sw_teresa_od_dzieciatka_jezus___dzieje_duszy.pdf

(2239 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 1
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus
(Teresa Martin)
DZIEJE DUSZY
1
373866109.014.png 373866109.015.png 373866109.016.png 373866109.017.png 373866109.001.png 373866109.002.png 373866109.003.png
SPIS TREŚCI
2
373866109.004.png 373866109.005.png 373866109.006.png 373866109.007.png
ROZDZIAŁ I
WCZESNE DZIECIŃSTWO
Miłosierdzie Boże i tajemnica wybrania. Miłość dla rodziców i sióstr. Wizyta w Mans.
Charakter Teresy. Przyjaźń z Celinką. Sen o diabełkach. Słoneczne lata.
Tobie, moja droga Matko, która jesteś mi podwójnie Matką, powierzam dzieje mej
duszy... (1) W dniu, w którym kazałaś mi to uczynić, zdawało mi się, że rozproszę moje
serce, zajmując się sobą, ale Jezus dał mi zrozumieć, że stanę się miłą Jemu przez proste
posłuszeństwo; mam zresztą do zrobienia tylko jedno: Zacząć śpiewać to, co będę
powtarzać przez całą wieczność ,, Zmiłowania Pańskie!!! (2) .
Zanim wzięłam pióro do ręki, uklękłam przed figurą
Maryi (3) , (przez którą otrzymaliśmy tyle dowodów
matczynej opieki Królowej Nieba nad naszą rodziną)
i prosiłam Ją o pokierowanie moją ręką, abym nie
napisała ani jednej linii, która by Jej nie była miłą.
Następnie otworzyłam Ewangelię Świętą; wzrok mój
padł na słowa: ,,Jezus wszedł na górę i przywołał
do siebie tych, których sam chciał , a oni przyszli do
Niego” (Mk 3,13) (4) . Oto prawdziwa tajemnica
mego powołania, całego mojego życia, a przede
wszystkim tajemnica uprzywilejowania mojej duszy
przez Jezusa... On nie wzywa tych, którzy są tego
godni, ale tych, których sam chce , albo, jak mówi
św. Paweł: ,,Bóg lituje się nad tym, nad kim
zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce
się zmiłować. Nie zależy to więc od trudu tego, kto
chce, ani kto się ubiega, ale od litującego się Boga”
(Rz 9,15 i 16).
Przez długi czas pytałam siebie, dlaczego dobry
Bóg ma swoich uprzywilejowanych, dlaczego wszystkie dusze nie otrzymują łask w równym
stopniu; dziwiłam się widząc, jak obdarza nadzwyczajnymi względami Świętych, którzy w
przeszłości obrażali Go, jak św. Paweł i św. Augustyn, oraz ci, których On zmusił rzec by
można do przyjęcia swej łaski. Ponadto, czytając o życiu Świętych i widząc, jak Pan Nasz
miał upodobanie w pieszczeniu ich od kołyski aż do grobu, jak usuwał z ich drogi wszelkie
przeszkody mogące utrudnić im wznoszenie się ku Niemu, jak uprzedzał te dusze swymi
względami, aby nie dopuścić do przyćmienia niepokalanego blasku ich szaty chrztu, pytałam
siebie: dlaczego, na przykład, tak wielu biednych dzikich umiera, zanim mają możność
usłyszeć dźwięk Imienia Bożego... Jezus raczył pouczyć mnie o tej tajemnicy. Stawił mi
przed oczyma księgę natury i zrozumiałam, że wszystkie kwiaty przez Niego stworzone są
piękne, że przepych róży i biel Lilii nie ujmują woni małemu fiołkowi ani zachwycającej
prostoty stokrotce... Zrozumiałam, że gdyby wszystkie małe kwiatki chciały być różami,
natura straciłaby swą wiosenną krasę, pola nie byłyby umajone kwieciem...
Podobnie dzieje się w świecie dusz, w tym ogrodzie Jezusa. Spodobało Mu się stworzyć
wielkich świętych, których można porównać do Lilii i róż; lecz stworzył także tych
najmniejszych, którzy winni się zadowolić, że są stokrotkami i fiołkami, przeznaczonymi, by
radować oczy dobrego Boga, gdy je skieruje na ziemię. Doskonałość polega na tym, by
czynić Jego wolę, by być tym, czym On nas chce mieć...
3
Fot. Św. Teresa w wieku lat czterech
373866109.008.png 373866109.009.png 373866109.010.png
Zrozumiałam też, że miłość Naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, która
w niczym nie stawia oporu Jego łasce, jak i w najbardziej wzniosłej; ponieważ zaś
właściwością miłości jest zniżanie się, więc gdyby wszystkie dusze były podobne do dusz
świętych doktorów, oświecających Kościół blaskiem swej nauki, wówczas mogłoby się
wydawać, że dobry Bóg, zstępując do nich, nie schodzi dość nisko. On jednak stworzył
dziecko, które nic nie wie i potrafi tylko słabo kwilić; On stworzył biednego dzikiego
człowieka, kierującego się wyłącznie prawem natury, i do ich serc raczy się zniżać; to są
właśnie owe polne kwiaty, których prostota zachwyca Go... Zniżając się tak dalece, dobry
Bóg okazuje swą nieskończoną wielkość. Jak słońce oświeca równocześnie cedry i każdy
mały kwiatek, jak gdyby ten był jedynym na ziemi, tak Pan Nasz troszczy się o każdą duszę
z osobna, jakby nie miała podobnych sobie i jak w przyrodzie następstwo pór roku sprawia,
że w oznaczonym dniu może zakwitnąć najdrobniejsza stokrotka, podobnie wszystko zgodne
jest z dobrem każdej duszy.
Na pewno, moja droga Matko, zapytasz ze zdziwieniem, do czego zmierzam, bo dotąd nie
powiedziałam niczego, co dotyczy historii, mego życia, ty sama jednak poleciłaś mi pisać
swobodnie to, co mi się na myśl nasunie. To, co napiszę, nie będzie ściśle mówiąc
moim życiorysem; będą to moje myśli o łaskach, których dobry Bóg raczył mi udzielić.
Znajduję się w tym okresie życia, kiedy mogę skierować spojrzenie w przeszłość; moja
dusza dojrzewała w tyglu doświadczeń zewnętrznych i wewnętrznych (5) ; obecnie jak kwiat
wzmocniony burzą podnoszę głowę i widzę, że spełniają się we mnie słowa Psalmu XXII
(Pan jest moim Pasterzem i niczego mi nie zabraknie. Postawił mnie na pastwiskach
przyjemnych i urodzajnych. Prowadził mnie słodko wzdłuż wód. Wiódł mą duszę bez
zmęczenia... Bo choćbym zeszedł w mroczną dolinę śmierci, nie będę się bał niczego złego,
albowiem ze mną będziesz, Panie) (6) . Pan był dla mnie zawsze współczujący i pełen
słodyczy... Powolny do karania i pełen miłosierdzia... (por. Ps 102, 8). Toteż, moja Matko, z
wielką radością wyśpiewuję przy tobie zmiłowania Pańskie... Dla Ciebie samej pisać będę
dzieje małego kwiatka zerwanego przez Jezusa, chcę więc mówić swobodnie, bez niepokoju
o styl czy liczne dygresje. Serce matki zawsze zrozumie swe dziecko, choćby ono umiało
jedynie szczebiotać; jestem więc pewna, że zrozumiesz mnie i odgadniesz Ty, któraś
ukształtowała moje serce i ofiarowała je Jezusowi!...
Zdaje mi się, że gdyby kwiatek potrafił mówić, powiedziałby po prostu, co dobry Bóg uczynił
dla niego, bez chęci ukrywania Jego dobrodziejstw. Nie mówiłby pod pozorem fałszywej
pokory że jest pozbawiony uroku i woni, że słońce zniszczyło jego wspaniałość a burze
złamały łodygę, będąc jednocześnie przekonanym, że jest wręcz przeciwnie. Kwiat, który
zaczyna opowiadać swoje dzieje, cieszy się, że może mówić o przywilejach darmo
otrzymanych od Jezusa, bo wie, że nic w nim nie było takiego, co mogłoby ściągnąć na
niego Boskie wejrzenie i że jedynie miłosierdzie Boże sprawiło to wszystko, co jest w nim
dobrego... to Jezus sprawił, że wyrósł on na ziemi świętej i do głębi przesiąkniętej wonią
dziewictwa . To Jezus .sprawił, że poprzedziło go osiem Lilii lśniących bielą. W swej miłości
chciał On zabezpieczyć mały kwiatek przed zatrutym tchnieniem świata; zaledwie bowiem
korona jego zaczęła się rozchylać, Boski Zbawiciel przesadził go na górę Karmelu (7) , gdzie
już dwie Lilie, które go w wiośnie życia słodko otaczały i kołysały, wydawały swą miłą woń...
Siedem łat upłynęło, odkąd mały kwiatek zapuścił swe korze palio nie w ogrodzie Oblubieńca
dziewic, a już trzy Lilie skłaniają wokół Niego swe wonne kielichy; niedaleko inna Lilia
rozkwita pod okiem Jezusa, a dwie błogosławione łodygi, które wydały te kwiaty, są teraz
złączone na wieki w Niebieskiej Ojczyźnie... Tam to odnalazły cztery Lilie, których ziemia nie
widziała w rozkwicie... niech Jezus raczy nie zatrzymywać długo na tym obcym brzegu
pozostałych na wygnaniu kwiatów; niech cały szczep Lilii połączy się wkrótce w Niebie (8) .
4
Oto, moja Matko, w kilku słowach zebrałam to, co Pan Bóg dla mnie uczynił; obecnie wejdę
w szczegóły mego dzieciństwa. Wiem, że to, co dla kogo innego byłoby tylko nudnym
opowiadaniem, dla twego matczynego serca będzie pełne uroku...
Co więcej, wspomnienia, które przyzywam na pamięć, są również Twoimi, przy Tobie
bowiem upłynęło moje dzieciństwo i miałyśmy szczęście posiadania tych samych
niezrównanych rodziców, którzy otaczali nas równym staraniem i jednakową tkliwością. O!
niech zechcą błogosławić najmniejszemu ze swych dzieci i wspomóc je w wysławianiu
zmiłowań Bożych!... (9) .
W dziejach mej duszy przed wstąpieniem do Karmelu wyróżniam trzy odrębne okresy;
pierwszy, mimo że trwał krótko, nie jest najuboższy we wspomnienia; obejmuje on czas od
chwili rozbudzenia się mego rozumu, aż do odejścia naszej ukochanej Matki do Ojczyzny
Niebieskiej.
Bóg dał mi tę łaskę, że bardzo wcześnie rozwinął mój umysł i wspomnienia z dzieciństwa tak
głęboko utrwalił w mej pamięci, iż odnoszę wyrażenie, jakoby wczoraj miało miejsce to, o
czym będę opowiadać. W swej miłości Jezus niewątpliwie chciał mi dać poznać, jak
niezrównaną dał mi Matkę, zanim pospieszył ukoronować ją w Niebie swą Boską ręką!...
Spodobało się Panu Bogu otaczać mnie przez całe życie miłością; moje pierwsze
wspomnienia pełne są uśmiechów i najczulszych pieszczot!... ale jeśli On otoczył mnie tak
wielką miłością, napełnił nią także moje małe serduszko, czyniąc je miłującym i wrażliwym; ja
także bardzo kochałam Tatusia i Mamusię i będąc bardzo wylewną okazywałam im
moją czułość na tysiąc sposobów. Sposoby te były jednak niekiedy dziwaczne, jak o tym
świadczy fragment z listu Mamusi ,,Maleńka jest niezrównanym figlarzem; przychodzi
mnie pieścić życząc mi śmierci: 'O! jak bym bardzo chciała, żebyś umarła, moja biedna
Mamusiu!...', skarcona zaś mówi: „To dlatego, abyś poszła do nieba, przecież mówisz, że
trzeba umrzeć, by tam pójść‟. Podobnie życzy śmierci swemu ojcu, w napadzie gorącej
miłości” (10).
Oto, co pisze o mnie mama 25 czerwca 1874 roku,
kiedy miałam zaledwie osiemnaście miesięcy: ,,Ojciec
twój zawiesił huśtawkę; Celina nie posiada się z
radości, ale trzeba widzieć huśtającą się małą;
śmieszne to, ale ona zachowuje się jak duża
dziewczynka, nie ma obawy, by wypuściła sznur z ręki,
a gdy nie huśta się dość mocno krzyczy.
Przywiązujemy ją z przodu drugim sznurem, mimo to
jednak nie jestem spokojna, widząc ją wzbijającą się
tak wysoko...
Ostatnio miałam z nią dziwną przygodę. Zwyczajnie
chodzę na Mszę św. o 5.30 rano. Początkowo nie
miałam odwagi zostawić jej samej, ale widząc, że się
nigdy nie budzi, w końcu zdecydowałam się na to.
Kładę ją w łóżku i przysuwam kołyskę tak blisko, że jest
rzeczą niemożliwą, aby spadła. Jednego dnia
zapomniałam przysunąć kołyskę. Wracam, a małej nie
ma w łóżku; w tym momencie usłyszałam krzyk; rozglądam się i widzę ją siedzącą na krześle
znajdującym się u wezgłowia, z główką leżącą na poduszce; spała w ten sposób snem
bardzo niespokojnym, bo było jej niewygodnie. Ponieważ spała, nie mogę zrozumieć jak się
to stało, że upadając usiadła na tym krześle. Podziękowałam Panu Bogu, że się jej nic nie
stało, bo jest to istotnie opatrznościowe; powinna była stoczyć się na ziemię. Strzegł ją Anioł
Fot. Matka Św. Teresy
5
373866109.011.png 373866109.012.png 373866109.013.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin