Galicki Jozajtis.txt

(119 KB) Pobierz
Lech Galicki

JOZAJTIS

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Jozajtis to m�j wstyd. Jozajtis to moja mi�o��. Jozajtis to m�j grzech. Zapytuj� 
siebie kiedy
si� to wszystko zacz�o i nie pami�tam dnia ani godziny, wspominam natomiast 
czar owej
chwili i paniczny strach przed tym co mo�e si� zdarzy�. Jozajtis. Zagadkowe 
imi�, a mo�e
wcale nie imi� tylko stan tajemnicy, kt�rej si� odda�em.
Stali�my przy murze i nagle us�ysza�em szept. O, wiem �e on jeszcze trwa, gdzie� 
w przestrzeni
wszech�wiata i pulsuje lawiruj�c mi�dzy drobinami i grzmotami kosmicznego gruzu.
Zapyta�em Jozajtis kim jest. Pytam Jozajtis dlaczego znalaz�em si� w centrum 
zainteresowania
si� nieczystych, niebia�skiego �piewu, zapachu potu, �ez i perfum, a mo�e wody 
kolo�skiej
i nie s�ysz� odpowiedzi.
W latach 1669-1696 pierwszy raz us�ysza�em o zagadce Jozajtis. Niekt�rzy nie 
chcieli
rozmawia� na ten temat, inni og�osili rozpocz�cie wielkiej wyprawy w 
poszukiwaniu Jozajtis.
By� mo�e znale�li tylko z�udne tropy i naczynia, i skarby �wiadcz�ce, �e 
zmierzaj� dobr� drog�.
Jozajtis dotyka tylko jednego cz�owieka i jest z nim do ko�ca jego ziemskiego 
�ycia. On o
tym wie, lecz nie rozumie dlaczego tak si� dzieje i na czym to wsp�bycie 
polega. Drga mu
dusza, wyst�puj� krwawe poty, r�e pachn� intensywnie, widzi ostrzej i g��biej, 
a jednocze�nie
smutek ogarnia go wielki. Widzi siebie to z g�ry, to z boku, �al mu marnej 
figurki, a tak�e
cz�sto ogarnia go pycha i d�awi� obawy. S�ynny Egzekutor Larry stwierdzi�, �e 
Jozajtis jest
bezsensown� kompilacj� hybryd pod�wiadomo�ci. A jednak... Jozajtis, czuj� ciebie 
i nie
wiem kim jeste�.
Rozdzia� pierwszy
� Kim jeste�? � zapyta� zbir spluwaj�c pod moje nogi. � No, kim? � powt�rzy� 
zbieraj�c
�lin� do drugiego wystrzelenia br�zowego �wi�stwa, teraz � jak zmiarkowa�em � 
prosto w
moj� twarz. Zapewne my�la�, �e przykl�kn� przed nim, zaczn� prosi� o lito��, a 
mo�e zli��
�mierdz�ce chi�skim sosem plwociny i powiem: przepraszam. Sta�em na �rodku sali 
restauracyjnej
w kombinacie szybkich potraw Rojal i nie mog�em ze strachu odplu� w rewan�u, ani
strzeli� mu w szcz�k�. Ba�em si�, w g�owie m�tlik, nogi wros�y w parkiet 
b�yszcz�cy jak lakierki
Freda A. Dlaczego ja? � ko�ata�o mi w obola�ej z wra�enia czaszce. � Kim jeste�? 
No
w�a�nie, kim jestem? Pewnie nikim, skoro zbir pluje na mnie i zaraz z�amie mi 
ko�� jarzmow�.
Przykl�kn��em przed nim, poprosi�em o lito��, zliza�em �mierdz�ce chi�skim sosem
plwociny i powiedzia�em: � Przepraszam. � No widzisz, szmata z ciebie � 
powiedzia� zbir �
peda�, padlina i g�wno. Nikt! � Tak, jestem nikt, zero, nul, �achmyta � 
piszcza�em pokurczony.
� Ty jeste� pan, wi�cej, ty panisko na dworze i wsz�dzie Senatorze przeogromny. 
Zbir
wci�gn�� z wra�enia poliki a� gwizdn�o, odwr�ci� si� do swoich towarzyszy i 
rykn��: � Sk�d
on to wie? Wyci�gn�� zza kamizelki kij golfowy i nu�e ok�ada� �wit�. Oni 
rozbiegli si� po
k�tach i b�agali: � Oszcz�d� nas panoczku, my g�upi, czyta� nie umiemy, to i 
sk�d wiedzie�
mogli�my, �e on nie nasz. Senator wywin�� m�ynka, wzlecia� piruetem pod 
kryszta�owy �yrandol
i rozp�yn�� si� jak dym kopc�cy z naftowej lampy. Potem grom waln�� w kombinat
szybkich potraw Rojal. Nie zosta� kamie� na kamieniu. Nie by�o zbira, nie by�o 
jego czeredy,
nie by�o mnie. � Kim jeste�? � nios�o echo. Nikim? � Nikim � potwierdzi�em zza 
kotary
dziel�cej czasoprzestrze�. � Sam chcia�e� � poinformowa�o mnie ch�rem 
zbiegowisko ciekawskich
kar��w. To by� ju� inny �wiat.
��ko wodne falowa�o jak wzburzone morze. Przeci�gn��em si�, jak przebudzony 
kocur.
Kt�ra godzina? Oby jeszcze pospa�. Taki sen wart psa, a nie cz�owieka, psiakrew! 
Wtuli�em
si� w chlupocz�ce wybrzuszenia, oczy zasz�y mi mg��. Nagle co� zatrzeszcza�o, 
zako�ysa�o i
jak katapulta wyrzuci�o mnie w przestrze� kosmicznych bzdur. � Kim jeste�? � 
zapyta� zbir
spluwaj�c pod moje nogi. No w�a�nie, kim jestem?
Rozdzia� drugi
Zza lasu dochodzi�y pomruki nadchodz�cej burzy. By� 26 dzie� kwietnia owego 
roku. To
wa�na informacja. Za kilka dni zapomnia�bym, �e w�a�nie tego dnia napisa�em 
kilkadziesi�t
zda�, i �e by� kwiecie�, a zza Lasu Arko�skiego dochodzi�y pomruki nadchodz�cej 
burzy. A
tak � wszystko jasne. � Nie wierz� w UFO � powiedzia�a pani Alga, by�y cz�onek 
zarz�du
Towarzystwa Parapsychologicznego w Czelabi�sku. � To tylko zwidy i ewentualnie 
zjawiska
wywo�ane podczas medytacji metasylwia�skich � doda�a. Alga Iwanowna medytowa�a 
trzy
razy dziennie, zawsze po wypiciu �wiartki wywaru z guana i je�eli chcia�a 
wyt�umaczy� pojawianie
si� dziwnych obiekt�w, czy te� �un na niebie, twierdzi�a, i� s� to produkty 
uboczne
medytacyjnego transu. � Ja tak�e nie wierz� w UFO, bo to nie kwestia wiary, ale 
owszem
widywa�em ich dziesi�tki � rzek�em od niechcenia. � Jak�e to, pan widzia�? � 
wykrztusi�a
Alga Iwanowna �ypiasta znieruchomiawszy w rozkroku. � Oczywi�cie, tak jak pani� 
� potwierdzi�em
� ale opowiem � by� mo�e � innym razem, bo zza lasu dochodz� pomruki 
nadchodz�cej
burzy i zaraz lunie deszcz. � Ale� prosz� � za�ka�a �ypiasta. � Przykro mi � 
odpowiedzia�em
stanowczo i uchyli�em kapelusza.
Szed�em powoli. Funkcjonariusze stra�y miejskiej uwijali si� w g�szczu 
samochod�w i
wypisywali mandaty za z�e parkowanie. Z oddali dochodzi�y krzyki bitych przez 
palanciarzy
spacerowicz�w. To s�ynna od dawna grupa Stefana zwana Stefany. Najcz�ciej m�ode 
zbiry
t�uk�y wyelegantowanych ludzi pracy w soboty i niedziele. W od-dali 
rozpo�ciera�y skrzyd�a
or�y z Pomnika Czynu Polak�w. � Zostanie pan ukarany � krzycza� w biegu 
funkcjonariusz �
w�a�cicielu psa, kt�ry zrobi� kup� w miejscu publicznym! Spojrza�em, 
rzeczywi�cie m�j
przyjaciel by� wyra�nie odpr�ony. Zareagowa�em b�yskawicznie. � Pan o sprawach 
przyziemnych,
a nad nami UFO � krzykn��em rozentuzjazmowany. Stra�nik miejski nu�e szuka�
lataj�cego talerza, a ja myk i ju� mnie razem z psem nie by�o. Us�ysza�em 
jeszcze pomruki
nadchodz�cej zza lasu burzy. Nast�pnego dnia lokalne przedpo�udni�wki pisa�y o 
tajemniczych
zjawiskach nad Szczecinem. Ja tam w UFO nie wierz�, bo je widzia�em. Wierzy w 
nie
stra�nik miejski, kt�ry opowiada� o swym Bliskim Spotkaniu z zielonymi ludzikami 
w miejscowej
telewizji �Si�demka� oraz Alga Iwanowna �ypiasta, albowiem naonczas medytowa�a i
� jak twierdzi � wydzieli�a nieziemskie opary. W popo�udni�wkach lokalnych o 
zdarzeniu nie
wspomniano s�owem. Prasa jak zwykle manipuluje rzeczywisto�ci�. Znowu idzie 
burza.
Rozdzia� trzeci
�wieci�o s�o�ce i ptaki �wiergoli�y, gdy Marcysia znalaz�a na alei dziwny kamyk. 
Natychmiast
splun�a na r�kaw moherowego sweterka i sumiennie przetar�a sw�j nowy skarb. Bo
Marcysia na�ogowo zbiera�a kolorowe szkie�ka, krzemienie, skamienia�e guana, 
kapsle, pojemniki
po wazelinie. W chatynce na rogu ulic Wyspia�skiego i Weso�ej, na poddaszu 
le�a�y
ca�e stosy skarb�w, a w�r�d nich szkielet Ginevry z rodu Orsinich w oryginalnym 
kufrze.
Drewniane schody trzeszcza�y jak trzcina po upale. Dziewczyna przycupn�a na 
zydlu, jeszcze
raz zdmuchn�a kurz z kamienia i oniemia�a... Po�r�d szklistych i nap�cznia�ych 
wzg�rk�w
skamieliny widnia� wypalony, niczym laserem, albo kto wie czym, napis: Jozajtis. 
� Kim jeste�?
� us�ysza�a gdzie� w swoim wn�trzu, w trzewiach, a i w bruzdach m�zgu. � Ja 
Marcysia,
ja tak jak tutaj stoj� ca�a Marcysia. Nic wi�cej. � Oddaj co nie twoje, znajdo! 
� krzykn��
g�os wewn�trzny � A co nie moje? � zapyta�a. � Kamie�! � A komu go odda�? � 
Szukaj!
Marcysia dobrze pami�ta�a, �e jeszcze kilka miesi�cy temu w kombinacie szybkich 
potraw
Rojal odnotowano nadprzyrodzone sytuacje i widziano tam karze�k�w bardzo 
osobliwych, a
jej ciocia Alga Iwanowna �ypiasta, znaj�ca r�ne dziwy, ostrzega�a Marcysi� 
przed nimi i
krzycza�a: � Nie wa� si� zadawa� z lichem! W�o�y�a dziwny kamyk z tajemniczym 
napisem
do biesagi i ruszy�a przed siebie. Czu�a, �e jej wej�cie w wiek dojrza�y nie 
b�dzie zwyk�e,
ma�o oryginalne i ciche. Pochodzi�a przecie� z Sakumpakumckich, starego rodu 
mag�w, parapsycholog�w
i kr�garzy b�otnych. A to zobowi�zuje.
Rozdzia� czwarty
Za murami miejskimi Szczecina znajdowa�a si� Brama M�y�ska, a za ni� plac, na 
kt�rym
wykonywano wyroki �mierci. W XVII wieku dok�adnie w tym miejscu p�on�y na 
stosach
kobiety oskar�one o uprawianie czar�w.
Dokument notariusza nr 153
�W wyniku nades�anych akt przez s�dziego nadwornego przeciwko Sydonii Borck 
uznajemy
jako s�dziowie i �awnicy za s�uszne, �e Sydonia Borck, pomimo i� przyzna�a si� 
do winy,
a potem w ca�o�ci zaprzeczy�a, co zmusi�o s�dziego do zastosowania ostrych 
tortur w
wi�kszym wymiarze, w czasie kt�rych przyzna�a si� ponownie do dokonywania czar�w 
oraz
doprowadzenia os�b do �mierci. Z tego powodu zosta�a skazana na �ci�cie toporem, 
a nast�pnie
jej cia�o spalono na stosie (...). Wszystko zgodne z prawem...�
19 sierpnia 1620 roku, na tak zwanym Kruczym Kamieniu kat �ci�� g�ow� licz�cej 
80 lat
Sydonii, nast�pnie spalono jej zw�oki, popi� za� rozrzucono po pobliskich 
polach. Nie spalono
jej �ywcem, gdy� by�a szlachciank�.
Niedaleko od miejsca ka�ni Sydonii von Borck znajduje si� obecnie Muzeum 
Narodowe1,
a w nim w�r�d wielu eksponat�w � dziwne to doprawdy � jej niezwyk�y portret, 
autorstwa
anonimowego malarza. Zaskakuje nie tylko lokalizacja podobizny pozbawionej �ycia 
tak
dawno i tak blisko �czarownicy�, lecz przede wszystkim kompozycja obrazu: dwie 
postacie
Sydonii von Borck zastyg�e na jednym portrecie olejnym z XVII wieku. W centrum, 
na pierwszym
planie, Sydonia m�oda, pi�kna, o wyrazistym spojrzeniu. Ubrana gustownie i 
bogato. Za
ni�, jak cie�, ta sama Sydonia � stara, zm�czona, zniszczona tragicznymi 
do�wiadczeniami.
Dwa oblicza tej samej kobiety. Dlaczego w�a�nie tak przedziwne i zapewne okrutne 
by�o zamierzenie
nieznanego mistrza p�dzla lub jego zleceniodawcy?
Z przes�uchani...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin