Gdy m��cono zbo�e, odnosi�em s�om� z klepiska na sterty. Przy oczyszczaniu wym��conego zbo�a kr�ci�em wialni�, a potem ziarno wa�y�em i wynosi�em na strych, gdzie by�o przechowywane. Gotowa�em ziemniaki i przygotowywa�em karm� dla �wi�, doi�em krowy... Ko�mi dzielili�my si� z bratem - brat tylko je�dzi�, lecz w stajni nale�a�y do mnie. Karmi�em je, czy�ci�em, zaprz�ga�em. Swoje pola i ��ki zna�em dobrze, wsz�dzie trafia�em - np. bez wi�kszych trudno�ci przywozi�em koniczyn�, kt�r� sam skosi�em... Roboty mia�em pe�ne r�ce i gospodarzyli�my coraz lepiej. Rodze�stwo podrasta�o, ja coraz lepiej orientowa�em si� w hodowli zwierz�t i za�atwianiu spraw w urz�dach. ... Przy swoich codziennych zaj�ciach marzy�em o tym, �e gdy brat podro�nie, wr�c� zn�w do Lasek i b�d� uczy� si� dalej. 10 sierpnia 1939 r. u�o�yli�my z rodzin� sprawy w ten spos�b, �e rodzinie b�dzie pomaga� jeden z kuzyn�w matki, a ja mia�em wyjecha�. Niestety, 8 wrze�nia przemaszerowa�y w pobli�u naszej wsi kolumny piechoty niemieckiej". J�zef Stroi�ski mia� liczne rodze�stwo - dwu braci i trzy siostry. Najm�odsza - pani Teresa Cebulowa - mieszkaj�ca w Lublinie, opowiada o dziejach swej rodziny w czasie okupacji, zw�aszcza o �yciu w obozach niemieckich i w pierwszych miesi�cach po wyzwoleniu: "J�zek w naszym rodze�stwie by� najstarszy. Przej�� wi�c na siebie obowi�zki ojca. W 1943 roku Niemcy wywie�li ca�� nasz� rodzin�, najpierw do obozu dla przesiedle�c�w w Potulicach ko�o �odzi, a nast�pnie do pracy w maj�tku rolnym w p�nocnych Niemczech (ko�o Lubeki). J�zek nieraz rozmawia� z Niemcami, aby mieli jakie� wzgl�dy dla naszej licznej rodziny. Niewiele mo�na by�o zabra� ze sob� do obozu, ale akordeon J�zek zabra�. W Potulicach Niemcy chcieli si� przekona�, czy umie gra�. J�zek zagra� "Bo�e, co� Polsk�". Nie pozwolili mu doko�czy�, a akordeon zabrali. Ci�ko mu by�o bez ulubionego instrumentu, bez muzyki. Pami�tam, �e ju� potem, w Niemczech, za pierwsze pieni�dze, kt�re otrzyma� za hodowane kr�liki, kupi� zn�w akordeon. W naszym mieszkaniu prawie codziennie zbiera�a si� polska m�odzie�, wojskowi i cywile wywiezieni do Niemiec do pracy u gospodarzy. �piewali�my pie�ni patriotyczne i religijne. Akordeon, muzyka J�zka, bardzo pomaga�y w przetrwaniu trudnych czas�w. Najpierw J�zek wyplata� kosze, ch�tnie kupowane przez okoliczn� ludno��. Pracowa� w stajni przy koniach. Wykonywa� tak�e inne prace w gospodarstwie. Potem, kiedy w 1944 roku zbombardowano Lubek�, znaczna cz�� Niemc�w z tego miasta przyjecha�a do naszej miejscowo�ci. Rozwin�� si� handel. Niemcy z miasta dawali za artyku�y �ywno�ciowe rozmaite warto�ciowe rzeczy. J�zek, jako �e zna� najlepiej j�zyk niemiecki, odgrywa� teraz du�� rol� w tych, nielegalnych zreszt� kontaktach. Jak m�g�, stara� si� zapewni� byt naszej rodzinie. Zaraz po zako�czeniu wojny przebywali�my w obozie dla przesiedle�c�w pod nadzorem Anglik�w. By�o mn�stwo �lub�w, wesel. J�zek ze swym akordeonem mia� olbrzymie powodzenie. Dzi�ki temu zarabia� na nasze utrzymanie. W 1949 roku wr�cili�my do swej wsi. Wszystko by�o zniszczone. musieli�my zaczyna� niemal od nowa. J�zek znowu je�dzi� do w�adz, stara� si� o narz�dzia pracy, o drewno na budow�. W s�siednim Klonowie zak�ad dla niewidomych w Laskach mia� sw�j maj�tek. Jego robotnicy, na polecenie dyrektora zak�adu, Antoniego Marylskiego, pomagali nam w ci�szych pracach polowych swymi maszynami. Podrasta�o rodze�stwo. Uda�o si� r�wnie� pod�wign�� z ruiny gospodarstwo. Teraz J�zek zn�w m�g� pomy�le� o swoim dalszym �yciu". (Z nagrania na ta�mie magnetofonowej). Powr��my znowu do pami�tnika J�zefa Stroi�skiego. Niech jeszcze opowie nam o dalszych swych losach. "Skontaktowa�em si� z zak�adem w Laskach i w ko�cu listopada 1948 roku znalaz�em si� tam ponownie. W drodze wyj�tku, jako by�ego wychowanka, wcielono mnie do grupy terminator�w, przygotowuj�cych si� do egzaminu ze szczotkarstwa. Marzy�em, �eby zosta� w laskach na sta�e, bo ogromnie ba�em si� przysz�o�ci. Fakt, �e nic nie umia�em, a mia�em ju� lat 28, zmusza� mnie do wracania w przesz�o�� i rozczulania si� nad samym sob�. Jak na z�o��, siedmiomiesi�czny pobyt w Laskach cz�ciowo przechorowa�em, wskutek jakiego� skomplikowanego zapalenia. Wydajno�� przy naci�ganiu szczotek by�a minimalna i bardzo daleka od wymaganej normy, nic wi�c dziwnego, �e ba�em si� przysz�o�ci. Z Lasek trzeba wyje�d�a� - ale dok�d? Do domu w �adnym wypadku. Na horyzoncie zarysuje si� mo�liwo�� pracy w sp�dzielni w Lublinie - jest to rada dyrektora Ruszczyca i Modesta S�kowskiego - kolegi szkolnego. Nie mam wyboru. 2 sierpnia 1949 r. przybywam do Lublina. Dawni koledzy szkolni, jak i inni, przyj�li mnie bardzo serdecznie. Mieczys�aw Miro�ski wzi�� mnie do swojego mieszkania przy ulicy Wsp�lnej. Wszyscy pomagali w przystosowaniu si� do miejscowych warunk�w, opanowaniu pracy i u�o�eniu sobie �ycia. Zabra�em si� pilnie do pracy, lecz w pierwszych dniach nie przekracza�em 7 "szrobr�w" dziennie, a norma wynosi�a 19,5... W styczniu wykonywa�em ju� od 30 do 40 "szrobr�w". Wyniki te zawdzi�czam wsp�zawodnictwu, kt�re zaimprowizowali�my wsp�lnie z W�adkiem, siedz�cym naprzeciw mnie. Drugim sposobem dopingu by�o liczenie w czasie naci�gania poszczeg�lnych p�czk�w. Ta, zdawa�oby si� nierealna, rada jednego z koleg�w okaza�a si� bardzo pomocna". I tu urywaj� si� wspomnienia J�zefa Stroi�skiego, zawarte w brudnopisie zatytu�owanym "Pami�tnik inwalidy". Niemniej, na Bia�ostocczy�nie, dalszy ci�g �ycia i pracy organizatora ruchu niewidomych w tym regionie jest powszechnie znany. W 1974 i 1976 roku redakcja "Pochodni" og�osi�a konkursy na temat przemian dokonuj�cych si� w �yciu niewidomych w Polsce Ludowej. Autorzy kilku spo�r�d nades�anych prac przedstawili �ycie i dzia�alno�� J�zefa Stroi�skiego. Pos�u�my si� wi�c fragmentami tych prac, aby ukaza� dalsz� jego dzia�alno��: "W Lublinie, jako szczotkarz, J�zef Stroi�ski pracuje nied�ugo. W nowym �rodowisku wcze�nie zaczyna sw� dzia�alno�� spo�eczn�. Praca na rzecz niewidomych staje si� jego pasj�. Oddzia� Zwi�zku Pracownik�w Niewidomych RP w Lublinie dostrzega jego zaanga�owanie i zdolno�ci organizacyjne. Nie jest wi�c rzecz� przypadku, �e J�zefowi Stroi�skiemu powierza si� zorganizowanie sp�dzielni pracy i oddzia�u Zwi�zku Niewidomych w Bia�ymstoku. Na sta�e przenosi si� tam w 1951 roku. Bia�ostocczyzna nale�y wtedy do tzw. teren�w trudnych - dawna Polska B, powszechne zaniedbanie i ciemnota, a problem niewidomych szczeg�lnie drastyczny. Pocz�tki s� wyj�tkowo ci�kie. Brakuje wszystkiego: lokalu na sp�dzielni�, wyszkolonych ludzi, zrozumienia spo�ecze�stwa i �wczesnych w�adz. Wszystko trzeba stworzy� dos�ownie z niczego. Nie za�amuje to jednak m�odego dzia�acza. Jest w swym �ywiole. Jego energia i oddanie sprawie dokonuj� cud�w. W 1951 roku zdobywa na sp�dzielni� dla niewidomych trzypokojowy lokal przy ulicy 1 Maja (obecna ulica Sienkiewicza). Tu szkol� si� i pracuj� przy produkcji szczotek pierwsi niewidomi. Warunki s� prymitywne, ale entuzjazm w�r�d pracownik�w ogromny. Lata pi��dziesi�te, to najaktywniejszy okres w �yciu J�zefa Stroi�skiego. Zawsze jest tam, gdzie go najbardziej potrzebuj�. A r�norodno�� problem�w ogromna: jak zdoby� wi�kszy lokal na sp�dzielni�, jak nam�wi� Marysi� na obci�cie ko�tuna, a Kola znowu w niedziel� poszed� �ebra� pod ko�ci�, chocia� ju� p� roku pracuje. W 1952 roku, dzi�ki usilnym staraniom Stroi�skiego, sp�dzielnia otrzymuje znacznie wi�kszy lokal przy ulicy Kraszewskiego 9. Pozwala to na wydzielenie dzia�u produkcji i internatu dla pracownik�w. W tym samym roku powstaje Wojew�dzki Oddzia� Polskiego Zwi�zku Niewidomych w Bia�ymstoku. Stroi�ski pe�ni jednocze�nie funkcj� prezesa sp�dzielni i kierownika oddzia�u. Pracuje bardzo intensywnie. Organizuje ko�a powiatowe i grupy zwi�zkowe PZN. Cz�sto wyje�d�a w teren. Dociera do niewidomych, namawia ich do pracy, przekonuje rodzic�w o konieczno�ci umieszczenia ich niewidz�cych dzieci w szko�ach specjalnych. Wieczorami szkoli aktyw zwi�zkowy, uczy niewidomych pisma Braille'a, prowadzi zesp� muzyczny. W pokoju prezesa Stroi�skiego jest zawsze pe�no interesant�w. Przychodz� do niego ze wszystkim, jak do dobrego ojca. On dla ka�dego ma czas, ka�dego wys�ucha, doradzi, pomo�e rozwi�za� trudny problem. Jego oddanie dla wsp�towarzyszy niedoli jest wprost niewiarygodne. Kiedy zak�adowi przy 1 Maja grozi przest�j z powodu braku drewienek, a sp�dzielnia nie dysponuje transportem, J�zef Stroi�ski na w�asnych plecach nosi wieczorem drewienka z magazynu sp�dzielni przy ulicy Kraszewskiego. Innym razem potrafi grza� we w�asnym mieszkaniu wod� i nosi� j� do oddalonego o ponad 100 metr�w zak�adu po to, by niewidomi szczotkarze mogli si� umy�... Fenomenalna pami��, szybki refleks, �atwo�� nawi�zywania kontakt�w zjednuje mu ludzi. Zna dobrze problemy niewidomych, jasno i �ci�le wyra�a swoje my�li. Jego argumentacja jest nie do odparcia. Jako prze�o�ony cieszy si� wielkim autorytetem, zdobywa uznanie partyjnych i administracyjnych w�adz wojew�dztwa. Na pocz�tek lat 50-tych przypada okres narzecze�stwa a nast�pnie ma��e�stwa J�zefa Stroi�skiego z mgr Zofi� Wysock�. Do roku 1959 J�zef Stroi�ski pracuje nadzwyczaj aktywnie, zar�wno w sp�dzielni, jak i w Zwi�zku Niewidomych; ch�tnych do pracy wci�� przybywa. Pomieszczenia przy ul. Kraszewskiego 9 s� ju� niewystarczaj�ce. J�zef Stroi�ski czyni starania w sprawie budowy nowego zak�adu i internatu. Jego zabiegi zostaj� w ko�cu, w latach 60-tych, uwie�czone sukcesem". (Kazimierz Wierzbicki, pracownik s�u�by zdrowia z Bia�egostoku: "Wspomnienie o J�zefie Stroi�skim", praca nades�ana na konkurs z okazji 30-lecia PZN). "Nie widzia�em od urodzenia. Mia�em jedynie nik�e resztki wzroku. Od najwcze�niejszeg...
ptomaszew1966