Mossakowska Zofia - Dziesięć kroków od Calehm.pdf

(2199 KB) Pobierz
800131638.001.png
800131638.002.png
ZOFIA
MOSSAKOWSKA
DZIESIĘĆ KROKÓW
OD CALEHM
800131638.003.png
-Jak się miewasz? - pyta starsza planeta młodszą przy okazji spo­
tkania na orbicie - Wszystko u ciebie w porządku?
- Niestety nie. Mam homo sapiens - wzdycha młodsza.
- Och, nie martw się - odpowiada starsza planeta. - To minie.
4
Zofia Mossakowska
Kiedy przybyliśmy do Calehm, wydało mi się ono niemal zwy­
czajnym miastem. Przyjechaliśmy pociągiem, dość nietypowo w cza­
sach podróżowania samochodem, które ma to do siebie, że szylda­
mi ze zmniejszającą się liczbą kilometrów przygotowuje jadącego
na spotkanie z nowym miejscem. Jednak tamtego jesiennego dnia
nie zastanawiałam się nad tym szczegółem. Nie czułam podniece­
nia podczas podróży, dotarło ono do mnie dopiero później, wraz
z sykiem zatrzymującego się pociągu, w chwili zdejmowania z pół­
ki dwóch czy trzech walizek, dopinania futra, sprawdzania torebki
i poszukiwania rękawiczek. Fala odgłosów wielkomiejskiego dworca
wprowadziła mnie w urlopowy nastrój, jakbym przyjechała odpo­
cząć gdzieś w starej Europie, w której każdy zakątek dotrzeć moż­
na tak ekstrawaganckim środkiem podróży jakim jest pociąg.
Wysiadając na błyszczącą posadzkę dworca byłam rozluźniona;
wydawał się zbyt ruchliwy i pełen zgiełku, bym mogła pojąć różni­
cę między nim a wszystkimi innymi dworcami świata. Zresztą, czy
rzeczywiście mogłam to wtedy pojąć? Tak wielu ludzi przybywało
wówczas do Calehm, ludzi przypadkowych, na krótki czas zatrzy­
manych w środku drogi, przejazdem w tym niezwykłym miejscu,
bez szans na zawarcie przyjaźni. Przyjaźni albo związku głębokiego
uzależenia, który trudno było wyobrazić sobie w czasie krótszym
niż wiele systematycznie mijających dni. Mnie się to w każdym razie
nie udało, pomimo całego bagażu doświadczeń i treningów w ob­
serwacji. Ja, wtajemniczona w różnicowanie, interpretacje i opinie,
nie przeczuwałam wtedy niczego. Jednak nie mogło być inaczej,
ponieważ - dotarło to do mnie dużo później - nikt nie zrozumie
Calehm, jeśli ono samo nie daruje mu takiej szansy.
Na peronie rozejrzeliśmy się z ciekawością typową dla turystów,
Joachim sprawdził ilość bagaży, automatycznie wskazując palcem
na trzymaną przeze mnie podręczną kosmetyczkę, jakby zamiast
niej policzył moją osobę. Podświadomie rozglądaliśmy się za kimś,
kto odebrałby nas z peronu jak na lotniskach krajów, w których spę­
dzaliśmy urlopy, odnajdując się dzięki transparentom z naszym na-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin