ROZDZIAŁ PIERWSZY
Bella spojrzała z przerażeniem na młodszego brata.
- Jak to: zatopiłeś jego jacht?
Twarz dziewiętnastoletniego Jacoba wykrzywił grymas
niezadowolenia.
- Zasłużył na to.
- Mój Boże. - Chwyciła sie za głowę, próbując ogarnąć rosnące w niej
emocje.
- Nie cieszysz sie? - zirytował się Jacob. - W końcu to on zrujnował tatę.
Myślałem, że będziesz zadowolona.
- Jacob. - Spojrzała na niego umęczona. - Czy ty w ogóle masz pojecie, co
zrobiłeś?
- Nic mnie to nie obchodzi. Zasłużył sobie. Bella zamknęła oczy.
- Nie wierze w to, co słyszę.
- Nic sie nie stało - próbował pocieszyć ja brat. - On nie ma pojęcia, kto to
zrobił.
Otworzyła oczy, żeby na niego spojrzeć.
- Skąd ta pewność? Tacy ludzie jak Edward Cullen zawsze znają
swoich wrogów. - Skoczyła na równe nogi i zaczęła krążyć po pokoju.
- Chyba wiesz, co to oznacza? - Odwróciła sie, żeby znów na niego spojrzeć. Była blada ze strachu.
Ale Jacob tylko wzruszył ramionami.
- Czym sie tak martwisz? Nigdy sie nie dowie, że to moja sprawka.
- Oczywiście, że sie dowie! I tak figurujesz już w policyjnej kartotece!
Jestem pewna, że nie potrzebuje dużo czasu, żeby odkryć twoją tożsamość. A
wtedy nie spocznie, póki nie wylądujesz w wiezieniu.
- Nie pójdę do wiezienia - zaoponował stanowczo.
- Nie pójdziesz, jak długo ja mam cos w tej sprawie do powiedzenia. -
Przygryzła dolna wargę, próbując znaleźć rozwiązanie.
- Nieważne, co myślisz. Cieszę sie, że to zrobiłem.
- W głosie Jacoba słychać było dumę i młodzieńcza buńczuczność. - Poza
tym stać go na kolejny jacht.
- I właśnie na tym polega problem. Czy ty nic nie rozumiesz? - W jej
głosie zaczynała pobrzmiewać desperacja. - W przeciwieństwie do nas on może
pozwolić sobie na najlepszego prawnika. A my pójdziemy z torbami, zwłaszcza
że niedawno ukradłeś samochód.
- Nie ukradłem - zaprotestował. - Pożyczyłem.
- Tylko sie nie wykręcaj, Jacob. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że go
Ukradłeś. Miąłeś niewiarygodnie dużo szczęścia, że wypuścili cie za kaucja,
która nadal spłacam bankowi.
- Wszystko ci oddam, jak tylko znajdę prace
- obiecał.
Bella westchnęła sfrustrowana.
- A kiedy to będzie? Jak do tej pory pracowałeś w trzech miejscach, nigdy
dłużej niż tydzień. Nie mogę wciąż naprawiać twoich błędów. W końcu będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za własne życie. Masz dziewiętnaście lat, czyli więcej niż potrzebujesz, żeby prowadzić samochód i glosować. Najwyższy czas, żebyś przestał obwiniać cały świat za każde niepowodzenie i zrobił cos pożytecznego.
- Edward Cullen zniszczył nasze życie - rzucił Jacob z goryczą. - Nie
mogę uwierzyć, że chcesz pozwolić, aby uszło mu to na sucho!
- A twoim zdaniem lepiej zatopić łódź za milion dolarów? Moglibyśmy
pójść do niego, przedstawić mu nasza sprawę i być może domagać sie
odszkodowania.
- Jasne. - W jego głosie pojawiła się sie zgryźliwość.
- Roześmiałby sie nam w twarz. Nie dałby nam złamanego grosza za to,
co spotkało tatę. A poza tym zobacz, jak traktuje kobiety. Ten facet nie ma
sumienia.
Bella nie mogła sie z nim nie zgodzić, ale nie chciała podsycać jego
gniewu. Niemal każdego dnia gazety w Sydney rozpisywały sie o błazeństwach
obrzydliwie bogatego playboya, mierzącego metr dziewięćdziesiąt greckiego
boga bez skrupułów.
Ich ojciec przez lata pracował jako pomocnik księgowego w sieci hoteli
Edwarda Cullena. Został niesłusznie oskarżony o sprzeniewierzenie
pieniędzy i zwolniony. Nie dano mu nawet szansy złożenia wyjaśnień. Po kilku
tygodniach zmarł na atak serca.
- Tacy ludzie zwykle na koniec dostają za swoje
- powiedziała z przekonaniem. - Wystarczy wytrwać wystarczająco długo,
żeby być tego świadkiem.
- Może masz racje. - Kąciki ust Jacoba uniosły sie w delikatnym
uśmiechu. - Pisali wczoraj, że Cullen wywołał kolejny skandal, wiązac sie z
bogata rozwódka, była żona jednego ze swoich rywali.
- W tej chwili przygody Edwarda Cullena nie są moim największym
zmartwieniem. Jedyne, co mnie martwi, to jak zdjąć cię z linii ognia, żebyś
mógł odczekać, aż opadnie kurz po epizodzie z Łodzią.
- Co twoim zdaniem powinienem zrobić? Bella westchnęła z
rezygnacja.
- Musisz sie ukryć.
- Uciec? - Spojrzenie, które jej posłał, wyrażało sprzeciw.
- Moja znajoma pracuje jako niania na farmie hodowlanej bydła w
Northern [1]. W ostatnim liście pisała mi o kłopotach Yorka z
zatrudnieniem solidnej siły roboczej. Jakoś uda mi sie uzbierać na bilet dla ciebie.
Potem radź sobie sam.
- Siła robocza? - Jacob zmarszczył nos.
- Posłuchaj. Skończyły mi sie pieniądze i czas. To twoja ostatnia szansa.
Jeśli z niej nie skorzystasz, umywam od wszystkiego ręce i zostawiam cie na
łasce Cullena. A moim zdaniem nie jest łaskawy.
- Niech będzie. Zrobię to, ale tylko dlatego, że tego chcesz, a nie dlatego,
że sie boje.
- Nie musisz sie bać - powiedziała z naciskiem. - Ja jestem przerażona za
nas dwoje.
Nie minęło wiele czasu od powrotu Belli z lotniska, kiedy rozległ sie
dzwonek do drzwi jej małego mieszkania. Poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka
wywołany strachem. Ruszyła do drzwi, choć instynkt ostrzegał ja przed ich
otwarciem.
Wysoka, onieśmielająca sylwetka Edwarda Cullena wyrosła tuż
przed nią. Jego Zielone oczy lśniły, kiedy bezczelnie lustrował
ja od czubka głowy po koniuszki palców u stóp.
Przerażenie odjęło jej mowę. Skąd znał jej adres? I skąd dowiedział sie o
poczynaniach jej młodszego brata?
- Panna Swan, jak przypuszczam?
- Z...zgadza się. - Zirytowała sie, że nie potrafiła zapanować nad głosem. -
W czym mogę pomóc?
- Chciałbym porozmawiać z pani bratem.- Nie wytrzymała jego
uporczywego spojrzenia.
- Nie ma go.
- A gdzie jest? - Te trzy słowa były ostre niczym sztylety i brzmiały
niemal oskarżycielsko.
- Nie wiem.
- Proszę tak ze mną nie pogrywać, panno Swan - ostrzegł ja jedwabistym
głosem. - Musze omówić z nim pewna kwestie i w jego interesie leży
wysłuchanie mnie.
- Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc.
Chciała zamknąć drzwi, ale on czym prędzej wyciągnął rękę i popchnął
drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Cofnęła sie, unosząc roztrzęsione ręce
do szyi. Intruz wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi z przesadna
ostrożnoscia.
- Wolałbym, żeby pani sąsiedzi nie słyszeli tego, co mam do powiedzenia.
- Proszę wyjść. - Zrobiła krok do tyłu. - Natychmiast.
- Przed czy po tym, jak zadzwonię na policje?
- Wyjął komórkę z pokrowca zawieszonego na pasku spodni.
Przełknęła z trudem ślinę, kiedy jego smukłe palce zaczęły
Wybierać numer.
- Wiec jak będzie, panno Swan? - Jego palec wskazujący zamarł przy
ostatnim klawiszu.
Bella przygryzła wargę.
- Mam numer do kuratora sadowego pani brata
- oświadczył. - Może chciałaby pani porozmawiać z nim o nocnej
eskapadzie Jacoba?
- Ale on był tutaj ze mną - zaprzeczyła piskliwym głosikiem.
Uniósł sceptycznie brew.
- Spodziewa sie pani, że w to uwierzę?
- Proszę wierzyć, w co tylko pan chce.
- Prowadzi pani niebezpieczna grę, panno Swan. Być może nie wyraziłem
sie jasno. - Przysunął sie do niej, chociaż ona i tak stała już przyciśnięta do
ściany. -Nie ruszę sie stad, dopóki nie poznam miejsca pobytu pani brata.
- W takim razie mam nadzieje, że zabrał pan ze sobą szczoteczkę do
zębów. - W jej brązowych oczach błysnął ogień. - Nie mam zapasowej.
rozbawił go ten przejaw odwagi.
- Proponuje mi pani ...
renata656