\ Cd ' 1 Ł= £ c=> toe» es-ея . er. ? *£«♦ * f^ Й 8ЧД r J o» c' © ' i —' с f1 Ca3 Рш» EWA NOWAK ILUSTROWAŁA KATARZYNA KOŁODZIEJ EGMONT 15 £ Кга*°?' © by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2005 Logotyp Magazyn Czarodziejki W.I.T.C.H. © Disney Redakcja: Anna Jutta-Walenko, Agnieszka Wielądek Korekta: Agnieszka Trzeszkowska, Agnieszka Sprycha Projekt okładki i stron tytułowych: Agnieszka Wrycz Wydanie pierwsze, Warszawa 2005 Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o. ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa teł. (0-22) 838 41 00 www.egmont.pl/ksiazki ISBN: 83-237-2123-8 Opracowanie typograficzne i łamanie: SEPIA, Warszawa Druk: Opolgraf S.A. ак\\ад ТКС2Ъ2ЫЬ і lara i Beata po raz kolejny wymieniły znaczące spojrzenia. Musiały się pogodzić z tym, co zobaczyły. Niestety, to była jednak prawda. Z lewej strony śmietnika (porośniętego młodymi jaskrawozielonymi pnączami dzikiego wina), wśród zwyczajnych śmieci: puszek, butelek i papierów, leżał mały niebieski pajac. Pajac, którego po wielu naradach, wątpliwościach, pytaniach i rozterkach ich przyjaciółka Emila dała Tomkowi na mikołajki. Od tego czasu Emila i Tomek byli jakby parą. Tak przynajmniej wszyscy sądzili. A teraz ten pajac... Jeśli ci naprawdę na kimś zależy, nie wyrzucasz pajaca, którego dostałeś na mikołajki. Nie tylko go nie wyrzucasz, ale traktujesz jak świętość, jak relikwię. Emila traktowała tak białe nieforemne stworzonko z napisem „Dobry Duszek", które dostała od Tomka. U niej duszek stał zawsze na honorowym miejscu i nikomu nie wolno było nawet go dotknąć. A niebieski pajacyk - brudny, z naderwaną nogą - leżał teraz przy śmietniku, bo... - Tomek go wyrzucił... - cicho powiedziała Beata. -Patrz, jeszcze naderwał mu nogę. Psychopatyczny sadysta. U 5 - Oj, już przestań - fuknęła Klara. - Hay Lin na pewno nie była taka złośliwa. Jesienią zeszłego roku odkryły czasopismo „Czarodziejki W.I.T.C.H.". Przygody pięciu Czarodziejek pochłonęły je bez reszty. Dlatego, nie zastanawiając się długo, założyły Klub Wielbicielek W.I.T.C.H. W klubie każda z dziewczyn odgrywała rolę innej Czarodziejki. Beata była Hay Lin, a Klara... Klara była oczywiście Will*. Ale nigdy nie zadzierała z tego powodu nosa. Teraz też, patrząc na sponiewieranego pajaca, zwyczajnie zapytała: - To co robimy? Mówimy jej czy nie? - Nie wiem. Ja od początku wiedziałam, że ten cały Tomuś... - Czemu go tak nie lubisz? - Nie o to chodzi. Zawsze wydawał mi się taki... taki śliski! - szczerze oburzyła się Beata. -1 jak widać, miałam rację. Padalec jeden. A ona tak mu ufa... Klara jednak ciągle miała wątpliwości. - Aż mi się nie chce wierzyć, że Tomek mógłby zrobić cos takiego. - To przetrzyj oczy, księżniczko. Nie widzisz, co tam leży na śmietniku?! - w Beacie aż się wszystko gotowało. - Musimy coś wymyślić, bo... - Za późno - szepnęła Klara. I dziewczyny zobaczyły zbliżającą się od strony osiedla Emilę, którą ciągnął * W świecie W.I.T.C.H. najważniejsza z Czarodziejek, strażniczka Serca Kondrakaru. 6 wielki wyżeł. Beata poczuła, że natychmiast musi coś zrobić. - Zasłońcie mnie! - warknęła do dziewczyn i jednym zdecydowanym ruchem wrzuciła pajaca do plecaka. - Cześć! -jak zawsze cicho przywitała się Emila. - Kobalt, stój! Siad! Co to za ponure miny? - zapytała czerwona z wysiłku, bo pies jak zawsze szarpał niemiłosiernie. - A... nic... - odpowiedziała nieco zmieszana Klara. - Rozsypałam śmieci, a dziewczyny pomagają mi posprzątać ten bałagan... - Już skończyłyśmy... - Beata udała, że otrzepuje ręce. - A wiecie co... - szepnęła tajemniczo. - Zgadnijcie, co widziałam wczoraj wieczorem, jak wracałyśmy z mamą od babci! - Nie mam pojęcia. Gadaj! - zniecierpliwiła się Klara. - Widziałam... - Beata zawiesiła głos - ...psa, który nie miał cienia. - No coś ty! - Nie żartuję. Był taki mniej więcej jak Kobalt i... nie miał cienia. Wyobrażacie to sobie? - Przywidziało ci się - spokojnie skwitowała Klara. - Wiem, co widziałam - zdenerwowała się Beata. - Dziewczyny, nie kłóćcie się! - odezwała się Emila. - Lepiej powiedzcie, co robimy z Anką. - Nic mi nie przychodzi do głowy. I prawdę mówiąc, wolałabym pogadać o tym jutro - ponuro oświadczyła Beata. 7 - ОК. То do jutra! - rzuciła trochę rozczarowana Emila i dała się pociągnąć dalej Kobaltowi. Dziewczyny spojrzały po sobie, a potem pożegnały się i w smętnych nastrojach rozeszły do swoich domów. Tymczasem niebieski pajacyk leżał sobie w najlepsze w plecaku Beaty i niczym się nie przejmował. Щг v£* ЩР Klara podniosła malutki kamyczek. Chwilę celowała, żeby nie trafić przypadkiem w okno pokoju Bartka, brata Moniki, a potem rzuciła. Okno się otworzyło i pojawiła się w nim twarz przyjaciółki - prawie niewidoczna pod czupryną krótkich kręconych loczków. - Moment! - krzyknęła, a po chwili była już w ogródku przed swoim domem. Tam, w sporej altance, stałym miejscu zebrań ich klubu, rozpoczęły naradę. Zimą próbowały spotykać się w swoich mieszkaniach. Nie było to łatwe. Rodzice mieli pretensje, że zamiast się uczyć, wciąż siedzą z nosami w tych samych komiksach. Teraz, gdy zrobiło się ciepło i wnętrze altany zasłoniły już młode liście winorośli, przyjaciółki znów miały swoje tajne miejsce, do którego nie zaglądał nikt poza nimi. - Patrzcie, żołnierze Fobosa - szepnęła Beata. Dziewczyny rozchyliły liście, by zobaczyć, co się dzieje. Obok ogrodu Moniki przechodziła właśnie hałaśliwa grupka czterech chłopców. Rzucali w siebie plecakami, 8 wrzeszcząc, jakby ich kto obdzierał ze skóry. Mieli potargane włosy, błyszczące od potu twarze, rozpięte bluzy i byle jak założone kurtki. Robili niezbyt sympatyczne wrażenie. - Zachowują się idiotycznie - szepnęła Beata. - Oni o nas myślą to samo - również szeptem odparła Klara. - Bronisz ich? - Nie, ale... - Zobaczcie, jest ten osiołek Grzesiek - przerwała im Monika. - Kiedyś uważałaś, że jest podobny do Caleba -przypomniała jej Klara. - Ja? To Anka tak uważała! Ja nigdy bym... - Cicho, bo nas zauważą - jak zawsze łagodziła konflikt Emila. - A poza tym po coś tu się spotkałyśmy, nie? Dziś dziewczyny miały się zastanowić, jak pomóc Ance. Musiały jakoś uświadomić Piotrkowi, że powinien zakochać się w tej wspaniałej dziewczynie. - A więc tak... - zaczęła Monika. - Anka cierpi, bo jest beznadziejnie zakochana - najwyraźniej bez wzajemności. - I zupełnie nie daje sobie wybić z głowy tego Piotrusia - przerwała jej ponuro Beata. - No właśnie - ciągnęła Monika. - A może by zamknąć ich gdzieś razem, żeby koleś się przekonał, jaka Anka jest świetna. 10 ' - Gdzie ich zamkniesz i jak? - Beata wzruszyła ramionami. - Ja tam wolę jasne sytuacje. Pójdę do Piotrka i w trzech słowach wytłumaczę mu, że Anka go kocha i że on też musi się zakochać. - Anka na pewno będzie zachwycona - wtrąciła ironicznie Emila. - Dziewczyny, a może w przyszłym roku wybrać ich oboje do samorządu. Wtedy... - W przyszłym roku? Chyba żartujesz?! Wiesz, jak ona cierpi? Sama masz swojego Tomeczka i świata poza nim nie widzisz. Ale uważaj, bo życie potrafi sprawiać niespodzianki! - wybuchła Beata. Emila, zazwyczaj niezwykle cicha i spokojna, podniosła się gwałtownie z miejsca. Kobalt, nagle rozbudzony, też się zerwał i szczeknął kilka razy na znak, że gotów jest bronić swojej pani. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Emila spojrzała Beacie prosto w oczy. - Nie, nic. Tak jej się wyrwało. - Klara lekko szturchnęła Beatę. Przecież miały nic nie mówić Emili, dopóki czegoś nie postanowią. - A tak, rzeczywiście - zagalopowałam się! - trochę za szybko i za głośno potwierdziła Beata. W altance zapadła niezręczna cisza. - Czytałam dziś, jak Cornelia przedostała się do Me-ridianu w poszukiwaniu Elyon - odezwała się w końcu Monika. - Znowu? 11 - Tak, znowu. Wiecie, że to mój ukochany wątek. - Tak, ukochany, bo tam występuje Cornelia. - Beata nie mogła pohamować uśmiechu. - A żebyś wiedziała! I mimo twoich złośliwości uważam, że świetnie nadaję się na Cornelię. - Monika podrapała się po okrągłym brzuchu, po czym nerwowo zaczęła szarpać swoje niesforne, poskręcane w sprężynki włosy. - Emi, co cię tak zamurowało? Przejmujesz się gadaniem Beaty? - zmieniła temat Klara. - E, nic - cicho odpowiedziała Emila i chcąc ukryć twarz, pochyliła się nad swoim psem. Kobalt przyjaźnie zamerdał ogonem. - Aha, już wiem, co cię gryzie... Uważasz, że nie powinnyśmy się spotykać bez Anki, prawda? - Mnie byłoby przykro, gdybyście rozmawiały o mnie za moimi plecami. Klara i Beata spojrzały na siebie znacząco. - Robimy to przecież dla jej dobra! - powiedziała szybko Beata, ale Emila nie wydawała się przekonana... - Dziewczyny, mam pewien pomysł... - tajemniczo szepnęła Klara. Przyjaciółki nachyliły się w jej stronę i zaczęły uważnie słuchać. Monika odprowadziła Beatę do skrzyżowania. Gdy tylko Emila z Klarą znikły im z oczu, Beata zaczęła: 12 - Zauważyłaś? Znów to samo. - Co? - Klara wiedziała, o czym myśli Emila. Poza tym mam wrażenie, że umie przewidywać przyszłość. Monika wzruszyła ramionami, ale Beata ciągnęła dalej: - Pamiętasz, jak w grudniu chciałam dłużej u niej zostać? Powiedziała, żebym lepiej wróciła do domu, bo ojciec może dzwonić. I rzeczywiście zadzwonił. Boże, co to by było, gdyby mnie nie zastał? Uratowała mi życie. Ale skąd ona to wiedziała? Niesamowite, nie? - Po prostu jest przewidująca. Nie rób z niej czarownicy. Monikę najwyraźniej rozpierała dziś energia. Wzięła rozbieg i podskoczyła, dosięgając najniższych gałęzi bezlistnego jeszcze jesionu. Potem roześmiała się głośno. - Dobry dowcip mi się przypomniał! Znasz? Ten o trzech samolotach... Beata była najwyraźniej zdegustowana zachowaniem przyjaciółki. - Znam i nie wiem, co jest w nim śmiesznego - skwitowała krótko. - A poza tym, jak ty chcesz być Cornelia? Ona jest dostojna i elegancka. I w żadnym z komiksów nie zaczepiała biednych drzew. - OK. Może masz rację. - Monika od razu się uspokoiła. Zwolniła kroku, przygład...
Zzbuntowana