41.Brown_Sandra_Czarodziejka.pdf

(412 KB) Pobierz
Sandra Brown CZARODZIEJKA
Sandra Brown CZARODZIEJKA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Spotkała go na korytarzu, gdy schodziła na obiad.
Prędzej spodziewałaby się śmierci. Ten mężczyzna zupełnie zaskoczył Ranę.
Była oszołomiona, bo zbyt wiele zdarzyło się równocześnie. Oparła się o
ścianę.
- Dzień dobry. Przestraszyłem panią? - zapytał, odsłaniając w szerokim
uśmiechu białe zęby.
Miał intrygujący wyraz twarzy, nierówno wycięte brwi i ciemnobrązową
czuprynę. Taki mężczyzna mógł przyciągać uwagę każdej kobiety.
- Nie - wyjąkała Rana. Serce załomotało jej jak ptak.
- Czy ciocia Ruby nie powiedziała pani, że ma nowego lokatora?
- Tak, ale...
Młoda kobieta nie dokończyła. Nie mogła przecież powiedzieć: „Tak, ale
spodziewałam się starszego pana z fajką, a nie mężczyzny o barach
zajmujących niemal całą szerokość korytarza”. Wyobrażała sobie gościa z
dobroduszną, uśmiechniętą twarzą. Nie kogoś, kto wyglądał na bezczelnego
uwodziciela.
Wciąż uśmiechnięty, postawił na podłodze pudełko z płytami i taśmami, które
przedtem trzymał pod pachą. Wyciągnął do kobiety rękę, by się przedstawić.
- Trent Gamblin.
Rana ociągała się, zanim niepewnie odpowiedziała:
- Panna Ramsey.
Mężczyzna uśmiechał się coraz swobodniej. Podejrzewała, że drwi z jej
zakłopotania.
- Czy mogę w czymś panu pomóc? - spytała, cofając rękę.
- Myślę, że jakoś sobie poradzę. - Na pozór spoważniał, ale jego oczy koloru
1
likieru kawowego wciąż uśmiechały się.
Odsunęła się od ściany, prostując plecy. Nikt nie lubi, gdy ktoś obcy bawi się
jego kosztem.
- Pozwoli pan zatem, że zejdę na obiad. Ruby jest niezadowolona, gdy
spóźniam się na posiłki.
- Ja również powinienem się pospieszyć. Który pokój będzie mój, czy ten po
prawej stronie?
- Po lewej. Ja mieszkam obok pana.
- Mam nadzieję, że nie zabłądzę, panno Ramsey. Nie chciałbym którejś nocy
pani zaskoczyć. - Mierzył ją rozbawionym wzrokiem. - Lepiej nie mówić, co
mogłoby się stać.
Żartował sobie z niej!
- Zobaczymy się na dole - powiedziała chłodno i przeszła obok, ocierając się
o ubranie Trenta. Na pewno zastąpił jej drogę celowo. Uśmiechnął się
bezczelnie.
„Gdyby tylko wiedział” - pomyślała z irytacją, idąc po schodach. Mogłaby go
zamienić w słup soli, zetrzeć ten uśmiech...
Przystanęła. Co przyjdzie jej z takich myśli? Nie dba o swój wygląd od
miesięcy. Dlaczego teraz, spotkawszy nowego gościa pensjonatu Ruby Bailey,
przypomniała sobie Ranę, jaką była jeszcze pół roku temu?
Żachnęła się. Odcięła się przecież całkowicie od przeszłości. Nie miała
zamiaru wracać do dawnego stylu życia nawet na krótko, by pokonać nowo
poznanego zarozumialca.
Odzyskując światową sławę, musiałaby znów narażać się na wszystkie
przykrości, jakie znoszą znani ludzie. Zbyt ceniła sobie anonimowość. Cieszyła
się, że jest po prostu panią Ramsey, mieszkanką typowego pensjonatu w
Galveston, którego właścicielka, jakby na przekór swemu zajęciu, zaliczała się
2
do osób bardzo oryginalnych.
Gdy Rana weszła do jadalni, Ruby zapalała właśnie świece. Na cześć nowego
gościa przygotowywała ten wieczór szczególnie starannie.
- Cholera! - zaklęła, gasząc zapałkę. - Omal nie przypaliłam sobie lakieru! -
Spojrzała na czerwoną emalię, pokrywającą paznokcie.
Trudno było określić wiek Ruby, ale Rana przypuszczała, że gospodyni
przekroczyła już siedemdziesiątkę, biorąc pod uwagę daty, jakie pojawiały się
w barwnych opowieściach przy kolacji.
Nie tak Rana wyobrażała sobie ten dom, czytając ogłoszenie o pokoju do
wynajęcia w Galveston.
Z łatwością znalazła pensjonat, kierując się wskazówkami, jakie Ruby
przekazała jej w krótkiej rozmowie telefonicznej. Posiadłość wprawiła młodą
kobietę w zachwyt. Zbudowana w stylu wiktoriańskim w latach świetności
Galveston, oparła się huraganom i niszczącemu działaniu czasu. Stała przy
zadrzewionej alei wśród świeżo odnowionych domów. Ranie, która mieszkała
przez ostatnich dziesięć lat w wieżowcach Manhattanu, ta przeprowadzka
przypominała podróż w czasie.
Właścicielka pensjonatu miała siwe włosy, lecz nie upinała ich w koczek
babuni. Czesała się krótko, w zdumiewająco modnym stylu. Zachowała także
gibką i smukłą sylwetkę. Nosiła przeważnie dżinsy i sweter barwy kwitnącego
na ganku posiadłości geranium.
- Solidny posiłek dobrze ci zrobi - powiedziała Ruby do Rany podczas
pierwszego spotkania, lustrując ją bystrymi, brązowymi oczami, które mogły
każdego postawić na baczność. - Zaczniemy od ciastek i ziołowej herbaty. Czy
lubisz ziółka? Dam głowę, że tak. Są dobre na wszystko - począwszy od bólu
zębów, a skończywszy na zaparciach. Oczywiście, zamierzam przyrządzać dla
ciebie normalne posiłki, tak więc nie powinnaś mieć kłopotów z trawieniem.
3
Ruby znalazła dla Rany apartament na pierwszym piętrze. Lokatorka
przekonała się wkrótce, że ziołowa herbatka jest często hojnie doprawiona
Jackiem Danielsem”, zwłaszcza wieczorami. Wybaczyła gospodyni to
szczególne upodobanie, tak jak i wyraz dezaprobaty, z jakim starsza pani na
nią spojrzała.
- Mam nadzieję, że trochę ogarniesz się na dzisiejszy wieczór. Masz takie
piękne kasztanowe włosy. Nigdy nie pomyślałaś, że mogłabyś je jakoś
uczesać, by nie zasłaniały całej twarzy?
„Rano, kochanie, można oszaleć z zachwytu, patrząc na twoje policzki.
Odsłoń je. Widzę te wspaniałe włosy zaczesane do tyłu, otaczają twarz,
spadając kaskadą na plecy. Potrząśnij głową, kochanie. Zobacz! Och,
naprawdę można umrzeć z zachwytu! Każdy salon piękności w kraju będzie
wkrótce reklamował styl Rany”.
Uśmiechnęła się na wspomnienie słów sławnego fryzjera, jakie usłyszała, gdy
Morey zaprowadził ją do niego po raz pierwszy.
- Nie, w takim uczesaniu się sobie podobam. - Gospodyni chciała, by
mówiono do niej po imieniu, bo zwrot „pani Bailey”, jak twierdziła, postarzał
ją. - Stół wygląda przepięknie.
- Dziękuję - odrzekła niecierpliwie Ruby, wypatrzywszy plamkę na rękawie
Rany. - Jeszcze zdążysz się przebrać, kochanie - dodała.
- Czy to ważne, jak się ubieram?
Gospodyni westchnęła z rezygnacją.
- Nie sądzę, ale znów włożyłaś jeden z tych wstrętnych, workowatych łachów,
w jakich byłoby wstyd nawet umrzeć. Mogłabyś wyglądać znacznie lepiej,
gdybyś chciała.
- Nie zależy mi na prezencji.
Ruby krytycznie spojrzała na buty na płaskim obcasie, luźną sukienkę i
4
długie, gęste włosy, swobodnie opadające po obu stronach szczupłej twarzy.
Lokatorka nosiła ponadto duże okrągłe okulary. Mina Ruby wyrażała
dezaprobatę.
- Trent już przyjechał - oznajmiła gospodyni.
- Wiem, spotkałam go na górze.
Starsza pani ucieszyła się.
- Czyż nie wydaje ci się najbardziej czarującym chłopcem, jakiego widziałaś?
- Nie myślałam, ze jest taki... młody! - „Tak młody, przystojny, męski i tak
niebezpieczny” - dodała w myśli. -Sadziłam, że to twój kuzyn.
- Siostrzeniec, gwoli ścisłości. Zawsze był moim ulubieńcem. Matka strasznie
go psuła. Oczywiście wciąż ją za to łajałam. Ale nic to nie dało. Ten chłopak
potrafi owinąć sobie każda kobietę wokół palca. Gdy zadzwonił i powiedział,
że chciałby tu zatrzymać się na parę tygodni, udałam zagniewaną, lecz
oczywiście byłam zachwycona. To miło mieć tego trzpiota przy sobie.
- Tylko przez parę tygodni?
- Tak, potem wraca do swego domu w Houston.
„Na. pewno rozwodzi się” - pomyślała Rana. Siostrzeniec Ruby chciał gdzieś
poczekać na wyrok w nieprzyjemnej sprawie rozwodowej. No cóż, cioci mógł
wydawać się „czarującym chłopcem”, ale Rana wyczuwała, że jest
zarozumiały i arogancki. Wolała trzymać się od niego z daleka. To nie będzie
trudne. Pan Gamblin nie spojrzy po raz drugi na kobietę pokroju panny
Ramsey.
- Coś tu wspaniale pachnie.
Rana podskoczyła, słysząc niski głos Trenta. Wszedł, odsuwając wiszącą na
drzwiach zasłonę. Na parkiecie słychać było odgłos jego kroków, a szkło i
porcelana dzwoniły w kredensie. Trent objął ciocię muskularnym ramieniem.
Następnie pocałował ją delikatnie w policzek.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin