Rozdział 12.doc

(61 KB) Pobierz

Rozdział dwunasty

Heath przyklejał do słupa latarni jakąś ulotkę. Dobrze widziała jego twarz, zaskoczyło mnie, ze jest taki przystojny. Jasne, znałam go od trzeciej klasy i miałam możność obserwować, jak z łagodnego chłopaczka robił się najpierw fajny, a potem seksowny chłopak, nigdy jednak nie zauważyłam u niego takiego wyrazu twarzy. Bez śladu uśmiechu, rysy stały się bardziej poważne, co sprawiło, że wyglądał teraz na więcej niż osiemnaście lat. Tak jakbym widziała moment jego przeistoczenia się w mężczyznę, i ten mężczyzna mi się podobał. Wysoki, jasnowłosy, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, zdecydowanym podbródkiem. Nawet z daleka można było dostrzec, że ma gęste rzęsy, zadziwiająco ciemne jak na blondyna, okalające łagodne piwne oczy, które tak dobrze znałam.

Wtedy, jakby i on poczuł moje spojrzenie, odwrócił wzrok od łupa latarni i napotkał mój wzrok. Patrzyłam, jak zesztywniał, a zaraz potem jego ciałem wstrząsnął silny dreszcz, jakby powiało na niego mroźne powietrze.

Powinnam była wstać i schronić się w kawiarni, gdzie panował gwar rozgadanych i śmiejących się ludzi i gdzie nie moglibyśmy znaleźć dla siebie odosobnienia. Ale tak nie zrobiłam. Siedziałam nieporuszona, kiedy wypuścił z rąk ulotki. Pofrunęły wokół i opadły na ziemię jak martwe ptaki, podczas gdy on szybko podszedł do nie. Stanął prze stoliku i nie odzywał się ani słowem, co wydawało się trwać wiecznie. Nie wiedziałam, jak się zachować, zwłaszcza, że ogarnęło mnie zdenerwowanie. W końcu nie mogłam dłużej znieść przedłużającego się milczenia.

-Cześć, Heath – odezwałam się pierwsza.

Wzdrygnął się, jakby ktoś głośno zatrzasnął drzwi tuż za jego plecami i śmiertelnie do wystraszył.

-Cholera! – zawołał. – Ty naprawdę tu jesteś!

Zmarszczyłam brwi. Nigdy nie był specjalnie błyskotliwy, ale nawet jak na niego uwaga wydawała się beznadziejna.

-Jasne, że tu jestem. A co myślałeś? Że to mój duch?

Opadł na sąsiednie krzesło, jakby nie miał siły ustać dłużej na nogach.

-Tak. Nie. Nie wiem. To dlatego, że ciągle cię widzę, ale w rzeczywistości ciebie nie ma. Myślałem, że to znów złudzenie.

-Heath, co ty wygadujesz? – Popatrzyłam na niego spod przymrużonych powiek i pociągnęłam wymownie nosem. – Jesteś pijany?

Potrząsnął głową.

-Na haju?

-Nie. Od miesiąca nie piję. Rzuciłem też palenie.

To co powiedział, było jasne i proste, ale zamrugałam gwałtownie, jakbym nadal nie mogła pojąć, co on mówi.

-Rzuciłeś picie?

-I palenie. Wszystko rzuciłem. Między innymi dlatego tyle razy do ciebie dzwoniłem. Chciałem, abyś wiedziała, że się zmieniłem.

Trudno mi było zdobyć się na jakąś odpowiedź.

-No to, eee…  cieszę się – wyjąkałam w końcu. Wiem, że nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale zbijał mnie też z tropu jego palący wzrok. I coś jeszcze. Czułam jego zapach. Nie był to aromat wody kolońskiej ani woń męskiego potu. Był to uwodzicielski zapach, który kojarzył mi się z upałem, blaskiem księżyca i erotycznymi marzeniami. Emanował z każdego cala jego skóry, wydzielał się wszystkimi porami, sprawiał, że chciałam natychmiast przysunąć krzesło, by znaleźć się bliżej niego.

-Dlaczego do mnie nie oddzwoniłaś? Nie wysłałaś mi też SMS- a.

Znów zamrugałam, starając się nie poddawać jego sile przyciągania i zacząć myśleć jasno.

-Heath, bo to nie ma sensu. Nic nie może się dziać między nami – powiedziałam rozsądnie.

-Przecież wiesz, że już coś zaszło między nami.

Potrząsnęłam głową i już otwierałam usta, by mu wytłumaczyć, dlaczego się myli, ale nie dopuścił mnie do słowa.

-Co się stało z twoim Znakiem? Zniknął!

Nie podobał mi się ten podekscytowany ton, naskoczyłam na niego.

-Heath, znowu nie masz racji! Znak nie zniknął. Jest po prostu przykryty, a to dlatego, żeby głupi ludzie nie panikowali. – Udałam, że nie widzę wyrazu przykrości, jaki pojawił się na jego twarzy, przez co straciła swój dojrzały wygląd i ukazała znane mi oblicze fajnego chłopaka, za którym kiedyś szalałam. – Heath – powiedziałam tym razem łagodnie. – Mój Znak nigdy nie zniknie. W ciągu najbliższych trzech lat albo stanę się wampirem, albo umrę. Istnieją tylko te dwie możliwości. Nigdy już nie będę taka jak przedtem. I między nami też nie będzie tak jak było. – Zamilkłam, ale zaraz dodałam: - Przykro mi.

-Zo, ja to rozumiem. Ale nie rozumiem, dlaczego ma to oznaczać dla nas koniec.

-Heath, skończyliśmy ze sobą, jeszcze zanim zostałam Naznaczona. Nie pamiętasz?

Zamiast upierać się przy swoim, jak to miał w zwyczaju, teraz, nadal patrząc mi w oczy, poważny i trzeźwy, odpowiedział:

-To dlatego, że zachowywałem się jak idiota. Ty nie znosiłaś, jak byłem pijany czy na haju. I miałaś rację. Więc przestałem pić i palić. Obecnie koncentruję się na grze w piłkę, na stopniach, bo chcę się dostać na OSU. – Uśmiechnął się do mnie z wdziękiem małego chłopca, co zawsze, od trzeciej klasy, mnie rozbrajało. – Tam wybiera się też moja dziewczyna. Będzie weterynarką. Wampirką weterynarką.

-Heath, ja… - Zawahałam się, z trudem próbując przełknąć gulę, która nagle stanęła mi w gardle, sprawiając, że zachciało mi się płakać. – Nie jestem pewna, czy nadal chcę zostać weterynarką, a jeśli nawet, to wcale nie znaczy, że będziemy mogli być razem.

-Spotykasz się z kimś – powiedział bez złości, ale z bezbrzeżnym smutkiem. – Niewiele zapamiętałam z tamtej nocy. Za każdym razem kiedy staram się sobie przypomnieć szczegóły, wszystko się zlewa w jeden niewyraźny koszmar, z którego nie daje się nic sensownego wyłowić, poza tym zawsze wtedy dostaję silnego bólu głowy.

Siedziałam nieporuszona. Wiedziałam, że ma na myśli obchody święta Samhain, kiedy przyszedł tam za mną, a Afrodyta straciła kontrolę nad duchami. Heath wtedy omal nie umarł. Erik też tam był i zachowywał się niczym prawdziwy wojownik (tak powiedziała Neferet), gdy stanął w obronie Heatha i pokonał widma, dając mi czas na utworzenie kręgu i odesłanie duchów tam, skąd przyszły. Kiedy ostatnio widziałam Heatha, był nieprzytomny i krwawił z powodu licznych ran. Neferet zapewniła mnie, że go uleczy i sprawi, iż wspomnienia tej nocy będzie miał zasnute mgłą. Jak się okazało, była to całkiem gęsta mgła.

-Heath, zapomnij o tej nocy. Było, minęło, lepiej, żebyś…

-Wtedy ktoś tam był z tobą – przerwał mi. – Chodzisz z nim?

Westchnęłam.

-Tak.

-Zo, daj mi szansę, bym cię odzyskał.

Potrząsnęłam głową, mimo że słowa te zapadły mi w serce.

-Nie, Heath, to niemożliwe.

-Ale dlaczego? – Wyciągnął do mnie rękę przez stół i nakrył nią moją dłoń. – Nie interesuje mnie ta cała wampirologia. Dla mnie nadal jesteś Zoey, tą samą Zoey, jaką znam od zawsze. Pierwszą dziewczyną, którą pocałowałem. Zoey, która zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny na świecie. Zoey, o której śnię co noc.

Doszedł mnie zapach jego ręki, nęcący, wspaniały. Poczułam pod swoimi palcami jego tętno. Nie chciałam mu tego mówić, ale musiałam. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:

-Nie zapomniałeś o mnie tylko dlatego, że posmakowałam twojej krwi wtedy, pod murem naszej szkoły, i zostaliśmy Skojarzeni ze sobą. Pragniesz mnie teraz, ponieważ tak się zawsze dzieje, kiedy wampir albo, jak się okazuje, nawet adept, spróbuje krwi ludzkiej ofiary. Neferet, nasza starsza kapłanka, twierdzi, że nie całkiem zostałeś jeszcze Skojarzony ze mną i jeśli będę się trzymała z daleka od ciebie, w końcu zauroczenie minie, staniesz się na powrót normalny i zapomnisz o mnie. Dlatego tak postępuję – dokończyłam pospiesznie. Spodziewałam się, że spanikuje, nazwie mnie potworem albo jakoś tak, nie miałam jednak wyboru, a teraz kiedy już wiedział, mógł spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

Jego głośny śmiech przerwał moje spekulacje. Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się serdecznie, jak to on potrafił, całym sobą, co mnie znów wzruszyło. Uśmiechnęłam się do niego.

-O co chodzi? – zapytałam, starając się przybrać poważną minę.

-Oj, Zo, nie rozśmieszaj mnie. – Ścisnął mocniej moją rękę. – Szaleję za tobą, od kiedy skończyłem osiem lat. Jak to może mieć cokolwiek wspólnego z tym, że spróbowałaś mojej krwi?

-Heath, uwierz mi, że jesteśmy Skojarzeni.

-No i fajnie. – Uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Też będzie fajnie, kiedy przeżyję cię o kilkaset lat?

Lekko błaznując, poruszył kilkakrotnie jedną brwią.

-To chyba nie takie znów nieszczęście, kiedy facet, powiedzmy, pięćdziesięcioletni, może się pochwalić, że jego dziewczyna to młoda, atrakcyjna, seksowna wampirzyca.

Wniosłam oczy do nieba. Ależ z niego dzieciak.

-Wiele innych  rzeczy trzeba jeszcze wziąć pod uwagę.

Kciukiem pocierał wierzch mojej dłoni.

-Zawsze wszystko komplikujesz. Ja i ty, cóż więcej trzeba brać pod uwagę?

-Jest jeszcze parę spraw, nad którymi należy się zastanowić, Heath. – Coś przyszło mi do głowy, więc zmieniając temat, zapytałam z pozornie niewinną minką: - A jak się miewa moja była najlepsza przyjaciółka, Kayla?

Nie zrobiło to na nim największego wrażenia. Wzruszył ramionami.

-Pojęcia nie mam. Prawie już jej nie widzę.

-Dlaczego? – Wydało mi się to dziwne. Nawet jeśli nie umawiał się z Kaylą, to należeli oboje do tej samej paczki, do której i ja należałam, spotykając się od lat.

-Bo to już nie to, co było. Nie podoba mi się, co ona opowiada. – Nie patrzył na mnie.

-Na mój temat? – chciałam się upewnić.

Kiwnął głową.

-A co ona mówi? – Nie byłam pewna, czy bardziej mnie to bulwersowało czy sprawiło przykrość.

-Takie tam rzeczy… - Nadal na mnie nie patrzył.

Zmrużyłam oczy.

-Pewnie myśli, że mam coś wspólnego ze śmiercią Chrisa.

Wzruszył bezradnie ramionami.

-Nie że ty, w każdym razie wyraźnie tego nie powiedziała. Uważa, że to sprawka wampirów, ale wielu ludzi tak myśli.

- A ty? – zapytałam łagodnie.

Teraz na mnie spojrzał, i to ostro.

-W żadnym wypadku! Ale dzieje się coś niedobrego. Ktoś porywa naszych graczy. Dlatego tutaj przyszedłem. Rozklejam ulotki ze zdjęciem Brada. Może ktoś widział, jak go porywano.

-Przykro mi z powodu Chrisa. – Oplotłam palcami jego rękę. – Wiem, że się przyjaźniliście.

-Cholera! Nie mogę uwierzyć, że on nie żyje. – Przełknął z trudnością, wiedziałam, że stara się nie rozpłakać. – Myślę, że Brad też nie żyje.

Również tak uważałam, ale nie chciałam tego głośno mówić.

-Może nie. Może go znajdą.

-Cóż, może… Zaczekaj, pogrzeb Chrisa odbędzie się w poniedziałek. Pójdziesz ze mną?

-Heath, nie mogę. Czy wiesz, co by się działo, gdyby adeptka pokazała się na pogrzebie ludzkiego młodziaka, zabitego, jak większość myśli, przez wampiry?

-Chyba źle by się działo.

-Tak, masz rację. I to właśnie staram ci się uświadomić. Gdybyśmy byli ze sobą, mielibyśmy do czynienia z takimi problemami przez cały czas.

-Ale nie poza szkołą. Mogłabyś wtedy stosować ten maskujący krem, tak że nikt by się nie domyślił, kim jesteś.

To co mówił, właściwie mogłoby mnie wkurzyć, ale Heath był tak poważny, tak pewien tego, ze wystarczy nałożyć trochę mazidła na mój tatuaż i wszystko będzie jak kiedyś, że nawet się nie niego nie wściekałam, bo bardzo pragnął, żeby tak było. A czy ja czasem nie robiłam tego samego? Czy nie próbowałam właśnie przywrócić część mojej przeszłości?

Jednakże to nie byłam już ja i w głębi duszy wcale nie chciałam powrotu do dawnego życia. Podobało mi się moje nowe wcielenie, nawet jeśli pożegnanie dawnej Zoey okazało się nie tylko trochę bolesne, ale i trochę smutne.

-Heath, ja nie chcę skrywać swojego Znaku. Wtedy nie byłabym sobą. – Westchnęłam ciężko i mówiłam dalej: - Zostałam wyróżniona tym Znakiem przez boginię Nyks, która poza tym obdarzyła mnie też niezwykłymi zdolnościami. Nie mogłabym udawać, że jestem człowiekiem, nawet jakbym chciała. A wcale nie chcę.

Poszukał wzrokiem mojego spojrzenia.

-Okay, nich będzie tak, jak ty chcesz, a komu się to nie podoba, niech idzie do diabła.

-To nie będzie tak, jak ja chcę, Heath. Ja…

-Zaczekaj, nie musisz teraz niczego mówić. Zastanów się. Możemy się tu spotkać za kilka dni. – Uśmiechnął się do mnie. – Mogę nawet przyjść w nocy.

Powiedzenie mu, że już się więcej nie zobaczymy, okazało się znacznie trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. W gruncie rzeczy nawet nie myślałam, że będę przeprowadzała z nim taką rozmowę. Uważałam, ze skończyliśmy ze sobą. Miałam dziwne uczucie, że przebywanie z nim, i to tak blisko, było czymś nierealnym, a jednocześnie zupełnie normalnym. I to właściwie dobrze określało nasze kontakty. Znów westchnęłam i spojrzałam na nasze splecione dłonie, a wtedy zobaczyłam, która godzina.

-O cholera! – Wyrwałam rękę i chwyciłam swoją torebkę i pakunek z zakupami z American Eagle. Było piętnaści po drugiej. Za piętnaście minut muszę zadzwonić do FBI. Niech to diabli! – Heath, muszę iść. Naprawdę już jestem spóźniona do szkoły. Zadzwonię do ciebie później.

Ruszyłam szybkim krokiem, ale wcale się nie zdziwiłam, widząc, ze on za mną idzie. Zaczęłam go odpędzać, ale się nie dał.

-Odprowadzę cię do samochodu – powiedział.

Nie protestowałam. Znałam ten ton. Mimo, że narwany i uparty, Heath był jednak dobrze wychowany. Już w trzeciej klasie zachowywał się jak dżentelmen, otwierał przed mną drzwi, nosił moje książki, nawet jeśli koledzy go wyśmiewali z tego powodu. Odprowadzenie mnie do auta należało do jego dobrych obyczajów. Kropka.

Mój volkswagen nadal stał samotnie pod dużym drzewem, tam, gdzie go zaparkowałam. Heath jak zwykle otworzył przede mną drzwi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W końcu musiał być jakiś powód, dla którego lubiłam go przez wszystkie te lata. Naprawdę to był kochany chłopak.

Podziękowałam mu i wślizgnęłam się na miejsce kierowcy. Zamierzałam opuścić szybę i powiedzieć mu do widzenia, ale zdążył okrążyć auto i po kilku sekundach już siedział przy mnie szeroko uśmiechnięty.

-Nie możesz jechać ze mną – powiedziałam. – A ja się naprawdę śpieszę, więc nigdzie cię nie podwiozę.

-Wiem. Nie chcę, żebyś mnie gdzieś podwoziła. Mam swoją ciężarówkę.

-No dobrze. W takim razie do widzenia. Później do ciebie zadzwonię.

Nie ruszał się z miejsca.

-Heath, musisz…

-Zo, muszę ci coś pokazać.

-A możesz to zrobić szybko? – Nie chciałam by dla niego niemiła, ale rzeczywiście powinnam zaraz wracać do szkoły i zadzwonić do FBI. Cholera, szkoda, że nie wzięłam ze sobą komórki Damiena. Poklepywałam niecierpliwie kierownicę, podczas gdy Heath włożył rękę do kieszeni i grzebał w niej, gorączkowo czegoś szukając.

-O, jest… Od kilku tygodni noszę to ze sobą. – Wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot mały, płaski, długości może jednego cala, zawinięty w coś, co przypominało złożoną tekturkę.

-Heath, naprawdę muszę już iść, a ty… - urwałam, zdumienie odebrało mi mowę. W wątłym świetle ostrze żyletki połyskiwało kusząco. Chciałam coś powiedzieć, ale całkiem zaschło mi w gardle.

-Chcę, żebyś napiła się mojej krwi – powiedział zwyczajnie.

Dreszcz pragnienia przeniknął mnie całą. Z całej siły złapałam się kierownicy, żeby nie zauważył, jak drżą mi ręce, a raczej żebym nie złapała żyletki i nie zatopiła jej w jego ciepłej, pachnącej skórze, tak by pokazała się słodka krew, którą mogłabym spijać…

-Nie! – zawołałam, z przykrością widząc, jak wzdryga się od ostrego tanu mojego głosu. Przełknęłam i opanowałam się. – Odłóż to, Heath, i wysiądź z samochodu.

-Zo, ja się nie boję.

-Ale ja się boję! – odpowiedziałam niemal płacząc.

-Nie masz się czego obawiać. To ja i ty, tacy sami jak zawsze.

-Heath, nawet nie wiesz, co robisz. – Bałam się patrzeć w jego stronę. Bałam się, że gdy spojrzę na niego, nie będę mogła dłużej się opierać.

-Wiem. Wtedy, tamtej nocy, spróbowałaś mojej krwi. To było… to było niesamowite. Ciągle o tym myślę.

Chciało mi się krzyczeć z tajonej frustracji. Bo ja też ciągle o tym myślałam, mimo, ze starałam się zapomnieć. Nie mogłam jednak mu tego powiedzieć. W końcu zmusiłam się, by na niego spojrzeć, udało mi się nawet opanować drżenie rąk. Już sama myśl o spróbowaniu jego krwi przyprawiała mnie o dreszcz podniecenia.

-Heath, idź już sobie. To nie jest normalne.

-Zo, mnie nie obchodzi, co jest dla kogoś normalne, a co nie. Ja ciebie kocham.

I zanim zdołałam go powstrzymać, wziął do ręki żyletkę i przejechał nią po szyi. Urzeczona patrzyłam na cienką czerwoną linię, która pojawiła się natychmiast na jego białej skórze.

Wtedy poczułam ten zapach – upojny, nieodparcie nęcący. Słodszy od czekolady, ciemniejszy od niej. W mgnieniu oka aromat krwi napełnił wnętrze mojego autka. Przyciągnął mnie z taką siłą, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałam Nie tylko już chciałam jej spróbować. Ja musiałam jej się napić.

Nawet nie zauważyła, kiedy przysunęłam się do niego gdy jeszcze coś mówił; jego krew zadziałała na mnie jak magnes.

-Tak, Zoey, chcę, żebyś to zrobiła – powiedział Heath nieswoim głosem, zachrypniętym i niskim, jakby brakowało mu tchu.

-Ja też chcę… chcę jej spróbować.

-Wiem, mała. Śmiało – szepnął.

Nie mogłam się powstrzymać. Wysunęłam język i zaczęłam zlizywać krew z jego szyi.

 

 

 

Przepisywaniem tej książki, zajmuje się właściciel chomika mika2100, więc proszę: jeśli ktoś chce zachomikować to rozdziały do swojego chomika, proszę wysłać do mnie wiadomość z informacją i umieścić informację w folderze od kogo zostały one zachomikowane, czyli w tym przypadku od chomika mika2100.

Przepisywanie tej książki zajmuje bardzo dużo czasu i chcę, aby praca ta i wysiłek zostały docenione i uszanowane. Dziękuję.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin