LĘK.doc

(35 KB) Pobierz
LĘK

LĘK.

 

Dzisiaj dzieci i młodzież znajdują się „pod presją" z wielu powodów. Również dla nich lęk Jest sprawą poważną, niestety, wielu rodziców zbyt lekko traktuje lęki swych dzieci. Uważają, że zostaną one przezwyciężone w miarę dorastania i że dziecko może z nimi walczyć mając dobrą wolę, jeśli tylko zechce. W konsekwencji okazują obojętność lub poirytowanie. Doświadczenie uczy, że wysoki poziom lęku stanowi największe zagrożenie dla rozwoju intelektualnego, społecznego, uczuciowego, seksualnego oraz fizycznego dziecka. Chroniczny lęk czyni krańcowo trudne, jeśli nie niemożliwe, zrozumienie lekcji, rozwiązanie zadania, powzięcie decyzji, zdanie egzaminu czy też udzielenie odpowiedzi, zmierzenie się z rywalizacją, z pozyskaniem przyjaciół i z rozwojem. Poza tym przez długi okres oddziaływuje niszcząco na wyobraźnię i na zaakceptowanie siebie. Dziecko zbyt lękliwe jest nieśmiałe, nie osiąga dobrych rezultatów. Nie ma zaufania do siebie i ma złe wyobrażenie o sobie. Banalne niespodzianki i przeciwności, jak np. krytyka wypowiedziana przez nauczyciela, zły stopień czy nieosiągniecie oczekiwanego sukcesu, może przytłoczyć dziecko lękliwe. Wbrew poglądom wielu rodziców, lęków

nie można wyeliminować napomnieniami typu: "Nie bądź niemądry!", albo wyśmiewaniem się z jego odwagi czy osoby, a nawet w najlepszym wypadku dodawaniem odwagi czy zrozumieniem. Lęki dziecięce same nie mogą ustąpić.

Dodanie pewności dziecku lękliwemu, przekształcenie go w istotę ufną i pogodną, zastąpienie wątpliwości wywołanych lękiem w zaufanie do siebie jest ważnym zadaniem wychowawczym, głęboko ludzkim i głęboko religijnym.

 

Tarcza mocy

Wszyscy temu zaprzeczali, ale Roberta była pewna: pod schodami w jej domu mieszkał potwór. Miał okropne cielsko ciemnego koloru, brodę i potargane włosy, pokryte skorupą brudu i pajęczynami. Gdy dziewczynka przechodziła blisko schodów, wyraźnie czuła oddech potwora i jego groźne pomruki. Roberta przechodziła prędko i starała się być zawsze blisko mamusi. A ta zazwyczaj upominała ją: "Nie kręć się ciągle przy mnie!". Opowiedziała mamusi

o potworze, ale ona nie uwierzyła. Nikt z dorosłych nie wierzył, że potwór istnieje.

Był to potwór bardzo sprytny. Gdy ktoś z dorosłych zapalał światło i mówił, śmiejąc się do Roberty: "Widzisz głuptasku, że tu nie ma nikogo?". Potwór wkręcał się w jakąś szparę w murze, którą tylko on znał i nikt go tam nie mógł

dojrzeć. Gdy wieczorem dziewczynka wchodziła po schodach, aby pójść spać, potwór wysuwał pomiędzy stopniami długie i ostre jak noże pazury, i starał się przewrócić dziewczynkę. Udało mu się to z dziadkiem, który przed dwoma miesiącami spadł ze schodów i omal nie złamał sobie nogi. Mówiono, że to ze starości... Roberta wiedziała doskonale, że to była sprawka potwora.

A ona pozostałaby sama...

Zakurzony potwór spod schodów nie był jedynym potworem, który mieszkał w domu. Istniała jeszcze zakrwawiona istota, z pianą na ustach, która prześladowała dziewczynkę we śnie. Gdy dziewczynka się budziła, istota ta ukrywała się za firankami albo w szafie. Roberta wstawała wtedy z łóżka i pędziła do pokoju mamusi, i tatusia. Potem był jeszcze czarny wąż. Sunął wolno pod drzwi pokoju, gdy mamusia wychodziła po pocałowaniu córeczki na dobranoc. Wąż sadowił się pod łóżeczkiem i czekał. Serce Roberty biło jak szalone, gdy wąż zatrzymywał się

pod łóżkiem, a czasami pełznął za mamusią aż do jej pokoju. Mamusia i tatuś nie spodziewali się go, i nie czuwali tak jak ich córka. Któregoś dnia mógłby ich pożreć. Roberta zostałaby sama. W ciągu dnia wąż spał w najniższej części szafy. Dziewczynka wiedziała doskonale, że tam jest. Jedynie mamusia udawała, że się tym nie przejmuje. Czasami nawet lalki (a miała ich l O!) straszyły ją. Wszystkie miały spojrzenie nieruchome, zagniewane, jakby szalone. Teoretycznie powinny być niemowlakami, ale oczy je zdradzały, niemowlęta nie patrzą w ten sposób. Zawsze wydawało się jej, że chcą się za coś zemścić.

 

Czerwone jabłko

Roberta była miłą i inteligentną dziewczynką. Bardzo lubiła chodzić do szkoły, oglądać książki, wędrować w myśli z ilustracjami i słowami, zapisywać myśli, które się jej nasuwały, wyszukiwać rymy do słów jak np. młot-kot-płot...

i rozwiązywać zadania matematyczne. Jednak od pewnego czasu również w szkole Roberta odkrywała rzeczy nieprzyjemne i alarmujące: pani woźna była chyba czarownicą! Pewnego razu woźna wyszła z pomieszczenia, gdzie znajdowały się miotły, z torebką w ręce. Woźna spojrzała na Robertę czarnymi oczyma, włożyła rękę do torebki i wyjęła wspaniałe, czerwone jabłko. Uśmiechając się, wyciągnęła rękę z jabłkiem do dziewczynki. „Weź Roberto, jest bardzo dobre i pachnące! Jest lepsze od tych wszystkich kupowanych słodkości, po których tyle jest okruszyn". Ale Roberta nie dała się zwieść. Znała przecież wszystkie bajki o złych czarownicach, które truły biedne księżniczki oraz bezbronne dziewczynki. Uciekła szybko i przez cały ranek nie odchodziła od Marii Glorii, swej ukochanej nauczycielki.

 

Ogródek

Również droga z domu do szkoły, stanowiła niemały problem dla Roberty. Wszystko układało się dobrze aż do ogródka (około 12 lip, piaskownica dla dzieci i dwie huśtawki), który łączył ulice prowadzące do jej domu. Musiała koniecznie przechodzić przez ogródek. Ma ławkach zazwyczaj siadywały osoby, którym nie bardzo można było ufać. Była tam zwykle pani z pieskiem, kilku emerytów czytających gazetę, jakaś staruszka z torbą na zakupy. Wszyscy udawali, że nie interesują się nią i nawet na nią nie patrzą. Ale Roberta wiedziała doskonale, że ją obserwują, a przede wszystkim w ogródku siadywał on. Było jasne, że to musi być bandyta, narkoman, porywacz dzieci. Miał długie włosy, bladą twarz i prawie zawsze nosił na sobie czarną, skórzaną kurkę. Inni wzbudzający niepokój goście

ogródka zmieniali się. On tam był zawsze. Właśnie wtedy, gdy Roberta wracała ze szkoły, nie warto było mówić o tym mamusi i tatusiowi. „To jest przecież najspokojniejsza dzielnica w całym mieście" - powiedzieliby. Dziewczynka

wymyśliła niezawodną taktykę. Gdy dochodziła do ogródka, zatrzymywała się, oddychała głęboko i potem przebiegała szybko, często nawet zamykając oczy.

Wszystko jakoś udawało się, ale pewnego popołudnia zdarzyło się coś nieoczekiwanego i strasznego.

 

W rękach czarnego Bandyty

Roberta była spóźniona i ogródek tonął już w mroku. Było zimno, a na ławce siedział tylko on: Czarny Bandyta. Dziewczynka zamknęła oczy i zaczęła biec.

"Hej, cześć!". Dwie silne ręce zatrzymały ją. Wpadła na niego! Czarny Bandyta chwycił ją. Tak bardzo się zlękła, że nie była zdolna nawet krzyczeć. Otwarła oczy i stało się coś nadzwyczajnego: czarny Bandyta miał sympatyczną twarz i patrzył na nią, uśmiechając się dobrotliwie. Teraz, gdy widziała go z bliska, nie wydawał się zupełnie zły, wprost przeciwnie... Roberta była zaskoczona.

"Widzę cię tu codziennie. Zawsze zaczynasz biec, gdy dojdziesz tu?". Dziewczynka potwierdziła. "Założę się, że wiem dlaczego. Ty się boisz!".

Roberta znów kiwnęła głową. "Ale na to jest bardzo proste lekarstwo", ciągnął czarny Bandyta. "Musisz tylko zrobić sobie tarczę mocy. Co to jest?".

"Spójrz", czarny Bandyta otworzył wielką teczkę opartą o ławkę. Roberta nigdy dotąd jej nie zauważyła. Teczka pełna była szkiców, kolorowych rysunków, pięknych ilustracji. „To jest mój zawód... robię ilustracje do książek",

powiedział młodzieniec, przeglądając teczkę. "O jest!", powiedział, biorąc do ręki kawałek tekturki. Usiadł na ławce i przed zdumionymi oczyma dziewczynki narysował koło, wyciął je nożyczkami i potem kolorowymi pisakami zaczął

je ozdabiać. "Wymień mi twoje lęki", powiedział czarny Bandyta. "Roberta zaczęła wymieniać: zakurzony potwór... wąż... złe lalki... woźna... Szybkimi pociągnięciami Bandyta narysował te potwory na tarczy, a potem powiedział: "Miej zawsze tę tarczę ze sobą. Żaden z tych brzydkich potworów nigdy cię

nie skrzywdzi. Zobaczysz!". Roberta przycisnęła tarczę z kartonu do piersi i pobiegła do domu. Zapomniała nawet powiedzieć "dziękuję", ale wyszeptała tylko "cześć!". Gdy tylko znalazła się w domu, zaraz zapragnęła wypróbować tarczę. Pobiegła do pokoju i trzymając mocno tarczę otworzyła szafę. Wąż zniknął niespodziewanie, zostawiając na swym miejscu wełniany szalik dziadka.

"Działa", pomyślała Roberta i trzymając tarczę udała się pod schody. "Brzydki potworze, teraz jesteśmy we dwójkę: ja i tarcza!".

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin