swiadectwo_ani_cichej.doc

(35 KB) Pobierz
Świadectwo Ani Cichej

Świadectwo

Ania Cicha

 

Witam

"Nic, absolutnie nic, nie jest w stanie nas odłączyć od miłości Chrystusa"

Dzieciom, które dorastają w rodzinie chrześcijańskiej jest w późniejszym życiu znacznie łatwiej jeśli chodzi o sprawy wiary takie stwierdzenie już nieraz słyszałam z ust różnych ludzi. Najczęściej mówiły to osoby, które dopiero co powierzyły swoje życie Bogu. Zapewniały:

 

Wam to dobrze, od małego słyszycie o Zbawicielu, a ja musiałem/am tyle popełnić błędów zanim On mnie znalazł”.


Nie zaprzeczam, że czasami stwierdzenie to jest prawdziwe. Częściej jednak dzieje się zupełnie inaczej, co potwierdza chociażby moja osoba. Zacznę może jednak moje świadectwo od samego początku...
 

Mam na imię Ania i obecnie jestem uczennicą trzeciej klasy liceum ogólnokształcącego, mam 18 lat. Pierwszy raz na nabożeństwo do Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej przyszłam z mamą blisko 12 lat temu, tak więc byłam jeszcze małą dziewczynką. Kilka miesięcy później moja mama dostąpiła chrztu w imieniu Jezusa, a także w Duchu Świętym.

 

Darem, który otrzymałam było mówienie językami.
 

Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi przez tego samego Ducha mowę wiedzy, inny wiarę w tym samym Duchu, inny dar uzdrawiania w tym samym Duchu. Jeszcze inny dar czynienia cudów, inny dar proroctwa, inny dar rozróżniania duchów, inny różne rodzaje języków, inny wreszcie dar wykładania języków. Wszystko to zaś sprawia jeden i ten sam Duch, rozdzielając każdemu poszczególnie, jak chce (1Kor. 12,8-11).

Po upływie pewnego czasu, podczas jednej z ewangelizacji, prowadzonej przez grupę Cyganów, w modlitwie oddałam swoje życie Jezusowi. Byłam bardzo szczęśliwa z podjętego przeze mnie kroku. Wokół mnie ludzie wciąż doświadczali łaski Bożej, opowiadali o mocy Zbawiciela i o tym jak zmienił ich życie. Chcieli iść tą wąską drogą... bez względu na wszelkie okoliczności, bo On obdarzał ich miłością. Miłością, która nigdy nie ustaje....
Wkrótce jednak przyszedł ciężki czas dla mojej rodziny ja co prawda niewiele z tego rozumiałam, ale dostrzegałam zmiany jakie zaszły w naszym życiu.
W lipcu 1997 roku, kiedy miałam 12 lat, byłam wspólnie z mamą na wakacjach na półwyspie helskim. Pierwszy dzień nad morzem zakończył się jednak niezbyt szczęśliwie, gdyż moja mama miała bardzo poważny wypadek, w wyniku którego miała wstrząśnienie mózgu, złamany obojczyk, miednicę i ogólnie potrzaskane biodro przez główkę panewki. Jeszcze tego dnia została przewieziona helikopterem do Gdańska. Po siedmiu dniach wróciłam do Kielc, natomiast moja mama po upływie dwóch tygodni była przetransportowana samolotem na lotnisko w Masłowie, a następnie karetką do szpitala w Kielcach, gdzie lekarze założyli jej gips na obojczyk i wyciąg na biodro. Przez cały czas jak leżała w szpitalu odwiedzałam ją codziennie, a moje pobyty u niej trwały kilka godzin. Kiedy wróciła do domu jeszcze przez jakiś czas leżała w łóżku, a potem stopniowo uczyła się chodzić o kulach. Od czasu do czasu ktoś ze znajomych przyjeżdżał aby ją zabrać na nabożeństwo, jednak jazda samochodem ze względu na wcześniejszy uraz biodra była dla niej zbyt ciężka. Tak więc dość długo również i ja nie miałam społeczności z ludźmi wierzącymi (może nawet sama tego nie chciałam).
Jeśli dobrze pamiętam po upływie około roku moja mama przestała chodzić o kulach i mimo, że jazda środkami transportu nadal była dla niej nie najłatwiejsza znowu zaczęła zabierać mnie do zboru.

 

Początkowo nie umiałam się odnaleźć.
 

W moim życiu nastąpiły kolejne zmiany: nowa szkoła (liceum), nowe miejsce zamieszkania (przeprowadzka), a tym samym zmiana towarzystwa, otoczenia...
 

Tym razem jednak mój organizm szybko się przystosował do nowych warunków. A ja się nawet ucieszyłam, że stało się tak, jak się stało...
 

I choć do życia ziemskiego przywykłam, to jeśli chodzi o sprawy duchowe czułam się zagubiona. Pan jednak ponownie pokazał mi, że On jest moim Ojcem i będzie mnie prowadził za rękę jeśli tylko się na to zgodzę.


Podjęłam decyzję! Postanowiłam odrzucić wszystko co do tej pory oddalało mnie od mego Pana (stało się to z początkiem 2003 roku). Po kilku tygodniach do naszego zboru przyjechał prorok Ryszard Krzywy z Kościoła Zielonoświątkowego. Przez całą jego usługę modliłam się i prosiłam Boga o odpowiedź na moje pytanie, które gdzieś głęboko w sercu się pojawiło. Pod koniec nabożeństwa brat ten powiedział, że dostał od Pana Słowo dla kilku osób. I za chwilkę wskazał na mnie i poprosił mnie bym do niego podeszła.

Od razu poczułam w sercu taki Boży dotyk i pokój.
 

Słowo, które otrzymałam było piękne i było odpowiedzią...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin