VI RUCHLIWOĆ CZY DOMATORSTWO EDNYM Z KANONÓW WIEDZY O REDNIOWIECZU JEST PO- głšd o zastoju wiedzy geograficznej, o braku ruchliwo- ci ludzi żyjšcych w tym czasie. "redniowiecze bardzo mało rozszerzyło nasze wiadomoci o ziemi - pisał S. Nowakowski1 - ponieważ wszystkie dšżenia ów- czesnych podróżników i geografów sprowadzały się do tego, aby całš wiedzę doprowadzić do harmonii z Bibliš". Nie ulega wštp- liwoci, że starano się dopasować widzenie wiata do wiary biblij- nej2. Wiadomo też, jak dalece upadek Rzymu ograniczył horyzonty intelektualne ludzi redniowiecza. Na przełomie er wielcy geogra- fowie Strabon, Pomponiusz Mela, Pliniusz Starszy, wreszcie w II w. Klaudiusz Prolemeusz opisywali wiat widziany od Irlandii i Skandynawii po rodkowš Afrykę, od wybrzeży Atlantyku po Ural, Indie, Chiny. Największy mędrzec Zachodu w VI w. - Izy- dor z Sewilli - nie sięgał poza Saharę, nie wiedział nic o krajach zamieszkanych przez Słowian, Skandynawów, niewiele mógł po- wiedzieć o ziemiach leżšcych poza obszarem bezporednich kontak- tów Bizancjum. Horyzont geograficzny elity intelektualnej Zachodu skurczył się katastrofalnie, mniej więcej szeciokrotnie (od około 30 min km2 do około 5 min km2). Wiedza geograficzna upadła, jak i cała nauka. Nie miało to jednak bezporedniego zwišzku z brakiem ruchliwoci w przestrzeni. Przynajmniej poczynajšc od IV w. i pojawienia się Hunów migracje na wielkš skalę były zjawiskiem stałym w ówczes- nej Europie. Goci, którzy niegdy wylšdowali na południowym wybrzeżu Bałtyku (Zatoka Gdańska?) i przeszli wzdłuż Wisły, Bu- gu, Dniepru nad Morze Czarne, rozpoczęli wędrówkę, która do- prowadziła ich wschodni odłam - Ostrogotów - do Italii, a zacho- dni - Wizygotów - na Półwysep Iberyjski. Przesunięcia Swewów za Pireneje, Wandalów do Afryki, Anglów, Jutów, Sasów do Wiel- kiej Brytanii, wędrówki Słowian na Bałkany, w Alpy, za Łabę, na 144 północny wschód - sš zjawiskiem dobrze znanym. Czy jest moż- liwe, by w trakcie tych przemieszczeń, które dokonywały się z dzie- ćmi, z kobietami, z inwentarzem żywym, gubiono wszystkie do- tychczasowe kontakty, zapominano o zbiorowych dowiadczeniach uzyskanych w poprzednich miejscach pobytu? Jak wynika m.in. z zapisów tradycji gockiej z dzieła Jordanesa3 (a może także po częci z tradycji wędrówek Słowian, dajšcej się wykryć i w dziele naszego Wincentego Kadłubka), trwała pamięć czasu i miejsca, geografii i historii (o których zwišzku E. Redus pisał: "Geografia nie jest niczym innym, jak historiš w przestrzeni, gdy natomiast historia jest geografiš w czasie")4. Jest rzeczš oczywistš, że stale funkcjonowały szlaki poprzez pół kontynentu. Droga "od Waregów do Greków", łšczšca Konstantynopol z Bałtykiem, droga naddu- najska, od Ratyzbony połšczona ze szlakiem wiodšcym do Kijowa; drogi łšczšce Italię z Niemcami przez przełęcze alpejskie, nie mó- wišc o funkcjonujšcych stale, mimo niebezpieczeństw zwišzanych z napadami Arabów lub Wikingów, drogach morskich - bałtyckiej z połšczeniem wiodšcym do wybrzeży Francji i Anglii, czy ród- ziemnomorskiej . Prawda, że te szlaki grały głównš rolę nieco pó- niej, w VIII -XII w., ale dla czasów wczeniejszych trzeba stwier- dzić istnienie dwóch przynajmniej zjawisk. Migracje wczesnego redniowiecza były ruchami na skalę wyjšt- kowš5. Stworzyły one podstawowy zršb osadnictwa europejskiego, dały Europie nowš krew germańskš, słowiańskš, ugrofińskš, turec- kš, arabskš. Pęknięcie bariery granicznej Imperium Rzymskiego spowodowało zalew jego ziem przez barbarzyńców. Potworne zni- szczenia szły w parze z przemieszczeniami różnokierunkowymi. Cywilizowana ludnoć rzymskiej Brytanii skolonizowała i schrys- tianizowała Irlandię, dotychczas pozostajšcš poza obszarami kul- tury ródziemnomorskiej. Przez mieszkańców Italii zasiedlone zo- stały puste dotychczas laguny weneckie. Odpływ ludnoci słowiań- skiej na południe umożliwił zlanie się jej z autochtonami w Alpach, Górach Dynarskich i Rodopach. Nie ulega wštpliwoci, że mapa osadnictwa stworzyła nowe kształty Europy. Z trudem dopracowy- wała się ona jakiej jednorodnoci, ale - jak była już o tym mowa - w zasadzie dwudzielnoć przesunęła się na rzecz wieloci w miarę równych społeczeństw. Można było już mówić "de varie variantur mores" (o różnych zmieniajšcych się obyczajach)6. Uniwersalizm i partykularyzm czy regionalizm przeplatać się zaczęły w różnych wymiarach. Pogarda czasów nowożytnych dla wiedzy geograficznej rednio- wiecza wynika, jak się wydaje, z trzech przyczyn. Jedna, niewštp- liwa, to błyskawiczny rozwój wiedzy ludzkiej w czasach Odrodze- 10 145 niš. Druga wišże się na pewno z uznawaniem do XV w. Biblii jako dzieła wyjaniajšcego także budowę wiata i dajšcego jego wiemy opis, w którego ramy próbowano wtłoczyć wszystkie posiadane wiadomoci. Czynili tak również Arabowie, uważani za twórców nowoczesnej geografii i najwięksi odkrywcy. Sam Kolumb poszuki- wał biblijnego raju. Trzecia przyczyna wreszcie - to jak gdyby brak kontaktu między oficjalnš naukš a praktycznym działaniem. Można odnieć wrażenie, że misjonarze nie stykali się z kupcami, ci ostatni nie napotykali osadników wędrujšcych po nowych terenach, a żadna z tych grup nie wpływała na poglšdy uczonych mnichów opracowujšcych mapy wiata. Dla człowieka redniowiecza otaczajšca go przestrzeń miała dwa oblicza. Była pełna gronych niespodzianek, które mogły przejawić się w postaci dzikich zwierzšt, najazdu znanych lub nieznanych ludów, przerażajšcych warunków klimatycznych i rolinnych. Nie- znajomoć wiata powodowała lęk przed nieoczekiwanym i nie- zrozumiałym. Przestrzeń miała niejako cztery wymiary, wszystkie mało wyrane. Obok trzech znanych był też czwarty, metafizyczny, zamieszkany przez siły nadprzyrodzone, wkraczajšce w życie co- dzienne człowieka. Nie tylko zresztš były to duchy nieczyste, nimfy, boginki - jak ta, z której miał się narodzić największy czarownik redniowiecza, Merlin. Można było też wejć w przestrzeń sakral- nš, tak jak chłop meklemburski Gottschalk, którego podróż "tam" nie wiadomo, czy odbywała się tylko we nie, czy na jawie7. Niewy- tłumaczalne zjawiska przyrody wypełniały tę przestrzeń praktycz- nie niewymierzalnš obiektami fantazji ludzkiej8. W tym przecież mieciło się poszukiwanie raju ziemskiego, "wysp szczęliwych", tęsknota za życiem bez trosk. Na wszystkich mapach umieszczano raj - była to nie tyle wiedza, ile wyrażane pragnienie ludzkie. Jan Marignola, biskup, który w latach 1333-1353 dotarł do Cejlonu, znalazł tam nawet lady stóp pozostawionych przez Adama, rajskie drzewa, rajskie rzeki. Pisał z dumš: "przywyższyłem w sławie Alek- sandra Wielkiego, kędy on nie dotarł, moja stopa stanęła, byłem bowiem u samego podnóża raju"9. wiat (także obecny w człowie- ku) zaludniony był przez monstra - skiapodów posiadajšcych tylko jednš nogę, a mimo to szybko biegajšcych (noga ta służyła im również jako osłona przed słońcem), kynocefalów - ludzi o psich głowach (żyli na terenach umieszczonych na mapach między Polskš a Finlandiš), lemniów - ludzi bez głowy, z oczyma i ustami na piersiach, astomich - żywišcych się jedynie zapachem (mieszkali w Indiach). Większoć tych monstr zamieszkiwała nie tyle przestrzeń fizy- cznš, ile włanie czwarty wymiar - niekiedy bardzo straszny. To 146 stamtšd atakowany był w. Antoni. Znacznie póniej monstra te zapełniły wyobranię Hieronima Boscha. Czasami istniały stwory dobre. Kiedy w. Brendan (VI w.) z towarzyszami w "wiklinowej łodzi" żeglował po oceanie, jedna z wysp, na której wylšdował, okazała się olbrzymim wielorybem. Pomagał w tej podróży anioł, który ułatwił im powrót ze znalezionych "wysp więtych" (na mapach figurowały aż do XVI w.!) do ojczyzny. Wštki te nie stanowiły specyfiki Europy. Wród arabskich opowieci 1001 nocy, wród przygód Sindbada Żeglarza też znajdujš się podobne wyda- rzenia. Czy nie bierzemy czasem fikcji literackiej redniowiecza (niesłusznie) za stan wiedzy geograficznej? Druga cecha stosunku do przestrzeni, też zwišzana z jej tajem- niczociš, to ciekawoć. Nie bez przyczyny obraz miasta był sym- bolem podróży, przygody, nadziei na nowe, ciekawe przeżycia, przygodę i awans majštkowy lub społeczny10. Podróżowanie, prze- mieszczanie się z miejsca na miejsce wbrew obiegowym opiniom o "przywišzaniu do ziemi", było nie tylko zwišzane z zawodem, ze zdobywaniem wiedzy, obowišzkami religijnymi - było także przy- jemnociš, potrzebš człowieka, "ut describetur universus orbis11. Jeli wrażenie patrzšcego nie jest mylšce, to mamy przykład takiego stosunku do przestrzeni w Polsce. Wród miniatur Kodeksu Bohema w Krakowie12 znajduje się wizerunek warsztatu garbarza. Na pier- wszym planie ukazane jest podwórko obok obdrapanego domu, z psem załatwiajšcym naturalnš potrzebę, walajšcymi się narzędzia- mi, szopš rzemielniczš, może składem. Na podwórku czyci skórę - robota brudna i cuchnšca - garbarz. Wszystko to przedstawione jest realistycznie; tak mogły wyglšdać warsztaty na podkrakowskich czy podpoznańskich Garbarach. Obok garbarza siedzi człowiek z koszykiem i kosturem podróżnym, który zapewne pokazywał rzemielnikowi jakie karciane sztuki. Rozsypana talia leży obok. Opowiada przypuszczalnie o swych podróżach, do czego nawišzuje dalszy plan miniatury. Opuszczamy tu Kraków, Garbary, i przeno- simy się w daleki, nieco fantastyczny, ale jakże ciekawy wiat. W wysokie góry wcina się morska zatoka, nad którš leży bogate miasto, szczycšce się wspaniałymi wieżami kociołów, murami, portem. Do przystani wpływa flotylla statków. Miasto jest oblega- ne, pod murami dochodzi do potyczek rycerzy. Nie przeszkadza to, że do bram miasta zbliża się karawana wozów ...
ptomaszew1966