Brenden Laila - Hannah 20 - Uwodziciel.pdf

(904 KB) Pobierz
655841983 UNPDF
LAILA BRENDEN
UWODZICIEL
Rozdział 1
- Biedna Hannah! Niepokoiłaś się zupełnie bez powodu. - Bjørn czule ujął jej dłoń i
przytrzymał.
Hannah przystanęła, próbując pochwycić spojrzenie chłopaka, ale tu, w cieniu wśród
świerków, nie było to łatwe. Bjørn został na obiedzie u Vikenów, ale dopiero po posiłku mogli
spędzić chwilę sami. Wieczorem musiał wracać do Christianii, miał bowiem po drodze więcej zle-
ceń jako woźnica. Hannah się z tego cieszyła. Wolała nazajutrz pojechać pociągiem, tak jak
planowała. Długa jazda z Bjørnem nie bardzo jej teraz odpowiadała, bo głowę miała pełną
niespokojnych myśli, które chciała choć trochę uporządkować.
- Vikenowie robią kawał dobrej roboty z tymi przybranymi dziećmi. Mają wielkie serca,
dlatego nie potrafią odmówić, gdy jakiś malec potrzebuje domu. - Bjørn uniósł rękę i odgarnął
włosy z czoła Hannah. - Nie miej takiej zmartwionej miny, moja kochana.
„Kochana", pomyślała Hannah zaskoczona, czując, że się rumieni. Bjørn nigdy wcześniej
tak się do niej nie zwracał, ale musiała przyznać, że jej się to podoba. Po obiedzie zaproponowała
spacer, w końcu znaleźli się już na tyle daleko od zabudowań gospodarstwa, że mogli rozmawiać
swobodnie.
- Ale dlaczego dzieci muszą jeść posiłki na schodach?
- zaprotestowała. - I dlaczego śpią w wilgotnej piwnicy?
- Czuła się niepewnie. Bjørn z takim przekonaniem wyrażał się ciepło o Vikenach. Może
jednak za bardzo pospieszyła się z osądem?
- Kiedy zjedzie się wielu gości, może się zdarzyć, że za stołem zabraknie miejsca - odparł
Bjørn. - Na pewno malcy dostają wtedy posiłki gdzie indziej, ale za każdym razem, gdy
odwiedzałem Viken, dzieci siedziały przy stole.
- No to dlaczego poszeptuje się o fabrykantce aniołków? - Hannah mówiła tak cicho, że jej
słowa ledwie było słychać. Bardzo jej się nie podobało to określenie.
- Przecież małe dzieci często chorują. W Christianii nierzadko mieszkają w nędznych
warunkach, w ciasnocie i chłodzie, no i źle się odżywiają. Nic dziwnego, że zapadają na zdrowiu.
Kiedy przyjeżdżają do Viken, już niedomagają. - Bjørn przytulił dziewczynę, żeby ją pocieszyć. -
Zły los spotyka wielu ludzi, Hannah. Ale uwierz mi, kiedy mówię, że w Viken dzieciom jest
dobrze. O wiele lepiej, niż byłoby im w mieście.
Ciepło dłoni Bjørna trochę uspokoiło Hannah. Stała tak blisko tego chłopaka, z którym
spotykała się już od roku, z mieszanymi uczuciami. Bjørn był dobrym przyjacielem. Nie odsunęła
się od niego, ale w głowie miała kompletny chaos. Tyle rzeczy jej się nie zgadzało...
- Po twoim powrocie do Christianii jeszcze o tym porozmawiamy. - Bjørn odsunął Hannah
od siebie i z uśmiechem spojrzał jej w oczy. - Rozumiem, że jesteś wzburzona, ale na pewno i w
Hemsedal zetknęłaś się z biedakami, z dziećmi czy dorosłymi zmuszonymi do żebrania, do
utrzymywania się z jałmużny.
Hannah od razu przypomniał się staruszek, który w jej rodzinnej wiosce krążył od zagrody
do zagrody, nazywany Siorbiącym Larsem. Przychodził po cichu ze spuszczoną głową, prosząc o
pożywienie i nocleg, ale gdy czasem podnosił wzrok, z oczu biły mu złość i nienawiść. Znała
również dzieci żyjące w biedzie, ale nie takiej, by je gdzieś oddawać. Chociaż... Ole ze Svingen.
Chłopiec ze Sletten został oddany. Hannah w zamyśleniu kiwnęła głową, ale Bjørn kontynuował,
zanim zdążyła coś powiedzieć:
- Musisz przyznać, że lepiej mieć na stałe dach nad głową i regularne posiłki. Gdyby w
Viken i w innych gospodarstwach nie przyjmowano dzieci na wychowanie, musiałyby radzić sobie
same. I co by z nich wyrosło? Żebracy i nicponie.
Hannah myślała tak intensywnie, że aż zmarszczyła czoło. Słowa Bjørna wydawały się
słuszne. Gdy jednak pomyślała o Hildzie i jej dziecku, nie potrafiła sobie wyobrazić, by
dziewczynkę pozostawiono samej sobie. A z tymi chorobami...
- Ale nie wszystkie matki chcą się pozbyć dzieci - zaprotestowała. - Niektóre są zmuszane
do ich oddania, a to jest straszne.
- Owszem, to prawda. Pomyśl jednak, ile z tych matek zdołałoby wyżywić i siebie, i
dziecko? - Bjørn pogłaskał Hannah po włosach. - Naprawdę dobrze, że istnieją takie miejsca jak
Viken.
Przez las przemknął łagodny wieczorny wiatr. Tuż za nimi, tam gdzie drzewa rosły gęściej,
trzasnęły suche gałązki. Bjørn położył palec na ustach Hannah, zwracając spojrzenie w stronę, z
której dobiegł dźwięk. Stali nieruchomo, nasłuchując. Czy to człowiek, czy zwierzę? Już wkrótce
mogli odetchnąć z ulgą, bo z zarośli wynurzył się wielki łeb łosia. Ani Hannah, ani Bjørn się nie
wystraszyli. Nie pierwszy raz mieli okazję widzieć tak wielkie zwierzę, a poza tym łoś zaraz znów
skrył się wśród drzew.
- Dorosły. - Bjørn patrzył za łosiem uciekającym przez las. - Sporo mięsa.
Hannah nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. W mężczyznach na widok zwierzyny
zawsze budził się duch myśliwego. Oceniali wagę i rozmiar potencjalnej zdobyczy nawet wtedy,
gdy nie mieli przy sobie broni. Poczuła przypływ sympatii do Bjørna, dłuższą chwilę
przyrównywała go w myślach do Knuta i innych chłopców z wioski. Bjørn miał w sobie coś
znajomego, czuła się przy nim bezpiecznie i potrafiła się odprężyć.
- Hannah, obiecaj mi, że spotkasz się ze mną w Christianii najszybciej, jak tylko będziesz
mogła. Musimy porozmawiać... - Bjørn nagle spoważniał, biorąc ją za rękę. - Nie możesz wyjechać
z miasta!
- Kończy mi się już posada u Løwów...
- Nie mogłabyś poszukać służby w jakimś innym domu? U rodziny, która by lepiej
zapłaciła? - Uścisnął jej dłoń tak mocno, że aż pobielały jej palce. - Czy ty mnie choć trochę lubisz?
Myślałem, że lepiej się ze sobą poznamy i...
Hannah przygryzła wargę, czując, że jej serce zaczyna uderzać mocniej. Nieraz już przecież
powtarzała, że zostanie w mieście tylko do lata.
- Kiedy zakończę służbę o Løwów, zamierzam jechać do Danii.
- Do Danii! - prychnął Bjørn z pogardą. - Dlaczego akurat tam? Źle ci u nas?
- Chcę odwiedzić krewnych. No i przecież wrócę... - Jak długo cię nie będzie? - Bjørn był
wyraźnie zasmucony. - Mogę na ciebie zaczekać.
Hannah dech zaparło w piersiach. Poczuła się zmuszona do złożenia obietnicy powrotu.
Powrotu do Christianii i do Bjørna. Zawsze sądziła, że ich drogi się rozejdą w dniu jej wyjazdu i
prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zobaczą, a przynajmniej nie od razu... Ale rozczarowanie
chłopaka i jego wyraźne pragnienie, żeby została, bardzo jej schlebiało. Ciało przeniknął przyjemny
dreszcz. A więc naprawdę ją lubił. I twierdził, że będzie czekał.
- Nie wiem, jak długo zabawię w Danii - odparła z wahaniem. - Może rok.
- Rok! Tak długo? - Bjørn szeroko otworzył oczy. -A co będziesz robić w Danii przez tyle
czasu?
- O, znajdę sobie zajęcie. - Hannah nie potrafiła się przemóc, by opowiedzieć Bjørnowi o
wielkim dworze. Bała się, że go wystraszy. Gdyby opisała mu Sørholm, mógłby się od niej
odsunąć, uznawszy, że dzieli ich zbyt wielka przepaść.
- Czy ty mnie choć trochę lubisz?
Pytanie padło po raz drugi, lecz tak nagle i nieoczekiwanie, że Hannah długo zwlekała z
odpowiedzią. Dłonie Bjørna znów odnalazły jej ręce. Stanął przy niej i czekał. Czuła jego oddech
nad głową, nagle pojawiło się między nimi napięcie. Myśli Hannah pomknęły szybko. Lubiła
Bjørna. Był miły i wesoły, nigdy do niczego jej nie zmuszał. Na środowe wieczory spędzane w jego
towarzystwie cieszyła się przez cały tydzień.
- Bardzo cię lubię. - Poczuła, że mocniej ścisnął ją za rękę. - Dzięki tobie moje życie w
Christianii stało się znacznie lżejsze i... Tak, naprawdę cię lubię.
- Miło słyszeć, że tak mówisz - szepnął jej Bjørn do ucha, przyciągając ją do siebie. Nie
uściskał jej, nie pocałował, tylko mocno objął.
Hannah przymknęła oczy, napawając się tą chwilą, poczuciem, że ktoś się nią opiekuje.
Bjørn był od niej starszy, silniejszy i mądrzejszy. Przy nim zawsze czuła się bezpieczna. Lekko
pachniał koniem i oparami kuchennymi. Ten ostatni zapach pochodził z kuchni pani Viken, ale
Hannah wydawał się przyjemny. Należał do Bjørna.
Lekki wietrzyk szeleścił w gałęziach, wieczorne światło wypełniło las czarodziejskimi
cieniami. W powietrzu wyczuwało się wiosnę i niesioną przez nią nadzieję, a pod największym
świerkiem na tyłach gospodarstwa dwa serca biły szybciej niż zwykle. Wszystkie myśli o tym, że
Bjørn nie mówił prawdy, a Vikenowie dopuszczali się jakichś strasznych czynów, nagle uleciały jej
z głowy. Na pewno coś źle zrozumiała...
- Zawsze jesteś tak starannie ubrana - zauważył Bjørn. Hannah splotła włosy w długi
warkocz, który sięgał jej do połowy pleców. Bluzkę zapinaną aż po szyję na guziczki ciasno
wsunęła w spódnicę, której materiał miękko opinał ciało w talii, rozszerzając się ku dołowi i łagod-
nie falując wokół stóp. - Wszystko masz czyste i uprasowane, czego nigdy nie da się powiedzieć o
woźnicy.
- Czym innym jest praca z ludźmi, a czym innym ze zwierzętami.
Zmysły Hannah były wyczulone jak nigdy dotąd. Czuła na plecach każdy palec dłoni
Bjørna. Serce biło mocno pod żakietem, pierś wznosiła się i opadała w równym rytmie. Zapach
wiosennego lasu i świeżych pączków na drzewach był taki intensywny. Hannah na zawsze miała
zachować w pamięci tę wiosnę 1855 roku.
- Hannah, obiecaj mi, że nie będziesz się zadawać z innymi mężczyznami. - Ciało Bjørna
odrobinę się napięło, od razu to wyczuła.
- Co masz na myśli?
- Że nie pozwolisz się zwieść pochlebstwom innych. Może się okazać, że jestem zazdrosny.
- Ja się nie spotykam z innymi mężczyznami.
- A co z Fabianem Løwem? Moim zdaniem wpadłaś mu w oko.
Hannah poczuła lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, ale w następnej chwili uświadomiła
sobie, że nigdy niczego nie przyrzekała Bjørnowi. Na samą myśl ogarnął ją niepokój. Nie miała
ochoty z nikim się zaręczać, nawet z Bjørnem!
- Fabian zaprosił mnie na obiad i był bardzo miły, nic poza tym. - Sama usłyszała, że jej
głos zabrzmiał ostro.
- No tak, on ma znacznie więcej pieniędzy niż ja.
- Mnie nie są potrzebne jego pieniądze, jeśli to próbujesz powiedzieć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin