155. Armstrong Lindsay - Na jachcie milionera.pdf

(1001 KB) Pobierz
96633392 UNPDF
Lindsay Armstrong
Na jachcie milionera
96633392.358.png 96633392.369.png 96633392.380.png 96633392.391.png 96633392.001.png 96633392.012.png 96633392.023.png 96633392.034.png 96633392.045.png 96633392.056.png 96633392.067.png 96633392.078.png 96633392.089.png 96633392.100.png 96633392.111.png 96633392.122.png 96633392.133.png 96633392.144.png 96633392.155.png 96633392.166.png 96633392.177.png 96633392.188.png 96633392.199.png 96633392.210.png 96633392.221.png 96633392.232.png 96633392.243.png 96633392.254.png 96633392.265.png 96633392.276.png 96633392.287.png 96633392.298.png 96633392.309.png 96633392.320.png 96633392.331.png 96633392.339.png 96633392.340.png 96633392.341.png 96633392.342.png 96633392.343.png 96633392.344.png 96633392.345.png 96633392.346.png 96633392.347.png 96633392.348.png 96633392.349.png 96633392.350.png 96633392.351.png 96633392.352.png 96633392.353.png 96633392.354.png 96633392.355.png 96633392.356.png 96633392.357.png 96633392.359.png 96633392.360.png 96633392.361.png 96633392.362.png 96633392.363.png 96633392.364.png 96633392.365.png 96633392.366.png 96633392.367.png 96633392.368.png 96633392.370.png 96633392.371.png 96633392.372.png 96633392.373.png 96633392.374.png 96633392.375.png 96633392.376.png 96633392.377.png 96633392.378.png 96633392.379.png 96633392.381.png 96633392.382.png 96633392.383.png 96633392.384.png 96633392.385.png 96633392.386.png 96633392.387.png 96633392.388.png 96633392.389.png 96633392.390.png 96633392.392.png 96633392.393.png 96633392.394.png 96633392.395.png 96633392.396.png 96633392.397.png 96633392.398.png 96633392.399.png 96633392.400.png 96633392.401.png 96633392.002.png 96633392.003.png 96633392.004.png 96633392.005.png 96633392.006.png 96633392.007.png 96633392.008.png 96633392.009.png 96633392.010.png 96633392.011.png 96633392.013.png 96633392.014.png 96633392.015.png 96633392.016.png 96633392.017.png 96633392.018.png 96633392.019.png 96633392.020.png 96633392.021.png 96633392.022.png 96633392.024.png 96633392.025.png 96633392.026.png 96633392.027.png 96633392.028.png 96633392.029.png 96633392.030.png 96633392.031.png 96633392.032.png 96633392.033.png 96633392.035.png 96633392.036.png 96633392.037.png 96633392.038.png 96633392.039.png 96633392.040.png 96633392.041.png 96633392.042.png 96633392.043.png 96633392.044.png 96633392.046.png 96633392.047.png 96633392.048.png 96633392.049.png 96633392.050.png 96633392.051.png 96633392.052.png 96633392.053.png 96633392.054.png 96633392.055.png 96633392.057.png 96633392.058.png 96633392.059.png 96633392.060.png 96633392.061.png 96633392.062.png 96633392.063.png 96633392.064.png 96633392.065.png 96633392.066.png 96633392.068.png 96633392.069.png 96633392.070.png 96633392.071.png 96633392.072.png 96633392.073.png 96633392.074.png 96633392.075.png 96633392.076.png 96633392.077.png 96633392.079.png 96633392.080.png 96633392.081.png 96633392.082.png 96633392.083.png 96633392.084.png 96633392.085.png 96633392.086.png 96633392.087.png 96633392.088.png 96633392.090.png 96633392.091.png 96633392.092.png 96633392.093.png 96633392.094.png 96633392.095.png 96633392.096.png 96633392.097.png 96633392.098.png 96633392.099.png 96633392.101.png 96633392.102.png 96633392.103.png 96633392.104.png 96633392.105.png 96633392.106.png 96633392.107.png 96633392.108.png 96633392.109.png 96633392.110.png 96633392.112.png 96633392.113.png 96633392.114.png 96633392.115.png 96633392.116.png 96633392.117.png 96633392.118.png 96633392.119.png 96633392.120.png 96633392.121.png 96633392.123.png 96633392.124.png 96633392.125.png 96633392.126.png 96633392.127.png 96633392.128.png 96633392.129.png 96633392.130.png 96633392.131.png 96633392.132.png 96633392.134.png 96633392.135.png 96633392.136.png 96633392.137.png 96633392.138.png 96633392.139.png 96633392.140.png 96633392.141.png 96633392.142.png 96633392.143.png 96633392.145.png 96633392.146.png 96633392.147.png 96633392.148.png 96633392.149.png 96633392.150.png 96633392.151.png 96633392.152.png 96633392.153.png 96633392.154.png 96633392.156.png 96633392.157.png 96633392.158.png 96633392.159.png 96633392.160.png 96633392.161.png 96633392.162.png 96633392.163.png 96633392.164.png 96633392.165.png 96633392.167.png 96633392.168.png 96633392.169.png 96633392.170.png 96633392.171.png 96633392.172.png 96633392.173.png 96633392.174.png 96633392.175.png 96633392.176.png 96633392.178.png 96633392.179.png 96633392.180.png 96633392.181.png 96633392.182.png 96633392.183.png 96633392.184.png 96633392.185.png 96633392.186.png 96633392.187.png 96633392.189.png 96633392.190.png 96633392.191.png 96633392.192.png 96633392.193.png 96633392.194.png 96633392.195.png 96633392.196.png 96633392.197.png 96633392.198.png 96633392.200.png 96633392.201.png 96633392.202.png 96633392.203.png 96633392.204.png 96633392.205.png 96633392.206.png 96633392.207.png 96633392.208.png 96633392.209.png 96633392.211.png 96633392.212.png 96633392.213.png 96633392.214.png 96633392.215.png 96633392.216.png 96633392.217.png 96633392.218.png 96633392.219.png 96633392.220.png 96633392.222.png 96633392.223.png 96633392.224.png 96633392.225.png 96633392.226.png 96633392.227.png 96633392.228.png 96633392.229.png 96633392.230.png 96633392.231.png 96633392.233.png 96633392.234.png 96633392.235.png 96633392.236.png 96633392.237.png 96633392.238.png 96633392.239.png 96633392.240.png 96633392.241.png 96633392.242.png 96633392.244.png 96633392.245.png 96633392.246.png 96633392.247.png 96633392.248.png 96633392.249.png 96633392.250.png 96633392.251.png 96633392.252.png 96633392.253.png 96633392.255.png 96633392.256.png 96633392.257.png 96633392.258.png 96633392.259.png 96633392.260.png 96633392.261.png 96633392.262.png 96633392.263.png 96633392.264.png 96633392.266.png 96633392.267.png 96633392.268.png 96633392.269.png 96633392.270.png 96633392.271.png 96633392.272.png 96633392.273.png 96633392.274.png 96633392.275.png 96633392.277.png 96633392.278.png 96633392.279.png 96633392.280.png 96633392.281.png 96633392.282.png 96633392.283.png 96633392.284.png 96633392.285.png 96633392.286.png 96633392.288.png 96633392.289.png 96633392.290.png 96633392.291.png 96633392.292.png 96633392.293.png 96633392.294.png 96633392.295.png 96633392.296.png 96633392.297.png 96633392.299.png 96633392.300.png 96633392.301.png 96633392.302.png 96633392.303.png 96633392.304.png 96633392.305.png 96633392.306.png 96633392.307.png 96633392.308.png 96633392.310.png 96633392.311.png 96633392.312.png 96633392.313.png 96633392.314.png 96633392.315.png 96633392.316.png 96633392.317.png 96633392.318.png 96633392.319.png 96633392.321.png 96633392.322.png 96633392.323.png 96633392.324.png 96633392.325.png 96633392.326.png 96633392.327.png 96633392.328.png 96633392.329.png 96633392.330.png 96633392.332.png 96633392.333.png 96633392.334.png 96633392.335.png 96633392.336.png 96633392.337.png 96633392.338.png
PROLOG
Dwa miesiące po przyjściu na świat ich synka Maggie Trent i Jack
McKinnon odbyli niecodzienną rozmowę, zdaniem Maggie stosowną do
nietypowego charakteru ich wzajemnych relacji. Ich pierwsze spotkanie było
dziełem przypadku, drugie - katastrofą, trzecie - totalną klęską. Po tym jak Jack
nazwał ją „bogatą, rozpieszczoną pannicą", rozstali się w gniewie, po raz
pierwszy jednomyślnie przekonani, że na zawsze. Niecały rok później ich synek
skończył dwa miesiące. Tydzień po urodzeniu nie miał jeszcze imienia, posiadał
za to dwa nazwiska, które zapisano na umocowanej na przegubie opasce:
Trent/McKinnon. Zmuszeni przez położną do nadania imienia rodzice
zdecydowali pozostać przy Trencie McKinnonie, już bez kreski pośrodku.
Maggie siedziała przy łóżeczku śpiącego niemowlęcia, patrzyła na nie z
bezbrzeżną czułością. W białych spodniach, żakiecie w kwiatuszki z zielonymi
lamówkami, dobranym do barwy oczu, i kasztanowymi włosami, spiętymi
zieloną klamrą, wyglądała prześlicznie.
- To wzorcowe niemowlę, jak z podręcznika - zagadnęła nieśmiało.
- Chyba go nie czytał. Ma dopiero dwa miesiące - przypomniał Jack,
marszcząc brwi.
- Nie, ale je co trzy godziny, śpi między posiłkami, po południu z
zaciekawieniem słucha, gdy do niego mówię, i lubi, żeby go trochę ponosić.
Obecnie w nocy przesypia osiem godzin bez przerwy. Trochę marudzi przy
myciu główki, ale autorzy twierdzą, że to normalna reakcja.
- W takim razie czemu słyszę smutek w twoim głosie?
Maggie oderwała wzrok od chłopczyka, popatrzyła w oczy jego ojcu,
westchnęła głęboko.
- Czasami przychodzi mi do głowy, że nie byłby taki spokojny, gdyby
znał swój status społeczny.
- 1 -
- Nieślubnego dziecka? Przecież sama tego chciałaś.
- To prawda. - Maggie spuściła głowę. - Przyznaję, że podjęłam pochopną
decyzję, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji i nie brałam pod
uwagę jego potrzeb.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Maggie Trent handlowała nieruchomościami, czego nie pochwalała ani
rodzina, ani znajomi, z wyjątkiem matki. Dopiero gdy wykonująca ten sam
zawód Mary Donaldson z Tasmanii zaręczyła się z duńskim następcą tronu,
Frederikiem, najbliżsi zaczęli patrzeć na Maggie z pewną dozą szacunku.
Niektórzy wróżyli jej nawet świetlaną przyszłość. W gruncie rzeczy
śliczna, doskonale ubrana szatynka nie potrzebowała księcia, żeby zrobić
karierę. Pochodziła z bardzo bogatej rodziny, miała talent handlowy, zdolności
plastyczne, dobry gust i tytuł magistra sztuk pięknych. Ukończyła kursy
architektury i rysunku, umiała zjednywać sobie ludzi i wyszukiwać dla nich
domy, o jakich marzyli. Lubiła swoją pracę i wierzyła, że wszystko można
sprzedać, zwłaszcza obecnie, w okresie wielkiego popytu na rynku
nieruchomości. Marzyła o założeniu własnej firmy. Postawiła sobie dwa główne
życiowe cele: po pierwsze, udowodnić wszystkim, a zwłaszcza sobie, że poradzi
sobie bez wsparcia zamożnej rodziny. Po drugie, nie pozwolić na to, by
mężczyźni dyskryminowali ją ze względu na płeć. Obydwa wynikały ze
skomplikowanych stosunków z bajecznie bogatym, aroganckim ojcem, który
uważał, że niepotrzebnie traci czas, a nawet porównywał jej zajęcie ze sprzedażą
używanych samochodów.
Nie zwracała uwagi na mężczyzn, nad czym bolał co najmniej jeden cichy
wielbiciel, bynajmniej nie książę. Zrobiła tylko jeden wyjątek dla Jacka
McKinnona, z fatalnym skutkiem. Nie zamierzała mu odbierać wolności, póki
- 2 -
nie pojęła, że sama utraciła swoją. Na wspomnienie jednego z jego komentarzy
nadal rozsadzała ją złość.
Poznała go w pewne słoneczne, niedzielne popołudnie na tarasie
nadmorskiej kawiarni. Poszła tam posłuchać kwartetu jazzowego w
towarzystwie owego cichego wielbiciela, Tima Mitchella, zdolnego dentysty z
prywatną praktyką. Często wychodzili razem, lecz ponieważ Maggie
wyznaczyła ściśle określone granice zażyłości, ukrywanie zainteresowania jej
osobą kosztowało biednego Tima wiele wysiłku. Tym razem świętowali udaną
transakcję, która przyniosła Maggie niezłą prowizję. W pewnym momencie
uwagę Maggie przyciągnęła grupa nowo przybyłych, dwóch mężczyzn i dwóch
kobiet.
- Znasz tych ludzi? - spytała od niechcenia. Tim podążył za jej
spojrzeniem.
- To multimilioner Jack McKinnon. Chodził do tej samej szkoły co ja,
kilka klas wyżej. Zrobił fortunę na handlu nieruchomościami, zaczynając od
zera - poinformował Tim stłumionym z wrażenia głosem.
Maggie nie podzielała zachwytu Tima. Widziała Jacka McKinnona po raz
pierwszy, ale znała ze słyszenia. Jego spółka konkurowała z pracodawcami
Maggie o ziemię w okolicach Złotego Wybrzeża. Maggie sprzedawała
nadmorskie działki na farmy, stadniny koni i ogrody, tak aby nadal stwarzały
możliwości wypoczynku dla mieszkańców wielkich miast. Tymczasem
McKinnon i jemu podobni wykupywali teren pod budowę „betonowych
pudełek", jak je pogardliwie nazywała. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie
sposób powstrzymać przemiany oazy zieleni w osiedla mieszkaniowe. Bliskość
morza, niewielka odległość ód stolicy stanu, Brisbane, oraz piękne plaże czyniły
te tereny wyjątkowo atrakcyjnymi. Ta świadomość nie przeszkadzała jej gardzić
przewidującymi przedsiębiorcami, którzy zarabiali krocie na niszczeniu
naturalnego krajobrazu w wąskim pasie nadmorskiej zieleni.
- 3 -
Mimo złej opinii na jego temat Jack wywarł na niej piorunujące wrażenie.
Wysoki, smukły, lecz barczysty, miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, ciemne
włosy z jaśniejszymi pasemkami od słońca. W przeciwieństwie do większości
nowobogackich nie nosił ostentacyjnie drogich strojów ani złotych łańcuchów.
Wysportowana sylwetka harmonizowała z gracją ruchów godną żeglarza,
lotnika, alpinisty czy myśliwego. Obserwowany, widocznie wyczuł jej
zainteresowanie, bo odwrócił się i obrzucił ją lekceważącym spojrzeniem.
Maggie spłonęła rumieńcem, ale nie była w stanie oderwać od niego
wzroku. Po chwili Jack dostrzegł Tima, rozpoznał kolegę ze szkoły i zaprosił
wraz z towarzyszką do stolika. Maggie nie miała powodów do skrępowania. W
obcisłej, czarnej sukience, sandałach na wysokich obcasach, ze związanymi
aksamitką sięgającymi ramion włosami i nieskazitelną, opaloną na jasnozłoty
kolor cerą nie odstawała od jego wytwornych towarzyszek. Obydwie, zarówno
ognista brunetka Lia Montalba, jak i blondynka w skandynawskim typie,
Bridget Person, powitały ją uprzejmie. Kolega Jacka, prawnik Paul Wheaton,
pracował dla McKinnon Corporation. Maggie nie potrafiła powiedzieć, czy ktoś
z tej czwórki stanowił z kimś parę. Ponieważ rozbawione towarzystwo spędziło
wieczór na jachcie Jacka na Broadwater, wkrótce popłynęły wędkarskie
opowieści, przeważnie o rybach, które uciekły z haczyka.
Mimo że przystojny przedsiębiorca o głębokim, miłym głosie,
zniewalającym uśmiechu i przewrotnym poczuciu humoru nie zwracał na
Maggie specjalnej uwagi, onieśmielał ją. Ironiczny grymas świadczył o tym, że
odczytał jej zaciekawione spojrzenie jako kokieterię i świadomie ją ignorował.
Na szczęście... albo nie. Na myśl, że chce ją w ten sposób upokorzyć, zawrzał w
niej gniew. Jak na ironię, Jack właśnie zwrócił ku niej wzrok.
- Panna Maggie Trent? Czy nie jest pani przypadkiem córką Davida
Trenta?
- Tak - odpowiedziała lakonicznie. - Tego Davida Trenta? Bajecznie
bogatego potomka licznych pokoleń prawników i polityków, właściciela koni
- 4 -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin