śladamibohaterówwiecha.pdf

(4659 KB) Pobierz
705927576 UNPDF
705927576.121.png
Stefan Wiechecki ,
pseudonim „Wiech” (1896-1979)
Dzięki „Wiecho-
wi” przetrwała
atmosfera daw-
nej Warszawy.
Chociaż na
próżno będzie-
my szukać café
„Pod Minogą” i
nie odtworzymy
„detalycznego”
wyglądu przed-
wojennej War-
szawy, możemy sobie wyobrazić te miej-
sca i warszawiaków, którzy przeszli już
do historii.
W okresie powojennym „Wiech” zma-
gał się z krytyką, zwłaszcza ze strony
osób zarzucających jego bohaterom po-
stawę promującą lenistwo i cwaniactwo,
zaprzeczającą ideałom ciężkiej pracy, wy-
chwalanej przez ówczesną komunistycz-
na propagandę. To właśnie wtedy zostały
opublikowane jedyne dwie powieści
„Wiecha”. Obie są kroniką przygód ferajny
Maniusia Kitajca i jego przyjaciół.
dawniej bywało w polskiej stolicy. Poznajemy też śro-
dowisko warszawskich cwaniaków, którzy budzą naszą
sympatię, posługują się warszawską gwarą i są w sta-
nie poradzić sobie prawie w każdej sytuacji, nawet tej
bez wyjścia. To właśnie w nich żyje dawna, przedwo-
jenna Warszawa, zachwycająca swoim, utraconym
w wyniku wojny, pięknem.
Po raz pierwszy powieść Cafe „Pod Minogą” ukazała
się w 1947 roku. Powodzenie debiutanckiej powieści
zachęciło „Wiecha” do napisania jej dalszego ciągu.
Trzynaście lat później na półki księgarń traił drugi tom
poświęcony losom ferajny Maniusia Kitajca, Maniuś
Kitajec i jego ferajna (1960).
„Homer warszawskiej ulicy”, publicysta,
pisarz i satyryk. Rodowity warszawiak, któ-
ry w swoich utworach utrwalił warszawską
gwarę, łącząc jej różne odmiany w jedną.
Zajmował się nie tylko pisaniem tekstów w
stołecznej prasie codziennej, ale także pi-
saniem i przerabianiem scenariuszy ilmo-
wych. W swoim życiu grywał na teatral-
nych scenach, a w latach dwudziestych XX
wieku prowadził Teatr Popularny na Woli.
Potem zajął się pisaniem do „Kuriera Czer-
wonego”; został sprawozdawcą sądowym.
Z sali rozpraw wyniósł wiele historii, które
później stały się kanwą jego felietonów. Był
czytany i podziwiany przez największych,
współczesnych mu ludzi pióra, Marię Pawli-
kowską-Jasnorzewską, Juliana Tuwima czy
Antoniego Słonimskiego.
Przez całe życie był związany ze stolicą,
główną bohaterką jego twórczości. Dowiódł
też swojej patriotycznej postawy w trud-
nych momentach historii. Służył w legio-
nach Piłsudskiego, walczył z bolszewikami
w 1920 roku, w czasie drugiej wojny świa-
towej zaangażował się w działalność kon-
spiracyjną. Brał udział w Powstaniu War-
szawskim na Starym Mieście. Po wojnie
pozostał w Warszawie, której był wierny aż
do śmierci. Dziś o jego zasługach przypomi-
na nam Pasaż Wiecha, w pobliżu warszaw-
skich Domów Centrum.
Przystanek drugi:
W café „Pod Minogą”
„Warszawa da się lubić!”
Warszawa da się lubić . Przekonał się o tym pewien
przybysz z Afryki. Zresztą miłością zapałał nie tylko do
miasta, ale i do jednej z warszawianek, Apolonii Kara-
luch. A działo się to jeszcze w ubiegłym stuleciu. Jed-
nak zacznijmy naszą opowieść od początku. W miejscu,
gdzie znajduje się źródło tej niezwykłej historii. W café
„Pod Minogą”!
Gdzie mieszkał „Wiech”? Kilkakrotnie zmie-
niał miejsce swojego zamieszkania. Na świat
przyszedł „w małym domku na Woli, na
wprost kościółka Sowińskiego”. Następnie
wraz z rodzicami przeniósł się na ulicę Wiel-
ką pod numer 45. W czasie Powstania War-
szawskiego przebywał na Starym Mieście.
Potem mieszkał m.in. na Saskiej Kępie i na
Pradze.
„Pod Minogą”
Ten rozsławiony przez „Wiecha” lokal istniał wy-
łącznie w jego powieści. Dziś do roli spadkobiercy „Pod
Minogą” aspiruje restauracja „Zapiecek”, zlokalizowana
na rogu ulic Zapiecek i Piwnej, chociaż nie przypomina
ona wiechowskiego pierwowzoru. Nie ma w niej bo-
wiem tych warszawiaków, których spotykał przed woj-
ną „Wiech”.
Nazwa „Pod Minogą” miała, zgodnie z tym, co napi-
sał „Wiech”, nawiązywać albo do minoga w musztar-
dzie, oferowanego dawniej klientom tego przybytku,
albo pochodzić od przydomka, którym jeden z klientów
tego lokalu nazwał żonę Aniołka, panią Serainę. Dziś
możemy się tylko domyślać, skąd tak naprawdę wzięła
się nazwa rozsławionej przez Wiecheckiego na całą po-
wojenną Warszawę „restauracja III kategorii z wyszyn-
kiem”.
„Pod Minogą” bywali przeróżni goście. Wizyta w tej
restauracji byłaby nie lada gratką dla nas, współcze-
snych. Pozwoliłaby poznać stolicę, jaką była przed tra-
giczną w skutkach drugą wojną światową. O wyjątko-
wości restauracji stanowił bowiem nie jej wystrój, ale
ludzie, którzy tworzyli atmosferę tej staromiejskiej
knajpki. Z ich ust usłyszelibyśmy pewnie niejedną opo-
wieść, będącą podstawą felietonów „Wiecha”.
Odwołajmy się do naszej wyobraźni i cofnijmy się w
czasie, do 1939 roku, do okresu tuż przed wybuchem
wojny. Pewnego dnia, w café „Pod Minogą” zjawiają się
warszawscy szoferacy z „czarnem facetem z Afryki”.
Pojawienie się tak niecodziennego gościa wywołało
nieliche poruszenie. W przedwojennej Warszawie
mieszkały na stałe najwyżej dwie lub trzy osoby afry-
kańskiego pochodzenia. Sam „Wiech” pisał, że do wy-
kreowania postaci afrykańskiego warszawiaka skłoniło
go spotkanie, do którego doszło jeszcze przed wojną,
na rogu ulic Złotej i Zielnej. Był to jednak swego rodza-
ju ewenement, ponieważ Afrykanin w Warszawie nie
był widokiem tak powszechnym, jak współcześnie.
Ów „czarny facet z Afryki”, wykreowany przez
„Wiecha”, nazywał się Jumbo Johnson. Dowiadujemy
się, że pracował u Amerykanina Briksa, „przedstawicie-
la wielkiej irmy samochodowej”. Jumbo był, podobnie
jak Maniuś Kitajec i bracia Piskorscy, szoferakiem.
W związku z tajemniczym zniknięciem swojego chlebo-
dawcy, Jumbo ukrywał się przed policją, niepewny na-
stępstw ewentualnego przesłuchania. Pomogli mu
„Wiech” o tym, jak powstało
Cafe „Pod Minogą”
Powieść była oparta na dziejach okupacyjnych i  wcze-
snopowojennych pewnego towarzystwa złożonego
głównie z warszawskich taksówkarzy, mieszkających na
Starówce. Okupacyjne przeżycia bohaterów miały w więk-
szości wypadków za podstawę realne fakty, nieco tylko
zmienione, przystosowane do biegu powieściowej akcji.
i tuż po jej zakończeniu. Druga część opowieści o Jum-
bo i jego przyjaciołach wprowadza nas w świat nowej
Warszawy, która bezpowrotnie zmieniła swoje oblicze
po zniszczeniach wojennych i w której władzę sprawu-
ją komuniści.
Mimo burzliwych dziejów Warszawy, dzięki obu po-
wieściom „Wiecha” zachowała się pamięć o tym, jak
Przystanek pierwszy:
Dwie powieści „Wiecha”
Cafe „Pod Minogą” oraz Maniuś Kitajec i jego ferajna
były jedynymi powieściami w dorobku „Wiecha”. Przed
i po ich powstaniu Wiechecki pisał przede wszystkim
krótkie teksty w formie felietonów, opisując w nich
warszawską rzeczywistość, z którą stykał się dosłow-
nie wszędzie, na ulicy, w sali sądowej, na targowisku,
i o której opowiadali mu rodowici warszawiacy.
Formuła powieści skłoniła „Wiecha” do obszerniej-
szego potraktowania losów stołecznych szoferaków,
do których grona został włączony egzotyczny warsza-
wiak pochodzenia afrykańskiego, nazywany Jumbo
Johnsonem. I tak Cafe „Pod Minogą” to opowiadanie
o losach ferajny Kitajca tuż przed wojną, w jej trakcie
705927576.129.png 705927576.138.png 705927576.149.png 705927576.001.png 705927576.012.png
 
705927576.032.png 705927576.040.png 705927576.049.png 705927576.059.png 705927576.070.png 705927576.080.png 705927576.081.png 705927576.082.png 705927576.083.png 705927576.084.png 705927576.085.png 705927576.086.png 705927576.087.png 705927576.088.png 705927576.089.png 705927576.090.png 705927576.091.png 705927576.092.png 705927576.093.png 705927576.094.png 705927576.095.png 705927576.096.png 705927576.097.png 705927576.098.png 705927576.099.png 705927576.100.png 705927576.101.png 705927576.102.png 705927576.103.png 705927576.104.png 705927576.105.png 705927576.106.png 705927576.107.png 705927576.108.png 705927576.109.png 705927576.110.png 705927576.111.png
 
705927576.112.png 705927576.113.png 705927576.114.png 705927576.115.png 705927576.116.png 705927576.117.png 705927576.118.png 705927576.119.png 705927576.120.png 705927576.122.png
 
705927576.123.png
 
 
705927576.124.png 705927576.125.png 705927576.126.png 705927576.127.png 705927576.128.png 705927576.130.png 705927576.131.png 705927576.132.png
 
705927576.133.png
 
705927576.134.png 705927576.135.png 705927576.136.png 705927576.137.png 705927576.139.png 705927576.140.png 705927576.141.png 705927576.142.png 705927576.143.png 705927576.144.png 705927576.145.png 705927576.146.png 705927576.147.png 705927576.148.png 705927576.150.png 705927576.151.png 705927576.152.png 705927576.153.png 705927576.154.png 705927576.155.png 705927576.156.png 705927576.157.png 705927576.158.png 705927576.159.png 705927576.002.png 705927576.003.png 705927576.004.png 705927576.005.png
warszawscy taksówkarze z ferajny Kitajca, z którymi
przyszedł do café „Pod Minogą”. Afrykanin budził
w tym miejscu ogromną sensację. Wyobrażenia ówcze-
snych warszawiaków na temat osób pochodzących
z Afryki wynikały z błędnego przekonania, które kazało
postrzegać mieszkańców tego kontynentu jako dzikich
ludzi, posilających się „ludzkiem mięsem” lub małpami.
Na takie widzenie Afryki wpływały ograniczone kon-
takty z tym kontynentem, a co za tym idzie limitowana
tymi sporadycznymi kontaktami wiedza. Dlatego pan
Konstanty Aniołek był pewien, że taki gość żywi się
małpami i papugami. Jakież było jego zdziwienie, kiedy
usłyszał w odpowiedzi:
„Z kogo że pan tu humorystyczną drakie odsta-
wiasz, panie szanowny, jaki że ja dzik jestem, o wiele
dwadzieścia pięć lat w Warszawie mieszkam. Małpy ani
papugi za żadne pieniądze do ust bym nie wziął, for-
malną zakąską tak jak i pan się posługuję.”
Nie bez powodu „Wiech” skonstruował tę scenę.
Prócz oczywistego efektu humorystycznego, służyła
czemuś jeszcze. Autor chciał w ten sposób pokazać, że
nieprawdziwe opinie na temat Afryki i jej mieszkańców,
którzy rzekomo byli dzikusami, nie miały racji bytu.
Jumbo, chociaż pochodził z odległego kontynentu, był
takim samym „leguralnym warszawiakiem”, jak pan
Aniołek, „chociaż w kolorze żałobnem”. Jednocześnie
„Wiech” opisywał wydarzenia językiem zrozumiałym
dla szerokiego grona czytelników, co zwiększało od-
działywanie zawartych w tej powieści treści. Komiczne
sytuacje z udziałem Jumbo pełniły zatem funkcję edu-
kacyjną, a język przedwojennej Warszawy stawał się
kolejnym „leguralnym” bohaterem powieści.
„Wsiadaj w dryndę warszawiaku
Wszystko znajdziesz na Kercelaku.
Chodze ja z bączkiem po Kercelaku
Wołam przechodnia,
graj po dwujaku
I kto ma chęci, niech se zakręci
Bo u mnie tata jak u wariata...”
tamtych czasów już nie żyje, dlatego tak ważne jest
zgromadzenie i ocalenie nawet najmniejszych śladów
przedwojennej obecności osób pochodzenia afrykań-
skiego w Warszawie. To właśnie w ten sposób udało się
ocalić od zapomnienia postać Agboooli.
Kercelaka nie mogło zabraknąć w powieści Cafe
„Pod Minogą” . To tam pan Konstanty Aniołek, chciał
zakupić małpę z myślą o zapowiedzianej wizycie
Jumbo. Bo na Kercelaku można było kupić wszystko,
podobno nawet żyrafę i tygrysa bengalskiego, które na
zamówienie mogli dostarczyć „usłużni miejscowi kup-
cy”. Było to jednak możliwe tylko w wyobraźni ówcze-
snych warszawiaków. Jak się zresztą okazało, mięsa
małpy Jumbo za żadne skarby by nie tknął.
Po zniszczeniu Warszawy w czasie ostatniej wojny,
Kercelak zniknął z mapy miasta. Jego skromnym spad-
kobiercą był Bazar Różyckiego na Pradze, ale to targo-
wisko, w opinii „Wiecha”, nie dorównywało Placowi
Kercelego.
Uwaga! Znasz osoby, które pamiętają przedwojenną
Warszawę? Spisz ich wspomnienia. A jeżeli w swo-
ich rodzinnych zbiorach znajdziesz fotograie i inne
materiały archiwalne, które pomogą odtworzyć
dzieje afrykańskiej społeczności w Polsce, w okresie
przed 1945 rokiem, skontaktuj się z Fundacją „Afry-
ka Inaczej”.Email: fundacja@afryka.org.
Bracia Piskorscy czyli Piskorszczaki
Bracia Wacław i Stasiek, członkowie ferajny Kitajca.
Wacław, młodszy z braci, był nazywany również
„Szmają”, a to dlatego, że w najważniejszych sprawach
używał lewej ręki zamiast prawej. Przezwisko to ozna-
czało właśnie osobę leworęczną. Piskorszczacy stano-
wili trzon ferajny, bez nich grupa nie miałaby racji bytu,
tak jak Piskorszczaki nie poradziłyby sobie bez Kitajca.
Jumbo dołączył do ferajny dopiero przed wybuchem
wojny, po zniknięciu jego pracodawcy Briksa.
Przystanek czwarty:
Stali bywalcy „Pod Minogą”
Kim był Jumbo?
Kim był „prawdziwy” Jumbo? Mógł nim być Augu-
stus Agboola O’Brown. To właśnie on stał się jednym
z protoplastów bohatera, którego stworzył „Wiech” na
potrzeby swojej powieści. Agboola pochodził z Nigerii,
a do Polski przyjechał w 1922 roku. Najpierw mieszkał
w Krakowie, gdzie poślubił mieszkankę Małopolski,
Zoię. Potem wyjechał do Warszawy. To w stolicy Ag-
boola rozpoczął prawdziwą karierę w świecie rozrywki,
występując w modnej wówczas restauracji „Caveau
Caucassien” zlokalizowanej w podziemiach Filharmo-
nii, przy ulicy Sienkiewicza 8. Agboola mieszkał w War-
szawie aż do 1954 roku. Prawdopodobnie uczestniczył
też w Powstaniu Warszawskim. Był widziany w bata-
lionie „Iwo”, który walczył w Śródmieściu. Po wojnie
zajmował się muzykowaniem w klubach. Potem wyje-
chał do Anglii.
Agboola nie był jedynym Afrykaninem w Warszawie.
Warszawska przedwojenna prasa wspominała też o Jó-
zeie Diaku, który miał służyć w wojsku polskim, w cza-
sie wojny polsko-bolszewickiej w 12. eskadrze wywia-
dowczej. Diak ożenił się z Polką, a w wywiadzie udzie-
lonym „Kurierowi Warszawskiemu” w 1939 roku po-
wiedział, że Polska stała się jego domem, z rodziną
w  Sudanie stracił kontakt, a z racji tego, że większą
część życia spędził nad Wisłą, czuł się Polakiem. Zapy-
tany o innych Afrykanów mieszkających w Warszawie,
Diak wymienił Agboolę, tancerza i śpiewaka, oraz Sama
Salvano.
Przystanek piąty:
W okupowanej stolicy
Przystanek trzeci:
Kercelak
Wdowa Czarnomordzik
Wraz z wybuchem wojny rozpoczęły się ciężkie cza-
sy w café „Pod Minogą”. Okupacja niemiecka zmusiła
Jumbo do ukrywania się. Przybrał nową tożsamość,
stając się Emalią Czarnomordzik, wdową. W żałobnym
stroju, z czarnym welonem kryjącym twarz, Jumbo
przesiadywał teraz w sąsiadującym z „Pod Minogą” za-
kładzie pogrzebowym pana Koniteora.
Zakład pogrzebowy pana Celestyna Koniteora
„Wieczny Odpoczynek” był nieodłącznym sąsiadem
café „Pod Minogą”. W okresie okupacji sąsiedztwo obu
zakładów – gastronomicznego i pogrzebowego – po-
mogło przetrwać Kitajcowi i jego ferajnie ciężkie czasy,
służąc za zaplecze do obmyślania nowych planów
i prowadzeniu pobocznych interesów. „Wieczny Odpo-
czynek” okazał się też doskonałym schronieniem dla
Jumbo, który musiał ukrywać się przed Niemcami jako
opłakująca stratę wdowa Czarnomordzik.
Ucharakteryzowany na pozostającą w żałobie ko-
bietę, Jumbo był bardzo trudny do rozpoznania. Tym
bardziej, że władał polskim lepiej niż Maniuś Kitajec i
reszta jego ferajny. A co działo się z Jumbo zanim został
wdową? W kampanii wrześniowej walczył w obronie
stolicy. Potem jednak musiał się ukrywać w obawie
przed prześladowaniami z racji nienawiści rasowej sze-
rzonej przez niemieckich okupantów. I wtedy pojawiło
się jego nowe wcielenie.
Kamulaż żałobnicy działał aż do grudnia 1941 roku.
To wtedy, na wieść o wypowiedzeniu Niemcom wojny
przez Amerykę, Jumbo, nie kryjąc swojej radości spo-
wodowanej tym faktem, publicznie zaczął śpiewać na
jazzową nutę, że to już koniec Hitlera i teraz Niemcy na
pewno wojnę przegrają. Traf chciał, że w café „Pod Mi-
nogą” przesiadywało wówczas także dwóch niemiec-
kich żandarmów, którzy aresztowali warszawiaka
w „kolorze żałobnem”.
Kercelak, zwany też Kiercelakiem, był największym
targowiskiem przedwojennej Warszawy. To na Kercela-
ku „Wiech” uczył się warszawskiej gwary, którą potem
skrzętnie zapisywał. Tam też podpatrzył „mnóstwo ty-
pów, z których potem powstali jego bohaterowie”. Ker-
celak istniał od 1867 do 1944 roku. Swoją nazwał wziął
od Józefa Kercelego, właściciela kilku placów w tym
rejonie, wykupionych przez Urząd Miasta. „Detalicznie
ciągnął się od rogu Wolskiej do rogu Leszna, czyli, jak to
się teraz mówi, trasy „We-zet” – pisał „Wiech” o baza-
rze. „Kercelak był najbardziej uniwersalnym domem
towarowym Warszawy. Dostać tu można było wszyst-
ko, od laków z pulpetami aż do kotłów gorzelniczych,
nie mówiąc o takich specjalnościach, jak rasowe gołę-
bie, garderoba męska, gramofony, węgierska słonina,
obuwie, zegarki bez werków, radioaparaty, świętojański
chleb, rowery, króliki, broń palna, pokarm dla złotych
rybek itd., itd.” Kercelak był miastem w mieście, zbudo-
wanym z rzędów straganów, ustawionych według
asortymentu i branży, ze swoimi uliczkami i stałymi
bywalcami. Był odpowiednikiem wielkich centrów han-
dlowych, tyle że zlokalizowanym na świeżym powie-
trzu. Kercelak przyciągał, zaopatrywał i nawet stworzył
specyiczną odmianę warszawskiej gwary. To na Placu
Kercelego królował legendarny Tasiemka, przywódca
ferajny zajmującej się nielegalnym procederem i szem-
ranymi interesami, który w teatrze na Woli prowadzo-
nym w latach dwudziestych przez „Wiecha” dbał o po-
rządek, usuwając z widowni awanturujących się wi-
dzów. Kercelak tętnił życiem, szczególnie w sobotnie
popołudnie, kiedy to na bazarze był największy ruch.
Handlowano najczęściej tandetą, przeprowadzano tak-
że podejrzane transakcje. O Kercelaku powstawały pio-
senki:
Postać Diaka pojawiła się jeszcze w innej historii
warszawskiej, która przetrwała w rodzinie Palów zwią-
zanej z irmą chemiczną „Dobrolin” produkującą pastę
do butów. Miał on w niej pracować jako jeżdżący po
Warszawie elegancką limuzyną kierowca. I chociaż jest
to niepotwierdzona historia, być może znalazła się
w niej odrobina prawdy, bo w Cafe „Pod Minogą” poja-
wiło się również drugie określenie Jumbo, „Szuwaks”,
od czarnej pasty do butów.
Jumbo „Wiecha” mógł być połączeniem tych kilku
postaci. Niestety ich historie są dziś, po upływie ponad
70 lat, bardzo trudne do odtworzenia. Wielu świadków
„Adria”
Po kilku dniach przesłuchań szef gestapo uznał,
że jeden Afrykanin w okupowanej Polsce nie stanowi za-
grożenia dla czystości rasy niemieckiej. Z kolei żandarmi,
którzy wcześniej aresztowali Jumbo, znaleźli mu pracę w
lokalu rozrywkowym tylko dla Niemców. Kiedy afrykań-
ski warszawiak chciał odmówić występowania na sce-
nie, okupanci zagrozili ponownym aresztem. W tej sytu-
acji Jumbo nie mógł uciec przed pracą w charakterze
egzotycznego tancerza w lokalu, do którego uczęszczali
niemieccy oicerowie. „Tańczył więc, ale z każdym dniem
czuł dla siebie większą pogardę” – pisał „Wiech”.
705927576.006.png 705927576.007.png 705927576.008.png 705927576.009.png 705927576.010.png 705927576.011.png 705927576.013.png 705927576.014.png
Wkrótce okazało się, że za nową pracę Jumbo nie
zostanie potępiony przez lidera ferajny, Kitajca, z któ-
rym zamieszkał. Chociaż Kitajec wytykał mu czasami,
że jest „gestapowskim baletnikiem”, Jumbo czuł się
warszawiakiem i patriotą i nadal traktował hitlerow-
ców jak wrogów. Zaangażował się też w próbę uwol-
nienia redaktora Andrzeja Zagórskiego, poznanego
przed wojną dziennikarza, który traił do więzienia na
Pawiaku.
udając ekipę remontową, dotarli do wskazanego przez
Jumbo pokoju. Siedział w nim niemiecki „gienerał”. Ki-
tajec, chcąc się go pozbyć, wybił szybę, przez co Nie-
miec wpadł w furię. Podstęp odniósł jednak zamierzony
skutek, jako że Niemiec opuścił pokój, nakazując szofe-
rakom błyskawiczną naprawę szkody. Ekipa remontowa
miała jednak tylko pół godziny. Okazało się, że we
wskazanym miejscu pieniędzy nie ma, a Kitajec z feraj-
ną musieli salwować się ucieczką przez wybite okno.
Ledwo uszli z życiem, docierając do café „Pod Minogą”,
źli na Jumbo, że ich oszukał. Jednak to nie Jumbo się
mylił, ale Kitajec, który akcję poszukiwania miliona
Briksa przeprowadził w gabinecie nie na drugim, lecz na
pierwszym piętrze, czego nie omieszkał wytknąć mu
Jumbo.
na drugim piętrze pieniądze. Jumbo wpadł w furię, „roz-
stawiając komuś po kątach familię w dialekcie war-
szawskim”. Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że to
koniec poszukiwań miliona Briksa.
Wraz z końcem niemieckiej okupacji, do stolicy
wróciła cała ferajna. Jako, że sprawa skarbu wciąż nie
dawała spokoju ani Jumbo, ani Kitajcowi, cała ekipa
wybrała się ponownie w Aleję Róż, aby szukać miliona
w ruinach domu. O tym, że Briks zostawił tam przed-
wojenne pięćsetzłotówki, świadczyły nadpalone bank-
noty znalezione przez ferajnę. Poszukiwania trwały.
W pewnym momencie Jumbo natraił na ciężką szkatu-
łę, w której mogły znajdować się owe złote dolarówki
Briksa. Okazało się, że zamiast złota, w szkatule były
kawałki kamieni i gruzu, i kartka z napisem „A kuku”.
Jumbo rozpłakał się, ale znalazł pocieszenie w słowach
swojej wybranki, Apolonii Karaluch: „Nie martw się, Ja-
siu, chociaż dolarów nie znalazłeś, większy skarb przy
tem szukaniu odzyskałeś”.
Przystanek szósty:
Skarb w Alei Róż
Sprawa Briksa
Zagórski poznał Jumbo jeszcze przed wojną, gdy
Warszawę obiegła wiadomość, że w tajemniczych oko-
licznościach zginął niejaki Briks, przedstawiciel wielkiej
amerykańskiej irmy samochodowej. To właśnie u Brik-
sa pracował Jumbo, który sam nie wiedział, co stało się
z jego chlebodawcą. Wpadł przez to w nieliche tarapa-
ty, bo zagadkę zaginięcia Amerykanina próbowała roz-
wikłać nie tylko prasa, ale także policja. Jumbo obawiał
się posądzenia o udział w zniknięciu Briksa. Dodatkowo
miał na sumieniu wypadek samochodowy – rozbił sa-
mochód Briksa, wjeżdżając w śmietnik. Zagórski, który
jako dziennikarz zajmujący się sprawami kryminalnymi
próbował rozwikłać zagadkę z udziałem Amerykanina
i jego afrykańskiego szoferaka, traił na Jumbo nie gdzie
indziej, tylko w café „Pod Minogą”. Ze względu na swo-
ją przyjaźń z Kitajcem i jego ferajną nie napisał jednak
o Jumbo, obiecał też, że nie pomoże policji w odszuka-
niu kierowcy Briksa.
Nie była to jednak ostatnia próba wyciągnięcia
„skarbu”. Następnym razem do Kitajca dołączył Jumbo,
który udawał kominiarza i spuszczony przez komin
chciał dostać się do gabinetu. Szczęście znów im nie
dopisało, bo Jumbo utknął między drugim a trzecim
piętrem. Wtedy Kitajec z ferajną postanowili mu po-
móc, wyciągając „pechowego kominiarza” skutecznie,
lecz bez ubrania, które zostało w kominie, więc Jumbo
musiał wrócić „Pod Minogę” nago.
Pech nie opuszczał poszukiwaczy „skarbu” Briksa aż
do samego końca. Kolejna wizyta w Alei Róż znów nie
przyniosła oczekiwanego inału, kończąc się jedynie
odwzajemnionym zakochaniem Jumbo w kuchcie, Apo-
lonii Karaluch, pracującej dla folksdojcza zajmującego
mieszkanie, w którym zostały ukryte pieniądze. W tym
przypadku nie możemy jednak mówić o zupełnym pe-
chu, bo chociaż fortuny nie udało się zdobyć, to Jumbo
spotkał swoją przyszłą żonę, zaś jego szczęśliwa wy-
branka przekazała mu klucze do mieszkania, kiedy
w  obawie przed nadciągającą armią radziecką, praco-
dawca Apolonii opuścił Warszawę.
Klucze nie zagwarantowały jednak sukcesu. Prosta
akcja przejęcia „miliona” znów natraiła na przeszkody.
Kiedy Piskorszczakowie z Kitajcem i Jumbo weszli już
do mieszkania z numerem 3, na miejscu zastali człon-
ków polskiego ruchu oporu. A działo się to tuż przed
wybuchem Powstania Warszawskiego. Pechowa feraj-
na została posądzona o współpracę z Niemcami
i zamknięta w łazience. Dopiero następnego dnia odzy-
skała wolność, kiedy w Alei Róż pojawił się znany Kitaj-
cowi major, któremu Kitajec dostarczał wcześniej broń.
Tego samego dnia wybuchło Powstanie.
Apolonia Karaluch
Związek pochodzącego z Afryki Jumbo z Polką,
Apolonią Karaluch, powstał w literackiej wyobraźni
„Wiecha” pod wpływem sceny, którą pisarz wspominał
w swojej autobiograii. „Kiedyś dawno przed wojną na
rogu Złotej i Zielnej spotkałem dziwną parę. Ona mała
pulchna blondynka, on wysoki barczysty”, wyraźnie
zdenerwowany jej „tak zwaną mową”, w końcu wy-
buchł gniewem, uspokajając towarzyszkę „najczystszą
warszawską polszczyzną”.
Apolonia Karaluch z Cafe „Pod Minogą” też była
blondynką, pasującą do opisu kobiety z autobiograii
„Wiecha”. Pracowała jako kuchta u folksdojcza zajmu-
jącego mieszkanie, w którym przed wojną mieszkał
Briks. Jumbo zamiast obezwładnić „Pannę Polcię”, to-
rując tym samym drogę do skarbu, zakochał się w niej
„od pierwszego spojrzenia”. Apolonia odwzajemniła to
uczucie i odszukała Jumbo. Tak zaczęła się ich miłość,
która przetrwała wojnę. Kucharka, opuszczając War-
szawę z folksdojczem, przysięgła Jumbo, którego nazy-
wała też Jasiem, ucieczkę od pracodawcy i rychły po-
wrót. Tak też się stało i polsko-afrykańska para znów
się połączyła, już na zawsze.
Po wojnie Jumbo został Janem Karaluchem, który
miał z Apolonią gromadkę dzieci, a mieszkał wraz
z rodziną na warszawskim Służewcu.
Przystanek siódmy:
Powstanie Warszawskie
Briks pojawił się ponownie w życiu Jumbo już
w czasie okupacji niemieckiej. Kiedy występował w lo-
kalu dla Niemców, na sali wśród publiczności zauważył
właśnie Briksa, ale tym razem w mundurze oicera
wojsk niemieckich. Dopiero po wojnie okazało się, kim
był Briks. Otóż pełnił on funkcję szefa amerykańskiego
wywiadu, stąd też jego nagłe zniknięcie tuż przed
wybuchem wojny i, już w jej trakcie, nowa rola, nie-
mieckiego oicera.
Jumbo w Powstaniu
Powróćmy do wydarzeń z sierpnia 1944 roku.
Po  opuszczeniu mieszkania w Alei Róż, ferajna Kitajca
o godzinie piątej, o której miało wybuchnąć powstanie,
znajdowała się w pobliżu Placu Teatralnego. Z jego okolic
czwórka przyjaciół pobiegła w kierunku ulicy Senator-
skiej, aby po kilku dniach, kiedy stało się jasne, że nie uda
się im przedostać na Starówkę do ulubionego lokalu,
znaleźć się w rękach Niemców. Okupanci popędzili
wszystkich na Plac Piłsudskiego, oddzielając Jumbo od
kolegów. Szczęśliwy traf chciał, że wkrótce cała ferajna
spotkała się na Starym Mieście, uciekając z niemieckiej
niewoli. I spotkała się nie gdzie indziej, tylko „Pod Mino-
gą”, w restauracji, która została przekształcona w po-
wstańczy punkt żywieniowy. Wielkie było zdziwienie
Kitajca i Piskorszczaków, kiedy ujrzeli pod lokalem na
ulicy Zapiecek czarnego wojaka, w wojskowej rogatywce
z orłem i w maskującej panterce. Okazało się, że Jumbo
korzystając ze swojej „neutralnej aparycji”, wydostał się
z Ogrodu Saskiego, przechodząc „przez Żabią, Plac Ban-
kowy, getto i Franciszkańską na Starówkę”. Na Starym
Mieście, po polskiej stronie powstańczych barykad,
dołączył do oddziału majora Sosny.
„Skąd się wziął Maniuś Kitajec”?
„Wiech” twierdził, że postać tę wymyślił na podsta-
wie opowiadania z czasów wojny, które dotyczyło zda-
rzenia do złudzenia przypominającego nieudaną akcję
przejęcia skarbu Briksa przez Kitajca z ferajną. „Na kilka
dni przed Powstaniem” – pisał w swojej autobiograii
„Wiech” – „w domu numer 5 przy ulicy Bartoszewicza,
opuszczonym w pośpiechu przez zamieszkujących tam
dotąd cywilnych Niemców, zainstalowała się placówka
Armii Krajowej, tworząc punkt oporu dla przyszłych
działań. W dużym czteropokojowym lokalu na parterze
urządzono wartownię. Na drugim piętrze usadowiło się
dowództwo punktu […]. I oto pewnego dnia podczas
narady sztabu oddziału zjawia się dozorca domu (rów-
nież żołnierz AK) i składa taki meldunek: – Panie preze-
sie (bo tak tytułowano dowódcę), melduję, że przyszedł
jakiś cywil i chciał otworzyć kluczami drzwi wartowni.
Chłopaki wciągli go do mieszkania i zamknęli w łazien-
ce. Co robić? […] Ten facet mówi, że dostał klucze od
jakiegoś znajomego folksdojcza, który wyjechał z War-
szawy i oddał mu mieszkanie.”
Willa w Alei Róż
Willa w Alei Róż była miejscem zamieszkania Briksa
do czasu jego tajemniczego zniknięcia. Nie wiemy,
w którym z istniejących dziś w alei budynków „Wiech”
zlokalizował ową willę. Aleja Róż istnieje do dziś. Mo-
żemy uruchomić naszą wyobraźnię i wybrać jeden ze
znajdujących się tam gmachów. Co tak naprawdę
uczyniło willę z powieści „Wiecha” tak wyjątkowym
miejscem? Jumbo był przekonany, że w mieszkaniu zaj-
mowanym przez jego pracodawcę, została ukryta „har-
monia forsy”, warta co najmniej milion, w tym złote
dolary.
W związku z bezpowrotnym zniknięciem Briksa
i wybuchem wojny, Jumbo wraz z Kitajcem i całą feraj-
ną postanowili przejąć pieniądze. Wystarczyło pod-
nieść „klepkie” i wyciągnąć banknoty. „Trzeba tylko od
drzwi odliczyć trzy kroki i dwa od kominka”. Jak się
okazało wcale nie było to takie łatwe zadanie, bo willę
przejęli Niemcy i uczynili z niej swoją kwaterę. Należało
uciec się do fortelu.
Kitajec, który stał się „głównodowodzącym” całej
operacji, postanowił przeprowadzić remont budynku.
Pod tym pretekstem chciał dostać się do wnętrza
i  zdobyć pieniądze. Kitajec i bracia Piskorszczakowie,
Powrót w Aleję Róż
Pomimo nieustannego pecha, ferajna wróciła
w Aleję Róż przy następnej nadarzającej się okazji. Już
po upadku powstańczej Warszawy, korzystając ze
świeżo nawiązanej znajomości z hrabią Rogerem, który
otrzymał zgodę od Niemców na wjazd do stolicy w celu
ewakuacji rodowych dóbr, znaleźli się w pobliżu domu
ze skarbem Briksa. Pokonując szereg trudności, kiedy
wreszcie dotarli na miejsce, na ich oczach niemieccy
żołnierzy wysadzili dom, grzebiąc pod gruzami ukryte
705927576.015.png 705927576.016.png 705927576.017.png 705927576.018.png 705927576.019.png 705927576.020.png
Oddział majora „Sosny” – „Sosna” to pseudonim
Gustawa Billewicza – rzeczywiście walczył na Starów-
ce w Powstaniu Warszawskim. „Wiech” nawiązał do
rzeczywistych zdarzeń, których sam był świadkiem, bo
w czasie Powstania przebywał właśnie na Starym Mie-
ście. Umieszczenie Jumbo na opanowanej przez po-
wstańców Starówce nie zostało wyjaśnione przez
„Wiecha”. Dziś możemy się tylko domyślać, że albo
Wiechecki ten wątek wymyślił na potrzeby powieści,
albo słyszał o Afrykaninie uczestniczącym w Powsta-
niu, którym był wspomniany wcześniej Agboola, ps. Ali,
domniemany prototyp Jumbo. Według ustaleń badaczy
dziejów Warszawy, Agboola mógł służyć w Śródmie-
ściu, w batalionie „Iwo”. Historię tę potwierdził po-
wstaniec warszawski Jan Radecki, ps. Czarny, który
wskazał, że widział czarnoskórego mężczyznę w do-
wództwie batalionu „Iwo” przy ul. Marszałkowskiej 74,
być może w łączności, w centrali telefonicznej. Radec-
ki nie pamiętał natomiast personaliów tego mężczyzny.
Przystanek pierwszy:
A po wojnie
milicji. Po dotarciu do Warszawy, ferajna Kitajca odna-
lazła w samochodzie zwinięty w rulon obraz. Wkrótce
miało się okazać, że to zabytkowe płótno o nazwie
„Dama z tulipanem”, jeden ze skradzionych przez fał-
szywego detektywa obrazów z Muzeum Narodowego
w  Szczecinie. Otóż Szerlok wykorzystał do kradzieży
nieświadomych szoferaków, obiecując im odnalezienie
samochodu za kurs do Szczecina. Na miejscu opuścił
ich, wmawiając Jumbo i Piskorszczakowi, że muszą
czuwać w oczekiwaniu na złodzieja. Tymczasem Szer-
lok zniknął, by okraść muzeum, a następnie wrócić do
nic niepodejrzewających szoferaków z niepozornym
rulonem.
W nowej rzeczywistości Kitajec i jego ferajna nadal
zajmowali się szoferowaniem. Jako warszawscy tak-
sówkarze, musieli dostosować się do nowych warun-
ków. Nie było już café „Pod Minogą”, odtworzonej tylko
na chwilę na gruzach Warszawy, chociaż pan Aniołek
nadal zajmował się gastronomią, tym razem w restau-
racji „Piramidon”. Z ulic znikali dorożkarze i „publika
chodzić nie umie”. „Najgorsze to te świeże warszawiaki
[…], latają po jezdni jak byki po polu” – żalił się na stro-
nach powieści Kitajec.
Jumbo, który z racji zawarcia związku małżeńskiego
z Apolonią Karaluch zmienił imię i nazwisko na Jana
Karalucha, pracował jako taksówkarz w „czarnej szew-
rolecie”, jeżdżąc na zmianę ze „Szmają” Piskorszcza-
kiem. Mieszkał teraz na Służewcu, w dwupokojowym
mieszkaniu spółdzielczym, razem z żoną i siedmiorgiem
dzieci. Lokum, jak i samochód, zawdzięczał nie tylko
zapobiegliwości Apolonii, ale także pomocy swojego
brata z Ameryki.
To właśnie od zniknięcia ukradzionej „szewrolety”
Jumbo rozpoczęła się opowieść o powojennych losach
ferajny Kitajca, czyli powieść Maniuś Kitajec i jego fe-
rajna . Jak się niebawem miało okazać, poszukiwania
utraconego samochodu wplątały Maniusia, Piskorsz-
czaków i Jumbo w tarapaty, z których dzięki sprytowi
Kitajca, udało się wyplątać całej czwórce.
Odzyskanie samochodu wcale nie było takie łatwe.
Pierwsza próba odbicia skradzionego wozu zakończyła
się aferą z dyplomatami, podróżującymi pojazdem mar-
ki Chevrolet w identycznym kolorze. Po tym nieporozu-
mieniu w życiu szoferaków pojawił się tajemniczy pry-
watny detektyw, nazywany przez nich Szerlokiem.
Akcja „Zamek”
Niezależnie od prawdziwej historii, „Wiech” przed-
stawił swoją wersję dziejów czarnego powstańca. Jum-
bo walczył na staromiejskich barykadach, biorąc udział
w udanej zasadzce na wroga. Potem jego kolor skóry
zainspirował Kitajca do przeprowadzenia śmiałej akcji
na zajmowanym przez Niemców Zamku Królewskim.
Kitajec, Piskorszczakowie i towarzyszący im porucznik,
którym niemieccy żołnierze odcięli drogę odwrotu, po-
stanowili pomalować na czarno swoje twarze i wspól-
nie z Jumbo zaatakować Niemców, sugerując im, że
mają przed sobą czarnych żołnierzy z Ameryki, i napę-
dzić wrogowi „niemożebnej cykorii”. Zaskoczenie
Niemców było wielkie i wszystkim udało się wrócić na
teren zajmowany przez powstańców.
Starówka nie utrzymała się. W gruzach legła café
„Pod Minogą”. Ferajna Kitajca znów się rozdzieliła.
Afrykański powstaniec w powieści „Wiecha” przeszedł
po upadku Starego Miasta do Śródmieścia, gdzie wal-
czył do końca Powstania, i gdzie spotkał czekającą na
niego Apolonię. Po kapitulacji wyszedł wraz ze swoją
wybranką ze stolicy i sobie tylko znanym sposobem
uciekł z rąk Niemców. Wkrótce szczęśliwie spotkał Ki-
tajca i Piskorszczaków, z którymi wrócił do Warszawy,
po tym jak wycofali się z niej hitlerowcy.
Przystanek drugi:
Flaki „U Flisa”
Przystanek trzeci:
Różyc
Do spotkania z Szerlokiem doszło w barze „U Flisa”
przy ulicy Marszałkowskiej. W lokalu tym można było
wtedy zjeść laki, ale – jak napisał „Wiech” – tam nie
było dobrych laków, tam po prostu były laki, co i tak
stanowiło nie lada rzadkość w powojennej stolicy. Dziś
tego baru, o którym wspominał Wiechecki, nie ma już
na mapie stolicy.
Wróćmy jednak do samego spotkania w barze.
To  tam ferajna dowiedziała się, że na ślad zgubionej
„szewrolety” traią w Szczecinie. Warunek był tylko je-
den. Do Szczecina, z detektywem, pojedzie połowa fe-
rajny, w tym Jumbo, bo do niego należał skradziony
samochód.
Nikt z ferajny nie spodziewał się żadnych kłopotów,
ufając Szerlokowi. Jumbo i Piskorszczak wyruszli spod
baru „U Flisa” o umówionej godzinie. Dopiero na miej-
scu okazało się, że skradzionego samochodu nie udało
się odzyskać, sam zaś detektyw opuścił samochód w
drodze powrotnej do stolicy, na wieść o lotnym patrolu
„Wiech” w Powstaniu Warszawskim
Z mapy powojennej Warszawy bezpowrotnie znik-
nął Kercelak, bazar wysławiany przez „Wiecha”.
Częściowo jego rolę przejął praski odpowiednik tego
targowiska, Bazar Różyckiego, nazywany też Różycem.
Mimo że bazar ten był po wojnie najbardziej dynamicz-
nie rozwijającym się targowiskiem, „Wiech” pisał o Ró-
życu jak o uboższym bracie i spadkobiercy Kercelaka.
I chociaż można tu było dostać wszystko – od gardero-
by po broń palną – rozkwit bazaru miały osłabić „czę-
ste przeczesywania, naloty wszelkich istniejących
władz i urzędów”. Mimo tych niedogodności, to wła-
śnie na Różyca skierowali się członkowie ferajny Kitaj-
ca ze znalezionym obrazem, nie zdając sobie sprawy,
że sprzedają skradzione dzieło sztuki.
Bazar Różyckiego
Wiechecki opisując Powstanie Warszawskie, wplótł
w ikcyjną opowieść własne doświadczenia i wspo-
mnienia z ogarniętej walkami Starówki. Na Stare
Miasto traił wraz z wypartą przez Niemców ludnością
z  innych dzielnic. Tadeusz Wittlin, biograf „Wiecha”,
twierdzi, że Wiechecki brał bezpośredni udział w po-
wstańczych zmaganiach, ale nie pisał o tym wprost,
obawiając się komunistycznych władz rządzących po-
wojenną Polską. Kiedy powstawało Cafe „Pod Minogą”
oicjalna propaganda miała negatywny stosunek do
Powstania, a za przynależność do Armii Krajowej grozi-
ło więzienie i śmierć. Sam Wiechecki wspominał nato-
miast o swoim zaangażowaniu w budowę barykad i ga-
szenie pożarów. „Wiele nocy spędziłem na dachu ka-
mienicy numer 19 na Podwalu w charakterze strażaka
coraz chowając się za komin na zgrzytliwy dźwięk
‹‹szafy›› rzucającej na Starówkę zapalające pociski.”
Bazar Różyckiego powstał na przełomie XIX i XX
wieku. Jego założycielem był Julian Różycki, aptekarz,
który od lat siedemdziesiątych XIX stulecia zaczął sku-
pować place wraz z budynkami między ulicami Brzeską,
Targową i Ząbkowską. To właśnie w tym kwartale po-
wstał bazar. Jego założeniu sprzyjało też powstanie
kolei petersburskiej i terespolskiej, co siłą rzeczy czyniło
z Różyca miejsce szczególnie interesujące dla handla-
rzy i ich klientów. Po zakończeniu okupacji niemieckiej
705927576.021.png 705927576.022.png 705927576.023.png 705927576.024.png 705927576.025.png 705927576.026.png 705927576.027.png
 
705927576.028.png 705927576.029.png 705927576.030.png 705927576.031.png 705927576.033.png 705927576.034.png 705927576.035.png 705927576.036.png 705927576.037.png 705927576.038.png
 
705927576.039.png
 
 
705927576.041.png 705927576.042.png 705927576.043.png
 
705927576.044.png 705927576.045.png 705927576.046.png 705927576.047.png 705927576.048.png
 
705927576.050.png
 
705927576.051.png 705927576.052.png 705927576.053.png 705927576.054.png 705927576.055.png 705927576.056.png 705927576.057.png 705927576.058.png 705927576.060.png 705927576.061.png 705927576.062.png 705927576.063.png 705927576.064.png 705927576.065.png 705927576.066.png 705927576.067.png 705927576.068.png 705927576.069.png 705927576.071.png 705927576.072.png 705927576.073.png 705927576.074.png 705927576.075.png 705927576.076.png 705927576.077.png 705927576.078.png 705927576.079.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin