem *. Omawiano wtedy metody i sposoby
przeprowadzenia Ausrottung **.
— Nie muszę chyba przypominać — dodał — że od wiosny bieżącego roku, czyli od podjęcia znanych
panu decyzji o zagładzie, sprawa ta objęta jest najściślejszą tajemnicą państwową. Mamy działać, ale jak
najmniej o tym mówić. Szykujcie na gwałt obozy... hm... pracy...
— Tak jest. Majdanek, Bełżec i Sobibór zaczynają pracę z wiosną przyszłego roku. Treblinka latem.
Jestem zdania, że należy możliwie najszybciej przeprowadzić całą akcję przeciw Żydom, ponieważ
ewentualne trudności mogłyby ją zablokować w ogóle, a wówczas byśmy utknęli w połowie drogi.
— Zgadzam się, mój Odilo — przytaknął Himmler. — Już choćby ze względu na konieczność
maskowania całej operacji, co będzie rzeczą bardzo uciążliwą. Byłoby znakomicie, gdyby udało się nam
zrealizować nasz program przed zakończeniem działań wojennych na Wschodzie.
— Przyrzekam pośpiech, no bo przecież ten blitzkrieg führera... — zawołał z zapałem Globocnik, ale
nagle przerwał i ugryzł się w język. Zdał sobie sprawę, że owa zapowiadana szumnie i hucznie wojna
błyskawiczna z „sowieckim kolosem na glinianych nogach” trwa już blisko trzydzieści dni i nie tylko nie
widać jej końca, ale oddala się on coraz bardziej. Mimo niewątpliwych sukcesów Wehrmachtu.
Spór Globocnika z Zörnerem miał znacznie głębsze przyczyny, niżby się wydawało za pozór. Odbijały
się w nim generalne założenia polityki okupanta wobec Lubelszczyzny, wynikające w dużej mierze z
koncepcji sztabu Himmlera, w myśl której tereny te przeznaczono początkowo na „rezerwat” dla Żydów
europejskich, a następnie na osiedleńczy okręg Niemców na wschodzie oraz miejsce lokalizacji wielu
ośrodków masowej zagłady dla więźniów z całej Europy.
Istniały jednak jeszcze inne, nie mniej, a może nawet bardziej ważne, przesłanki, a to strategiczne,
militarne i gospodarcze. Strategiczne znaczenie Lubelszczyzny było bowiem zdecydowanie większe niż
każdego innego dystryktu w Generalnym Gubernatorstwie, co uwidoczniło się nieoczekiwanie już w toku
wojny niemiecko-polskiej w 1939 roku. Tu kończyły swoje działania bojowe aż cztery armie polskie, dwie
grupy operacyjne i liczne inne mniejsze zgrupowania. W pościgu za nimi weszło na teren województwa
osiem korpusów niemieckich. Stoczono tu pięć kilkudniowych ciężkich bitew i starć, po których pozostały
na pobojowiskach znaczne ilości broni, a we wsiach, osiedlach i miastach niemało zbiegłych żołnierzy,
którzy tworzyli początki konspiracji. Po zakończeniu działań Lubelskie przeistoczyło się w teren
przygraniczny. Z początkiem 1941 roku zaczęły tu napływać ogromne kontyngenty Wehrmachtu,
przeznaczone do uderzenia na ZSRR, a gdy dokonała się agresja, Lubelszczyzna stała się obszarem
tranzytowym zaopatrzenia frontu wschodniego. Niemcy umieścili tu także blisko 20 obozów dla jeńców
radzieckich, co z kolei pociągnęło za sobą konieczność znacznego zagęszczenia sił okupacyjnych w celu
zapobieżenia ucieczkom, a także zastosowania ostrych środków represji wobec ludności polskiej,
udzielającej zbiegom pomocy.
Gospodarcze znaczenie tego obszaru płynęło natomiast z jego rolniczego charakteru. Stąd władze
administracyjne, w przeciwieństwie do SS i policji, planowały rozwój i intensyfikację tutejszego rolnictwa.
Goebbels, Frank i Zörner uznali ten region za najżyźniejszy dystrykt GG i podstawę gospodarki rolnej.
* Szef Wydziału IV B 4 w RSHA (Reichssicherheitshauptamt — Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy),
koordynujący akcję zagłady Żydów.
** Wytępienie, wyrwanie z korzeniami.
Chcąc go eksploatować, dążyli do względnej stabilizacji. Tymczasem Hitler, Himmler i Globocnik traktowali
Lubelszczyznę jako poligon przeznaczony do prowadzenia różnego rodzaju eksperymentów, w tym
wysiedlania i osadnictwa, wywołując narastanie sprzeciwu ludności i rozwój partyzantki, co pociągało za
sobą przekształcenie tego spichlerza w teren nieustających walk.
Te dwie linie postępowania były sprzeczne ze sobą i powodowały ustawiczne zatargi i intrygi wśród
dygnitarzy hitlerowskich i na ich „dworach”.
Globocnik urodził się w 1904 roku w Trieście jako syn niższego urzędnika i nie garnął się do nauki. W
1931 roku wstąpił do NSDAP — numer legitymacji partyjnej 429 939, a w trzy lata później do SS — numer
292 776. Niewykwalifikowany murarz, zdobył jakimś cudem tytuł technika budowlanego i został majstrem.
Miał za to żyłkę do łatwych zarobków; niejednokrotnie ocierał się też o status lumpa społecznego. Więcej,
stał się awanturnikiem i przestępcą: w 1933 roku uczestniczył w zamordowaniu w celach rabunkowych
żydowskiego jubilera w Wiedniu, za co skazano go na rok więzienia. Był wówczas... nieoficjalnym zastępcą
gauleitera NSDAP w Austrii. Gdy w 1937 roku zbiegł do Niemiec, zlecono mu funkcję łącznika między
Hitlerem i austriackimi nazistami. Odegrał pewną rolę w przygotowaniu przyłączenia Austrii do Rzeszy. Po
Anschlussie w 1938 roku został mianowany gauleiterem Wiednia; miał wówczas stopień standartenführera.
Usunięty ze stanowiska za handel walutą, po wybuchu wojny przywrócony do łask, znowu stał się
faworytem Himmlera. Ponieważ nie udało mu się zrobić kariery w Austrii, tu, na wschodzie, otwarły się
przed nim nowe możliwości i nie chciał ich zaprzepaścić. Funkcjonował sprawnie jak maszyna i z całkowitą
bezwzględnością, wręcz okrucieństwem, dławił wszelkie odruchy oporu ze strony polskiej.
Globocnik nie był aż tak kiepskim dyplomatą, jakby na to wskazywały jego spory z Zörnerem.
Wiedział, że gubernator dystryktu z nim nie wygra, ufał w opiekę reichsführera. Dał też dowody wielkiej
przebiegłości, nie skarżąc się na Dirlewangera — wiedział, że jest przyjacielem i protegowanym szefa
Głównego Urzędu SS, gruppenführera Gottlieba Bergera, i kilku sędziów z Sądu SS.
Doktor weterynarii Oskar Paul Dirlewanger miał przeszłość kryminalną i odbył karę ciężkiego
więzienia za dokonywanie czynów nierządnych z dziewczętami poniżej 14 lat. Usunięty z NSDAP i SS,
dzięki wpływowym opiekunom został wysłany z niemieckim legionem „Condor” do Hiszpanii. We wrześniu
1939 roku zlecono mu zorganizowanie w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen jednostki specjalnej,
składającej się z członków SS, mających za sobą wyroki sądowe za przestępstwa kryminalne bądź odbytą
część kary. Po przeszkoleniu 55-osobowe „sonderkommando Dirlewanger” — on sam miał wówczas stopień
obersturmführera — zostało wiosną 1940 roku oddane do dyspozycji Globocnika, by następnie nadzorować
żydowskie obozy pracy w Bełżcu i w Starym Dzikowie. Dowódca tej grupy obwiesiów wchodził w
kompetencje służby bezpieczeństwa i policji, aresztując ludzi, zwłaszcza Żydów, których wypuszczał za
wysoką łapówką, dając zły przykład swoim esesmanom. W maju 1941 roku oddział Dirlewangera
przeniesiono do Lublina pod ściślejszy nadzór dowódcy SS i policji. Ale i tutaj szef „sonderkommanda”
znalazł pole do nadużyć, dokonując samowolnych rekwizycji towarów i furmanek chłopskich. Globocnik
miał go serdecznie dość i, chcąc się go pozbyć, zlecił przeprowadzenie śledztwa, które ustaliło niezbicie
liczne wykroczenia „kondotiera-opoja”. Mimo to Dirlewanger dostał awans na sturmbannfühfera, a
Globocnik, pod wpływem Bergera, cofnął zarzuty. Dopiął jednak swego: w styczniu 1942 roku oddział
Dirlewangera przeniesiono do Mohylowa. Globocnik odetchnął z ulgą.
MAJDANEK WYRÓSŁ SZYBKO
Pośpiech, z jakim dowódca SS i policji dystryktu lubelskiego przystąpił latem 1941 roku do
organizowania obozu koncentracyjnego — drugiego co do kolejności powstania i wielkości na okupowanych
ziemiach polskich — we wsi Majdan Tatarski koło Lublina, nazywanej przez ludność Majdankiem, był
konsekwencją dwóch wydarzeń: podjęcia przez przywódców Rzeszy decyzji o eksterminacji Żydów oraz
wysiedlenia Polaków z dużej części Lubelszczyzny i osadzenia na tych ziemiach volksdeutschów. Agresja na
Związek Radziecki przyspieszyła te ludobójcze plany. Hitler rozkazem z 17 lipca powierzył Himmlerowi
„zabezpieczenie nowych terenów wschodnich”, a ten, jak już wspomniano, mianował Globocnika
pełnomocnikiem „do zorganizowania esesowskich grup operacyjnych na obszarach wschodnich”.
Pozycja Globocnika bardzo się wzmocniła i była tak silna, że nie zawahał się, mimo rad Himmlera, iść
na całego w zatargu z Zörnerem. Gubernator co prawda nie krytykował programu wytępienia Żydów, ale
skarżył się przed Hansem Frankiem i ministrem Josephem Goebbelsem, że represyjna polityka SS i policji
dystryktu wyprowadziła wielu Polaków do lasu, do partyzantki, i wzmogła ruch oporu. Był też przeciwny
Zgłoś jeśli naruszono regulamin