Cartland Barbara - Ubogi krewny.pdf

(1035 KB) Pobierz
Barbara Cartland
Ubogi krewny
The penniless peer
796581384.001.png 796581384.002.png
Rozdział 1
Rok 1817
Pocałuj mnie, Hetty, pocałuj mnie jeszcze raz!
- Nie... Periquine... Powinnam już iść.
- Nie możesz odejść - musisz ze mną zostać! Tak długo
czekałem, by zobaczyć się z tobą sam na sam.
Zapadło milczenie, w czasie którego lord Corbury
pocałował Hetty tak namiętnie, że z trudem mogła oddychać.
- Periquine, najdroższy - wyszeptała po chwili - kocham
cię, gdy mnie tak właśnie całujesz.
- I ja cię kocham - powiedział swoim niskim głosem. -
Kiedy zamierzasz wyjść za mnie, kochanie?
- Och, Periquine!
Na moment odsunął ją lekko od siebie i zajrzał jej w
twarz. Była to twarz nad wyraz urocza i opinię tę podzielał
cały Londyn.
Hetty Baldwyn, jasna blondynka o dużych, błękitnych,
rozmarzonych oczach stała się obiektem zainteresowania od
chwili, gdy tylko pojawiła się w towarzystwie.
Teraz, po dwóch sezonach, była już uznaną pięknością,
„Niezrównaną", za którą uganiali się nie tylko eleganci i
dandysi Beau Monde'u, ale także wszyscy inni młodzi
mężczyźni, którzy chcieli uchodzić za modnych.
- Co znaczy to „Och, Periquine!"? - zapytał lord Corbury.
Hetty znów oparła policzek o jego ramię.
- Wiesz, że papa nie pozwoliłby na to.
- A niech to wszyscy diabli! Dlaczego mielibyśmy się
martwić twoim ojcem? - rzucił lord Corbury. - Uciekniemy,
Hetty, pobierzemy się i wtedy on nic już nie będzie mógł na to
poradzić.
Nic więcej nie powiedział, ponieważ Hetty wpatrywała się
w niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Masz na myśli ślub, jakiego się udziela zbiegłej z domu
parze, ślub bez zwyczajowych formalności? - dopytywała się
oburzonym głosem.
- Dlaczego nie? - odezwał się szorstko. - Kiedy już
będziemy za granicą i pobierzemy się, twój ojciec niewiele
będzie mógł zrobić; może jedynie awanturę, ale kto by się tym
martwił?
Hetty nadąsała się, a jej czerwone usta wyglądały jeszcze
bardziej ponętnie niż zwykle.
- Periquine, ale ja chcę mieć ogromne wesele z druhnami
i wszystkimi moimi przyjaciółkami. Wymyśliłam już suknię
ślubną dla siebie i chcę włożyć mamy diadem z diamentów.
Dostrzegła posępny, złowieszczy błysk w oku lorda
Corbury'ego, więc pośpiesznie dodała:
- Oczywiście z ciebie byłby najprzystojniejszy i
najbardziej pociągający pan młody.
- Jakie to, do diabła, będzie miało znaczenie, jak i gdzie
weźmiemy ślub, skoro już będziemy razem? - zapytał lord
Corbury. - Druhny, gapie, oni wszyscy przecież w ogóle się
nie liczą. Liczymy się tylko my, Hetty! Będziesz moją żoną i
wtedy nikt mi ciebie już nie zabierze.
- To byłoby wspaniale - westchnęła lekko Hetty. - Ale z
drugiej strony, Periquine, nie chciałabym rozgniewać papy.
On jest taki dumny ze mnie. Złamałabym mu serce, gdybym
zrobiła coś tak skandalicznego, jak potajemny ślub.
- To co mamy robić? - z rezygnacją zapytał lord Corbury.
Był niezmiernie przystojnym młodym człowiekiem.
Wysoki, barczysty, miał ten szczególny dar, że wprawiał w
drżenie serce każdej panny, ilekroć zatrzymał na niej
spojrzenie swych szarych oczu. Otaczała go ponadto delikatna
aura nieokrzesanego nicponia, która nawet wybrednej Hetty
wydawała się nie do odparcia.
Wyswobodziła się teraz z jego ramion i stała przyglądając
się mu, a turkusowy aksamit amazonki zdradzał rozkoszne
kształty jej drobnej figurki.
Wchodząc do pokoju zdjęła kapelusz z woalką i teraz
słońce, wpadające przez okno pocięte rombową kratą,
wydawało się otaczać złote włosy świetlistą aureolą. Nimb ten
przydawał jej nieziemskiego piękna, co sprawiło, że lord
Corbury wpatrywał się w nią jak urzeczony.
- Kocham cię, Hetty - wyszeptał drżącym głosem. - Nie
mogę żyć bez ciebie.
- I ja cię kocham - odpowiedziała - ale musimy być
ostrożni, bardzo ostrożni. Nie powiedziałam papie, że jesteś w
domu, więc nawet nie podejrzewa, że możemy być w tej
chwili razem.
- Zatem, czym wytłumaczyłaś swój pobyt tutaj? - zapytał
lord Corbury.
- Powiedziałam papie, że jadę do Priory, aby zajrzeć do
twojej gospodyni, pani Buckie, która jest chora. Pochwalił
mnie za troskliwość.
- Na pewno wcześniej czy później dowie się, że wróciłem
- powiedział posępnie.
- Pomyślałam o tym - odrzekła Hetty. - Powiem mu, że
pani Buckie spodziewa się ciebie lada dzień. Jeśli ma się
zamiar kłamać, trzeba to robić dobrze.
- Myślisz, że jestem zadowolony z tych wszystkich
kłamstw i wykrętów? - zapytał lord Corbury.
- A co więcej możemy zrobić? - rzuciła Hetty.
- Możesz wyjść za mnie! - odpowiedział gwałtownie.
- A z czego byśmy żyli? - spytała.
- Moglibyśmy mieszkać tutaj.
Gdy to mówił, rozglądał się po pokoju, dostrzegając po raz
pierwszy, że całe umeblowanie, z wyjątkiem pięknej, lecz
starej drewnianej boazerii, było mocno sfatygowane i
wymagało renowacji. Frędzle odrywały się od aksamitnych
zasłon, wzór na perskim, niegdyś bardzo wartościowym
dywanie stał się już prawie niewidoczny, kilka krzeseł
wymagało naprawy i bez trudu można było dostrzec miejsca
na ścianie, gdzie przed laty wisiały obrazy.
Hetty podążała za jego wzrokiem.
- Wiem, że kochasz swój dom, Periquine - powiedziała -
ale doprowadzenie go do porządku i stanu mieszkalnego
kosztowałoby tysiące funtów, naprawdę tysiące.
- A ja nie mam nawet tysiąca pensów. - gorzko rzekł lord
Corbury.
- Wiem, wiem - pośpieszyła z zapewnieniem Hetty - i
właśnie dlatego rozmowa z papą lub choćby wzmianka o tym,
że pragniesz mnie poślubić, nie przyniosłaby ci wcale
korzyści. On zdecydował, że zrobię wspaniałą partię. W tej
chwili darzy względami Sir Nicholasa Waringhama.
- Waringhama! - lord Corbury zawołał z furią. - Myślisz,
że byłabyś szczęśliwa z tym zadzierającym nosa, upartym
snobem, który aż za bardzo jest świadomy swojego znaczenia?
- On jest bardzo, bardzo bogaty - powiedziała Hetty
łagodnie.
- Podczas gdy ja jestem ubogi! Ubogi krewny! Niezły
żart, prawda?
Wydawało się, że Hetty zadrżała.
- Muszę iść, Periquine, nie mam odwagi zostać tutaj i
gawędzić z tobą dłużej, ale jutro spróbuję przyjechać znowu.
Powiem papie, że pani Buckie ciągle jeszcze źle się czuje i że
obiecałam przywieźć jej jakąś pożywną zupę. Mama to też
pochwali, zawsze mówi, że zbyt mało uwagi poświęcam
chorym i biednym.
- Więc poświęć mi swoją uwagę - domagał się lord
Corbury, biorąc ją w ramiona i unosząc bródkę tak, by
Zgłoś jeśli naruszono regulamin