AMERYKA W OCZACH ENTUZJASTY.pdf

(64 KB) Pobierz
AMERYKA W OCZACH ENTUZJASTY
AMERYKA W OCZACH ENTUZJASTY
Jan Latus
Dobrze jest, jeśli ktoś przyjrzy się naszemu życiu od
zewnątrz. My na przykład oglądamy tak ludzi w Polsce.
Odfiltrowujemy ich narzekania i stwierdzamy często, że
ich życie jest całkiem niezłe i posiada wiele walorów
zagubionych w Ameryce, a tam traktowanych jako
oczywiste, więc niedocenionych. Tak samo przybysz z Polski do Ameryki może patrzeć z
podziwem na nasze życie i jakimi nie bylibyśmy malkontentami (a jesteśmy, mamy to we
krwi), takie pochwały zmuszą nas do spojrzenia na siebie od zewnątrz, docenienia
własnego dobrobytu, osiągnięć, życiowej sytuacji. Także - docenienia Ameryki, w której
życie posiada wiele walorów szybko uznanych przez przybyszów za oczywiste, więc
niedocenionych.
Takim obserwatorem z zewnątrz był mój tata, który, skończywszy 80 lat, po raz pierwszy
wybrał się w zaoceaniczną podróż.
Tata był Nowym Jorkiem (a także Kalifornią, gdzie zrobił sobie wypad) zachwycony.
Jakżeby nie mógł być? Przecież chodził po pięknych uliczkach Brooklyn Heights, jeździł
metrem prosto na plażę nad Atlantykiem, podziwiał panoramę miasta z dachu
Rockefeller Center. Potem, dla odmiany, wsiadał do Water Taxi, która przewoziła go, w
słońcu i w morskiej bryzie, w kolejne miejsca, gdzie nagromadzono domy osobliwe i
oryginalne, ludzi kolorowych i rozmaitych, kuchnie z całego świata. Korzystał z
turystycznych atrakcji? Ależ wymieniam przeżycia dostępne dla każdego z nas!
Nie znam takiego miasta na świecie, gdzie przez kilka tygodni urlopu można by
zaoferować turyście tyle atrakcji i które tak byłyby różnorodne. Bo przecież można
spędzić dzień oglądając obrazy w MoMA albo przebierając krawaty w sklepie Century
21, albo dziesiątki książek o szachach w księgarni The Strand. Poruszając się po
wodzie, po lądzie albo pod lądem. Jedząc rybę z rusztu w niepozornej greckiej knajpce
lub pikantne pierożki w restauracji koreańskiej. A we wszystkich - w gwarze i tłoku, bo na
jedzenie na mieście stać tu wielu.
Jak powiedziałem, tata był zachwycony, a ja się bardzo cieszyłem, że mogę spędzić
urlop zapewniając mu - jego słowami - najpiękniejsze wakacje w życiu.
1
10686721.001.png 10686721.002.png
Czy Wy, Czytelnicy ze smętkiem w duszy, goryczą w sercu i żółcią w wątrobie, naprawdę
nie zauważacie, w jak ciekawym żyjecie mieście? Może nie zauważacie, bo wasze kroki
prowadzą jedynie z pracy do domu, polskiej stołówki, kościoła i dyskoteki, a myśli wasze
skupiają się wyłącznie na zarabianiu i odkładaniu. Ale jeśli ktoś nie pozostaje umysłowo
zapętlony (wiem, że od imigranta wymagam wiele!), wtedy może sobie brać z tego
miasta, z Ameryki, co chce. Ameryka nie polega wyłącznie na zarabianiu pieniędzy!
Szokująca opinia, prawda? Jest tu miejsce zarówno dla dorobkiewiczów, jak i pracowitej,
kochającej swoich pacjentów pielęgniarki. Dla lubiącej dzieci opiekunki, dla miłośnika
impresjonizmu francuskiego, dla pijaka i ascety, dla utracjusza i liczykrupy.
Jedynym zgrzytem w tym miłym oglądaniu mojego nowojorskiego życia przez
obserwatora z zewnątrz były spotkania z Polakami. Oni zachwytu Ameryką po prostu nie
rozumieli. "No, chyba że przyjechał pan na wakacje, wtedy to co innego!". Uśmiechali się
przy tym smutno, jakby powstrzymując się przed opowiedzeniem starszemu, naiwnemu
panu, jakie naprawdę jest tu życie. Jakie jest, słowem, okropne.
Po tych rozmowach tata zadawał mi proste pytanie: dlaczego tu mieszkają, skoro tak im
się nie podoba? Lepiej im było w swoim miasteczku?
Wbrew pozorom, jego obserwacje nie wynikały z naiwności. Mój ojciec przeszedł więcej
niż my: okupację, łapanki, wywózkę do Niemiec, obóz uchodźców, stalinizm, śmierć
rodziców, kartki na mięso, wyjazd obydwojga dzieci do Ameryki, poważne choroby;
ostatnio - śmierć Żony. Może dzięki temu potrafi docenić proste przyjemności i rzeczy
obiektywnie dobre. Tak jak tam w Polsce cieszył się prostą kanapką z szynką, tu
próbował kilkunastu chyba kuchni świata - i smakowało mu wszystko, bo nie jest tak, jak
my, rozpuszczony, więcej ma natomiast tolerancji, więcej rzeczy rozumie i docenia. Jako
człowiek, który przeżył w Polsce całe życie, a nie tylko nieustannie podróżował i
porównywał, zauważał też i doceniał uprzejmość Amerykanów, niespotykaną w kraju
życzliwość. Nieznający słowa po angielsku emeryt uważnie się rozglądał - i dzięki temu
zauważał rzeczy, których my nie widzimy. Że metro nie może być tak czyste jak
warszawskie, skoro nowojorska sieć liczy kilkaset kilometrów. Że dużo domów jest
starych, to zauważył. Ale spostrzegał też, że nieustannie się je remontuje i czyści.
Podobało mu się, że wystarczy wychodząc zatrzasnąć drzwi mojego mieszkania, że
może spokojnie wracać sam do niego wieczorem i że w barze czuje się bezpiecznie.
Wrócił do Polski, bo to jest jego miejsce na ziemi, ale wrócił uspokojony, że jego dzieci
dobrze zrobiły osiedlając się w USA. Powiedział nawet raz, że rozumie, dlaczego
2
10686721.003.png
Amerykanie gotowi byli ginąć w czasie wojen za swój kraj. Śmieszne... naiwne... a może
właśnie przez takich imigrantów Ameryka została zbudowana?
Komentarze, opinie, sugestie - kliknij tu aby wyslac e-mail
Ostatnia modyfikacja: Fri Oct 27 16:36:55 2006
3
10686721.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin