Cartland Barbara - Dynastia miłości.pdf

(651 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Dynastia miłości.doc
Cartland Barbara
Dynastia miłości
Zobaczywszy Clinta Wickhama, znieruchomiała. On też
był zaskoczony. Stojąca przed nim młoda kobieta w ogóle nie
pasowała do wyobrażenia o angielskiej guwernantce, jakie
ukształtował sobie na podstawie zasłyszanych opowieści.
Oczekiwał osoby w średnim wieku, bezbarwnej niepozornej
starej panny, tymczasem miał przed sobą młodą dziewczynę,
bardzo ładną, a nawet piękną. Patrzyła na niego z wyrazem
zaskoczenia w oczach, które dodawało jej uroku. Amerykanin
nie mógł się oprzeć wrażeniu, że młodziutka nauczycielka jest
nie tylko zaskoczona — ona odczuwała lęk.
OD AUTORKI
W 1874 roku arystokraci z Anglii i innych krajów europejskich
masowo wyjeżdżali do Ameryki w poszukiwaniu bogatych żon. W
taki to sposób wiele amerykańskich dziedziczek wielkich fortun
poślubiło utytułowanych Europejczyków.
W XIX wieku Elizabeth Astor, córka Johna Jacobsa, wyszła za
mąż za hrabiego Vincenta Rumpffa. Potem nastąpiła cała seria
ślubnych kontraktów. Między innymi związek małżeński zawarli
wtedy Jenny Jerome i Randolph Churchill.
W następnych latach bogate panny z całej Ameryki przybywały
do Anglii. Większość z nich pochodziła z nowojorskiej Piątej Alei. W
1904 roku panna Goelet poślubiła księcia Roxburgh. Hrabia
Yarmouth został markizem Hertford dzięki temu, że wraz z ręką
bogatej panny dostał okrągły milion dolarów, który dopomógł mu w
zdobyciu tytułu.
Najsłynniejszym jednakże mariażem był związek księcia
Marlborough z Consuelą Vanderbildt, która poszła do ołtarza
niechętnie, zmuszona do tego przez ambitną matkę.
1
1882
Tilia ze smutkiem rozejrzała się po salonie. W rogu pod sufitem
dostrzegła oddartą tapetę, a na suficie wykwitłą kolejną plamę
wilgoci. Jeszcze wczoraj jej tam nie było. Tilia westchnęła. W obecnej
sytuacji nie miała szans na dokonanie choćby najpotrzebniejszych
napraw.
Obawiała się, że — podobnie jak to się stało z innymi wnętrzami
— sufit salonu z dnia na dzień będzie w coraz gorszym stanie, że się
w końcu zawali. Myśl ta przygnębiła ją jeszcze bardziej.
Podeszła do okna i wyjrzała na zaniedbany ogród. Jedynie stare
dęby w parku były piękne jak zawsze. Pod nimi rozpościerał się
przepyszny dywan ze złotych żonkili. Wiosna budziła nadzieję, to
prawda, ale niestety, z każdym rokiem sprawy przedstawiały się coraz
gorzej.
Kładąc się spać poprzedniej nocy, Tilia zastanawiała się z
rozpaczą, jak uda im się przetrwać. Nie chodziło tylko o nią. Był
jeszcze Roby oraz dwoje służących, ludzi w podeszłym wieku.
Ostatni, jacy pozostali w pałacu.
Coblinowie mieszkali w Staverly Park od ponad czterdziestu lat.
On zaczynał jako czyścibut, ona była wtedy pomocą kuchenną.
Stopniowo pięli się coraz wyżej w hierarchii stanowisk służby, aż w
końcu ona została kucharką, a on kamerdynerem. Było to za życia
rodziców Tilii. Coblinowi podlegali wówczas trzej lokaje, a pani
Coblin miała do pomocy trzy dziewczyny kuchenne i dwie
pomywaczki.
Dawne dobre czasy! Jakże często Tilia słyszała te słowa! Teraz
sama miała ochotę je wypowiedzieć. Jak cudownie wyglądał dom w
czasach jej dzieciństwa! Matka urządzała tu przyjęcia i bale. Powozy
zaprzężone w piękne konie zajeżdżały sznurem przed drzwi frontowe,
zwożąc tłumy gości. Damy miały na sobie lśniące klejnoty i
najmodniejsze suknie.
Wyglądającej ukradkiem zza poręczy schodów Tilii panowie i
panie w balowych strojach zdawali się istotami z bajki, a matka w
słynnym rodowym diademie na głowie bez wątpienia była królową
Elfów.
Z bólem myślała nieraz, że to wszystko minęło bezpowrotnie
niczym cudowny sen. Diadem pozostał wprawdzie wśród rodzinnych
skarbów, ale tak wiele innych rzeczy trzeba było sprzedać.
Losu tego uniknęły portrety rodzinne oraz większa część sprzętów
z wyposażenia pałacu dzięki zastrzeżeniu w testamencie,
uczynionemu w najlepszej wierze przez jednego z antenatów Tilii,
który pragnął uchronić majątek przed podziałem. Nie naruszone
pozostały rodowe srebra, piękne intarsjowane meble, słynna kolekcja
zbroi rycerskich oraz niezwykle cenne białe kruki w bibliotece.
— I czy można mówić o pożytku, jaki z tego wszystkiego ma
mieć mój syn, skoro nie mogę sobie pozwolić na syna! —
wykrzykiwał gniewnie Roby podczas kolejnych wizyt w domu.
Mieszkał na stałe w Londynie, gdzie prowadził dość wesołe życie,
choć zupełnie nie stać go było na to. Od dawna żył na koszt
przyjaciół. Londyńskie damy były zachwycone, mogąc zapraszać na
przyjęcia przystojnego nieżonatego baroneta. Natomiast Tilia, panna z
dobrej rodziny, lecz bez posagu, nie była atrakcyjną partią, więc nie
liczyła się pod względem towarzyskim.
Nie miała zresztą nawet odpowiedniej sukni, by móc być
przedstawioną w pałacu Buckingham. Dlatego też podczas gdy Roby
wesoło spędzał czas w Londynie, jego siostra samotnie mieszkała na
wsi. Dotąd nie uskarżała się na swój los. Miała konia, na którym
odbywała długie przejażdżki, i czuła się całkiem szczęśliwa. Teraz
jednak nadeszły takie dni, kiedy nie było za co kupić jedzenia.
Wpadała w coraz większą rozpacz.
Doskonale wiedziała, że proszenie Roby'ego o pomoc mija się z
celem. Podejrzewała, że brat ma długi — choć się do tego nie
przyznawał — nawet u krawca. Ani ona, ani Roby nie mogli zwrócić
się ze swoimi kłopotami do nikogo z rodziny. Krewni albo wymarli,
albo sami znajdowali się w trudnej sytuacji.
— Czy Staverly'owie rzeczywiście byli kiedyś bogaci? — spytała
Roby'ego podczas jego ostatniej wizyty.
— Pierwszego baroneta stać było na wybudowanie tego domu —
odparł brat. — Jego następcy powiększali rodzinną rezydencję, a nasz
drogi dziadek, bodaj go dunder świsnął, wydał na nią fortunę!
— Czemu zbudował tak wielki dom, skoro nie miał pieniędzy, by
go utrzymać?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin