Rozdział 9.rtf

(15 KB) Pobierz

Rozdział 9.

Obudziłam się w środku nocy z krzykiem. Jeanette wbiegła do mojego pokoju jak oparzona.

-Co się stało? –zapytała stając w drzwiach –Znów miałaś jakiś koszmar?

-Śniło mi się, że ja i Adrien jesteśmy rodzeństwem. –wyszlochałam.

Jeanette usiadła na moim łóżku.

-To nie był sen. –powiedziała spokojnie, gładząc mnie po włosach.

-Jak to nie!? Powiedz mi, że kłamiesz! Powiedz! –zaczęłam na nią krzyczeć.

Siostra pokręciła przecząco głową.

-Nie kłamie.

-Przepraszam. –wybełkotałam i wtuliłam twarz w jej płomienno rude włosy.

-Nic się nie stało. Ja też bym tak zareagowała. –pogłaskała mój policzek i wstała z łóżka –Śpij spokojnie. Dobranoc. –powiedziała ziewając.

-Dobranoc. –również ziewnęłam.

Leżałam na łóżku bojąc się zasnąć. Chciało mi się spać, ale po prostu bałam się zamknąć oczy. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, koszmar powróci. Próbowałam przypomnieć sobie wczorajszy sen. Mieszkanie. Miś. Cloe. Wszystko widziałam jakby przez mgłę. Krew. Adrien. Ojciec.

Już wiedziałam. Ten sen był tylko zapowiedzią tego, co miało się stać danego dnia. Przytulałam się do Adriena, a podnosząc głowę byłam przytulona do ojca. Wszystko się zgadza. W ich żyłach płynie ta sama krew.

Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam cicho płakać. Nim się zorientowałam, zegarek w komórce wskazywał 8 rano. Spałam zaledwie dwie godziny, ale musiałam iść do pracy. Poszłam do łazienki, by się ogarnąć. Ubrałam się szybko i wyszłam z domu, nie jedząc nawet śniadania. Nie miałam apetytu.

Całą drogę modliłam się, by ani Adrien, ani mój ojciec nie przyszli dzisiaj do baru. Dzień był całkiem spokojny. Zapomniałam o kłopotach, dopóki nie przyszła Vanessa. Moja siostra Vanessa. Zanim wyszłam, postanowiłam ją o coś zapytać.

-Vanessa, te kłopoty rodzinne to dotyczyły ciebie i Adriena?

Pokiwała głową. Po jej minie było widać, że nie bardzo chce o tym rozmawiać, ale ja musiałam dowiedzieć się więcej.

-Czy on cię krzywdzi? –pytałam jak na jakimś marnym przesłuchaniu.

-Tak. Bije mnie non stop. Ostatnio się uspokoiło.

-Ostatnio? –nie dawałam za wygraną.

-Kiedy był z tobą. –powiedziała, wycierając z policzka pojedynczą łzę. –Trzy temu dowiedział się, że jestem jego siostrą. Ja nawet nie wiedziałam, że mam rodzeństwo. Matka wysłała mnie do Los Angeles do szkoły z internatem. Gdy wróciłam mieszkała już z Markiem i Adrienem. Wtedy zaczął się nade mną znęcać. Zawsze był jedynakiem, a nagle pojawiłam się ja. Mamy tą samą matkę, ale innych ojców…

Moje przypuszczenia się sprawdziły, co do osobnych ojców.

-…Nie może sobie wybaczyć, że ma siostrę. –płakała coraz mocniej.

Przytuliłam ją do siebie.

-Będzie dobrze.

-Nic nie będzie dobrze! –szlochała.

Nie odezwałam się już. Nie spodziewałam się, że Adrien taki jest, że jest do tego zdolny. Posiedziałam jeszcze trochę z Vanessą, a następnie wróciłam do domu. Gdy byłam już w swoim pokoju, dziękowałam Bogu, że nie spotkałam Adriana, ani ojca.

Zgłodniałam, więc poszłam do kuchni, by odgrzać sobie obiad. Włożyłam kurczaka do mikrofalówki i nastawiłam na 5 minut. Kiedy się zagrzał, wyjęłam talerz i postawiłam na stole. Kiedy kończyłam, usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Pobiegłam szybko do pokoju i spojrzałam na wyświetlacz. Adrien. Odrzuciłam połączenie i wróciłam do kuchni, by skończyć swój obiad.

Nie potrafiłam zrozumieć swojego postępowania. Nie odbieram od niego telefonów, nie przytulałam się do niego. Jeszcze sobie pomyśli Bóg wie co. Nie potrafiłam tak żyć. Nie umiałam żyć bez niego, ale jakoś musiałam. Jest moim bratem, ale nie chcę utrzymywać kontaktów z kimś, w kim płynie krew gwałciciela.

Gdy zjadłam, poszłam się umyć. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem i przebrałam w piżamę. Włosy podsuszyłam lekko ręcznikiem i zaplotłam z nich warkocz. Wróciłam do swojego pokoju, i położyłam się do łóżka. Zanim zasnęłam, spojrzałam jeszcze na wyświetlacz. Dwanaście połączeń nieodebranych od Adriena.

I kolejny koszmar zepsuł mi noc.

Siedziałam na ławce w parku. Obok mnie siedział Adrien. Byliśmy do siebie przytuleni. Wtedy znów serce zabiło mi mocniej. Tak bardzo go kochałam, pragnęłam. Te ostatnie dni całkowicie zmieniły moje życie. Straciłam kogoś, z kim chciałam spędzić całe życie. Wtedy znów pojawił się mój ojciec. Znów chciał mnie skrzywdzić. Zrobił to. Tym razem nie sam. Przyłączył się do niego Adrien. Oboje mnie gwałcili. Krzyczałam, płakałam. Błagałam ich, by tego nie robili. Nie posłuchali. Ból stawał się coraz silniejszy. Wspomnienia rozdarły małą powłokę szczęścia, powracając do zdarzeń tamtych lat. Tak jak wtedy, gdy mój ojciec zrobił to pierwszy raz, czułam się bezsilna. Bezbronna.  Ludzie, którzy przechodzili obok, nie zwracali na mnie uwagi. Byli ślepi na ludzkie nieszczęście. Zapatrzenie tylko w siebie, niezwracający uwagi na dziejącą się wokół nich krzywdę. To zabolało.

I znów obudził mnie mój bezsilny krzyk, który słyszałam tylko ja. Pot spływał po mojej twarzy, klejąc mi przy tym kosmyki włosów, które niefortunnie wysunęły się spod frotki podczas snu. Znów bałam się zasnąć. Bałam się kolejnego koszmaru.

Każdej nocy miałam ten sam sen. Mijały tygodnie, miesiące, a ja nadal śniłam o Adrienie i ojcu.  Adrien nie odzywał się do mnie, nie wydzwaniał. Nie widywałam go na uczelni.

Nadszedł lipiec. Był piękny słoneczny dzień. Uczyłam się do zaliczeń pierwszego roku, kiedy z kuchni dobiegł mnie głośny krzyk Jeanette. Wystraszyłam się nie na żarty i jak najszybciej pobiegłam w stronę, skąd dobiegał krzyk. Jeanette leżała na podłodze w kałuży krwi.

-Zaczęło się! –krzyknęła.

Bez chwili namysły chwyciłam za telefon i wezwałam karetkę. Zjawiła się niespełna 5 minut później. Pojechałyśmy do szpitala. W międzyczasie zadzwoniłam do mamy, która pojechała z Xavierem i Michaelem do miasta. Przyjechali najszybciej jak tylko mogli. Podbiegli szybko do mnie i w ciszy czekaliśmy na wiadomość.

Jakąś godzinę później z Sali porodowej wyszła pielęgniarka. Razem z mamą stanęłyśmy jak na zawołanie.

-Czy państwo są rodziną Jeanette Wilson? –zapytała uprzejmie.

Obie z mamą skinęłyśmy głową.

-Tak. To moja córka. –powiedziała szybko mama, próbując powstrzymać się od wybuchu histerii.

Nie dziwię jej się. W końcu Jeanette trzy razy nie donosiła ciąży. Wszyscy się teraz baliśmy, by dzieciątko przeżyło.

-Gratuluję. Została pani babcią. –uśmiechnęła się kobieta –Pani córka urodziła prześlicznego chłopca. Trzy kilo 200.

Na twarzy mamy pojawił się uśmiech. Spojrzałam na braci. Oni też byli szczęśliwi. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć? –zapytałam, oczekując pozytywnej odpowiedzi.

-Teraz. –odpowiedziała kobieta i zaczęła nas prowadzić do sali poporodowej, gdzie leżała Jeanette ze swoim synkiem.

Weszłyśmy z mamą jako pierwsze. Jeanette leżała na łóżku szpitalnym i trzymała na rękach małe zawiniątko. Podeszłam bliżej. Ujrzałam malutką, śliczną twarzyczkę mojego siostrzeńca.

-Jak się czujesz? –zapytała mama nie ukrywając swojego szczęścia.

-Dobrze. –odpowiedziała sennie Jeanette –Tylko jestem trochę zmęczona.

-Jak dasz mu na imię? –zapytał Xavier, który właśnie wszedł do sali.

-Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym.

-Może Olivier? –zaproponowałam.

-Albo Allan? –wtrącił Xavier.

Jeanette zrobiła minę typu „zastanowię się”, ale zaraz potem pokiwała znacząco głową.

-Piękne. Olivier Allan Wilson.

Posiedzieliśmy jeszcze trochę i wróciliśmy do domu, by Jeanette mogła trochę odpocząć.

Kiedy wróciła do domu, wszystko było jak dawniej. Jedynie w domu mieliśmy nowego członka rodziny. Olivier rozwijał się wspaniale. Nie chorował.

***

I tak minął mi pierwszy rok studiów. Zaliczenia, nauka. Nauka, zaliczenia. I tak w kółko. Kolejny rok akademicki. I znów nauka, zaliczenia. Zaliczenia, nauka. Na szczęście od nowego roku mam zacząć praktyki w pobliskim St. Thomas’ Hospital.

Nieraz przychodził taki okres, że zapominałam o Adrienie, ale niestety nie na długo. Powracał w moich snach. Nie były już one takie straszne, ale on w nich był.

Tamten dzień zapowiadał się wspaniale. Pierwszy dzień praktyk, nowi znajomi, a także przystojni pacjenci. Jednym z nich był Robert. Przystojny blondyn o czarnych oczach, trafił do szpitala po wypadku motocyklowym, spowodowanym przez jego dziewczynę. Niestety. Zmarła dziś w nocy na sole operacyjnym.

Znałam ich tylko z widzenia. Kiedy przyniosłam Robertowi lekarstwa, uśmiechnął się do mnie.

-Dziękuję. –powiedział cicho.

-Nie ma za co. –odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z jego sali.

Pech chciał, że wpadłam na Adriena. Patrzył na mnie złowrogo, jakbym mu chomika zabiła.

-Co tu robisz? –spytałam z nieukrywanym obrzydzeniem.

-Chcę porozmawiać. –mówił spokojnie, aczkolwiek stanowczo.

-Teraz nie mam czasu. –odpowiedziałam i wyminęłam go dużym łukiem.

Spieprzył mi cały dzień, który dopiero co się zaczął. Tak bardzo chciałam o nim zapomnieć. Udawało się, dopóki go nie spotkałam. Wiedziałam co  muszę zrobić, by dał  mi spokój, by o nim zapomnieć.

Po skończonych zajęciach praktycznych wracałam tą samą drogą, którą zawsze szliśmy z Adrienem. Postanowiłam przejść przez park, mając nadzieję, że go tam spotkam.

Nie myliłam się. Był tam. Siedział na ławce, na której niegdyś siadaliśmy na niej przytuleni. Podeszłam do niego pewnym, zdecydowanym krokiem. Stanęłam naprzeciwko Adriena, który w tej samej chwili podniósł głowę. W oczach błyszczały mu dwie wielkie łzy, które zaraz powoli spłynęły po jego policzkach.

-Chciałeś porozmawiać. –powiedziałam obojętnym tonem.

Adrien wstał z ławki. Złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął.

-Co ty robisz? –zapytał gniewnie.

-O co ci chodzi? –nie wiedziałam co ona ma na myśli.

Adrien potrząsnął mną mocniej.

-Ranisz moje uczucia. –powiedział już spokojniej, ale jego głos załamywał się, jakby zanosił się na płacz –Ty nie rozumiesz, że cię kocham?

-Rozumiem. –kiwnęłam głową –Możesz mnie puścić?

-Nie puszczę, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz.

-A co tu jest do wyjaśniania? –zapytałam z sarkazmem, próbując wyrwać się z jego uścisku.

Moje starania na nic się nie zdały. Im bardziej próbowałam się wyrwać, tym bardziej Adrien zaciskał swoje dłonie na mych ramionach. Poddałam się, bo wiedziałam, że nie mam z nim szans. Opuściłam ręce w geście bezradności.

-Czemu mnie okłamałeś!? –zaczęłam na niego krzyczeć, a ludzie w parku spoglądali na nas ukradkiem.

-Co?

-Pytam, czemu mnie okłamałeś? –powiedziałam już spokojniej, by odwrócić uwagę wścibskich przechodniów.

-Ja? –zapytał zdziwiony –Ja cię okłamałem?

Kiwnęłam głową, bo na nic innego nie było mnie stać. Musiałam trochę ochłonąć, by mu to wszystko wytłumaczyć.

-Niby jak cię okłamałem? –zapytał, potrząsając mną coraz mocniej.

-Mówiłeś, że jesteś jedynakiem.

-A czy to ma jakieś znaczenie, że nie powiedziałem ci o tym, że mam siostrę!? Nie traktuję jej jak siostry, dlatego o niej nie wspomniałem. Coś jeszcze?

-Tak. Mówiłeś, że twoi rodzice się rozwiedli, i mieszkasz z ojcem.

-To było prawdą. –powiedział, a na jego ustach pojawił się triumfalny uśmiech.

Nikt z nas już się nie odezwał. Minęła chwila, gdy Adrien ścisnął mocniej moje ramiona.

-Powiedz mi jedno. –zaczął Adrien, a ja wciąż słuchałam tego, co ma mi do powiedzenia –Nie kochasz mnie?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam jak zahipnotyzowana, ale wydusiłam z siebie jedno słowo.

-Tak.

-To w czym problem?- jego silny uścisk trochę się poluźnił.

Poczułam jak po moich policzkach spływają wielkie, słone łzy.

-Kocham cię. –powtórzyłam –Kocham, ale nie tak jak powinnam –powiedziałam dusząc się własnymi łzami.

Adrien stał zdezorientowany, więc zaczęłam dokańczać to, co zaczęłam mówić.

-Nie mogę cię kochać tak, jakbyś tego chciał. –jednym ruchem dłoni otarłam mokre od łez policzki –Jesteś moim bratem.

-Co!? –Adrien zdenerwował się i to nie na żarty.

-Jesteś moim bratem. Twój ojciec, jest moim ojcem. To on mnie codziennie krzywdził. Gwałcił. Mówiłam ci o tym, ale ty nie wierzyłeś, więc skłamałam, że to nie prawda.

Ręce Adriena opadły w bezsilności. Spojrzał mi w oczy i odszedł, zostawiając po sobie tylko wspomnienie. Wspomnienie, które zawsze będzie boleć.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin