ŚW. EUSTACHY.doc

(56 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. EUSTACHEGO

1 listopada

 

Opowieść o św. Eustachym należała do niezmiernie popularnych wątków legendowych; oprócz greckich i łacińskich jej wersji znamy jeszcze inne w językach wschodnich [syryjskim, armeńskim, koptyjskim itd.], a z łaciny przeszczepiła się ona do literatur europejskich w języ­kach narodowych i wydała wersję francuską, włoską, hiszpańską, angielską, niemiecką, a nawet irlandzką. Różne jej motywy dostarczyły natchnienia artystom-plastykom zarówno średnio­wiecza, jak renesansu.

W hagiografii greckiej reprezentowana jest ona przez dwie pasje [BHG nr 611-12] oraz jedną homilię [ib. nr 613]; w literaturze łacińskiej zaś poza dwiema wersjami prozaicznymi [BHL nr 2760-61] ma szczególnie wiele opracowań wierszowanych [ib. nr 2764-71]. Wersja jej, jaką przytacza Jakub de Voragine, zgadza się prawie dosłownie z ujęciem Jana z Mailly [Dondaine, s. 472-477].

Dość długa ta legenda składa się wyraźnie z trzech części: ze wstępu, zawierającego opowieść o cudownym jeleniu, z właściwego trzonu, wypełnionego przygodami rodziny Eustachego, wreszcie z zakończenia w formie krótkiego opisu męczeństwa Eustachego, jego żony i dwu synów. Tylko w tej ostatniej części może tkwić jakieś wspomnienie o realnym męczenniku tego imienia, choć i na to brak dowodów. Cała reszta to niewątpliwie przejątki z dość znanych źródeł.

Zacznijmy od najobszerniejszej części środkowej. Dzieje rozbitej rodziny, która po wielu nieprawdopodobnych przygodach odnajduje się nareszcie, należą do typowych wątków greckie­go romansu, prototypu naszej powieści. Gatunek ten, którego pierwsze egzemplarze znamy z I w. przed Chr., rozwinął się bujnie w czasach pochrystusowych i wnet znalazł przystęp także do literatury chrześcijańskiej w postaci listów Pseudo-Klemensa [por. niżej nr 72, tamże bliższe uwagi na ten temat]. Otóż kto czytał choćby jeden taki grecki romans, ten w przygodach Eustachego, jego żony i synów odnajdzie te same typowe sytuacje i wątki. Nie ulega więc wątpliwości, że pierwszy grecki autor tej legendy przyozdobił ją, a w znacznej mierze wypełnił motywami przeniesionymi z pogańskiego romansu.

Objawienie się Chrystusa między rogami jelenia przypisywały legendy kilku świętym: najpopularniejszym z nich jest obok Eustachego św. Hubert. Pomysł jednak tego motywu przyszedł - zdaje się - z bardzo daleka, bo z Indii, gdzie w romansie zatytułowanym Nigrodhamiga-jataka występuje sytuacja dość podobna. Jakimi drogami wątek ten przeszedł do hagiografii greckiej, tego dziś nie potrafimy określić.

W każdym razie jako dzieło literackie jest legenda o św. Eustachym naprawdę pięknym i udatnym utworem. Jej niezliczone przeróbki i naśladownictwa świadczą wymownie, jak sil­nie przemawiała do wyobraźni całych pokoleń. Dzieje jej skreślił H. Delehaye w studium pt. La legendę de St. Eustachę, opublikowanym w »Bulletin de 1'Academie Royale de Belgique«, Classe des Letters 1919, 175-210.

Eustachy nazywał się pierwotnie Placi-dus. Był on naczelnikiem wojsk cesa­rza Trajana [1]. Był niezmordowany w dziełach miłosierdzia, ale równocze­śnie był wiernym czcicielem bożków. Miał on żonę, która była tej samej wiary co jej mąż i równie jak on miłosierna. Miał również dwóch synów, których wychować kazał z wielkim nakładem kosztów, stosownie do swego wysokiego stanowiska. Swą wytrwałą gorliwością w miłosiernych uczyn­kach wysłużył sobie św. Eustachy oświecenie na drodze prawdy.

Pewnego dnia bowiem, podczas polowania, spotkał stado jeleni, a wśród nich ujrzał jednego, który był większy i piękniejszy od innych. Oddzielił się on od gromady innych i pobiegł w pustkę leśną. Placidus usilnie po­dążał za nim i próbował go schwytać, podczas gdy jego żołnierze zajęli się pozostałymi jeleniami. Otóż gdy tak z całych sił biegł za jeleniem, ten wreszcie wskoczył na wysoką skałę, a Placidus zbliżywszy się pilnie rozważał, w jaki sposób mógłby go schwytać. Wpatrując się jednak bez przerwy w jelenia, ujrzał pomiędzy jego rogami kształt krzyża świętego, który błyszczał jaśniej od słońca, i obraz Chrystusa, który przez usta jelenia, jak niegdyś do Balaama przez usta oślicy [2], tak przemówił do niego: Placydzie, dlaczego mnie prześladujesz? [3] Oto ja z miłości do ciebie ukazałem ci się w tym zwierzęciu! Ja jestem Chrystus, którego ty nie znasz, lecz czcisz. Jałmużny twoje do mnie się wznoszą, z ich powodu przybyłem, bym przez tego jelenia, na którego ty polowałeś, ja teraz ciebie złowił. Inni jednak opowiadają, że sam obraz Chrystusa, który ukazał się pomiędzy rogami jelenia, wymówił te słowa. Placidus zaś słysząc je, ogar­nięty wielką trwogą, spadł z konia na ziemię. Po upływie godziny wró­ciwszy do siebie podniósł się z ziemi i rzekł: Wyjaśnij mi bliżej, co mówisz, a uwierzę w Ciebie! Chrystus tedy rzekł: Placydzie, ja jestem Chrystus, który stworzył niebo i ziemię. Ja kazałem powstać światłu i oddzieliłem je od ciemności. Ja stworzyłem pory roku, dnie i lata, z prochu ziemskiego utworzyłem człowieka. Ja dla zbawienia rodu ludzkiego przyszedłem na świat w ludzkiej postaci, a ukrzyżowany i pogrzebany zmartwychwstałem trzeciego dnia. Usłyszawszy te słowa Placidus upadł znowu na ziemię i rzekł: Wierzę, Panie, że Ty stworzyłeś wszystko i nawracasz błądzących. Pan zaś rzekł doń: Jeśli wierzysz, idź do biskupa tego miasta i daj się ochrzcić. Placidus tedy zapytał: Panie, czy chcesz, abym oznajmił to mojej żonie i synom, i aby oni również w Ciebie uwierzyli? A Pan odrzekł: Oznajmij im, aby i oni wraz z tobą zostali oczyszczeni. Sam przyjdź tu również jutro, a ja ukażę ci się znowu i objawię ci jaśniej to, co się stanie.

Skoro Placidus wrócił do domu i w łożu oznajmił o tym żonie, ta za­wołała: Panie mój, ja również widziałam Go ubiegłej nocy i mówił do mnie: Jutro ty, mąż twój i synowie przyjdziecie do mnie. Teraz już wiem, że to był Jezus Chrystus! Udali się więc o północy do biskupa rzymskiego, któ­ry z wielką radością ochrzcił ich i nazwał Placyda Eustachym, a żonę jego Teospitą, synowie zaś otrzymali imiona: Agapit i Teospit. Gdy nadszedł ranek, Eustachy wyruszył na polowanie jak poprzedniego dnia. Przybywszy w pobliże owego miejsca rozesłał swoich żołnierzy pod pozorem, że mają szukać tropów zwierząt, sam zaś stanął na dawnym miejscu. Ujrzawszy zaś to samo widzenie upadł na twarz i rzekł: Błagam Cię, Panie, objaw słudze Twemu to, co obiecałeś! Pan zaś rzekł: Szczęśliwy jesteś, Eustachy, że obmyłeś się w źródle mej łaski, ponieważ pokonałeś diabła, podeptałeś tego, który ciebie oszukiwał. Ale teraz okaże się wiara twoja: diabeł bowiem teraz zawziął się na ciebie za to, że go opuściłeś. Wiele musisz znieść, aby otrzymać koronę zwycięstwa. Wiele musisz przecierpieć, utracisz czcze do­stojeństwa tego świata, lecz za to wywyższony zostaniesz w duchowym bogactwie. Nie trać jednak otuchy, nie spoglądaj wstecz na twoją minioną chwałę, ponieważ trzeba, abyś w tych ciężkich próbach okazał się drugim Jobem. Gdy zaś będziesz poniżony, wtedy ja przyjdę do ciebie i przywrócę ci dawną chwałę. Powiedz więc, czy teraz chcesz podjąć tę próbę, czy na końcu twego życia? Eustachy zaś odrzekł: Panie, jeśli trzeba, aby się tak stało, to ześlij na nas teraz te próby, użycz nam jednak cnoty cierpliwości! A Pan odrzekł mu: Bądź mężny, bo łaska moja będzie strzegła dusz wa­szych. Po czym Pan wstąpił do nieba, a Eustachy powrócił do domu i opo­wiedział wszystko swojej żonie.

Po kilku dniach zaraza poczęła się szerzyć pomiędzy niewolnikami i niewolnicami Eustachego i zabiła wreszcie wszystkich. W jakiś czas potem wszystkie jego konie i trzody nagle wyginęły. Złoczyńcy zaś, widząc nieszczęście, w którym się znalazł Eustachy, napadli nocą na jego dom i za­brali wszystko, eo tylko znaleźli. Obrabowali cały dom ze złota, srebra i wszelkiego dobytku, Eustachy zaś nago uciekł nocą wraz z żoną i synami, ale i za to dziękował Bogu. Wstydząc się swej nędzy udali się do Egiptu, a cała ich majętność została zupełnie zniszczona przez rabunki złych lu­dzi. Tymczasem król [4] i cały senat boleli bardzo nad stratą tak doskona­łego wodza, a to tym bardziej, że nie mogli w żaden sposób natrafić na ślad po nim.

Tymczasem Eustachy i jego rodzina w swojej wędrówce dotarli do morza, a spotkawszy okręt wypłynęli w nim na morze. Właściciel okrętu ujrzawszy żonę Eustachego, która była bardzo piękna, zapragnął ją mieć dla siebie. Gdy więc przepłynęli morze, zażądał od nich zapłaty. Ponieważ zaś nie mieli pieniędzy, oświadczył, że jako rękojmia zapłaty żona Eustachego zostanie na okręcie, ponieważ chciał zabrać ją ze sobą. Eustachy usłyszawszy to żadną miarą nie chciał się zgodzić i długo się opierał, ale właściciel okrętu skinął na marynarzy, aby go wrzucili do morza, chcąc w ten sposób posiąść jego żonę. Gdy to Eustachy zrozumiał, z wielkim smutkiem zo­stawił żonę, wzdychając wziął swych dwóch synów i odchodząc rzekł: Biada mnie i wam, bo obcy mąż zabrał waszą matkę! Przyszedł później nad pewną rzekę, lecz nie miał odwagi przejść przez nią z dwoma chłopcami, ponieważ była bardzo wezbrana. Pozostawił więc jednego syna na brzegu rzeki, a drugiego przeniósł na drugą stronę. Tam postawił chłopca na ziemi i pospieszył, aby wziąć drugiego. Gdy zaś znajdował się właśnie na środku rzeki, nagle nadbiegł wilk i porwawszy dziecko, które Eustachy zostawił na brzegu, uciekł do lasu. Rozpaczając za nim Eustachy pobiegł po drugiego syna, lecz zanim do niego doszedł, wypadł lew i uciekł uno­sząc ze sobą i to dziecko. Eustachy nie mógł go gonić, ponieważ znajdował się na środku rzeki, począł więc płakać i targać włosy, chciał nawet rzucić się do rzeki, ale Opatrzność Boża wstrzymała go.

Tymczasem pasterze, ujrzawszy lwa unoszącego żywego chłopca, po­częli ścigać go z psami, a on z wyroku Bożego rzucił chłopca nietkniętego i umknął. Jacyś chłopi zaś spotkali wilka, biegli wiec za nim z krzykiem i uwolnili z jego paszczy dziecko, które nie poniosło żadnej szkody. Ci pasterze i chłopi pochodzili z tej samej wsi i wychowywali chłopców u siebie.

Eustachy jednak nic o tym nie wiedział, szedł więc z wielkim smutkiem, płakał i mówił: Biada mi! Byłem przedtem jak drzewo kwitnące, a teraz jestem zupełnie ogołocony. Biada mi! Zazwyczaj otaczał mnie tłum żołnierzy, lecz teraz jestem samotny i nawet synów mieć nie mogę przy sobie. Pamiętam, Panie, iż powiedziałeś mi, że trzeba, abym był kuszony jak Job [5], lecz oto widzę, że mnie więcej nieszczęść spotkało niż jego. On bowiem, chociaż został pozbawiony swego majątku, miał jednak gnój, na którym mógł siedzieć, mnie zaś nic już nie pozostało. On miał przyjaciół, którzy wraz z nim cierpieli, a mnie zostały dzikie zwierzęta, które porwały mi synów. Jemu została żona, ja moją straciłem. Panie, pozwól mi odpo­cząć od mych utrapień, strzeż ust moich, aby serce moje nie skłoniło się ku słowom złośliwości i abym nie został odrzucony sprzed oblicza Twe­go [6]. Tak ze łzami przemawiał Eustachy. Następnie przybył do pewnej wsi i tam za zapłatą strzegł pól tamtejszych ludzi przez 15 lat. W drugiej wsi zaś wychowywali się jego synowie, którzy nie wiedzieli o sobie, iż są braćmi. A Pan strzegł żony Eustachego tak, że nie poznała innego mał­żonka, bo ten, który ją porwał, umarł wkrótce potem, zostawiając ją nie­tkniętą.

Tymczasem cesarz i lud rzymski doznawali wielu utrapień od wrogów. Cesarz wspominał często Placyda, który dzielnie walczył z tymi samymi wrogami, ubolewał nad jego nagłym zniknięciem i rozsyłał wielu żołnierzy na wszystkie strony świata, obiecując różne bogactwa i zaszczyty tym, któ­rzy by go znaleźli. Tak to dwaj żołnierze, którzy niegdyś służyli pod rozka­zami Placyda, przybyli do wsi, w której on teraz przebywał. Placidus uj­rzawszy ich idących przez pole poznał ich natychmiast po chodzie. Przypomniała mu się wówczas godność, jaką niegdyś posiadał, i zasmucony bar­dzo począł mówić: Panie, oto widzę tych, którzy niegdyś byli ze mną, a których już nie miałem nadziei ujrzeć. Daj, abym tak samo ujrzał kiedyś małżonkę moją, o synach moich bowiem wiem, że padli ofiarą dzikich zwie­rząt. W tej chwili Eustachy usłyszał głos, który mu mówił: Ufaj, Eustachy, bo wkrótce już odzyskasz twoją cześć, a synowie twoi i małżonka powrócą do ciebie.

Gdy Eustachy wyszedł naprzeciw owym dwu żołnierzom, oni nie po­znali go wcale. Pozdrowili go tylko i spytali, czy nie zna przypadkiem jakiego obcego imieniem Placidus, któremu towarzyszyła żona i dwóch synów. Eustachy odpowiedział, że nic o nich nie wie. Na prośby jego jednak żołnierze zaszli do niego w gościnę, a Eustachy usługiwał im. Ile razy jednak przypomniał sobie swoje dawniejsze stanowisko, nie mógł powstrzy­mać łez. Wychodził więc, obmywał twarz i wracał, aby usługiwać znowu żołnierzom. Oni zaś przypatrywali mu się i jeden mówił do drugiego: Jakże ten człowiek podobny jest do tego, kogo szukamy! Drugi zaś odrzekł: Nawet bardzo jest podobny. Przypatrzmy mu się lepiej - jeśli ma na głowie bliznę po ranie, którą otrzymał na wojnie, to na pewno jest tym, którego szukamy. Gdy zaś raz jeszcze przyjrzeli mu się i zobaczyli ów znak, po­znali od razu, kim jest. Wówczas poczęli go ściskać i całować, wypytując równocześnie o jego żonę i dzieci. On zaś odrzekł: Synowie moi nie żyją, a żonę mi porwano. Zbiegli się tedy sąsiedzi jak na jakie widowisko, a żoł­nierze opowiadali o rycerskich czynach i dawnej chwale Eustachego. Na­stępnie przedłożyli mu rozkaz cesarza i ubrali go w najpiękniejsze szaty.

Po piętnastodniowej podróży przybyli do cesarza, który dowiedziawszy się o przybyciu Eustachego, wybiegł mu naprzeciw, objął go i ucałował. Eustachy opowiedział wszystkim koleje swego losu, po czym otrzymał od razu swoje dawne stanowisko dowódcy wojska i począł pełnić swe obowiązki. Gdy zaś zbadał liczbę żołnierzy i przekonał się, że jest ich zbyt mało przeciw takiej ilości wrogów, rozkazał, aby we wszystkich miastach i wsiach zaciągano rekrutów.

Zdarzyło się wtedy, że owa wieś, w której wychowywali się dwaj syno­wie Eustachego, musiała z kolei dostarczyć dwóch rekrutów. Wszyscy mieszkańcy owej wioski uznali tych właśnie dwóch młodzieńców za najodpowiedniejszych i wysłali ich do dowódcy wojska. Eustachy ujrzawszy dwóch młodzieńców pięknej postawy i dobrego ułożenia, włączył ich po­między swoich najbliższych towarzyszy. Następnie wyruszył na wojnę i pokonał wrogów, po czym pozwolił swemu wojsku przez trzy dni odpoczywać w tej właśnie miejscowości, gdzie mieszkała jego żona jako uboga gospodyni. Dwaj młodzieńcy z woli Bożej zamieszkali w chacie swej matki, lecz nie wiedzieli o tym, że to jest ich matka. Pewnego dnia w południe siedzieli oni razem i nawzajem opowiadali sobie o swoim dzieciństwie. Matka ich zaś siedziała naprzeciw i słuchała uważnie tego, co mówili.

Starszy tedy mówił do młodszego: Ja nic nie przypominam sobie z mego dzieciństwa, tylko tyle, że ojciec mój był dowódcą wojska, a matka była bardzo piękna. Mieli dwóch synów, to znaczy mnie i drugiego młodszego, który też był bardzo ładny. Pamiętam też, że wzięli nas jednej nocy i wyszli z domu, po czym wsiedli na okręt, ale nie wiem, dokąd chcieli się udać. Nie wiem, jakim sposobem matka moja została na morzu, gdy my opuszczaliśmy okręt, ojciec zaś niósł nas obydwu i płakał. Później przybyliśmy nad jakąś rzekę i ojciec przeszedł na drugą stronę z moim młodszym bratem, a mnie zostawił na brzegu. Gdy jednak wrócił, aby mnie zabrać, przybiegł wilk i porwał mego brata, a zanim ojciec doszedł do mnie, wyszedł z lasu lew i chwyciwszy mnie uniósł do lasu. Pasterze jednak wy­rwali mnie z paszczy lwa i wychowywali mnie później we wsi, którą i ty znasz. Nie wiem zupełnie, co stało się z ojcem moim i bratem. Słysząc to młodszy począł płakać i mówić: Na Boga, z tego, co słyszę, wynika, że jestem twoim bratem. Ci bowiem, którzy mnie wychowywali, mó­wili mi również, że wyrwali mnie z paszczy wilka. Wówczas bracia rzucili się sobie w ramiona, całowali się i płakali.

Matka ich zaś słysząc, jak dokładnie opowiedzieli swoje dzieje, długo zastanawiała się nad tym, czy to są jej synowie. Następnego dnia udała się do dowódcy wojska i prosiła go mówiąc: Błagam cię, panie, każ zawieźć mnie do mojej ojczyzny. Pochodzę bowiem z ziemi rzymskiej i jestem tutaj obca. Mówiąc to ujrzała na nim pewne znaki, po których poznała w nim swego męża. Wtedy nie mogąc się już powstrzymać upadła do nóg Eustachego i rzekła: Panie, błagam cię, opowiedz mi swoje dawne życie! Wydaje mi się bowiem, że ty jesteś Placidus, dowódca wojska, a ina­czej nazywasz się Eustachy. Zbawiciel nawrócił Placyda, a potem zniósł on wiele ciężkich doświadczeń. Ja jestem jego żoną, która mu została na morzu porwana, ale uchroniła się od wszelkiej hańby. Miał on też ze mną dwóch synów, którzy nazywali się Agapit i Teospit.

Słysząc to Eustachy spojrzał uważnie na nią i poznał w niej swoją żonę. Wówczas płacząc z radości całował ją i chwalił Boga, który pociesza strapionych. A żona rzekła doń: Panie, gdzie są nasi synowie? On zaś odpo­wiedział: Dzikie zwierzęta porwały ich. I opowiedział jej, w jaki sposób stracił obydwu. Wówczas żona rzekła: Dziękujmy Bogu, bo wiem, że tak jak Bóg dozwolił nam znaleźć się nawzajem, tak też pozwoli nam od­zyskać naszych synów! A na to Eustachy: Przecież powiedziałem ci, że zostali porwani przez dzikie zwierzęta. Ona jednak odparła: Wczoraj siedząc w ogrodzie słyszałam rozmowę dwóch młodzieńców, którzy opowiadali sobie o swoim dzieciństwie. Wierzę, że to są nasi synowie, zapytaj ich więc sam, a oni ci powiedzą. Eustachy tedy przywołał chłopców, a usłyszawszy od nich dzieje ich dzieciństwa poznał, że to jego synowie. Wówczas i on, i matka objęli ich za szyje, płakali bardzo i gorąco ich ca­łowali. A całe wojsko cieszyło się ogromnie z odnalezienia rodziny i ze zwycięstwa nad barbarzyńcami.

Gdy Eustachy wracał do domu, cesarz Trajan już nie żył, a następcą jego został cesarz Hadrian [7], mąż zły i skory do zbrodni. Przyjął on łaskawie Eustachego z powodu zwycięstwa, które odniósł, i kazał przygo­tować wspaniałą ucztę, aby uczcić zwycięstwo oraz znalezienie żony i sy­nów Eustachego. Następnego dnia jednak udał się do świątyni bożków, aby im złożyć ofiary dziękczynne za zwycięstwo nad barbarzyńcami. Widząc zaś, że Eustachy nie składa ofiary ani za zwycięstwo, ani za odna­lezienie swoich bliskich, napomniał go, aby to uczynił. Eustachy jednak rzekł: Ja czczę Boga Chrystusa i tylko Jemu składać mogę ofiarę. Rozgnie­wany tym cesarz kazał Eustachego wraz z żoną i synami wyprowadzić na arenę i wypuścić na nich dzikiego lwa. Lew przybiegł, ale spuściwszy głowę oddał im cześć jak świętym, po czym pokornie odszedł od nich. Wówczas cesarz kazał rozpalić spiżowego wołu i wepchnąć ich żywych do środka. Świeci tedy modląc się i polecając Bogu weszli do wewnątrz rozpalonego wołu i tam oddali dusze Panu. Trzeciego dnia cesarz kazał ich stamtąd wyciągnąć. Ciała ich zaś pozostały tak nietknięte, że nic, nawet ich włosy nie ucierpiały od żaru ognia. Chrześcijanie unieśli ich ciała i pogrzebali je na zaszczytnym miejscu, po czym zbudowali tam kościół. Ponieśli śmierć męczeńską 1 listopada lub też, według innych, 20 wrześ­nia, za Hadriana, który zaczął panować około roku Pańskiego 120.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin