Steel Danielle - Jak grom z nieba.pdf

(1051 KB) Pobierz
34730092 UNPDF
DANIELLE STEEL
JAK GROM Z NIEBA
W sali konferencyjnej panował jednostajny gwar. Alexandra Parker wyprostowała
długie nogi pod potężnym mahoniowym stołem, zapisała coś na żółtej kartce notatnika i
rzuciła spojrzenie jednemu ze wspólników. Matthew Billings był starszy od Alex o
kilkanaście lat - dawno już stuknęła mu pięćdziesiątka - i należał do najbardziej poważanych
udziałowców firmy. Z reguły starał się polegać tylko na sobie, lecz dość często prosił Alex,
by uczestniczyła w przesłuchaniach. Cenił jej bystry umysł i wyjątkową zdolność do
wyszukiwania najsłabszych punktów przeciwnika. A kiedy już je znalazła, była finezyjna i
bezlitosna. Zdawała się instynktownie wyczuwać, w które miejsce skierować ostrze sztyletu,
żeby spowodować możliwie największe spustoszenie.
Posłała mu uśmiech, a Billings po błysku w jej oczach zorientował się, że usłyszała to,
czego potrzebowali: odpowiedź inną niż poprzednio. Być może tylko odrobinę inną.
Przesunęła w jego stronę żółtą kartkę, on zaś rzucił na nią okiem, zmarszczył brwi i lekko
skinął głową.
Sprawa była potwornie skomplikowana, ciągnęła się od dobrych kilku lat i już
dwukrotnie zawędrowała przed Sąd Najwyższy Nowego Jorku, a dotyczyła emisji wyjątkowo
trujących substancji chemicznych przez jeden z największych w tej branży koncernów. Alex
już parę razy uczestniczyła w przesłuchaniach i zawsze cieszyła się, że to nie jej problem.
Powodami była grupa dwustu rodzin z Poughkeepsie, stawką zaś suma kilku milionów
dolarów. Sprawa trafiła do spółki Bartlett i Paskin przed paroma laty, tuż po tym, jak Alex
została dopuszczona do uczestnictwa w spółce.
Ona zdecydowanie wolała sprawy ostrzejsze, krótsze i o mniejszą stawkę. Dwustu
powodów i ponad tuzin prawników pracujących pod kierunkiem Billingsa - nie, to stanowczo
nie był jej żywioł, mimo że specjalizowała się w powództwie i wygrała sporo trudnych i
ciekawych spraw. Kiedy było wiadomo, że zapowiada się walka na noże i trzeba kogoś, kto
zna wszystkie precedensy, a na dodatek gotów jest ślęczeć po nocach nad książkami i
dokumentami, Alexandra Parker uchodziła w firmie za niezastąpioną. Miała oczywiście do
dyspozycji sporą grupę współpracowników oraz młodszych wspólników, niemniej zawsze
starała się jak najwięcej pracy wykonać sama i utrzymywała bliskie kontakty z niemal
wszystkimi klientami.
Jej specjalnością były prawo pracy i zniesławienia. W obydwu dziedzinach posiadała
duże doświadczenie i przeprowadziła wiele spraw, choć oczywiście sporo z nich zakończyło
się ugodą. Generalnie jednak Alex Parker miała opinię osoby walecznej i nieustępliwej,
dobrze znającej swój fach i nie obawiającej się ciężkiej pracy. W rzeczywistości Alex po
prostu ją uwielbiała.
Kiedy ogłoszono przerwę w przesłuchaniu, Matthew odczekał, aż adwokat koncernu
oraz jego współpracownicy znikną za drzwiami, po czym obszedł stół, żeby z nią
porozmawiać.
- Co o tym sądzisz? - Przyjrzał się jej z zainteresowaniem. Zawsze miał do niej
ogromną słabość. Jako prawniczka była rzetelna i fachowa, a na dodatek należała do
najatrakcyjniejszych kobiet, jakie w życiu spotkał. Matthew po prostu lubił jej towarzystwo.
Była solidna, bystra, znała się na prawie i miała świetną intuicję.
- Chyba masz to, czego potrzebowałeś, Matt. Kiedy powiedział, że wtedy jeszcze nikt
nie zdawał sobie sprawy z toksyczności tych substancji, kłamał. Po raz pierwszy zdarzyło się
im popełnić taką gafę. Mamy raporty rządowe sporządzone na pół roku przed całą sprawą.
- Wiem - rozpromienił się. - Nieźle się wpakował, prawda?
- Aha. Już ci nie będę potrzebna. Masz faceta w garści. - Wrzuciła notatnik do teczki i
spojrzała na zegarek. Wpół do dwunastej. Za pół godziny będą mieli przerwę na lunch, ale
pomyślała, że jeśli wyjdzie teraz, powinna zdążyć załatwić jeszcze przynajmniej kilka spraw.
- Dziękuję, że przyszłaś. Jesteś po prostu niezastąpiona. Wyglądasz tak niewinnie, że
faceci na śmierć zapominają, że trzeba się mieć na baczności. Gapią się na twoje nogi, a ja w
tym czasie mogę spokojnie przygotować i zarzucić sieć.
Wiedziała, że lubi się z nią droczyć. Matthew Billings był wysoki i bardzo przystojny.
Miał siwą czuprynę i śliczną żonę, Francuzkę, byłą paryską modelkę. Uwielbiał piękne
kobiety, lecz szanował też utalentowane i bystre.
- Serdeczne dzięki. - Posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Rude włosy nosiła upięte w
ciasny kok, makijaż zaś miała tak delikatny, że trudno było go dostrzec. Jej czarny kostium
kontrastował z rudymi włosami i zielonymi oczyma. Była naprawdę piękna. - Po to właśnie
przez tyle lat chodziłam do szkoły, żeby zostać przynętą.
Wybuchnął gromkim śmiechem.
- Do licha, skoro to skuteczny sposób, czemu z niego nie korzystać? - odparł, nie
przestając się z nią drażnić.
W tej chwili drzwi się uchyliły i do sali wszedł jeden z obrońców. Natychmiast
ściszyli głosy.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli już pójdę? - spytała uprzejmie. Był w końcu
jej przełożonym. - O pierwszej jestem umówiona z nowym klientem, a wcześniej muszę
rzucić okiem na kilka innych spraw.
- W tym właśnie cały problem. - Na jego czole pojawił się niby srogi mars. - Za mało
się angażujesz. Jesteś okropnie leniwa... No dobra, wracaj do pracy. Tutaj już swoje zrobiłaś.
- W jego oczach zabłysły wesołe ogniki. - Dzięki, Alex.
- Dam notatki do przepisania i prześlę ci je do biura - powiedziała poważnie, zanim
wyszła.
Billings-wiedział, że jej staranne, inteligentne notatki znajdą się w jego gabinecie,
zanim on sam wróci. Alex Parker była niepowtarzalna. Skuteczna, inteligentna, zdolna, kiedy
trzeba - chytra, a do tego piękna, chociaż nie spędzała zbyt wiele czasu przed lustrem ani nie
zwracała szczególnej uwagi na oglądających się za nią mężczyzn. Sprawiała wrażenie
całkiem nieświadomej swojej urody i właśnie tym zdobywała sympatię większości ludzi.
Pomachała ręką na pożegnanie i wyszła, mijając w drzwiach powracających
adwokatów koncernu. Jeden z nich obejrzał się za nią z nie skrywanym podziwem.
Nieświadoma tego Alex Parker popędziła korytarzem, a potem kilka pięter po schodach w dół
do swojego biura.
Gabinet miała przestronny i zadbany. Dominowały w nim spokojne szarości, na
ścianach wisiały dwa ładne obrazy i kilka fotografii, na podłodze zaś stała donica z dużą
rośliną i wygodne meble obciągnięte szarą skórą. Z okien na dwudziestym piętrze rozciągał
się wspaniały widok na Park Avenue. Bartlett i Paskin zajmowali w sumie osiem pięter i
zatrudniali około dwustu prawników. Była to firma zdecydowanie mniejsza od tej, w której
Alex zatrudniła się zaraz po studiach, lecz było jej tu zdecydowanie lepiej. Tam została
przydzielona do sekcji antytrustowej, co jej absolutnie nie odpowiadało. Sprawy były
piekielnie nudne, chociaż nauczyły ją zwracać uwagę na każdy szczegół i prowadzić
drobiazgowe badania.
Usiadła za biurkiem i przejrzała czekające na nią wiadomości - dwie od klientów i
cztery od współpracowników. Prowadziła dziewięć spraw, z których trzy były już gotowe do
rozpoczęcia postępowania sądowego, pozostałe zaś znajdowały się dopiero w fazie
przygotowawczej. Dwie duże sprawy właśnie zakończyły się ugodą. Był to ogromny nawał
obowiązków, Alex jednak nie widziała w tym nic nadzwyczajnego. Lubiła takie szaleńcze
tempo i związane z nim napięcie. Właśnie dlatego długo nie chciała mieć dziecka. Po prostu
nie wyobrażała sobie siebie w roli matki, była pewna, że i tak zawsze bardziej będzie kochać
swoją pracę. Praca stanowiła sens jej życia, toteż nic po słońcem nie sprawiało jej większej
przyjemności niż ostra potyczka w sądzie. Parała się głównie obroną i wprost uwielbiała
trudne przypadki. Kochała każdy aspekt swojej pracy, która pochłaniała większą część jej
czasu, tak że właściwie nie zostawało go na nic innego - może tylko dla męża.
Samuel Parker harował równie ciężko jak Alex, tyle że nie w sądach, a na Wall Street.
Pracował w jednej z najprężniej szych młodych firm w Nowym Jorku i specjalizował się w
inwestycjach w nowe, niepewne technologie. Do spółki przystąpił na samym początku jej
istnienia, dawała bowiem ogromne możliwości. Jak dotąd zbił kilka sporych fortun, chociaż
parę razy zdarzyło mu się również przegrać. Razem zarabiali niemałe pieniądze. Ale, co dużo
istotniejsze, Parker cieszył się w świecie interesów doskonałą reputacją. Był znakomitym
fachowcem i od dwudziestu lat praktycznie wszystko, czego tylko tknął, zmieniało się w
pieniądze. Grube pieniądze! W pewnym momencie mówiono o nim nawet, że jest jedynym
człowiekiem w mieście, który potrafi zrobić majątek na zwykłych towarach. Teraz wszakże
zajmował się czym innym. Od parunastu lat podstawowym obszarem jego zainteresowań był
przemysł komputerowy. Ulokował ogromne kwoty klientów w Japonii, nieźle radził sobie w
Niemczech, opiekował się również dużymi udziałami w Dolinie Krzemowej. Wszyscy na
Wall Street byli zgodni, że Sam Parker wie, co robi.
Alex też wiedziała, co robi, kiedy za niego wychodziła. Poznała go zaraz po studiach.
Spotkali się na wydanym przez jej pierwszą firmę bożonarodzeniowym przyjęciu, na którym
Sam zjawił się z trójką przyjaciół. W ciemnym garniturze, z czarnymi włosami lekko
przyprószonymi śniegiem i twarzą zarumienioną od siarczystego mrozu prezentował się
imponująco. Kipiał radością życia, a gdy stanął przed nią i przyjrzał się jej, poczuła, że
uginają się pod nią kolana. Miała wtedy dwadzieścia pięć lat, on zaś trzydzieści dwa i pośród
mężczyzn, których znała, należał do nielicznych kawalerów.
Jeszcze tego wieczora próbował z nią porozmawiać, lecz bez skutku. W efekcie ich
ścieżki przecięły się po raz kolejny dopiero pół roku później, kiedy firma Sama zgłosiła się do
biura Alex po poradę w sprawie transakcji, którą zamierzała przeprowadzić w Kalifornii.
Alex wraz z dwoma innymi młodymi pracownikami została oddelegowana do pomocy w tej
sprawie. Parker był tak bystry, szybki i pewny siebie, że niemal natychmiast ją zafascynował.
Właściwie trudno było sobie wyobrazić, że mógłby się czegoś przestraszyć. Śmiał się
swobodnie i nie obawiał się stąpać po grząskim gruncie błyskawicznych decyzji. Wydawało
się, że jest gotów podjąć każde ryzyko, chociaż w pełni zdawał sobie sprawę z
niebezpieczeństw. A przecież gra szła nie tylko o pieniądze jego klientów, lecz o całe
przedsięwzięcie. Koniecznie chciał postawić na swoim, w przeciwnym razie gotów był się
wycofać. Początkowo Alex miała go za durnia i bufona, ale z czasem zaczęła rozumieć, do
czego zmierza, i ogromnie jej to zaimponowało. Był uczciwy aż do bólu, miał swój styl, tęgi
umysł i rzecz najrzadszą z rzadkich - odwagę. Jej pierwsza ocena okazała się jak najbardziej
prawidłowa: Sam Parker rzeczywiście nie bał się niczego.
Alex zrobiła na nim wcale nie mniejsze wrażenie. Zafascynowała go jej zdolność do
inteligentnej dogłębnej analizy, oglądu sytuacji ze wszystkich stron. Potrafiła dostrzec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin