Bunsch Karol - Powieści piastowskie 12 - Powrotna droga.txt

(604 KB) Pobierz
Karol Bunsch
POWIE�CI PIASTOWSKIE
DZIKOWY SKARB OJCIEC I SYN ROK TYSI�CZNY BRACIA IMIENNIK
I.  �LADEM PRADZIADA
II.  MIECZ I PASTORA� PRZEKLE�STWO ZDOBYCIE KO�OBRZEGU PSIE POLE POWROTNA DROGA WAWELSKIE WZG�RZE WYWOLANCY PRZE�OM
Karol Bunsch POWROTNA DROGA
Wydawnictwo Literackie Krak�w�Wroc�aw
Copyright by Karol Bunsch, Krak�w 1971






ISBN 83-08-01014-8
Z wie�y ko�cio�a Naj�wi�tszej Panny sandomierski kasztelan, Piotr z Kr�py, patrzy� na rozleg�y u st�p wzg�rza kraj. Pogodny dzie� zimowy mia� si� ku wieczorowi, w miar� jak s�o�ce chyli�o si�, b��kitnawe cienie pe�z�y na wsch�d, a �nie�ny ca�un mieni� si� zacz�� r�owymi odblaskami. Sz�o na zmian�, trzaskaj�cy mr�z sfolgowa�, na zachodnim niebie wstawa�a srze�oga, w kt�r� zanurzaj�c si� s�o�ce czerwienia�o, potem prze�wieca� ju� tylko miedziany, sp�aszczony kr��ek i wreszcie rozmaza� si� w tumanie. Kr�tki dzie� styczniowy sko�czy� si�, barwy zgas�y i niebo poszarza�o. Widoczno�� mala�a szybko. Stoj�cy obok kasztelana brat jego, Zbygniew, tr�ci� gO| m�wi�c:
�  P�jd�my!   Niczego   nie   wypatrzym.   Stamt�d odsiecz nie przyjdzie.
Nie odwracaj�c si�, Piotr odpar� z gorycz�:
�  Znik�d. Wstydliwy pod Sieradz poci�gn��, by napa�� ��czyckiego Kazka odeprze�. 'Jeno na to sta� Piastowic�w, by mi�dzy sob� si� wadzi� o och�apy rozerwanego kr�lestwa, nie by je broni� od postronnego wroga. Od sze�ci niedziel sami dzier�ym brzemi� najazdu.
�- Mo�e ksi��� na w�gierskie posi�ki czekaj�, w sile si� nie czuj�c � wtr�ci� Zbygniew. � Je�li Bela zi�cia nie wspomo�e, jemu z kolei Tatarzyn na gard�o nast�pi.
�  I W�grom zado�� czasu by�o. Ninie cho�by nadeszli, nie przeprawi� si�. S�ysz! Lody p�kaj�.
Przeci�g�e trzaski biegaj�ce po bia�ej p�aszczy�nie Wis�y potwierdzi�y jego s�owa, ciemniejsze plamy na niej zwiastowa�y, �e wezbrana woda d�wiga lodow� skorup�. Gdy skruszy j� w kr�, przeprawa � ju� teraz niebezpieczna � stanie si� niemo�liwa. Zbygniew westchn��:
�  Aby pociepla�o. Nieraz zda mi si�, �e �pik zamarz� mi  w ko�ciach.  Zmarzni�te  �cierwo ko�skie przez gardziel prze�azi� nie chce...
�  Nie chce? Aby jeno starczy�o. Ko�czy si� ju�.
�  Tedy czemu�e� onego  bojara  odprawi�, kt�ry swobodne wyj�cie  nam zapewnia�? � z wym�wk� rzuci� Zbygniew.
�  Czemu? Bo to jeno podst�p. Mamli gin��, to chc� z mieczem w r�ku, jako rodzic nasz pod Chmielni -kiem;
�  Sk�d wiesz, �e podst�p? Ruscy kniazie z musu Tatarzyna posi�kuj�, nie jemu sprzyjaj�. Nie buntuje si� to Ru� przeciwko poga�skiemu uciskowi?
�  Buntuje si� prosty nar�d, gdy wydzier�y� nie jno�e zdzierstwa cha�skich baskak�w �. A kniazie do
Berke Seraju je�d�� po jar�yk2 na knia�enie z cha�-skiej �aski, to i dba� o ni� musz�. Nie wierz� im.
�  Tedy na co liczysz?
�  Rzeknij: liczy�em, i�e Tatarzyn, wyniszczywszy kraj k�dy okiem si�gn��, je�ca i �upu nabrawszy, safo odejdzie, gdy g�odno mu by� zacznie.
�  A ninie?
�  Na nic; ni na Bo�e zmi�owanie.
Zaleg�o ci�kie milczenie. Po d�u�szej chwili przerwa� je Zbygniew:
�  Co� ci przed si� zamy�la� winiene�. Nie b�dziem-�e czeka�, a� z �aknienia i mrozu nikt r�ki nie d�wignie ku obronie, by nas wyrzezano i�cie jako byd�o...
�  Prawei! Tedy ty wybieraj, bom ja niezdolny:
1 baskak�w � wielkorz�dc�w w podleg�ych Tatarom okr�gach o ludno�ci osiad�ej
* jar�yk  � pisemne rozporz�dzenie  chana
6
wy�en�� z grodu wszystko, co broni� nie w�adnie...
�  W  gor�twie  to  chyba  m�wisz � zakrzykn�� Zbygniew, Piotr jednak ci�gn��:
�  Tatarzyn, je�ca nabrawszy, raniej odejdzie, by mu si� jasyr nie zmami�...
�  Tfu! � splun�� Zbygniew � przepomnia�e�, i�e tu jest m�j synaczek i dziewuszka. Ich �ywotem lubo niewol� swoje chcesz zap�aci�? Nie mniema�em, i�e� tch�rzem podszyty.
�  Nie za ich �ywot sw�j chc� kupowa� � gniew nie odci�� Piotr. � Nie o �ywot stoj�, jeno o gr�d. Jako rzek�em, tobie dam wyb�r i por�k�, i�e nie serca mi niedostawa: kto or� ud�wign�� zdolen, z grodu wypadnie, by si� w lasy przebi�. Niesporo ujdzie, ale je�li nie gr�d, to cho� co �ywej si�y ocaleje, by w polu op�r da� najazdowi.
�  Ja pierwszy nie p�jd� za tob� i nikt, co serce ma w piersi, swoich bezbronnych na rze� i �up poga nom nie ostawi.
�� Tedy masz wyb�r. S��w szkoda.
Jako� d�ugo milczeli. Wreszcie Zbygniew podj��:
�  Nie ufasz ruskim kniaziom. A gdy w tym, co s�ali, jedyna nadzieja? C�e nas gorszego po�cign�� mo�e ni�li �mier�! A tu dzie� ka�dy to piek�o.
�  I�cie. Szatan�w B�g zes�a� na ziem za grzechy nasze.
Wskaza� na postacie uwijaj�ce si� na zgliszczach spalonego miasta, doko�a ognisk obl�niczego obozu, kt�rych czerwony blask nasila� si� w miar� zapadaj�cej ciemno�ci.
�  Spieszno, im ko�czy� � ci�gn�� � by ich w po wrotnej drodze odliga l nie chwyci�a.
Zbygniew odetchn��, po czym odezwa� si� niepewnie:
�  Mo�e wydzier�ym. Odliga nadchodzi, przedwio�nie wczesne b�dzie...
Kasztelan parskn�� gorzkim �miechem:
1 odliga � odwil�
�  W�dy luty przed nami, do przedwio�nia daleko. Je�li wy�eniem z grodu, co do broni niezdatne, wy-dzier�ym jedn�, dwie niedziele.
�  A je�li nie wy�eniem? � szeptem zapyta� Zby-gniew.
�  Sam sobie odrzeknij. Tym ci czy�ciec od piek�a r�ny, �e nadzieja w nim �ywi�.
Nie by�o o czym m�wi�, a i patrze� nie by�o na co, bo noc zapada�a, niebo zaci�ga�o si� tumanem, jakby je popio�em przysypa�, �e nie prze�wieca�a �adna gwiazda, jeno blask ognisk wrogiego obozu pier�cieniem �wiate� okala� milcz�cy i ciemny gr�d. Tu nie p�on�o ni jedno ognisko, ostatni raz obro�cy zagrzali si� i spo�yli ciep�� straw�, gdy strza�y tatarskie zaopatrzone w ogniste kwacze zapali�y sklecone, z czego si� jeno da�o, budy, w kt�rych schronienia przed mrozem szuka�a rzesza uchod�c�w ze zdobytego, p�on�cego miasta. Teraz niewiasty z dzie�mi, chorzy i ranni dach nad g�ow� znale�li w wypalonym wn�trzu ko�cio�a i w szczup�ych zabudowaniach grodu. Zdrowi pod go�ym, nielito�ciwym niebem czekali na chorob� lub ran�, kt�ra pozwoli im schroni� si� pod dachem, lub na �mier�, by powi�kszy� stert� zw�ok sk�adanych na cmentarzu pod p�nocn� �cian� ko�cio�a, gdy� si� nie sta�o kopa� mogi� w zamarzni�tej na kamie� ziemi. Sterta ros�a z ka�dym dniem. Tatarzy wprawdzie od d�u�szego czasu poniechali uderze�, kt�re stratami przyp�acili, bo przyrod� i sztuk� obronny gr�d trudno by�o doby�. Pewni ju� byli widocznie, �e przepe�niony ponad miar� bez walki w swoj� moc dostan�. Teraz jednak �mier� rozpocz�a �niwo w�r�d dzieci krwaw� biegunk�, kt�ra i1 z dojrza�ych wysysa�a reszt� si�, do wszystkich n�dz dodaj�c brud i zaduch. Gr�d ca�y cuchn�� jak rozk�adaj�cy si� trup, w zamkni�tych pomieszczeniach zatyka�o oddech w piersiach. Tote� Piotr i Zbygniew, zszed�szy z wie�y, d�ugo stali w drzwiach zakrystii, nim przemogli si�, by wej�� do ko�cio�a.
Osmalone, pozbawione sprz�t�w wn�trze o�wietla�a
tylko oliwna lampka, p�on�ca przed monstrancj� na kamiennym o�tarzu. Kl�cza� przed ni� Sadok, przeor klasztoru Dominikan�w spalonego w czasie zdobywania miasta. Spokojnym, wyra�nym g�osem intonowa� litani�, a odpowiada�o mu kilkunastu mnich�w. Jednostajne ich wt�rowanie zda�o si� wprowadza� jaki� �ad w zmieszany, ponury gwar panuj�cy w ko�ciele, post�kiwania i j�ki chorych i rannych, chrapanie konaj�cych, kwilenie dzieci i p�acz niewiast... �Matko mi�osierdzia!", �Nadziejo nasza!" Sadok zda� si� wo�a� kogo� dalekiego, ale w g�osie jego brzmia�a wiara, �e zostanie us�yszarly,' i wiara ta jakby udziela�a si�, bo zmieszany gwar przycicha�, a tu i �wdzie zawt�rowa�y g�osy z ciemnych k�t�w ko�cio�a, chwiejne, przerywane �kaniem.
Kasztelan Piotr szepn�� jednak do siebie: �ni mi�osierdzia, ni nadziei"... Odporny na g��d i mr�z, bezsenno�� i trudy, czu�, �e �amie si� pod brzemieniem odpowiedzialno�ci, jak� za straszne, z ka�dym dniem gorsze po�o�enie zrzucano na niego; rycerstwo wprost s�owami, prosty lud ponurym milczeniem. Nawet p�acz niewiast zda� si� wyrzuca� mu, �e nie przyj�� ofiarowanego w zamian za go�e �ycie wyj�cia z grodu, zostawiaj�c go wraz z ca�ym mieniem na �up poganom. Wyrostkiem by� przed osiemnastu laty w czasie pierwszego tatarskiego najazdu, ale tego do�wiadczenia starczy�o mu: cho�by ruscy kniazie w dobrej wierze doradzali mu ukorzy� si� przed Burondajem, Ta-tarzyn wiary nie dotrzyma. A gdyby nawet pozwoli� odej��, dok�d z niewiastami i dzie�mi zajd� zimow� por�, bez spy�y, w spl�drowanym i wypalonym jak okiem si�gn�� kraju � o ile ich nie wytnie lub nie pobierze w jasyr pierwszy napotkany zagon tatarski. Piotr przera�liwie jasno zdarva� sobie spraw�, �e to, co rzek� bratu, jest prawd�. Ale rozumia� t��, �e zrozpaczeni chc� widzie� nadziej� poza wa�ami grodu. W duchu zapewne ka�dy, kto jeno na nogach usta� wydoli, spodziewa si�, �e w�a�nie jemu uda si� wymkn�� powszechnej zag�adzie. Jak ton�cy po g�owach
towarzyszy usi�uje wydoby� si� na powierzchni�, nie dbaj�c, �e pogr��a ich w to�, tak zdatni do wyj�cia nie my�leli o tym, �e tych, kt�rzy nie zdo�aj� i�� o w�asnych si�ach, trzeba by w grodzie poniecha� na niechybn� a okrutn� �mier�. Piotr mia� jeszcze przed oczyma naje�one strza�ami zw�oki je�c�w, bo niezdatnych do drogi Tatarzy oddawali swym wyrostkom, by si� na nich zaprawiali w strzelaniu. By zby� si� nagabywa� o poddanie grodu, kt�rych ju� znie�� nie m�g�, kasztelan godzinami marz� na wie�y pod pozorem, �e wypatruje nadej�cia odsieczy, czym podtrzymywa� upadaj�c� wraz z si�ami karno��. Ale ni pozoru, ni karno�ci d�u�ej utrzyma� si� nie da. Niemniej przed noc� trzeba obej�� gr�d i wyznaczy� stra�e; kasztelan jednak nie odchodzi�. Czeka�, a� przeor Sadok uko�czy mod�y, by z nim pom�wi�. Obecno��1 jedynego w ca�ym grodzie cz�owieka, kt�ry w strasznym po�o�eniu potrafi zachowa� spok�j i utrzyma� karno��  w�r�d podleg�ych  mu  mnich�w,  pozwala�a odpr�y� si� cho� na chwil�, a kasztelan czu�, �e niewiele brak, by sam si� za�ama�.
Sadok jednak d�ugo modli� si�, a Piotr sta� i patrzy� na znany mu widok, do kt�rego trudno by�o nawykn��. Chorzy i ranni le�eli pokotem na kamiennej posadzce, we w�asnych i cudzych odchodach. Ci, kt�rzy czuli si� na si�ach, by wyj�� na pole, deptali po l...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin