ostatnia-ksiazka-teresy-toranskiej-co-dalej-z-materialami-o-katastrofie-smolenskiej.rtf

(1038 KB) Pobierz

Ostatnia książka Teresy Torańskiej. Co dalej z materiałami o katastrofie smoleńskiej?                                               http://natemat.pl/45513,ostatnia-ksiazka-teresy-toranskiej-co-dalej-z-materialami-o-katastrofie-smolenskiej

  Po katastrofie smoleńskiej Teresa Torańska zadzwoniła do Pawła Szweda z wydawnictwa Wielka Litera. Powiedziała mu: "zobaczysz, ta tragedia zmieni Polskę" i zapowiedziała, że będzie o tym pisać książkę. Zmarła, gdy materiał był już niemal kompletny. Wydawca nie chce jednak przesądzać, czy książka się ukaże.

Powiedziała: "zobaczysz"                                                                                                                     Jak przyznaje Paweł Szwed, szef Wielkiej Litery, która miała wydać książkę, Teresa Torańska zaproponowała to już w pierwszych dniach po tragedii. Miała mu powiedzieć: "zobaczysz, ta tragedia zmieni Polskę".

Jak przyznaje wydawca, to miała być książka nie o tym, jakie były przyczyny katastrofy, czy gen. Błasik był w kokpicie, czy go nie było, ale o tym, jak Polska się zmieniła, jaką katastrofa była falą uderzeniową w sferze polityki, relacji, emocji.

Paweł Szwed przyznaje, że książka miała mieć nieco inną formułę, niż dotychczasowe publikacje dziennikarki. Wywiady, które do niej przeprowadziła, miały być elementem szerszej narracji. Teresa Torańska pierwotnie miała skończyć prace nad publikacją, tak by można było ją wydać w kwietniu ubiegłego roku. Nowa umowa z wydawnictwem przewidywała kwiecień 2013.

Jak twierdzi Krystyna Kofta, przyjaciółka i sąsiadka zmarłej dziennikarki, materiał, który zebrała Torańska, jest niezwykle obszerny, a dziennikarka pracowała nad nim, dopóki starczało jej sił. Publikacji prawdopodobnie jednak nie udało się skończyć.

Wydawca nie chce jednak przesądzać, czy książka ukaże się drukiem Materiałem dysponuje mąż zmarłej i to od niego będzie zależało, co dalej się z nim stanie.

Ostatnie wywiady                                                                                                                                    O tym, czego możemy się spodziewać po materiale pozostawionym przez Torańską wiemy wiele z jej ostatnich rozmów. "Chciałabym, by moja książka o Smoleńsku przeszła do historii" – mówiła w ostatnim wywiadzie, którego udzieliła "Krytyce Politycznej".

Tropem mogą być też wywiady dotyczące katastrofy, które Teresa Torańska publikowała już w prasie. Dziennikarka rozmawiała między innymi z Ewą Kopacz, o tym, jak identyfikowano ciała zmarłych w katastrofie. O cierpieniu i żałobie z Ewą Komorowską, wdową po wiceministrze obrony narodowej. O chwilach po katastrofie z byłym ambasadorem Polski w Moskwie Jerzym Bahrem. O tym, że w Smoleńsku nie było współczucia, tylko wielka polityka z Longiną Putką, konsul w Moskwie. O reakcjach zaraz po wypadku z Joachimem Brudzińskim. Konflikt wokół publikacji jednej z tych rozmów stał się zresztą według naszych informatorów przyczyną odejścia Torańskiej z "Wyborczej".

Już pracując w "Newsweeku" Teresa Torańska opublikowała natomiast tekst rozmowy z Adamem Bielanem, który wywołał medialną burzę, bo rozmówca zarzucił jej że nie autoryzowała wywiadu. Bielan opowiadał o prezydenckim locie do Gruzji i osobistych stosunkach z Lechem Kaczyńskim. W kuluarach mówiło się później, że rozmowa zablokowała mu plan powrotu do PiS.

Brakowało Tuska

Krysytna Kofta na swoim blogu w naTemat napisała, że wywiady związane z katastrofą smoleńską leżą u niej na półce, zaraz obok wcześniejszych publikacji: "Oni", "My", "Byli", "Są". Już w rozmowie pisarka przekonuje jednak, że jej zdaniem wywiadów było więcej niż tych, które zostały już upublicznione.

– Teresa rozmawiała z bardzo wieloma osobami. Może ktoś nie chciał, by wywiad z nim ujrzał światło dzienne przed publikacją książki? – zastanawia się przypominając sprawę Bielana, który tłumaczył w rozmowach, że wywiadu udzielał do książki, a nie do gazety.

Sama Teresa Torańska w rozmowie z "Krytyką Polityczną" przyznawała, że powinna przeprowadzić jeszcze jedną, bardzo ważną rozmowę – z Donaldem Tuskiem.

"Patrzę na niego i widzę, jak się zmienia. Tusk to był fantastyczny chłopak, wesoły, dowcipny, to był taki facet obok polityki, w dżinsach. Nawet, kiedy był wicemarszałkiem senatu, chodził w dżinsach. Miał coś jasnego w sobie, patrzył prosto w oczy. Od dwóch, trzech lat widzę, jak zaczyna patrzeć spode łba, z niepokojem, czy coś nie spadnie mu na głowę. Ma w sobie coś czujnego, i z taką czujnością spogląda na świat, jak gdyby się go bał" – mówiła Torańska.

Rzetelnie

Teresa Torańska chciała, by książka była jak najbardziej rzetelna i najdokładniej sprawdzona. Wiedziała, że jeśli zostanie wydana, przejdzie do historii.

W marcu dziennikarka wyjaśniała w wywiadzie dla Tomasza Machały, że książki nie da się szybko napisać. "Zależy mi na wiernym odtworzeniu wszystkich istotnych szczegółów. Nawet z ostatnich dni: Radosław Sikorski nie mógł dzwonić na telefon komórkowy Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ w tamtym czasie Jarosław Kaczyński nie miał jeszcze komórki, a był w domu. Zależy mi, żeby ta książka została w historii. Stąd ta dbałość o detal. Z zasady spotykam się z rozmówcami kilka razy. Żeby porozmawiać z ambasadorem Bahrem pojechałam do Krakowa i spędziłam tam dwa i pół dnia, a następnych kilka w archiwach kancelarii prezydenckiej".

"Krytyce Politycznej" mówiła: "Pytam o szczegóły, których dowiaduję się od innych, sprawdzam, czy tak mogło być. Dla mnie niesamowite jest to, że przy takim zainteresowaniu tematem, przy wielości tekstów, raptem wypływa sprawa dowodu osobistego Tomasza Merty, wiceministra kultury. Ten dowód był podpalony, widać było, że był w ogniu. Co się okazuje? - W Moskwie zostały worki z rzeczami ofiar. Jeden z worków w końcu przerzucono pocztą dyplomatyczną do Warszawy, do MSZ. Ociekał, bano się, że są tam zarazki, więc ten worek przewieziono do miejsca, w którym spala się niepotrzebne i zainfekowane rzeczy i wrzucono go do ognia. Ktoś się zorientował, że tam mogą być rzeczy smoleńskie, więc szybko go wyciągnięto. Ten dowód był już podpalony. Ale nie, nie przyznali się, że palili - wszyscy się boją. Dla mnie zdumiewające jest, że wszyscy mają coś na sumieniu, nie winę, ale niedopatrzenie, bylejakość, niestaranność, i chcą to ukryć".

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin