Rozdział 12.doc

(35 KB) Pobierz

Rozdział 12

 

 

Rano, gdy Ev była na śniadaniu przyglądałem się jej mamie jak pracuje w ogródku i jej tacie który majstrował coś przy samochodzie. Przyznaję, że znaleźli naprawdę dobry rodziców dla niej. Widać nawet małe podobieństwo. Przyznam też że nawet matka Ev jest bardzo podobna do niej. To dziwne. Te same rysy twarzy, ten sam uśmiech. Chwila! To musi być jej biologiczna matka. To ona była ziemską kobietą Jo! Nie mogę w to uwierzyć. Za każdym razem gdy Jo spłodzi Ev, odchodzi od partnerki i zostawia ją z dzieckiem. A to drań!
Pod dom podjeżdża miniwan. Wysiada z niego wysoka i chuda, rudowłosa kobieta. Macha do matki Ev i ściska ją. Ze strony kierowcy wysiada potężny siwy mężczyzna i wita się z jej ojcem.
-Evelin! Chodź zobacz kto przyjechał!-woła mama Ev.
-Naprawdę miła niespodzianka-zwraca się do kobiety.
Ev wychodzi przed dom i jest przerażona. Szuka mnie wzrokiem i uśmiecha się nie pewnie. Chyba coś jest nie tak. Zerkam na samochód..wysiada z niego jeszcze jedna osoba. Wysoka blondynka o długich nogach i nieskazitelnej cerze. Jest ubrana na różowo. Nie licząc białych spodni. Podbiega do Ev i ściska ją przyjaźnie. Ta robi to samo. Mają tyle samo lat.
-Annabeth! Miło cię widzieć!-Ev odrywa ją od siebie.
-Kuzyneczko tak się za tobą stęskniłam-wchodzą do środka-opowiadaj co u ciebie! Widzę że zapuściłaś włosy. Świetny kolor. Jak widzisz ja sobie rozjaśniłam moje włosy, wyglądały strasznie sztucznie od tego słońca. Wiedziałaś, że w Afryce może być aż tak ciepło?! Gdybym wiedziała to bym pojechała sobie do Grecji albo coś, tam pewnie by było przyjemniej.
Ev przewraca oczami. Siedzą u niej w pokoju. A ta laska cały czas nawija. Ev tylko siedzi na łóżku i wzdycha ciężko przytakując od czasu do czasu.
-No słuchaj kochana, muszę iść przepudrować nosek, ale za 5 minut wracam i dokończę ci o tym Carlosie który mi się tak naprzykrzał.
Gdy wyszła podleciałem do Ev na balkon.
-Myślałem że nigdy nie skończy! Nawija jak najęta. Mam dzisiaj przyjść?
-Oczywiście że masz! Teraz masz dodatkowy pretekst, musisz mnie od niej uwolnić. Nie wytrzymam z nią długo. Uwierz mi.-Ev przytula się do mnie. Całuję ją delikatnie.
-Wraca. Wpadnę za jakieś 5 minut-głaszcze ją po policzku i odlatuję.
Annabeth położyła się na łóżku.
-No dobra, to na czym skończyłam? A tak. No to wiesz ten Carlos tak mnie wkurzał. Na początku było ok i w ogóle. Był nawet przystojny. Mówił że jest z  jakiejś Hiszpanii czy Toskanii. No mniejsza z tym. Ale jak on potrafił się ruszać..
Dobra. Postanowiłem że wpadnę szybciej. Ja już mam dosyć tej paplaniny. Naciskam na dzwonek. Otwiera mi ojciec Ev.
-O Seth, Witaj, wejdź proszę. Evelin jest na górze. Zawołam ją.
-Evelin, skarbie. Przyszedł Seth.
Ev zbiegła ze schodów i uwiesiła mi się na szyi.
-To było wieczne 5 minut-szepnęła.-Seth tak miło że jesteś. To dzisiaj idziemy do Ciebie tak?-zerkam na nią pytająco. Chcę się wymknąć. Nie ładnie.
-No nie wiem. Widzę że masz gości.. to może wpadł bym później.-Ev posyła mi wściekłe spojrzenie, ale i tak wie że się z nią droczę.
-To może posiedzicie trochę tu a później pójdziecie?-zaproponował jej ojciec.
-No nie wiem czy to dobry pomysł tato.
-Tak, chętnie. Dziękuję za propozycje-posłałem mu uśmiech.

Siedzieliśmy w salonie i słuchaliśmy jak Annabeth paplała. Po 20 minutach wyłączyłem się totalnie i miałeś gdzieś o czym mówi. Posłałem obraz "naszego drzewa" do Ev. A ona spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
-Dobra, idę do kuchni po coś do picia. Dam wam chwilę samotności-wyszła.
-Pewnie już jej nie słuchasz, nie?-Ev spojrzała na mnie intensywnie.
-Wyłączyłem ją już 1,5 godziny temu.
-Też tak chcę!-nie zdążyłem juz nic powiedzieć bo zaraz przyszła Annabeth.
-Dobra moje gołąbeczki. Zrobiłam dla was lemoniadę. Wychodzi mi naprawdę fenomenalna. Nauczyłam się tego do perfekcji.
-Nie dziwię się, skoro tyle pepla to musi czymś pomoczyć gardło-szepnąłem do Ev.
Annabeth zrobiła minę jakby to słyszała, ale to nie możliwe. Stała za daleko.
Po wypiciu całej lemoniady, która rzeczywiście była dobra. Poszliśmy wszyscy trzej do centrum handlowego. Już został wyremontowany po napadzie. Ale na wszelki wypadek trzymałem się tamtego od tamtego miejsca daleko.
Wcześniej zadzwoniłem do Simona, żeby przyszedł w ludzkiej postaci i dotrzymał towarzystwa Annabeth gdy ja i Ev będziemy oglądać wystawy.
-Czy Simon jest cierpliwy?
-O tak, zdecydowanie. Wiesz kto to jest Syzyf?
-Wiem, to ten który musiał wtaczać głaz na szczyt wzgórza a gdy był przy samym końcu to głaz mu zlatywał.
-No. To Simon był przy nim przez 300 lat. Nie wiem czemu, ale chyba mu kibicował.-wzruszam ramionami.
-No to miejmy nadzieję, że to wystarczy.

Gdy oglądaliśmy różne wystawy i rzeczy dziwnie się zacząłem czuć. Czułem raz zimno i raz gorąco, na przemian. Pociły mi się ręce. I nogi robiły się słabe.
-Seth? Nic ci nie jest? Wyglądasz blado. Chodź odpoczniemy trochę.
-Dobry pomysł.
Usiedliśmy na ławce. Chwilę później już czułem się normalnie. Dziwne, nigdy wcześniej się tak nie czułem.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin