Noc Kupały.doc

(47 KB) Pobierz
Kupalnocka

Kupalnocka. Tak na Mazowszu i Podlasiu nadnarwiańskiem lud polski nazywał obchodzony tu w niektórych wioskach do połowy XIX w. obrzęd sobótki. Nazwa „sobótka” nie była tam wcale znaną, nie sięga ona zresztą nigdzie czasów pogańskich, bo bierze początek od dnia soboty, której wieczór, jako poprzedzający święto, służył powszechnie ludowi do jego zabaw, a przedewszystkiem do zabawy nocnej z ogniem. Kupalnocka pochodzi znowu i oznacza noc Kupały czyli św. Jana Chrzciciela, lub może noc kąpieli. Ruś nadbużna zowie ten obrzęd starożytny Kupalnicą. U Białorusinów Jan Chrzciciel zowie się Jan Kupała. Stryjkowski pisze, że za jego czasów Ruś i Litwa obchodziła obrzęd Kupały dwukrotnie: 25 maja i 25 czerwca.

 

Zygmunt Gloger „Encyklopedia staropolska”

 

___________

 

 

Kupała, kupalnocka, kupałowa noc, odpowiednik polskiej sobótki świętojańskiej u Słowian wschodnich, dawna uroczystość ludowa, której tradycyjne obrzędy przesilenia słonecznego, jak rozpalanie stosów, skakanie przez nie, pieśni i tańce, zbieranie ziół itp. są pozostałościami przedchrześcijańskich słowiańskich ceremonii kultowych. Nazwa prawdopodobnie od kąpieli, której dopiero od 23 czerwca, wigilii św. Jana, zażywać wolno było bezkarnie, bo św. Jan Chrzciciel, stojąc w wodzie, prześwięcał z niej wszelkie rusałki, topielice i dziwożony.

 

Władysław Kopaliński „Słownik mitów i tradycji kultury”

 

___________

 

 

Sobótka prastare, przedchrześcijańskie obrzędy kultowe zachowane jeszcze do niedawna na ziemiach polskich, z wyjątkiem Polski zachodniej, i na Rusi w postaci tradycyjnego święta ludowego obchodzonego zwykle w noc letniego przesilenia; od dawna tępione przez kościół ze względu na pozostałości cech pogańskich i orgiastycznych. Lud, uparcie przywiązany do tego święta, wierząc w jego magiczne właściwości, zapewniające dobre plony i zdrowie uczestnikom, starał się je chrystianizować, łącząc je z letnimi świętami bliskimi najkrótszej nocy i najdłuższego dnia roku, a więc św. Jana Chrzciciela albo Zielonych Świątek. Obrzędy te wywodziły się prawdopodobnie z kultu Słońca (ognia) i kultu wody. Śladem pierwszego były ogniska świętojańskie zapalane ogniem krzesanym dwoma kawałkami drewna na widocznych z dala wzgórzach; wokół ognisk tańczono i śpiewano, skakano przez nie, rzucano w nie lecznicze zioła, aby, zmieniając noc w dzień i „uzdrawiając” ogniska, w drodze magii sympatycznej pomóc Słońcu, które od następnego dnia – najdłuższego – będzie opuszczać się coraz niżej, ustępując pola nocy. Ślady drugiego kultu zachowały się w postaci rzucania wianków na wodę, aby usposobić ją przychylnie (co później stało się wróżbą zamążpójścia), i ziół leczniczych, aby ją ułagodzić (później rozumiano, że zanurzenie ziół dodaje im mocy uzdrawiającej), by jej wylewy nie zaszkodziły plonom.

 

Władysław Kopaliński „Słownik mitów i tradycji kultury”

 

___________

 

 

Kwiat paproci – bajeczny kwiat, który ma zakwitać raz w roku, w noc świętojańską; ten, kto go znajdzie i zerwie, stanie się szczęśliwy i bogaty, a kiedy zechce – także niewidzialny.”

 

Władysław Kopaliński „Słownik mitów i tradycji kultury”

____________

 

 

Fragment "Starej Baśni" Józefa Ignacego Kraszewskiego:

 

"Nadszedł dzień Kupały - święto w całym pogańskim obchodzone świecie, dzień Białego Boga dnia i światłości, na którego cześć paliły się ognie nad Adrią, nad Bałtem, nad Dunajem, nad Łabą, Wisłą, Dniestrem, Rodanem i Sekwaną. Ze czcią tego Bel-boga, Bela, ludy wędrowały na zachód wszystkie, z kolebki swej rajskiej w zimne kraje nowej ojczyzny.

 

Dzień Kupały - najdłuższy w roku, noc Kupały - najkrótsza, były jednym ciągiem wesela, śpiewu, skoków i obrzędów.

 

I na tej górze świętej nad jeziorem, kędy się z sąsiednich mirów na Kupałę najwięcej ludu zbierało, już o wschodzie słońca z kąpieli wychodzące tłumy, przybrane w wieńce, poprzepasywane bylicą, postrojone ziołami kwitnącymi, otaczały starych gęślarzy.

 

Wzgórze lekko opadało zieloną łąką ku wodom jeziora. Na szczycie jego rosły stare dęby, brzozy rzadkie, a dalej gęstszy coraz las ciągnął się dwoma ramiony, łącząc z niezgłębionymi puszczami, które naówczas całą niemal tę ziemię okrywały.

 

Od rana widać tu już było młodzież znoszącą suche gałęzie, łuczywo, bierwiona świeżo ucięte, gdyż martwego drzewa jak na budowę chaty nikt nie używał, tak i na ogień święty nosić go nie było wolno. Gałęzie nawet suche z żywego drzewa musiały być obłamywane, bo w tych, które na ziemi leżały, mieszkała już śmierć.

 

Ze wszech stron widać było sunące sznurami niewiasty w bieli, całe w wiankach i opaskach zielonych, chłopaków w narzuconych na ramiona siermięgach. Zewsząd po gajach i lesie brzmiały przedśpiewy zwiastujące nocną uciechę.

 

Nagotowane ogniska widać było u skraju lasu, pod dębami i głębiej jeszcze. Kamiennymi siekierkami łupano drzazgi na podpał. Każda gromada obejmowała dawne miejsce i zgliszcze swe świąteczne. Gwar wesoły i śmiechy przebrzmiewały po lesie.

 

Pod dębem siedział Słowan, pod innym drugi śpiewak, którego zwano Wiłujem. Gdy jeden z nich nucił, przestawał drugi; śpiewali na przemiany, ale pieśń jednego nie godziła się z drugą, zdawali się raczej przeciwiać sobie niż łączyć.

 

Słoneczko, oko dnia jasnego, świeć nam a grzej - śpiewał stary gęślarz.

 

- Strumienie światła na ziemię biegą... Światło nam lej, Kupało!

 

Niech czarne smoki nie śmieją zaćmić twej twarzy, tyś życiem, szczęściem, nadzieją, tyś bóg nasz! Kupało...

 

Królu, dniom naszym panuj bez chmury, do życia obudzaj chuć, tyś życia dawca, boże Kupało, siej, żyw i budź, Kupało...

 

Ucichło, a Wiłuj brząknął w struny i niezrozumiałą piosenkę nucił półszyderskim głosem:

 

- Pieśni ty moja, pieśni! Ptaszyno moja złota, tyś jak woda żywota, wskrzeszasz w śmiertlnej pieśni, lecz kto się w nurt twój miota, ten żywot prędko prześni. Dwojaka twoja cnota, żywot i śmierć jest w pieśni... Pieśń zmarłych wskrzesza z grobu, pieśń żywych na śmierć miota... w niej siła światów obu... i śmierci, i żywota...

 

Spuścił głowę wypełzłą i zamilkł; milczeli oba, bo chór śpiewał za nich pieśń kupalną.

 

Słońce zapadać miało, wszystkich oczy i twarze ku niemu były zwrócone. Czekano, gdy ostatni jego promień zniknie z drzew pozłoconych wierzchołków, aby ognie rozniecić i pieśni a korowody rozpocząć.

 

Starsze niewiasty siedziały na ziemi, a około nich cebry i garnki, i niecki z mięsiwem, i kołacze a korowaje świąteczne widać było; młódź się kręciła i goniła po błoni klaskając w ręce. Dziewczęta trzymały się gromadą, kupkami na nie nacierali chłopcy, rzucano słowy, wyścigano się krzycząc i odpędzano chustami napastujących.

 

- Kupało! Kupało! Łado! - odzywały się tu i owdzie śpiewne głosy. (...)

 

Chłopcy tymczasem suche tarli drzewo, aby zrobić ogień boży, który by sam się zrodził, młodym był i nowym, a potem przez rok cały na domowym palił się ognisku. Był to ogień, którego z domu nikomu wynosić obcemu nie dawano. Kto ogień wynosił z chaty, brał z niej życie. (...)

 

A z dala słychać było śpiew.

 

- Słońce w morzu się kąpało, bo na wesele iść miało... Wiodą, wiodą pannę młodą, w złote szaty przyodzianą... Księżyc jedzie z gwiazd drużyną, witaj, słoneczko kochane... Ty mi będziesz królowało... Słoneczko moje jedyne! Kupało!

 

Chłopcy stali na uboczu, szeptali cicho, z ukosa patrzeli na dziewczęta i wybierali oczyma. Szał czasem opanowywał nad ranem te gromady i dziksze z nich szły jak "stada" w las, porywając gwałtownie dziewczęta. Zwano też te szały "stadem". Rodzina jednak każda pilnowała swoich i stała na czatach, aby do "stada" nie dopuścić i od porywania obronić.

 

Dziwa patrzała na zachodzące słońce, którego promienie ozłacały jej twarz i lśniły się we włosach. Ostatni blask zagasał, już tylko łuna czerwona wskazywała, gdzie zapadało... Dwa smolne łuczywa ogień obejmował boży, zażegniętą żagiew podano dziewczynie, która żywo i zręcznie pod stos ją podłożyła. W tej samej chwili przy wszystkich ogniskach błyskały już ogniki i wielkim głosem wołano radośnie:

 

- Kupało!...

 

Niewiasty stawały kołem biorąc się za ręce osobno, osobno mężczyźni, i pieśni brzmiały po lesie dokoła.

 

Po polach, na puszczy, w całej okolicy przed chwilą chichej i głuchej wszystko przeszło w radosne drganie i okrzyki. Zdało się, że i drzewa, i wody, i obłoczki na niebie, i trawy na polu pieśnią tą i radością odbrzmiewąją.

 

Zbudzone śpiewem podniosło się wodne ptastwo na jeziorze, zaszeleściało w krzewach, a wokoło stosów dziewy zawiodły uroczystą pieśń kupalną o bogu w złotym wieńcu, co polom niósł ziarna złote, co łąkom niósł rosy, co ludziom chleb dawał, co wypełniał kłosy, co ule zasładzał, który czynił dzień, miłość zsyłał i wesele. Był to dzień ślubowin niebieskich słońca z księżycem. Radowała mu się ziemia, otwierała skarby swoje; noc ta nie miała tajemnic, wszystko zaklęte wracało do swobody, duchy jasne zstępowały z niebios i poiły ludzi własnym weselem... Śmierć i czarne widma kryły się w przepaści, pod ciemny płaszcz Jamy. (...)

 

Las płonął światłami i huczał pieśnią, i tętniał skokami.

 

Z dala widać było ogniów łuny, około nich wirem, kołem zwijające się cienie, z rozwiązanymi włosy, rozpuszczonymi szaty, rozsypującymi się wieńcami, podniesionymi rękami.

 

- Hej! Kupało! Kupało!

 

Gdzie indziej chłopcy brali kąpiel płomienną skacząc przez ogniska i przykłaskiwano ich skokom, kiedy niekiedy krzyk dał się słyszeć, bo parobcy rzucali się na dziewczęta, a wśród tego szału, zamętu nocy działo się często, co tylko na Kupałę przebaczonym być mogło.

 

Lecz więcej śmiechów było słychać niż krzyku, a wesela niż płaczu.

 

Niewiasty jeszcze wiodły tany, gdy chłopcy z zapalonymi żagwiami zaczęli przeskakiwać ogniska, a potem wyścigać się po łące i wybiegać na polanki z nimi. Gdzie indziej lano miód w ogień na ofiarę Białemu Bogu, przygasał płomień na chwilę i buchał potem z nową mocą. Parobczaki nieraz spotkali się w skoku, wśród płomieni i dymu uderzyli o siebie... nieraz się śmiejąc chwytali za bary, padali na ziemię i tarzali mocując.

 

U wszystkich ognisk razem rozpoczęły się te skoki, a wnet potem z ogniem pogony. Z zapalonymi żagwiami, których ogień w biegu nie powinien był zagasnąć, obiegano posiane zboża, barcie, łąki, wołając Kupały.

 

Na niebiosach, jakby spod zasłon przypatrując się ciekawie temu, co się działo na ziemi, szła zorza wieczorna całować się ze wschodzącą jutrzenką... noc zaledwie przysłoniła lasy, a już dzień świtał za nimi.

 

Teraz rozpoczynało się picie i ucztowanie około ognisk, wśród wesela i śpiewu..."

 

 

sarmatix.blogspot.com

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin