PROLOG
- Bóg ponownie chce wykorzystać Twoje ręce do oczyszczenia niewiernych - odezwał się męski głos.
- Czyżby Bóg nie miał nefilimów,aniołów,archaniołów,serafinów i cherubinów,że chce wykorzystać mnie ? Bóg chce oczyścić świat za pomocą mieszańca ? - odezwał się drugi głos.
W ciemnym pokoju coś się poruszyło.
- Mówię co mi kazano Barsufie. Dwa inkuby zaatakowały ludzką dziewczynę na neutralnym terenie. - odezwał się ponownie pierwszy głos.
- Zapomniałeś,że mnie pojęcie neutralny nie obowiązuje ? Należę do obu stron konfliktu i oczywiście czerpię z tego korzyści. A teraz grzecznie proszę o wyjście z mojego mieszkania.
- Bóg obiecał Cię wynagrodzić ...
Czoło nefilima zostało dotknięte przez coś zimnego.
- Chciałbym Ci przedstawić mojego stalowego przyjaciela Arturze. Jest to Upadły Książe. Broń, która zrobiła dziurę w niejednym z Twoich braci. Chcesz być następnym ?
W mieszkaniu zapadła cisza. Jedyne dźwięki dochodziły z ulicy.
- N-nie - ciszę przerwało krótkie stwierdzenie pół anioła.
- Więc odejdź w pokoju bracie.
Drzwi do mieszkania zamknęły się. Przebywający w nim mężczyzna zapalił światło. Podszedł do lustra. W odbiciu stał wysoki młodzieniec o kruczoczarnych włosach sięgających mu do ramion i oczach czarnyh niczym dwie bryłki węgla. Czaiły się w nich ból i nienawiść do istot jemu podobnych. Mruknął coś do siebie. Ubrał się pospiesznie, chwycił dwa pistolety i otworzył okno. W twarz uderzył go podmuch zimnego wieczornego powietrza. Uśmiechnął się do siebie, spojżał na niebo i rozłożył ręce.
- Odebraliście mi skrzydła, ale wciąż latam - powiedział wiedząc, że w niebie go usłyszeli. Bóg przecież widział i słyszał wszystkich.
Mężczyzna stał jeszcze chwilę patrząc na gwiazdy i wyskoczył przez okno. Lot z pietnastego piętra trwał kilkanaście sekund. Barsuf wylądował zgrabnie na pustym chodniku i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Wiedział, że demony odwiedzają tylko jeden ludzki klub w tym mieście. Red Eye Club był na pograniczu ich terenu, więc często się tam zapuszczali.
Wkońcu usłyszał i zobaczył to miejsce. Był to duży budynek ze świecącym czerwonym napisem Red Eye Club nad wejściem. Oparł się o ścianę pobliskiego bloku i zamknął oczy. Zobaczył dziewczynę mającą nie więcej niż dziewietnaście lat poddającą się magii inkubów. Nieprzytomnym wzrokiem patrzyła to na jednego to na drugiego z nich uśmiechając się. Ci obmacywali ją i powoli rozbierali. Jeden z nich szarpnął ją za płomiennie rude włosy i upadła na kolana.
Barsuf otworzył oczy. Wyciągnął srebrny pistolet z wygrawerowanym mężczyzną trzymającym miecz i zaczął biec w odpowiednią uliczkę. Chwilę później już tam stał. Przeładował broń i ruszył w ich kierunku.
- Co jest kurwa ?! - krzyknął jeden z demonów i ruszył w jego stronę.
- Pokaż prawdziwą twarz inkubie - powiedział chłodno Barsuf jakby nie słysząc jego pytania i również ruszył w jego stronę.
Demon uśmiechnął się. Niebo pociemniało, powietrze stało się o wiele gęstsze. Oba mroczne pomioty przybrały swoje prawdziwe formy. Mieli teraz stalowo szare ciała pokryte łuskami. Z pleców wyrosły im skórzaste skrzydła. Stojący bliżej Barsufa inkub przemówił donośnym głosem :
- Samotny nefilim chciał zostać bohaterem i zabić dwa demony - zaśmiał się - Jesteś żałosny tak jak Twój Bóg.
- Nie jestem bohaterskim nefilimem przyjacielu. Jestem Barsuf. Syn demona i anielicy, który został łaskawie poproszony o zajęcie się wami.
Stojący przy dziewczynie demon drgnął i wzbił się w powietrze. Mieszaniec podbiegł do stojącego na ziemi napastnika i uderzył go prosto w szczękę lewą ręką. Inkub uderzył w ścianę pozostawiając na niej wgniecenie od swojej sylwetki i osunął się na chodnik.
- Sędzia sprawiedliwy wydaje zawsze właściwe wyroki - powiedział i wymierzył w nieprzytomnego demona. Strzelił mu w głowę i chwilę później dwa razy w okolice serca. Zwłoki spłonęły w jasnym ogniu i została po nich niewielka garść popiołu.
Drugi z otchłańców leciał teraz prosto na Barsufa. Ten odwrócił się w stronę napastnika i uchylił się przed pazurami, które minęły jego twarz o centymetr. Inkub ponownie nabierał wysokości. Jednak mężczyzna udaremnił mu tę próbę chwytając go mocno za kostkę. Kilka sekund później demon leżał na chodniku próbując się uwolnić. Mieszaniec schował broń uśmiechając się.
- Przed śmiercią poznasz mój ból przyjacielu - powiedział przygniatając go kolanem.
- Co Ty ... - zaczął inkub by po chwili urwać zdanie zastępując je głośnym krzykiem. Barsuf łamał mu skrzydła z satysfakcją w oczach. Robił to powoli, zadając przeciwnikowi najwięcej możliwego bólu.
- Jesteś pierdolnięty - wyjęczał demon nie próbując walczyć.
Twarz mężczyzny wykrzywił dziwny uśmiech. Ciszę jaka panowała w zaułku przeszył mrożący krew w żyłach krzyk.
Barsuf stał nad okaleczonym demonem. W jego oczach czaił się obłęd. W rękach trzymał jego skrzydła.
- Teraz jesteś taki jak ja - powiedział patrząc jak z ran na plecach jego ofiary sączy się czarna ciecz będąca odpowiednikiem ludzkiej krwi - Teraz Ty też nie masz skrzydeł.
Jego dłonie zaczęły płonąć białym ogniem, który spopielił trzymane przez niego skrzydła inkuba. Gdy ogień zgasł, Barsuf podszedł do jęczącego w agonii otchłańca i kucnął przy nim. Ponownie wyciągnął srebrny pistolet.
- Pozdrów ode mnie wujka Abaddona, Lucyfera i Samaela - powiedział patrząc na demona obojętnie.
- Szczególnie Lucyfera - dodał po kilku minutach wsłuchiwania się w jęki inkuba.
Wymierzył w głowę istoty z piekła i strzelił. Demon spalił się i jak jego pobratymiec pozostawił po sobie garstkę popiołu.
Barsuf wstał i kolejny raz schował broń.
Z końca uliczki usłyszał ciche jęknięcie. Przypomniał sobie o dziewczynie. Podszedł do niej i wyciągnął w jej kierunku rękę.
- Chodź ze mną - powiedział pomagając jej wstać. Ta patrzyła na niego niepewnie, jednak zaufała mu.
Dziesięć minut później wchodził z nią do klubu Red Eye.
pawcio93