Tematy astrologiczne astrologa Wojciecha Jozwiaka. cz 1..doc

(247 KB) Pobierz

 

Astrologia jako nauka ścisła

Naukowiec kontra medium

Kiedyś Edmund Husserl napisał traktat co znaczy "Filozofia jako ścisła nauka", albo "... jako wiedza poddana rygorom". Tu mowa będzie nie o filozofii, lecz o astrologii, bo i nasza dziedzina wiedzy dojrzała do tego, by poddać ją wreszcie rygorom ścisłego myślenia. I o tym chcę napisać: jakiej to mianowicie dyscyplinie powinna się poddać astrologia, aby współczesny intelektualista nie musiał się jej wstydzić.

Można obserwować planetarne rytmy w ich działaniu na ludzi, i nie mieć żadnych ambicji prognostycznych - tak na przykład postępował Michel Gauquelin; można też sięgać myślami w przyszłość i nie patrzeć na planety - i tak robi większość wróżbitów. W astrologu tkwią dwie sprzeczne natury, dwie konkurujące funkcje umysłu, które trzeba dobrze odróżniać - a oczywiście większość adeptów astrologii nie zdaje sobie sprawy z tego rozdwojenia. Analiza położeń i ruchów planet, kosmicznych cykli czasu, a także typów psychologicznych - jest czynnością racjonalnego umysłu, i tu są potrzebne te same kwalifikacje intelektualne, jakie ma naukowiec, umysł ścisły. Jednocześnie, gdy trzeba wygłaszać opinie o czyjejś przyszłości, czyni to ktoś o umyśle biegunowo odmiennym, odwrotnym wobec naukowego - mianowicie medium. Media ogłaszają przyszłość kierując się wiedzą bezpośrednią. Horoskop służy im nie do intelektualnej analizy, ale jako punkt skupienia, Albo też jako środek do koncentracji i nawiązania parapsychicznej łączności z badaną osobą. W takiej funkcji rysunek planet jest zaledwie pretekstem - równie dobrze może to być rysunek linii dłoni, widok tęczówki oka, fotografia badanej osoby, sny, karty tarota, widok czystego błękitu nieba i tak dalej. Media wiedzą i widzą, ale też nie wiedzą, jak to robią, i mogą sobie pozwolić na lekceważenie logiki i innych rygorów intelektu, czego w żadnym wypadku nie wolno robić astrologowi o racjonalnej orientacji.

Z reguły funkcje myślenia medialnego i ścisłego przynależą różnym osobnikom, i uzdolnione media mogą mieć ogromną wyobraźnię, wrażliwość, empatię i talenty artystyczne, ale w zdolności logicznego myślenia mistrzami zazwyczaj nie są. I odwrotnie - ścisły analityk ma zwykle umysł nieczuły na fluidy, wizje i bioprądy. Co więcej - kiedy osobowość medialna zabiera się do dziedziny wiedzy wymagającej myślenia rygorystycznego, zaczyna używać logicznych wywodów do udowodnienia tez z góry uznanych za jedynie słuszne, buduje pseudonaukowe terminologie. W astrologii tak się właśnie sprawy mają. Zacznijmy czytać dowolny podręcznik astrologii - uderza drewniany język, niechęć do znajdywania związków z życiem. Astrologia musi stać się zdolna do krytyki własnych podstaw. Właśnie krytyka podstawowych pojęć: przestrzeni, czasu, prawdopodobieństwa - doprowadziła w fizyce do dwóch wielkich, zwrotnych teorii: W biologii, genetyce, było podobnie. W ostatnim półwieczu trzon astrologicznych idei został zalany powodzią nowych pomysłów: odkrywano nowe planety planetoidy, wprowadzono midpunkty itp.

Wielka rektyfikacja i koniec dogmatu horoskopu urodzeniowego

Organizm dziecka przychodzącego na świat - jest w dużym stopniu uformowany, a dzięki przekazowi genetycznemu ma ono, w formie potencjalnej, cały już zestaw cech charakteru, talentów, skłonności, upodobań. Bardzo pouczające są wyniki badań wskazujące, jak ogromna część naszej osobowości jest wrodzona, czyli z góry wyznaczona genetycznie. Michelowi Gauquelinowi astrologia zawdzięcza myśl, że wśród cech genetycznie uwarunkowanych znajduje się też uwrażliwienie młodego organizmu na kosmiczne rytmy czasu. Dziecko rodząc się trafia w pewną fazę któregoś z planetarnych rytmów. Ta faza nie jest przypadkowa - jest skorelowana z całym przeglądem psychicznych cech. Gauquelin wyodrębnił wyraziste psychologiczne typy ludzi urodzonych przy dominujących pozycjach niektórych planet: Jowisza, Saturna, Marsa, Księżyca i Wenus. Analiza wyników jego prac długo jeszcze pozostanie wielkim źródłem inspiracji dla astrologów, potwierdził on bowiem pewne stare twierdzenia: (jak te o związku Saturna z logiką i nauką, a Wenus z wrażliwością na piękno), ale zarazem odkrył prawidłowości - jak choćby to, że trzeba zwracać uwagę na planety pozostające w pobliżu osi poziomej (ascendent-descendent) i pionowej (medium Coeli - imum Coeli), co burzy porządek z domami.

Dziecko rodzi się w dużym stopniu gotowe i jego genetyczne wyposażenie jest jednym z czynników decydujących o chwili urodzenia. Dziecko rodzi się w czasie który jest mu w pewien sposób wygodny, a który współgra również z jego psychicznymi i innymi predyspozycjami. Tak więc czas urodzenia ma wartość wskaźnika osobowości. Nie jest to żaden wierny zapis cech młodego człowieka, ani jego źródło lub przyczyna, ale właśnie wskaźnik, pewien czynnik towarzyszący, uboczny. Podobnie biegły znawca może odczytywać cechy charakteru zakodowane w rysach twarzy człowieka. Albo też - trochę zmieniając obszar porównań - wiele można się dowiedzieć o człowieku na podstawie tego, jak ma urządzone mieszkanie lub jak wygląda jego samochód. Istnieją różne psychozabawy oparte na takich korelacjach. Rektyfikacja traktowana jest zazwyczaj jako kłopotliwa konieczność, Ponieważ często przełomowe zmiany w życiu następują, gdy któraś z powolnych planet (Jowisz, Saturn, Uran...) przechodzi przez ascendent, medium Coeli lub punkty opozycyjne do nich, w wielu przypadkach udaje się odgadnąć brakujący ascendent lub m.c.

"Dziecko urodziło się wtedy, kiedy się urodziło." - Tak brzmiała jedna z typowych wypowiedzi jakie słyszałem w tej sprawie. Jeżeli jak się zazwyczaj sądzi, portretem człowieka i kiełkiem, z którego rozwiną się czasowe rytmy jego życia, jest jego urodzeniowy horoskop, to albo jest tak, że planety wywierają jakiś momentalny wpływ na urodzonego, i to w tak wielkiej mierze, że coś niezmiernie ważnego w nim przebudowują - albo też między splotem przypadków dziejących się podczas porodu a stanem nieba panuje jakaś niewyobrażalnie ścisła harmonia, zgranie, które sprawia, że znaczące stają się sekundy! Bo przecież już tranzyty określające zwykłe wydarzenia w życiu działają z ogromnym rozrzutem i rozmazaniem, zarówno w czasie, jak i w tym, co oznaczają - o czym wie każdy, kto badał działanie tranzytów.

Jestem przekonany (za Gauquelinem), że wśród genów determinujących funkcjonowanie organizmu, przenoszonych z pokolenia na pokolenie w procesie rekombinacji DNA, są również geny-zegary, które kodują zdolność zestrajania się organizmu z kosmicznymi rytmami czasu. Badania Gauquelina wykazały, że owe geny-zegary są czynne w czasie porodu i czułe są na rytm czasu, odmierzany przez ruch planet. (Co prawda nie znamy fizycznego mechanizmu tego oddziaływania między planetą a genem lub enzymem.) Jeżeli owe biochemiczne zegary były włączone podczas porodu, byłoby dziwne, gdyby w dalszym życiu pozostawały już wyłączone; a więc raczej nadal rządzą rytmami życia. Wystarczy teraz wyobrazić sobie, że obrazem, reprezentacją tych genów są owe czułe punkty horoskopu - i tak, jak jeden tranzyt spowodował już jedno ważne zdarzenie w życiu - mianowicie opuszczenie matczynego łona - tak i inne tranzyty planet do tych punktów będą oznakami zwrotnych momentów w życiu, w historii organizmu. Narodziny byłyby tylko jednym z takich momentów, w dużym stopniu wyznaczanych przez owe geny-zegary.

Wydaje się, że czułe punkty można wypreparować przez badanie pozycji planet podczas ważnych wydarzeń w życiu (czyli w procesie rektyfikacji), zapewne też horoskop urodzeniowy jest w wielu przypadkach dobrym przybliżeniem układu tych punktów, o czym świadczyłby fakt, że wykreślane dotychczasowych zasad horoskopy jednak często działają. W tej chwili, kiedy brak jest jeszcze odpowiednich badań, niewiele da się o czułych punktach powiedzieć. Moja prywatna intuicja podpowiada mi, że zapewne tych punktów nie jest wiele - może trzy, może pięć, może osiem. Zapewne jest ich mniej niż fizycznych planet, niekoniecznie też muszą się pokrywać z urodzeniowym m.c. lub ascendentem.

Horoskopy ludzi urodzonych w ciągu mniej więcej dziesięciu minut na podobnej szerokości geograficznej dla najwprawniejszego astrologicznego oka nie różnią się dosłownie niczym. W Polsce, taka gromada horoskopowych bliźniąt liczy około 20 osób. Gdyby horoskop miał determinować cechy i los osoby z taką siłą, jak tego astrologowie sobie życzą, każdy z Polaków miałby wokół siebie około dwudziestu ludzi niezmiernie do siebie podobnych. Wokół siebie trzeba rozumieć dosłownie, bo na przykład do pewnych zawodów przygotowuje jeden lub dwa uniwersytety itp. Każdy więc trochę wyróżniający się w społeczeństwie obywatel znałby swoich horoskopowych bliźniaków jako kolegów po fachu lub konkurentów do stanowisk. Mówiąc krótko, gdyby horoskopy urodzeniowe działały tak, jak chce wiara astrologów. Pomyślmy o odkryciach Einsteina, Darwina czy małżonków Curie - nie mieliby szans na oryginalność! W proponowanym modelu astrologii nic takiego się nie dzieje: ani zbieżność czasu urodzenia nie świadczy jeszcze o identyczności czułych punktów (choć czyni to prawdopodobnym), ani identyczność czułych punktów nie przesądza, że osobowość i losy ludzi będą identyczne. Zapewne będą jakoś podobne - ale ów stopień podobieństwa trzeba dopiero zbadać...

Uczmy się od enneagramu

Wszystkie powyższe wnioski wynikają z konfrontacji astrologii z ustaleniami genetyki oraz z pewnymi faktami które nie potwierdzają oczekiwań astrologii tradycyjnej. Równie pouczające jest zestawienie astrologii z współczesnymi ideami w psychologii. Od razu powiedzmy że wiele nurtów psychologii do zainteresowań astrologii nic nie wnosi. Astrolog powinien za to czujnie nastawiać uszu w dwóch przede wszystkim przypadkach: po pierwsze, gdyby psychologowie niezależnie od jego dziedziny zaczęli wychwytywać czasowe prawidłowości w ludzkich życiorysach - gdyby na przykład zauważyli, że znaczące wydarzenia powtarzają się (w pewnym stopniu) co trzy, jedenaście lub czternaście lat. Znaczyłoby to, że niezależnie od astrologii i odmiennymi metodami zostałyby odkryte cykle Jowisza i Saturna, które - jestem co do tego przekonany - są niemal gołym okiem widoczne, jeżeli tylko dopuścić myśl, że życie ludzkie ma swój indywidualnie zróżnicowany wymiar cykliczny. Ale, jak mi się zdaje, nikt poza astrologią na taki ślad dotąd nie wpadł. Drugi przypadek, na który astrologowie powinni być wyczuleni, to wyznaczanie typów charakteru.

Typy charakteru są podstawowym narzędziem astrologii - są kodem przy pomocy którego przekłada się abstrakcyjne konfiguracje planet na rzeczy i zdarzenia dające się zaobserwować w życiu. Długo astrologiczny system typów - dwanaście typów odpowiadających znakom zodiaku, dziesięć typów zależnych od dominujących planet, i cech wyznaczonych przez aspekty planet - wydawał mi się najdoskonalszy i dużo wyżej rozwinięty niż to, co proponowali psychologowie. Przypomnę tylko, że jest to system dziewięciu typów. Do którego typu kto należy, to ustala się empirycznie - zależy to od tego, jak kto się zachowuje w pewnych sytuacjach.

Astrologia musi skonfrontować się z enneagramem! Mnie zapoznanie się z tą teorią wpędziło w dysonans poznawczy i twórczy niepokój. Przede wszystkim oczywiste jest, że enneagram działa. Jest to rzeczywiście sprawny system klasyfikacji ludzkich charakterów, a na pewno sprawniejszy niż dwanaście znaków astrologii. Wiele lat temu mój kontakt z astrologią zaczął się od tego, że przeczytałem charakterystyki znaków zodiaku Leszka Szumana. Byłem wtedy studentem biofizyki i do astrologii na starcie zniechęciło mnie (choć ta niechęć nie trwała długo...) to mianowicie, że wśród dwunastu rozdziałów w książeczce Szumana nie znalazłem takiego, który pasowałby do mnie! Nie znałem wtedy jeszcze wszystkich swoich urodzeniowych planet; wiedziałem tyle, że według pozycji Słońca należę do znaku Barana - i nijak ten Baran nie był mi bliższy niż choćby Bliźnięta, Panna, Wodnik czy Ryby. Pewne cechy Barana wydały mi się wręcz sprzeczne z moimi i dotąd - przejrzawszy w międzyczasie astrologię niemal na wylot - zdania nie zmieniłem. (Nie jestem porywczy ani gwałtowny, sport mnie nigdy nie pociągał, a ścigać się wręcz nie znoszę.)

Oczywiście takie impresje zawsze są przypadkowe i powierzchowne. Ale to przecież nie wszystko… Każdy, kto zajmował się astrologiczną syntezą, to znaczy próbował z cech i typów wynikających z położenia Słońca, Księżyca, pozostałych planet, ascendentu, z aspektów i jeszcze na dodatek domów horoskopowych zbudować prawdopodobny obraz osobowości klienta - wie jak to zadanie jest niewdzięczne. Każdy element horoskopu mówi zazwyczaj co innego - na przykład Słońce w Lwie wskazuje na ekstrawersję, a jednocześnie Księżyc w Koziorożcu to (zupełnie odwrotnie) oznaka ludzi psychicznie schowanych. Astrologiczna synteza przypomina mieszanie farb: Słońce w Lwie jak soczysta czerwień, Księżyc w Koziorożcu niby ciemny błękit, jeszcze trochę zielonego od Wenus na ascendencie, trochę czerni od opozycji Jowisza i Saturna - mieszamy, co wyjdzie - wynikiem jest bura zupa! Niestety, to prawda. Z większości horoskopów taka substancja wychodzi - albo trzeba budować obraz osobowości łaciatych, złożonych z psychicznych biegunów; ludzi, którzy są raz tacy, raz owacy.

W przeciwieństwie do tego w systemie enneagramu panuje programowa przejrzystość. Istnieje dokładnie jeden typ właściwy danemu człowiekowi: Ucząc się astrologii rychło doszedłem do wniosku, że czyste typy zodiakalne i planetarne nie istnieją, a co więcej nie należy oczekiwać od ludzi, żeby byli czystymi Baranami, Bykami, czy też czystymi jowiszowcami - bo w ogóle nie tędy droga. W istocie typy astrologii są czymś abstrakcyjnym, są ledwie surowcem do syntezy, do odtworzenia obrazu osobowości z horoskopu. Ale ta synteza, bardzo przypomina uzyskiwanie koloru khaki przez mieszanie czystych barw. Gdy powstał enneagram, astrologia stanęła przed wyzwaniem:  Wydaje mi się prawdopodobne - i to także też tłumaczyłoby powyższy wniosek - że typy astrologii powstały w wyniku systematycznych błędów w obserwacji. Wyobraźmy sobie kogoś, kto bada ptaki wydające głosy o świcie. Tak się jednak składa, że przez tę okolicę przejeżdża około szóstej rano pociąg, który gwiżdże. Obserwator widzi koguta otwierającego dziób i słyszy gwizdek lokomotywy... Tak można sobie wyobrazić powstawanie i badanie typów astrologii.

Skupmy się na przykładzie znaku Panny, który kojarzył się z trzema aż typami enneagramu. Może być tak, że pewne sytuacje horoskopowe, kiedy Słońce, Księżyc, albo nawet któryś z postulowanych czułych punktów znajduje się w znaku Panny, sprzyjają uformowaniu się nie jednego typu osobowości w myśl enneagramu, ale trzech typów. Ale astrologowie nie dostrzegali osobowości w pełni ich wymiarów, lecz tylko poszczególne cechy - że ktoś jest pracowity, pilny, ma uzdolnienia ścisłe, jest sumienny oraz introwertyczny, wycofany i pełen dystansu. Te cechy uogólnili i utworzyli z nich typ Panny, zaś Gauquelin, posługując się inną procedurą badawczą, stworzył podobny typ człowieka saturnowego. Tymczasem przeoczono fakt, że te cechy wcale nie muszą się mieścić w jednej osobie ze znaku Panny! Mogę już teraz naszkicować plan zajęć przyszłej, ścisłej astrologii. Pierwszym zadaniem byłoby zebranie odpowiednio obszernej kolekcji planetarnych wzorców osobowości - ale nie horoskopów urodzeniowych, ale układów czułych punktów, zrekonstruowanych na podstawie tranzytów w typowych zdarzeniach życiowych.

 

Astrologia na progu nauki

Astrologia jest zdumiewająca przez to, że zajmuje się nią mnóstwo ludzi na całym świecie, przejawia się w najrozmaitszych postaciach, budzi wiele kontrowersji, a nawet zaangażowane są w nią spore pieniądze... a przy tym astrologia, jeśli pominąć wiarę oraz przekaz tradycji, opiera się na zdumiewająco nielicznych dowodach.

Spotykane poglądy na astrologię dadzą się wpasować w schemat.

1. Światopoglądy w astrologii

Narzuca się tu podział względem jednej osi; tu jest prawa strona i lewa strona. Po prawej stronie rządzi rygor, po lewej stronie, rządzi dowolność. Po prawej stronie panuje myślenie ścisłe, logika, metodologia nauk, i tak dalej; po lewej stronie przeważa myślenie mediumiczne. Te dwa style myślenia nie dają się pogodzić ze sobą; jeżeli medium - ktoś o uzdolnieniach medialnych, których nie neguję, i które sobie cenię, przechodzi na grunt nauk ścisłych, zaczyna produkować rzeczy, których nie da się słuchać ani czytać: najczęściej są to jakieś wyliczanki jakichś rzekomych prawd objawionych. I z kolei ktoś, kto jest obdarzony ścisłym umysłem, przechodząc na teren tej lewicy astrologicznej, szybko się gubi i nie wie o co chodzi... Postawa negacji astrologii; jest ona rozpowszechniona wśród wielu ludzi, którzy po prostu odrzucają to, co twierdzi astrologia. Może ja sam bym się zapisał do tych sceptyków czy niedowiarków, gdyby nie to że jest grupa faktów, które świadczą na korzyść istnienia zjawisk astrologicznych, czyli świadczą na korzyść istnienia związków pomiędzy urodzeniowym horoskopem a charakterem człowieka. Są to badania Michela Gauquelina i on z wysokim stopniem wiarygodności statystycznie udowodnił że w pewnych grupach zawodowych występuje przewaga, właściwie: "nadreprezentacja" jednej z dominujących planet. Dominujące planety to są te, które wschodzą, zachodzą, górują albo dołują, czyli znajdują się w pobliżu którejś z osi horoskopu.

Najbardziej spektakularny wynik, jaki uzyskał, był taki, że wśród mistrzów sportu, to znaczy wśród sportowców, którzy osiągnęli znaczące wyniki w swoich konkurencjach, występuje... statystycznie ogromna, to znaczy nieprawdopodobna z punktu widzenia zwykłego przypadku, przewaga ludzi, którzy mają Marsa w pobliżu jednej z osi horoskopu, zwłaszcza Marsa górującego, albo Marsa wschodzącego. Ludzie z wyróżnionym Marsem nieproporcjonalnie często zdarzają się pośród mistrzów sportu. Te badania były starannie analizowane, również przez wielu sceptyków i niedowiarków, i błędów nie znaleziono. Choć niektórzy, ci ze skrajnej prawicy, uznali jednak, że skoro astrologia nie działa i działać nie ma prawa, to również Gauquelin w tych badaniach musiał jakoś się mylić, gdyż inaczej być nie może. Czyli poszli, można powiedzieć, w zaparte. Więc jak mówię, gdyby nie badania Gauquelina, które pokazały, że jednak w obiektywny sposób i poprzez badania statystyczne da się wychwycić pewne działania planet, to cała reszta argumentów na korzyść astrologii byłaby wątpliwa.

Nieco bardziej na lewo są dwie grupy poglądów, które są astrologii w pewien sposób przychylne. Przede wszystkim nie negują, że związki między układami planet a zdarzeniami na Ziemi się rzeczywiście zdarzają. Jedna z tych grup w swoim podejściu do astrologii wzoruje się na fizyce. Wśród ludzi, którzy wypowiadają o tym, pojawiają się takie hasła, jak "pole", "oddziaływanie", "siły", czy też "korelacje". Zwolennicy tej koncepcji zakładają, iż istnieje jakieś pole, którego współczesna fizyka wprawdzie nie zna (bo nie zna) ale które przenosi oddziaływania od planet do organizmów ziemskich, szczególnie organizmu ludzkiego, a które wywołują określone skutki, na przykład powodują, że wtedy kiedy Mars przechodzi przez najwyższy punkt na niebie, mają skłonność rodzić się dzieci, które wyrosną na dziarskich mięśniowców i będą zdobywać medale. Zakłada się wiec, że istnieje jakieś nieznane jeszcze oddziaływanie fizyczne pomiędzy planetami a organizmami ziemskimi.

astrologowie, którzy najchętniej ogłosiliby się jakimiś kapłanami wiedzy tajemnej. Również na tym lewym skrzydle, na tym obszarze gdzieś pomiędzy astrologią humanistyczną a tą astrologią (nie wiem jak ją nazwać) pseudoreligijną, sytuują się ci astrologowie, którzy traktują swoją wiedzę jako najstarszą naukę, jako naukę-matkę dla innych nauk, także tych rozwijanych współcześnie; traktują ją jako odziedziczoną skarbnicę wiedzy z dawnych epok, i przez to z wielką wyższością patrzą (na przykład) na psychologów, których uważają za ludzi, którzy nieudolnie, jakimiś małymi kroczkami, naśladują to, co oni już od dawna po prostu wiedzą.

2. Planety a wymiary osobowości

Mianowicie pierwszą taką cechą, spośród pięciu podstawowych i niezależnych, jest cecha, która się nazywa neurotyzmem. Jest to cecha raczej negatywna: bardziej cenimy sobie ludzi nie-neurotycznych aniżeli neurotycznych. Neurotyczni to ci, którzy nie wiedza, czego chcą, stale się wahają, wymagają wsparcia, powodują niepokoje w grupie, są źródłem jakiejś paniki, histerii; a nie-neurotyczni to są ci, którzy są pewni swego, mają ustalony silny wewnętrzny "kręgosłup", wiedzą czego się trzymać, są odporni na wpływy i tak dalej. Ci, którzy są nie-neurotyczni, w horoskopie mają silne Słońce. Silne, to znaczy na ogół przebywające na którejś z osi horoskopu. Przykładem niech tu będzie Carl Gustav Jung, którego horoskop jest znany i który sam również znał swój horoskop, i był z nim, rzec można, za pan brat. Jung urodził się o zachodzie Słońca, dokładnie w momencie przejścia Słońca przez horyzont, wobec tego Słońce w jego horoskopie odgrywało rolę potężną. Jak również Słońce było w swoim znaku - w znaku Lwa. Więc, jak powiedziałem, ludzie z silnym Słońcem są nie-neurotyczni, a raczej cechy, które astrologia przypisuje silnemu Słońcu w horoskopie, dają się przetłumaczyć jako nie-neurotyzm w tej koncepcji pięciu głównych cech. Na drugim biegunie tej skali byliby ludzie z silnym Księżycem. Bowiem Księżyc, czy cechy, które daje Księżyc w horoskopie, bardzo przypominają to, co psychologowie nazywają neurotyzmem. W tym miejscu wielu astrologów powiedziałoby, że tak działa tak zwany uszkodzony Księżyc, to znaczy Księżyc w negatywnym położeniu, ale dla prostoty nie wchodźmy już w szczegóły.

Drugą taką skalą, drugim wymiarem osobowości, jest ekstrawersja - introwersja; i podobnie, jak się czyta charakterystyki typów ekstrawertycznych czy introwertycznych, to natychmiast się to kojarzy z kolejną parą planet w astrologii, gdyż są to dokładnie te same określenia. Ekstrawersja to jest cecha Jowisza; introwersja to jest cecha Saturna. Ludzie, którzy mają silnego Jowisza (i to jest nie tylko postulat dawnej astrologii, ale to jest również fakt empiryczny, stwierdzony na dużych próbkach osób przez Michela Gauquelina), ludzie z silnym Jowiszem, na przykład z Jowiszem wschodzącym albo górującym, są ekstrawertykami; są to ci, którzy się realizują w takich miejscach i zawodach, gdzie ich widać i słychać, którzy chętnie zabierają głos, zwracają na siebie uwagę, dobrze sobie radzą w sytuacjach publicznych występów. I odwrotnie, ludzie z dominującym Saturnem są wewnętrznie pochowani. No i są również tacy mieszańcy, którzy są trochę tacy, trochę tacy. Ja sam jestem w takiej sytuacji, ponieważ u mnie Saturn w horoskopie zachodzi, wchodzi Jowisz. I teraz, podczas tego wykładu, daję sobie radę, ale wiem, że w innych sytuacjach, niby również wymagających ekstrawersji, na przykład jako ktoś, kto zabawia towarzystwo na przyjęciu, raczej nie dałbym sobie rady.

Kiedy mówimy o Słońcu, Księżycu, Jowiszu i Saturnie, przychodzą na myśl kolejne dwie planety rozważane przez astrologów, które mają charakter dopełniający i równocześnie biegunowo przeciwny: są to Wenus i Mars. I podobnie jak przy poprzednich planetach, cechy wnoszone do osobowości człowieka przez Wenus dają się łatwo zestawić z cechą, która zwana jest w języku pięciu cech podstawowych ugodowością. Mars to byłaby jakaś "antyugodowość". Ludzie ugodowi to są ci, którzy są chętni do współpracy, wytwarzają wokół siebie miły nastrój, preferują harmonijne rozwiązania, łatwo się zgadzają z innymi; natomiast ci antyugodowi (a w astrologii z dominującym Marsem) są konfliktowi, uparci; uważają, że oni mają rację, a nie ktokolwiek inny... ale są sytuacje w życiu, kiedy to się przydaje.

Ciekawe, że chociaż te planety są w przeciwległych krańcach osi psychologicznych wymiarów, to jednak ich wpływy niezupełnie się dodają do siebie. Gdyby się dodawały, to również by się znosiły. Tymczasem te "udziały" Jowisza i Saturna, Wenus i Marsa, czy Słońca i Księżyca, tak naprawdę się nie dodają do siebie, i człowiek z jednakowo silnym Saturnem i Jowiszem nie będzie wcale ze swoją ekstrawersja w połowie drogi; on nie będzie obojętny pod względem tego wymiaru! On będzie w pewnych sytuacjach ekstrawertykiem, a w innych introwertykiem. I często będzie to jego problemem do rozwiązania, jak pogodzić jedno z drugim. Podobnie ludzie z silnym Marsem i jednocześnie silną Wenus mogą być na przykład groźnymi przywódcami, a jednocześnie w bliskich kontaktach być mistrzami stwarzania miłego nastroju. Jest wiec tak, jakby astrologia była troszeczkę szersza, troszeczkę bogatsza koncepcyjnie niż psychologia "pomiarowa", psychologia pięciu cech.

Czwarta cecha zwana jest otwartością na doświadczenia. A właściwie chodzi o otwartość na nowe doświadczenia, i ta cecha daje się przetłumaczyć w astrologii na cechy jednej tylko planety (tu nie ma drugiego bieguna), którą jest Merkury. I jeszcze jest piąta cecha, która się nazywa sumienność, która jest niezależna od wszystkich pozostałych, która jest skorelowana również w zasadzie z jedną planetą, i jest to Saturn. Tak więc Saturn występowałby w dwóch rolach, jako wskaźnik introwersji i jako wskaźnik sumienności. (Trochę ta jego podwójna rola jest niepokojąca...) Przez sumienność rozumiemy zdolność do wywiązywania się z zadań, porządek, pilność, umiejętność skończenia tego, co się zaczęło; a bałagan, lenistwo, roztargnienie byłyby przeciwieństwem tej cechy.

I pozostają jeszcze w astrologii trzy planety, które wychodzą poza schemat psychologii pięciu wymiarów, gdyż mówią o cechach, których nie znajdziemy w koncepcji pięciu cech głównych; i są to trzy najdalsze planety: Uran, Neptun i Pluton. Uran odpowiadałby na przykład za taką cechę, jak umiłowanie wolności, czy też osobista niezależność; Neptun odpowiadałby za uzdolnienia mediumiczne. Mniej więcej taka reguła działa, że im silniejszy Neptun, tym słabsza, cieńsza jest granica pomiędzy świadomością a podświadomością. Pluton byłby otwartością na doświadczenia, tak jak Merkury, ale chodziłoby o otwartość na przeżycia skrajne - jak doświadczenia bliskie śmierci czy ryzyko. Tych dziesięć ciał niebieskich to jest taka astrologiczna klasyka, chociaż niektórzy uzupełniają ten zestaw innymi jeszcze obiektami, na przykład dopisują do tego węzły orbity Księżyca, albo dorysowują różne mniejsze obiekty kosmiczne, na przykład Chirona (jest to obiekt poruszajacy się po orbicie pomiędzy Saturnem a Uranem), albo właściwe są to planetoidy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin