Drugie życie Bree Tanner cz3.doc

(294 KB) Pobierz

 

 

Drugie życie Bree Tanner

Cz.3

              Po wschodzie słońca czas wcale nie płynął szybciej. W piwnicy, jak zawsze, było pełno wampirów i panowała nerwowa atmosfera. Gdyby wampiry mogły chrypnąć, Riley prędko straciłby głos od ciągłego wrzeszczenia. Tymczasem kilkoro dzieciaków straciło różne kończyny, ale nikt nic spłonął. Głośna muzyka mieszała się z odgłosami gier i zaczęłam się cieszyć, że nie może boleć mnie głowa.

              Próbowałam czytać książki, ale byłam w stanie jedynie przewracać kartki jedną po drugiej; oczy odmówiły mi posłuszeństwa. Ułożyłam więc kolejne tomy w równym stosie przy kanapie, dla Freda. Zawsze zostawiałam mu swoje książki, choć nie mam pojęcia, czy którąkolwiek przeczytał. Nie po­trafiłam przyglądać mu się wystarczająco długo, by dostrzec, jak spędza czas.

              Przynajmniej Raoul ani razu nie spojrzał w moją stronę, tak samo jak Kevin ani żaden z pozostałych wampirów. Nigdy nie miałam aż tak skutecznej kryjówki. Nie mogłam zobaczyć, czy Diego rozsądnie ignorował moją osobę, bo sama ignorowałam go zadziwiająco pilnie. Nikt nie mógłby podejrzewać, że łączy nas jakaś zmowa - może z wyjątkiem Freda. Czy dostrzegł, jak przygotowywałam się do walki z Raoulem u boku Diega? Nawet jeśli tak, nie martwiło mnie to zbytnio. Gdyby Fred źle mi życzył, pozwolił­by mi zginąć poprzedniej nocy. Niewiele musiałby robić.

              Kiedy słońce zaczęło zachodzić, w piwnicy zrobiło się głośniej. Tam, pod ziemią, nie widzieliśmy gasnącego światła, bo nawet na górze okna były zasłonięte - na wszelki wypadek. Jednak po tylu długich dniach łatwo było wyczuć, kiedy kończy się następny. Nowo narodzeni zaczęli chodzić nerwowo, męcząc Rileya pytaniami, czy mogą wyjść na polowanie.

              - Kristie, przecież byłaś na zewnątrz wczoraj - przypomniał Riley, a ton wskazywał, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. — Heather, Jim, Logan, idźcie. Warren, masz ciemne oczy, zabieraj się z nimi. Hej, Saro, nie jestem ślepy — wracaj tutaj!

              Dzieciaki, które uziemił, pochowały się po kątach; niektóre czekały tylko, aż Riley wyjdzie, by wbrew jego zakazom móc się wymknąć.

              - Hm, Fred, dzisiaj chyba twoja kolej - rzekł Riley, nie patrząc jednak w naszym kierunku. Usłyszałam, że Fred wzdycha, wstając z kanapy. Gdy przechodził przez piwnicę, wszyscy - nawet Riley skrzywili się z obrzydzeniem. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych Riley jednocześnie się uśmiechnął. Lubił swojego utalentowanego wampira.

              Kiedy Fred wyszedł, poczułam się, jakbym była naga. Teraz wszyscy mogli mnie zobaczyć. Siedziałam nieruchomo, z pochyloną głową, i robiłam wszystko, by nie rzucać się w oczy pozostałym.               Na szczęście tego wieczoru Riley bardzo się spieszył. Zatrzymał się jedynie na chwilkę, by spojrzeć na tych, którzy wyraźnie zmierzali w stronę drzwi, ale nie straszył ich, i sam też wyszedł. Zwykle w tym momencie wygłaszał któryś z wariantów swojego przemówienia o tym, że mamy nie zwracać na siebie uwagi, ale tego wieczoru było inaczej. Wygląd na zafrasowanego i niespokojnego. Byłam gotowa się założyć, że szedł zobaczyć się z nią. Dlatego też nie miałam za bardzo ochoty spotykać się z nim o świcie.

              Czekałam, aż Kristie oraz troje jej kompanów wyjdzie, i wyślizgnęłam się zaraz za nimi Próbowałam zachowywać się tak, jakby naturalne było, że się z nimi zabieram, ale jednocześnie pilnowałam się, aby ich nie zirytować. Nie spojrzałam ani na Raoula, ani na Diega. Skoncentrowałam się na tym, by nikt mnie nie zauważył. Taka tam sobie wampirzyca.

              Kiedy już wyszliśmy z domu, natychmiast od­dzieliłam się od Kristie i pobiegłam do lasu. Mia­łam nadzieję, że tylko Diego będzie chciał odnaleźć mój zapach i mnie. W połowie zbocza pobliskiej góry wspięłam się na najwyższe gałęzie wielkiego, samotnie rosnącego świerku. Rozciągał się stąd niezły widok. Gdyby ktoś zechciał mnie śledzić, bez trudu mogłam go w porę do­strzec. Okazało się, że byłam przesadnie ostrożna. Chyba nawet niepotrzebnie zachowywałam się tak czujnie przez cały dzień. Tylko Diego po­szedł za mną. Zobaczyłam go z oddali i wyszłam mu na spotkanie.

              - Długi dzień — powiedział, przytulając mnie. - Twój plan jest trudny do zrealizowania.

              Odwzajemniłam uścisk, z radością zdając sobie sprawę, jakie to przyjemne.

              - Może mam lekką paranoję — przyznałam.

              - Przepraszam za ten cyrk z Raoulem. Niewiele brakowało.

              Przytaknęłam.

              - Dobrze, że Fred jest taki obrzydliwy.

              - Ciekawe, czy Riley wie, jaki potencjał ma ten dzieciak - zastanowił się Diego.

              - Wątpię. Do tej pory nie widziałam, żeby Fred robił taki numer, a spędzam koło niego dość dużo czasu.

              - Okej, to już sprawa Strasznego Freda. My mamy własny sekret, który musimy zdradzić Rileyowi.

              Poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz.

              - Wciąż nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

              - Nie dowiemy się, póki nie zobaczymy, jak zareaguje Riley - orzekł Diego.

              - Wiesz, ja tak ogólnie nie lubię si...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin