Czy rzeczywiście mamy na co narzekać ppp.doc

(1307 KB) Pobierz

.:Świstoklikowe podróże w czasie:.



Czy rzeczywiście mamy na co narzekać? Wywiad z XIX-wieczną rodziną.

Znaczna część dzisiejszej młodzieży, nieraz burzliwie przechodząca okres dojrzewania, skarży się na swoją sytuację rodzinną, środowiskową czy szkolną. „Dlaczego nie mogę robić tego, co mi się podoba?”, pyta z wyrzutem młody człowiek, „Czy to nie przypadkiem moje życie? Mam przecież własny rozum.” Tego typu argumentacja jest Wam na pewno znana. Pytanie, czy rzeczywiście mamy na co narzekać. Spróbujmy przenieść się do XIX-wiecznego miasta szybkim świstoklikiem... Może nas to czegoś nauczy...

              Z hukiem wyrzuciło nas na miękką trawę. Była równo skoszona i pachniała wilgotną ziemią. Podniosłam się i zobaczyłąm niewielkiego chłopaka, który, pochylony nisko nad murawą, (przecinek) obcinał przydługie źdźbła trawy. Chłopaczek ubrany był jak przystało członkowi służby mieszczańskiej rodziny, co oznacza, że mieliśmy do czynienia z połową XIX wieku.

              Na drzwiach nie było bileciku - znaku nieobecności w domu. Każda rodzina miała w zwyczaju zostawiać taki bilecik na klamce. Jeśli jednak zdążyła ogłosić w prasie w jakich porach można ją odwiedzać, a gość jej nie zastał - zaginał róg bileciku.

              Odwiedziny dla młodej dziewczyny, (bez przecinka) czy chłopaka musiały być istnym koszmarem. Tutaj zobowiązani byli towarzyszyć rodzicom w podejmowaniu gości. Nie ma to jednak nic wspólnego z zachowaniem naszych mam, które „zaprzęgają” nas do organizacji przyjęć, czy też uroczystych posiłków. W XIX wieku młodzież pomagała zarówno w kuchni, jak i krzątała się (choć tutaj dużą rolę odgrywał wiek) wraz ze służbą, z którą miała często lepszy kontakt niż z rodzicami. Matka nadzorowała przygotowania. Tylko. Zatem wyobraźcie sobie te tortury przez przyjęciem, a potem uczestnictwo w nim. Teraz przecież nikt nie zmusza nastolatków, by siedzieli przy stole w towarzystwie dorosłych.

Nie muszę chyba przypominać o etykiecie, która obowiązywała młodzież. Był to szereg totalnie niepotrzebnych zasad, które funkcjonowały z jakiegoś powodu od wieków, lecz sensu ich jestestwa nie udowodniono. O czym mowa? O całym zestawie zachowań na każdą możliwą sytuację - można je przytaczać bez końca! Dziewczęta musiały witać gości, zwracać się do nich grzecznie, używając odpowiednich formuł. Gesty musiały być wyważone, tak samo jak uśmiechy. Co więcej, nie mogły być ubrane w inne kolory jak te, które przysługują danemu przedziałowi wieku. Ważny był też krój kreacji. Nie wiem, która ze współczesnych piętnastolatek dałaby sobie narzucić sposób ubierania się. Jest to w dzisiejszych czasach jeden z tak zwanych zapalników wywołujących zaognienie młodzieńczego buntu.

Ówczesna młoda dziewczyna musiała towarzyszyć rodzicom w każdej wizycie.

Niektóre zasady zachowań zmieniały się wraz z upływającym czasem. Warto bowiem wiedzieć, że wiek XIX należał do tych, które obfitowały w mentalnościowe, obyczajowe, społeczno-ekonomiczne itp. zmiany. A co za tym idzie? Namacalne zmiany można było dostrzec już co dekadę, czyli niewyobrażalnie dla nas szybko. Zwłaszcza mając porównanie w wiekach wcześniejszych, które całe sto lat nie przedstawiały wielu zmian.



              Kamienica, jakbyście się jej przyjrzeli, przypominała te, które możemy oglądać na starówce, czy w innych większych miastach, jak Kraków. Z ta różnicą, że wówczas były one w lepszym stanie, wszystko było w nich generalnie nowe i miały nieco inny wystrój. Ta natomiast była jasnego koloru, z wieloma zdobieniami na wysokich oknach. Po zapukaniu, małe okienko na wysokości tuż powyżej naszych oczu otworzyło się, ukazując twarz odźwiernego, który wpuścił nas, mimo iż nie była to pora odwiedzin.

              Po wymienieniu wszystkich uprzejmości, które odbyły się na stojąco, pani domu wpuściła nas do salonu i natychmiast zarządziła przygotowanie herbaty i ciasteczek. Niedługo później cała rodzina w komplecie siedziała na miękkiej sofie. Jedynie głowa rodziny, ojciec, zajął drewniane krzesło z pluszową tapicerką. Herbata przykuła moją uwagę, gdyż większe znaczenie uzyskała dopiero w 2. poł. XIX wieku. Zatem był to dla nas sygnał, iż należy się spodziewać stylu i jakości życia rodziny z 2. poł. XIX wieku.

              Pytania o rzeczywistość dziewiętnastowieczną nieco ich bawiły. Było to dla nich coś absolutnie normalnego. Nawet rzeczy, które w dzisiejszych czasach uważane są za konserwatywne, tam byłyby szczytem liberalnych poglądów. O ile można sobie w tych czasach pozwolić na użycie obu tych terminów (powstały w końcu całkiem niedawno - z perspektywy XIX-wiecznego człowieka, więc ludzie dopiero się do nich zaczynali przyzwyczajać).

              Pierwsze pytanie padło w stronę matki. W końcu dziś wydaje się nastolatkom, że światem rządzi Ameryka, a w rodzinie matka.

 

Mooll: Jak wygląda Twoja rola, jako matki? Masz dużą władzę nad dziećmi?

Matka: Prawdę powiedziawszy, moja droga, to głównie ja zajmuję się wychowaniem...

 

Już widzę miny nastolatek z 2010 roku.

 

... ale jest to potwornie trudne bez pomocy ojca. Tak było co prawda od wieków i pewnie zawsze będzie. Mnie jednak brak w tej kwestii wsparcie ze strony męża. Wszak nie zajmuję się tylko wychowaniem! Nowoczesna kobieta stara się o wykształcenie, a od zawsze do obowiązków należy działalność filantropijna, charytatywna... Ja dodatkowo sprzedaję efekty mojej hafciarskiej pracy. Nie są to duże zarobki, ale jednak pozwala mi to zachować niezależność. Do pewnego stopnia, rzecz jasna.

 

Teraz już nie mam wątpliwości, że trafiliśmy do rodziny oświeconej nowymi prądami. Było ich coraz więcej w tym czasie. Nie oznacza to jednak, że brakuje rodzin o konserwatywnych poglądach. Wciąż jest ich wiele, nawet z końcem XIX wieku. Ta kobieta już pracuje, co oznacza, że musi się godzić z przytykami ze strony mężczyzn. W tym czasie to oni czują się „pokrzywdzeni” i trudno im przyjąć do wiadomości, że czas ich absolutnej władzy w rodzinie - jak to było od wieków niezmiennie - kończy się.

 

Matka: Poza tym matka niewątpliwie jest kimś, kto wprowadza dziecko w towarzystwo, pokazuje co i jak należy robić - uczy etykiety i powinna być autorytetem.

 



              No tak, matka miała tu wiele do powiedzenia w sprawie dzieci. Ale jak nam dała do zrozumienia - li i jedynie. To ona miała na głowie cały dom. Nie, nie sprzątała sama. Organizowała porządki. Chociaż rodzina mieszczańska nie miała zwykle zbyt licznej służby, ta dzielnie towarzyszyła gospodyni w czynnościach domowych.

              Dziś wiemy, że w niektórych domach całym gospodarstwem zajmuje się ojciec i to jego najbardziej obawiają się młode latorośle. Ciekawe, co nam na to powie głowa rodziny z XIX w...

             

              Mooll: A jaki ma pan udział w wychowaniu dzieci?

              Ojciec: [Chrząka] Cóż... Prawdę powiedziawszy  mój udział jest niewielki. Czasami bawimy się w ogrodzie w niedzielne popołudnia, kiedy mam czas. Niestety, zazwyczaj mi go brakuje. Jeśli chodzi o dzieci, to muszę zaakceptować małżonka dla córki.

              Mooll: Czyli córka może go wybrać?

              Ojciec: Wybrać? Cóż to pani mówi! To zazwyczaj chłopak upatruje sobie dziewczynę. Bardzo rzadko ma ona jakiś wpływ, ale nie dochodzi do absurdów: Jeśli naprawdę by jej nie pasował, to przecież jej nie zmusimy...

 

Cicho wypuściłam powietrze z ust. Wcale to nie jest absurd, że dziewczyna prawie nie ma wpływu, z kim będzie żyć do końca swoich dni! Ha! Już widzę, jak rozszerzają się oczy co niektórych nastolatek. Kiedy mama krzywo popatrzy na ich wybranka, awantura gotowa.

 

... A nasza Anna, już za rok wyjdzie za mąż.

              Mooll: W wieku..?

              Ojciec: Oczywiście 16-tu lat.

              Mooll: Oczywiście...

 

Uśmiechnęłam się krzywo. A dziewczyny narzekają, że środowisko naciska na formalizację związku w odpowiednim wieku.

 

              Mooll: I co dalej? Będziesz mieszkać z rodzicami?

              Anna: Och, to byłoby niedopuszczalne! Musiałabym się wyprowadzić, nawet jeśli nie wychodziłabym za mąż. Mój małżonek będzie ode mnie dużo starszy, więc najpierw to on będzie wyłącznym żywicielem rodziny. Ale będę musiała być taka, jak moja mama - gospodynią, jednak oświeconą. Postanowiłam, że w przyszłości będę prowadziła sklep. Zatrudnię kogoś, żeby wyrabiać się z gospodarstwem.

              Mooll: A zamierzacie mieć dzieci?

              Anna: Dobry Boże! Oczywiście! Modlę się o to codziennie. Gdybym nie mogła ich mieć, na pewno wykluczono by mnie ze społeczeństwa! Nie przeżyłabym tego... Ale nie planuję już ogromnej rodziny, jak niegdyś starsze pokolenia. Higiena pozwala na utrzymanie przy życiu noworodka. Prasa donosi, że dzięki higienie zmniejszyła się zachorowalność i śmiertelność niemowląt.

 

Robi mi się coraz goręcej. Starszy mąż, cały dom na głowie, a  z dzieckiem nie można czekać... Model 2+1 raczej nie jest jeszcze popularny. Włosy jeżą się na głowach młodych dziewczyn.

 

              Mooll: A możesz mi opowiedzieć trochę o swoim życiu? Jak wygląda?

              Anna: Mam wiele obowiązków w domu. Mama każe mi uczestniczyć we wszystkich czynnościach dotyczących gospodarowania. Muszę umieć wszystko, kiedy przyjdzie pora.

              Mooll: A co poza domem? Wychodzisz gdzieś?

              Anna: [Śmiech] Czasami. Ale liczba pojedyncza nie jest tu odpowiednia. Mogę wychodzić tylko w asyście. Samotne dziewczyny uważane są za... „panie na wynajem”.

              Mooll: Czyli...? Nie jestem pewne, czy rozumiem.



              Anna: [Patrzy na matkę] Te panie... źle się prowadzą. Dlatego nie mogę wyjść sama. Babcia mówiła, że dla niej na przykład udręką były kapelusze. Bez nich nie można się było pokazać na mieście. Dobrze, że od tego powoli się odchodzi.

 

Rzeczywiście. Liberalizm nadchodzi...

 

              Mooll: A Twoje życie towarzyskie?

              Anna: To tylko bankiety lub spotkania organizowane w salonach. A tak, to mogę wyjść jedynie do szkoły. Niektóre dziewczęta jeszcze chodzą do fabryki, ale ja na szczęście nie muszę.

              Mooll: Jakbyś mogła nam jeszcze powiedzieć, jak się ubierasz. Bardzo mnie to ciekawi.

              Anna: Jak pani widzi, noszę tylko sukienki. Na całe szczęście  nie muszę nosić krynoliny i powoli buntuję się przeciwko gorsetom, chociaż wciąż nie jest to powszechnie akceptowane... Te wszystkie stelaże, to jak jakieś druty, które mają sprawić, że będę ładniej wyglądać. Ale po co to, skoro mój mąż ma mnie kochać taką, jaka jestem?

 

Niewątpliwie dziewczyna ma rewolucyjne poglądy, jak na XIX wiek. Kiedyś takie myślenie uznane byłoby za poważne wykroczenie przeciwko obowiązującym zasadom.

 

 

              Wstając z kanapy, udaliśmy się w stronę drzwi, dziękując za wszystkie udzielone nam odpowiedzi. Matka i Anna odprowadziły nas do drzwi, zapewniając, że zawsze możemy liczyć na ich pomoc. Na pewno skorzystamy, ponieważ nasz cykl „Świstoklikowe podróże w czasie” dopiero się zaczął.

              Swoje kroki skierowaliśmy w stronę miejsca, w którym mieliśmy odnaleźć nasz świstoklik. A był nim, jak się okazało - mały zegarek.

 

              Jak się dowiedzieliśmy, życie w XIX-wiecznej rodzinie nie było takie różowe, jakby się nam mogło wydawać. Wręcz przeciwnie. Młode dziewczęta były przyuczane do „zawodu” od małego. Nie mogły nigdzie same wychodzić a ślub brały w wieku 16 lat! Czy naprawdę my, młodzi, mamy na co narzekać? Kiedy mama prosi nas o pomoc lub kiedy nie pozwala nam wyjść raz na imprezę, czy spotkać się ze znajomymi...? Albo kiedy powie, że nasza sympatia nie wydaje się być odpowiedzialną osobą, a raczej postacią z komiksów - obrażamy się, prychamy ze złości, trzaskamy drzwiami i za wszelką cenę udowadniamy swoje poszkodowanie i to, że racja jest po naszej stronie. Czy naprawdę warto? Może pomyślmy czasem o Annie, która do końca życia będzie zajmowała się domem, dziećmi i będzie podporządkowana swojemu, starszemu od niej, mężowi, którego być może nigdy nie będzie w stanie pokochać.

                                                                                                                                            mooll

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin