Gaarder Jostein Swiat Zofii 4.doc

(444 KB) Pobierz

KARTEZJUSZ

..chciał usunąć z placu budowy wszystkie stare materiały...

 

Alberto wstał i zsunął z ramion czerwoną pelerynę. Położył ją na krześle i wygodnie usiadł na kanapie.

- KARTEZJUSZ, czyli Renę Descartes, urodził się w roku 1596. Prowadził burzliwe życie jeżdżąc po Europie. Już od młodości kierowała nim żądza poznania prawdy o naturze człowieka i wszechświata. Studiując filozofię, nabierał coraz głębszego przekonania o własnej niewiedzy.

- Mniej więcej tak jak Sokrates?

- Tak, mniej więcej tak jak on. I tak jak Sokrates był przekonany, że pewną, bezsporną wiedzę dać nam może tylko rozum. Nigdy nie możemy ufać temu, co napisano w starych książkach. Nie możemy ufać nawet temu, co mówią nam zmysły.

- Platon też tak myślał. Uważał, że pewną wiedzę może dać tylko rozum.

- Owszem. Możemy poprowadzić linię od Sokratesa i Platona przez Augustyna do Kartezjusza. Wszyscy byli zdecydowanymi racjonalistami. Uważali, że rozum jest jedynym pewnym źródłem poznania. Po gruntownych studiach Kartezjusz doszedł do wniosku, że wiedzy przekazanej przez średniowiecze nie zawsze można zaufać. Możesz go chyba znów przyrównać do Sokratesa, który nie wierzył utartym opiniom, z jakimi stykał się na rynku w Atenach. A co się robi w takiej sytuacji, Zosiu? Czy potrafisz mi na to odpowiedzieć?

- Zaczyna się filozofować na własną rękę.

 

- Właśnie. Sokrates poświęcił życie na rozmowy z mieszkańcami Aten, Kartezjusz postanowił wybrać się w podróż po Europie. Sam powiedział, że od tej pory pragnie tylko szukać wiedzy, jaką może znaleźć albo w samym sobie, albo w „wielkiej księdze świata”. Wziął więc udział w wyprawie wojennej i w ten sposób dotarł do wielu miejsc w Europie Środkowej. Później żył przez kilka lat w Paryżu, ale w roku 1629 wyjechał do Holandii, gdzie mieszkał przez 20 lat i pracował nad pismami filozoficznymi. W roku 1649 został zaproszony do Szwecji przez królową Krystynę, ale pobyt w „krainie niedźwiedzi, lodów i skał” przyprawił go o zapalenie płuc. Kartezjusz zmarł zimą roku 1650.

- To znaczy, że żył tylko 54 lata.

- Ale także po śmierci miał wielkie znaczenie dla filozofii. Stwierdzenie, że to właśnie Kartezjusz jest twórcą filozofii nowożytnej, to nie przesada. Po renesansowym upojeniu ponownym odkryciem człowieka i natury znów pojawiła się potrzeba zebrania myśli epoki w jeden spójny system filozoficzny. Pierwszym wielkim twórcą systemu filozoficznego był Kartezjusz, po nim nastąpili Spinoza i Leibniz, Locke i Berkeley, Hume i Kant.

- Co rozumiesz przez „system filozoficzny”?

- Chodzi mi o filozofię, która zbudowana jest od podstaw, która próbuje znaleźć jakieś wyjaśnienie wszystkich istotnych problemów filozoficznych. Starożytność miała wielkich twórców systemów, takich jak Platon i Arystoteles. Średniowiecze wydało Tomasza z Akwinu, który pragnął wybudować pomost między filozofią Arystotelesa a teologią chrześcijańską. Później nastąpił renesans z gmatwaniną dawnych i nowych myśli o naturze i nauce, Bogu i człowieku. Dopiero w XVII wieku filozofia próbowała zebrać nowe myśli w jeden spójny system filozoficzny. Pierwszym, któremu to się udało, był Kartezjusz. To on nadał ton temu, co miało stać się najważniejszym założeniem filozofii dla następnych pokoleń. Przede wszystkim interesował się tym, co możemy wiedzieć, a więc zagadnieniem pewności naszego poznania. Drugim wielkim problemem, jaki rozważał, był stosunek między duszą a ciałem. Oba te zagadnienia zajmowały poczesne miejsce w dyskusji filozoficznej przez następne 150 lat.

- To znaczy, że wyprzedził swój czas.

- Ale i dla jego czasów pytania te były charakterystyczne. Co do możliwości osiągnięcia pewnej wiedzy, wielu filozofów wyrażało pełny sceptycyzm. Sądzili, że człowiek musi pogodzić się z myślą, że nic nie wie. Kartezjusza to jednak nie zadowoliło. Gdyby tak było, nie byłby prawdziwym, filozofem. I znów możemy przyrównać go do Sokratesa, który nie zadowolił się sceptycyzmem stoików. Właśnie w czasach Kartezjusza nauki przyrodnicze wypracowały metodę, która miała dać bezsporny i dokładny opis procesów zachodzących w przyrodzie. Kartezjusz zadał sobie pytanie, czy nie istnieje taka pewna i dokładna metoda także dla refleksji filozoficznej.

- Rozumiem.

- To była dopiero jedna kwestia. Nowa fizyka postawiła ponadto pytanie o naturę materii, czyli o to, co decyduje o procesach fizycznych w przyrodzie. Coraz liczniejsze grono uczonych opowiadało się za mechanistycznym rozumieniem przyrody. Ale im bardziej mechanistycznie pojmowano świat fizyczny, tym natrętniej nasuwało się pytanie o stosunek duszy do ciała. Przed wiekiem XVII zwykle traktowano duszę jako swoisty „życiodajny oddech”, który przenika wszystkie żywe istoty. Pierwotne znaczenie słów „dusza”, „duch” to właśnie „tchnienie życia”, „zaczerpnięcie oddechu”. Tak jest niemal we wszystkich językach europejskich. Według Arystotelesa dusza była obecna w całym organizmie jako jego „zasada życiowa”, a więc coś, co było nierozerwalnie związane z ciałem. Dlatego mógł mówić o „duszy roślinnej” czy „duszy zwierzęcej”. Dopiero w XVII wieku filozofowie wprowadzili radykalny rozdział duszy od ciała. Stało się tak dlatego, że wszystkie przedmioty fizyczne - a więc także ciało zwierzęcia lub człowieka - wyjaśniano jako proces mechaniczny. Ale dusza ludzka nie mogła przecież być częścią tej „cielesnej maszynerii”. Czymże więc jest dusza? Należało też wyjaśnić, w jaki sposób coś „duchowego” może rozpocząć proces mechaniczny.

- Właściwie to dziwne.

- O co ci chodzi?

- Postanawiam podnieść rękę, no i ręka się podnosi. Albo postanawiam biec do autobusu i w następnej chwili nogi już same mnie niosą. Kiedy indziej myślę o czymś smutnym i natychmiast z oczu płyną mi łzy. To znaczy, że musi istnieć jakieś tajemnicze powiązanie między ciałem a świadomością.

- Właśnie ten problem pobudził Kartezjusza do myślenia. Był tak jak Platon przekonany, że istnieje wyraźna granica między „duchem” a materią. Ale na pytanie, jak ciało oddziałuje na duszę - albo dusza na ciało - Platon nie znalazł żadnej odpowiedzi.

- Ja też nie znajduję i ciekawa jestem, do czego doszedł Kartezjusz.

- Spróbujmy prześledzić jego sposób myślenia.

Alberto wskazał na książkę leżącą na stoliku między nimi i mówił dalej:

- W tej niewielkiej książeczce pod tytułem Rozprawa o metodzie Kartezjusz stawia pytanie, jaką metodą powinien się posługiwać filozof przy rozwiązywaniu problemu filozoficznego. Nauki przyrodnicze miały już swoją metodę...

- Już o tym mówiłeś.

- Kartezjusz stwierdza najpierw, że nie wolno nam uważać czegoś za prawdziwe, dopóki całkiem jasno i wyraźnie nie poznamy, że to prawda. By to osiągnąć, konieczne może się okazać rozłożenie problemu na tak wiele pojedynczych cząstek, jak to tylko możliwe. Można chyba powiedzieć, że każdą myśl należy „zważyć i zmierzyć”, mniej więcej tak, jak chciał Galileusz, by wszystko zostało zmierzone, a wszystko to, czego nie da się zmierzyć, zostało uczynione możliwym do zmierzenia. Kartezjusz uważał, że filozofia może przechodzić od szczegółu do ogółu. W ten sposób możliwe byłoby budowanie nowej wiedzy. Na koniec, stale podsumowując i kontrolując, należało się upewnić, czy nic nie zostało opuszczone. Dopiero wtedy filozoficzna konkluzja może znaleźć się w zasięgu ręki.

- To brzmi niemal jak zasady arytmetyczne.

- Owszem, Kartezjusz pragnął wykorzystać „metodę matematyczną” również w odniesieniu do refleksji filozoficznej. Chciał dowodzić prawd filozoficznych w podobny sposób, jak to się czyni z twierdzeniami matematycznymi. Pragnął więc wykorzystać dokładnie to samo narzędzie, którym się posługujemy pracując z liczbami, a mianowicie rozum. Tylko rozum może dać nam pewną wiedzę, natomiast nie jest wcale oczywiste, że w pełni możemy zaufać zmysłom.

Mówiliśmy już o pokrewieństwie z Platonem. I on także wskazał, że matematyka i stosunki liczbowe dają nam pewniejsze poznanie niż świadectwo zmysłów.

- Ale czy możliwe jest rozwiązywanie w ten sposób problemów filozoficznych?

- Powróćmy do sposobu myślenia Kartezjusza. Stawia on sobie za cel osiągnięcie pewnej wiedzy o naturze istnienia i zaczyna od stwierdzenia, że w punkcie wyjścia powinno się zwątpić we wszystko. Nie chce bowiem budować swego systemu filozoficznego na piasku.

- Bo jeśli fundamenty nie wytrzymają, runie cały dom.

- Dziękuję za podpowiedz, moje dziecko. Kartezjusz nie uważa za rozsądne, by wątpić we wszystko, lecz twierdzi, że z zasady możliwe jest podanie wszystkiego w wątpliwość. Po pierwsze, nie jest wcale takie pewne, że posuniemy się dalej w naszym poszukiwaniu filozoficznym czytając Platona albo Arystotelesa. Owszem, poszerzymy w ten sposób naszą wiedzę historyczną, ale nie wiedzę o świecie. Dla Kartezjusza było bardzo ważne, by pozbyć się wszelkich dawnych wytworów myśli, zanim rozpocznie się własne filozoficzne dociekania.

- Chciał usunąć z placu budowy wszystkie stare materiały, zanim rozpocznie budowę nowego domu?

- Tak. Aby mieć całkowitą pewność, że nowa budowla myśli utrzyma się, chciał wykorzystać tylko nowe i świeże materiały. Ale wątpliwości Kartezjusza sięgają jeszcze głębiej. Uważał, że nie możemy ufać nawet temu, co mówią nam zmysły. Być może bowiem jesteśmy przedmiotem drwin.

- Ale jak to możliwe?

- Nawet kiedy śnimy, wydaje nam się, że to, co przeżywamy, jest rzeczywiste. Czy w ogóle istnieje coś, co odróżnia nasze odczucia na jawie od tych we śnie? „Kiedy to dokładnie rozważam, nie znajduję ani jednej cechy, która by zdecydowanie odróżniała jawę od snu” - pisze Kartezjusz. I dalej: „Skąd możesz mieć pewność, że całe twoje życie nie jest snem?”

- Jeppe myślał, że tylko mu się śniło, że leżał w łóżku barona.

 

- A kiedy leżał w łóżku barona, myślał, że snem było jego życie jako ubogiego wieśniaka. Tak więc Kartezjusz kończy na tym, że wątpi absolutnie we wszystko. Już przed nim wielu filozofów w tym miejscu zakończyło swe filozoficzne rozważania.

- To znaczy, że nie zaszli szczególnie daleko.

- Ale Kartezjusz usiłował wypracować coś więcej poza tym punktem zerowym. Doszedł do tego, że wątpił we wszystko, i tylko tego jednego mógł być pewny. I wtedy właśnie go olśniło. Mimo wszystko mógł być czegoś pewien, a mianowicie tego, że wątpi. A jeśli wątpi, to może być pewien, że myśli, a jeśli myśli, musi być pewne, że jest istotą myślącą. Czyli, jak sam to ujął: „Cogito, ergo sum”, - A to znaczy?

- „Myślę, więc jestem.”

- Wcale mnie nie dziwi, że doszedł do takiej konkluzji.

- To prawda. Ale zauważ, z jaką intuicyjną pewnością pojmuje samego siebie jako myślące ja. Pamiętasz być może, że Platon twierdził, iż to, co pojmujemy rozumem, jest bardziej rzeczywiste od tego, co postrzegamy zmysłami. Tak jest też i dla Kartezjusza. Pojmuje nie tylko, że jest myślącym ja, rozumie także, że owo myślące ja jest bardziej rzeczywiste niż fizyczny świat, który postrzegamy zmysłami. I kontynuuje, Zosiu. Wcale nie kończy na tym swoich filozoficznych dociekań.

- To i ty kontynuuj.

- Kartezjusz zadaje sobie pytanie, czy jest coś jeszcze, co postrzega z taką samą intuicyjną pewnością, jak to, że jest istotą myślącą. Dochodzi do wniosku, że ma także jasne i wyraźne wyobrażenie istoty doskonałej. Ideę taką miał zawsze i oczywiste jest dla niego, że nie może ona pochodzić od niego samego. Twierdzi, że wyobrażenie istoty doskonałej nie może pochodzić od istoty, która doskonała nie jest. Tak więc idea istoty doskonałej musi pochodzić od tej właśnie doskonałej istoty - innymi słowy, od Boga. Dla Kartezjusza więc istnienie Boga jest równie bezpośrednio oczywiste jak to, że ktoś, kto myśli, musi być istotą myślącą.

- Uważam, że trochę za szybko wyciąga wnioski. Z początku był ostrożniejszy.

- Owszem, wielu wskazywało na to jako na najsłabszy punkt w systemie Kartezjusza. Ale mówisz „wnioski”. Właściwie nie chodzi tu o żaden dowód. Kartezjusz uważa tylko, że wszyscy mamy ideę istoty doskonałej i że w samej tej idei tkwi pewność istnienia takiej doskonałej istoty. Bo istota doskonała nie byłaby doskonała, gdyby nie istniała. Zresztą, gdyby jej nie było, nie mielibyśmy jej wyobrażenia. My bowiem jesteśmy niedoskonali, a więc idea doskonałości nie może pochodzić od nas samych. Idea Boga jest, zdaniem Kartezjusza, ideą wrodzoną, wpisaną w nas od czasów narodzin, tak jak „artysta odciska swoją sygnaturę na dziele”.

- Ale przecież nawet jeśli mam wyobrażenie krokorożca, nie znaczy to wcale, że krokorożec istnieje.

- Kartezjusz odpowiedziałby ci, że przecież w pojęciu „krokorożca” nie tkwi wcale pewność jego istnienia. Natomiast w samej idei istoty doskonałej tkwi jej istnienie. Jest to, zdaniem Kartezjusza, równie pewne jak fakt, że z samej idei okręgu wynika, że wszystkie jego punkty umieszczone są w równej odległości od jego środka. Nie możesz więc mówić o okręgu, jeśli nie spełnia on tego warunku. Tak samo nie możesz mówić o „istocie doskonałej”, która nie spełnia najważniejszej ze wszystkich cech, a mianowicie istnienia.

- To dość szczególny sposób myślenia.

- To zdecydowanie „racjonalistyczny” sposób myślenia. Kartezjusz uważał, podobnie jak Sokrates i Platon, że istnieje związek między myślą a istnieniem. Im bardziej coś jest oczywiste dla myśli, tym pewniejsze jest tego istnienie.

- Na razie doszedł do tego, że sam jest istotą myślącą, a poza tym, że istnieje istota doskonała.

- Przyjmując to za punkt wyjścia, posuwa się dalej. Jeśli chodzi o wszystkie nasze idee o zewnętrznej rzeczywistości - na przykład o słońcu czy księżycu - to możliwe jest, że wszystko są to jedynie obrazy ze snu. Ale również zewnętrzna rzeczywistość posiada cechy, które możemy poznać za pomocą rozumu. Należą do nich relacje matematyczne, czyli to, co da się zmierzyć, a mianowicie długość, szerokość i głębokość. Takie ilościowe własności są dla rozumu równie jasne i wyraźne jak to, że ja sam jestem istotą myślącą. Cechy jakościowe, takie jak kolor, zapach i smak, są natomiast związane z naszym aparatem zmysłów i właściwie nie opisują zewnętrznej rzeczywistości.

- A więc przyroda mimo wszystko nie jest snem?

- Nie, w tym momencie Kartezjusz znów powraca do naszej idei istoty doskonałej. Kiedy rozum poznaje coś jasno i wyraźnie, tak jak w przypadku relacji matematycznych w zewnętrznej rzeczywistości, to właśnie takie to musi być. Doskonały Bóg bowiem nie wprowadzałby nas w błąd. Kartezjusz powoływał się na gwarancję Bożą, że to, co poznajemy rozumem, odpowiada także rzeczywistości.

- Niech i tak będzie. Teraz doszedł już do tego, że jest istotą myślącą, że istnieje jakiś Bóg, a ponadto, że istnieje zewnętrzna rzeczywistość.

- Ale rzeczywistość zewnętrzna różni się w swej istocie od rzeczywistości myśli. Kartezjusz stwierdził, że istnieją dwie różne formy rzeczywistości - czyli dwie „substancje”. Jedną z substancji jest myślenie, czyli „dusza”, drugą - rozciągłość, czyli „materia”. Dusza jest tylko świadoma, nie zajmuje miejsca w przestrzeni i dlatego nie można jej podzielić na mniejsze cząstki. Materia natomiast jest tylko rozciągła, zajmuje miejsce w przestrzeni i zawsze można ją podzielić na mniejsze cząstki, ale nie jest świadoma. Zdaniem Kartezjusza, obie te substancje pochodzą od Boga, bo tylko sam Bóg istnieje niezależnie od wszystkiego innego. Ale nawet jeśli myślenie czy rozciągłość pochodzą od Boga, obie substancje są od siebie niezależne. Myśl pozostaje wolna w stosunku do materii i odwrotnie: procesy materialne działają całkiem niezależnie od myśli.

- I w ten sposób podzielił Boskie dzieło stworzenia na dwie części.

- Właśnie tak. Mówimy, że Kartezjusz jest dualistą, a to znaczy, że przeprowadza ostry podział między rzeczywistością duchową a rzeczywistością rozciągłą. Na przykład tylko człowiek ma duszę. Zwierzęta w pełni należą do rzeczywistości rozciągłej, żyją i poruszają się mechanicznie. Kartezjusz traktował zwierzęta jako swego rodzaju skomplikowane automaty. Jeśli więc chodzi o rzeczywistość rozciągłą, przyjmuje on całkowicie mechanistyczne pojęcie rzeczywistości - dokładnie tak jak materialiści.

- Szczerze wątpię w to, by Hermes był maszyną albo automatem. Kartezjusz najwidoczniej nie wiedział, co to znaczy lubić zwierzęta. A co z nami? Czy także jesteśmy automatami?

- I tak, i nie. Kartezjusz doszedł do wniosku, że człowiek jest istotą podwójną, która zarówno myśli, jak i zajmuje miejsce w przestrzeni. Człowiek ma więc i duszę, i rozciągłe ciało. Podobnie mówili już Augustyn i Tomasz z Akwinu. Uważali, że człowiek ma ciało dokładnie tak jak zwierzęta, ale ma również ducha, jak anioły. Zdaniem Kartezjusza ludzkie ciało to fragment delikatnego mechanizmu. Ale człowiek ma również duszę, która może działać niezależnie od ciała. Procesy cielesne nie mają takiej wolności, przestrzegają swych własnych praw. Ale to, co myślimy rozumem, nie dzieje się w ciele, tylko w duszy, która jest całkiem wolna w stosunku do rozciągłej rzeczywistości. Dodam jeszcze, że Kartezjusz nie wykluczał wcale, iż zwierzęta potrafią myśleć. Ale jeśli posiadają tę zdolność, oznacza to, że ten podział między „myśleniem” a „rozciągłością” dotyczy także ich.

- Mówiliśmy już o tym wcześniej. Jeśli postanowię pobiec do autobusu, cały „automat” zaczyna się poruszać. A jeśli mimo wszystko autobus mi ucieknie, z oczu popłyną mi łzy.

- Sam Kartezjusz nie mógł zaprzeczyć, że dusza i ciało są ze sobą sprzężone. Uważał, że dopóki dusza pozostaje w ciele, połączona jest z nim specjalnym organem w mózgu, który nazwał szyszynką. Według Kartezjusza przez szyszynkę dusza i ciało oddziałują wzajemnie na siebie. W ten sposób spokój duszy ciągle zakłócają odczucia i emocje związane z potrzebami ciała. Ale dusza potrafi także oderwać się od takich „niskich” impulsów i funkcjonować niezależnie od ciała. Celem powinno być pozwolenie rozumowi, by przejął kierowanie. Bo nawet jeśli okropnie boli mnie brzuch, to suma kątów w trójkącie nadal wynosi 180 stopni. Tak więc myśl posiada zdolność wyniesienia się ponad cielesne potrzeby i rozumnego działania. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, to dusza stoi znacznie wyżej niż ciało. Nasze kości z czasem zestarzeją się i będą się łamać, plecy nam się zgarbią, a zęby wypadną, ale 2 plus 2 jest i będzie 4, dopóki choć trochę w nas rozumu. Bo rozum nie starzeje się i nie słabnie. Starzeją się nasze ciała. Dla Kartezjusza sam rozum jest „duszą”. Niższe uczucia i nastroje, takie jak pożądanie i nienawiść, są blisko związane z funkcjami ciała, a więc blisko rozciągłej rzeczywistości.

- Jakoś się jeszcze nie uporałam z tym, że Kartezjusz porównywał ciało do maszyny albo automatu.

- Porównanie wywodziło się stąd, że ludzie w czasach Kartezjusza byli zafascynowani maszynami i mechanizmami, które z pozoru mogły funkcjonować same z siebie. Słowo „automat” oznacza właśnie coś, co działa samo. Oczywiście tylko tak się zdaje, że coś porusza się samo z siebie. Zegar astronomiczny, na przykład, jest zarówno skonstruowany, jak i nakręcany przez ludzi. Kartezjusz podkreśla, że takie sztuczne aparaty są w bardzo prosty sposób złożone z niewielkiej liczby części, niewielkiej zwłaszcza w porównaniu z liczbą kości, mięśni, nerwów i naczyń krwionośnych, z jakich zbudowane jest ciało ludzi i zwierząt. Dlaczego więc Bóg nie mógłby zbudować ciała ludzkiego czy zwierzęcego na podstawie praw mechaniki?

- Dzisiaj wiele mówi się o „sztucznej inteligencji”.

- Tu chodzi o automaty naszych czasów. Stworzyliśmy maszyny, które potrafią nas wprowadzić w błąd i sprawić, byśmy uwierzyli, że naprawdę są inteligentne. Kartezjusza takie maszyny na pewno przeraziłyby do szaleństwa. Być może zacząłby wątpić w to, że ludzki rozum jest wolny i samodzielny, jak mu się wydawało. Są bowiem filozofowie, którzy uważają, że życie duchowe człowieka jest tak samo ograniczone, jak procesy zachodzące w ciele. Dusza ludzka jest, rzecz jasna, nieskończenie bardziej skomplikowana od jakiegokolwiek programu komputerowego, ale niektórzy uważają, że w gruncie rzeczy jesteśmy również z góry zaprogramowani. Ale zobacz, Zosiu, coś ci pokażę.

Alberto wskazał na niewielkie biurko w drugim końcu pokoju. Stał na nim nieduży monitor komputerowy. Alberto wstał i poszedł w tę stronę, Zofia ruszyła za nim.

Alberto włączył komputer i zaraz na górze ekranu pojawiło się: „C:\”. Wystukał „Laila” i powiedział:

- To zaawansowany program konwersacyjny.

Wkrótce na ekranie pojawił się tekst:

„Cześć, mam na imię Laila. Siedzisz wygodnie?” Zofia nacisnęła trzy litery:

„Tak” - napisała, choć jeszcze nie usiadła. Dopiero teraz Alberto przysunął jej krzesło.

„Jak się nazywasz?” - ukazał się napis na ekranie.

„Zofia Amundsen” - wystukała Zofia, a maszyna odpowiedziała:

„Koniczynowa 3. Miło cię poznać, Zofio. Cieszysz się na piętnaste urodziny?”

Zofia drgnęła przestraszona, ale Alberto położył jej dłoń na ramieniu i powiedział:

- Podałem jej tylko twoje imię, nazwisko, adres i datę urodzenia. To trochę tak, jakby ci przedstawiano nowego znajomego. Trochę danych chciałabyś mieć z góry.

„Nieźle” - napisała Zofia.

„Chyba nie czujesz się źle, Zofio? Proszę, staraj się mówić całymi zdaniami”.

„Dziękuję, czuję się absolutnie znakomicie. Czy mogę cię o coś zapytać?”

„Dobrze, że czujesz się absolutnie znakomicie. Bardzo proszę, pytaj mnie o coś”.

„Ile masz lat?” - napisała Zofia.

„Zostałam ukończona w Atlancie 8 sierpnia 1988, ale przetłumaczono mnie na norweski na Politechnice Norweskiej 28 marca 1990”.

„Gosh!”

„Prosiłam, żebyś mówiła pełnymi zdaniami”.

„Powiedziałam tylko «gosh!»„.

„Nie rozumiem angielskiego slangu. Znam ponad 100000 słów, ale najbliższe «gosh» jest «gospel»„.

„To oznacza ewangelię”.

.Jesteś wierząca, Zofio?”

„Nie wiem”.

„Niewiedza bywa z reguły stadium na drodze ku nowemu poznaniu”.

„To samo powiedziałby Sokrates. A może i Kartezjusz”.

„Sokrates był filozofem greckim, żył470 - 399 przed Chrystusem. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, naciśnij F7. Kartezjusz był filozofem francuskim, żył w latach 1596-1650. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, naciśnij F8”.

„Dziękuję, to wystarczy. Czy mogę zapytać cię o coś innego?”

„Dobrze, że to wystarczy. Bardzo proszę, pytaj o coś innego”.

Alberto dusił się ze śmiechu. Zofia napisała:

„Kim jest Hilda Moller Knag?”

„Hilda Moller Knag mieszka w Lillesand i ma dokładnie tyle samo lat co Zofia Amundsen”.

„Skąd o tym wiesz?”

„Nie wiem, skąd wiem, ale znalazłam to gdzieś na twardym dysku”.

Zofia poczuła dłoń na ramieniu.

- Podałem jej te skąpe informacje, jakie mamy o Hildzie.

„Czy wiesz coś więcej o Hildzie?” - napisała Zofia.

„Ojciec Hildy jest obserwatorem z ramienia ONZ w Libanie. Ma stopień majora i stale wysyła córce pocztówki”.

„Chcę żebyś go odnalazła!”

„Nie mogę. Nie ma go w żadnym z moich plików, a nie jestem podłączona do innej bazy danych”.

„Powiedziałam: znajdź go!!!!!!”

„Jesteś zła, Zofio? Tak wielka liczba wykrzykników jest wyraźną oznaką gwałtownych uczuć”.

„Chcę porozmawiać z ojcem Hildy!”

„Masz problemy z kierowaniem swoją wolą. Jeśli chcesz porozmawiać o swoim dzieciństwie, naciśnij F9”.

I znów Alberto położył dłoń na ramieniu Zofii.

- Ona ma rację. To nie jest kryształowa kula, moje dziecko. „Laila” to tylko program komputerowy.

„Zamknij się!” - wystukała Zofia.

Jak chcesz, Zofio. Nasza znajomość trwała zaledwie 13 minut i 52 sekundy. Zapamiętam wszystko, co powiedziałyśmy. Wyłączam się”.

I znów na ekranie ukazał się znak „C:\”.

- No, usiądźmy przy stole - zaproponował Alberto.

Ale Zofia zdążyła już wystukać kilka nowych liter:

„Knag” - napisała.

W następnej sekundzie na ekranie ukazał się następujący komunikat:

„Oto jestem”.

Tym razem Alberto się przestraszył. „Kim jesteś?” - zapytała Zofia.

„Major Albert Knag, do usług. Przybywam bezpośrednio z Libanu. Czego państwo sobie życzą?”

- To najgorsze, co może być - jęknął Alberto. - Ten cwaniak wdarł się na twardy dysk.

Odsunął Zofię i sam usiadł przy klawiaturze.

„Jak, u diabła, zdołałeś dostać się do mojego komputera?” - napisał.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin