BONES - Brak prądu.doc

(75 KB) Pobierz

 

 

BONES

 

Brak prądu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1.

- Bones! Zatrzymaj windę! - Booth krzyknął biegnąc przez hol.

Brennan wepchnęła rękę między drzwiami. Booth prześlizgnął się gdy tylko drzwi się otworzyły.

- Dzięki Bones.

- Nie ma problemu. - uśmiechnęła się naciskając guzik. - Spóźniłeś się.

- Wiem Parker nie chciał iść do domu... więc nie mogłem mu odmówić.

Brennan kiwnęła głową. Winda się ruszyła. Ona i Booth byli jedyni w kabinie.

- Więc jak Bones, nie możesz się doczekać naszej następnej sesji?

Brennan zmarszczyła brwi.

- Nie jestem pewna. Właśnie, że jestem.

Booth się uśmiechnął. - Daj spokój, będzie w porządku. Raczej jak w piekle.

- Myślisz?

- Pewnie. Wiemy, że nas nie rozdzielają. Co gorszego mogłoby się teraz stać?

- Nie wiem, pewnie znowu coś sobie wymyśli. Być może będziemy rozmawiać o naszych snach lub czymś innym. Czy przypadkiem to nie jest psychologia?

- Huh. - Booth nie mógł wytrzymać jej spojrzenia. - Raczej tak. Bożę błagam cię nie karz mi opowiadać moich snów przy Bones. Cóż... ona jest dużą ich częścią.

W tym samym momencie winda się zatrzymała i wszystkie światła zgasły.

- Co do - Booth odetchnął, gdy światła awaryjne zaczęły się palić.

- Prąd wysiadł?

Zaczął naciskać po kolei wszystkie guziki.

- Przestań. - Brennan powiedziała. - Przestań. Jeszcze popsujesz.

- Bones rozejrzyj się, właściwie wszystko teraz jest popsute.

Brennan przewróciła oczami wyciągając z ściany awaryjny telefon. Podniosła odbiornik do ucha, zaskoczona brakiem jakiegokolwiek sygnału. - Halo? - powiedziała tak czy owak.
Kiedy przez dłuższy czas się nie odzywała Booth wziął telefon z jej ręki. - Dlaczego rozmawiasz z głuchym telefonem? - odłożył telefon na swoje miejsce tym samym naciskając awaryjny przycisk znajdujący się poniżej. Żadnej reakcji.

- Wspaniale.

- Pewnie jest przerwa w dostawie prądu. - Brennan powiedziała, podchodząc do drzwi i próbując wetknąć palce między nimi. Znowu nic.

Booth wyciągnął swoją komórkę.

- Mam zasięg. Dzięki Bogu. - Szybko wykręcił numer Cullena.

- Sir, tu Booth. Jestem wetkany w windzie... jak szedłem na sesje... tak Bones jest ze mną.

- Spytaj się czy jest przerwa w dostawie prądu. - Brennan powiedziała, klepiąc jego ramię.

- Tak, w porządku sir. Dzięki. - Zamknął telefon. - Nigdzie nie ma prądu. Będzie starał się dowiedzieć co to spowodowało. Pewnie długo to potrwa.

- Prawdopodobnie godziny. - westchnęła. - Po prostu świetnie.

- Wiesz co Bones. Przynajmniej jesteś w dobrym towarzystwie.

 

***

- Nie widzę już tu nic ciekawego..

- Pogódź się z tym Bones, jak na razie naliczyliśmy, dywan, ściany, jakiś metal, guziki, telefon, światełka... coś jeszcze?

- Coś wyglądające jak W. - Brennan powiedziała tryumfalnie.

Booth popatrzył na sufit. - Wyjście awaryjne

- A tak.

- Małe wyjście awaryjne. I tak nam się nie przyda.

- Przecież i tak stąd nie wyjdziemy. - Brennan zrozumiała też patrząc się na sufit.

- Yeah jesteśmy zablokowani z zewnątrz.

- Oh.

Obydwoje siedzieli na podłodze po dwóch stronach windy. Booth wyciągnął ręce do góry, przeciągając się. - Jak długo?

Brennan zerknęła na zegarek. - Dwie minuty, gdy ostatni raz się spytałeś. Szesnaście.

- Tylko? - powiedział przygnębiony.

- Widzę, że jesteś niecierpliwy. Za wszelką cenę chcesz stąd wyjść. - zachichotała. - Przynajmniej opuścimy naszą terapię.

Booth przesunął się nie wygodnie. - Tak... myślę, że to mój błąd.

- Co?

- Modliłem się przed terapią by ją jakoś uniknąć.

- Modliłeś się?

- Tak. No i wtedy winda się zatrzymała.

- Booth.

- Co?

- Nie ma takiej możliwości by tylko jedna modlitwa wysłana do Boga, wyłączyła prąd w całym Waszyngtonie, przecież on nie istnieje.

- Bones. - Booth ostrzegł.

- W porządku, w porządku, żadnych dyskusji o religii.

- Dobrze, ponieważ już jest źle, a nie chcę by było jeszcze gorzej.

Bones parsknęła. - Więc - rozejrzała się wokoło. - Opowiedz mi dowcip.

Booth uśmiechnął się. - Nagle zachciało ci się rozmawiać.

***


- Zapomnij Bones, jeżeli miałbym ci wytłumaczyć dowcip, wtedy nie byłby śmieszny.

- Bo nie był. - powiedziała. - Być może powinnam najpierw oglądnąć filmy zanim je zrozumie.

Booth przewrócił oczami. - Wiesz, Bones... na naszej ostatniej sesji, nieźle naskoczyłaś na Sweetsa.

- Nawet mi nie przypominaj, nieźle byłam wkurzona.

- Naprawdę wlazł ci za skórę co?

- Tak! Booth, robił założenia oparte na... na stereotypach! Wyciąga wnioski bez żadnego prawdziwego dowodu.

- I my wszyscy wiemy jak to cię wkurza.

- Mówiąc antropologicznie stereotypy mogą być przydatne w pewnych sytuacjach. Przez wieki ludzie utrzymywali się przy życiu, w jakiejś części kierując się stereotypami. W tym przypadku nie było żadnego...

- Pogódź się z tym Bones, wkurzyłaś się ponieważ on rzucał oszczerstwa w moją osobę i chciałaś mnie obronić. - Booth uśmiechnął się dumnie.

- W jakiejś części tak.

- Bones jestem wzruszony. - uśmiechnął się chwytając się za serce.

- Głownie sprzeciwiałam się jego nienaukowemu badaniu.

Booth przestał się uśmiechać. - Rany Bones, ty naprawdę wiesz jak prawić komplementy.

- Naprawdę?

- Nieważne. - Booth westchnął prostując nogi. - Jak myślisz ile jeszcze będziemy tutaj siedzieć?

- Nie mam zielonego pojęcia.

***

Brennan wzięła głęboki oddech. W końcu powiedziała. - Masło orzechowe.

- Naprawdę?

- Tak.

- Heh.

 

***

- No i wtedy Russ zapomniał, że przywiązał mnie do drzewa.

- O, rany.

- Yeah. - Brennan się zaśmiała. - Byłam tam trzy godziny zanim znalazła mnie mama.

Booth nie mógł się przestać śmiać. - Zrobiłaś mu coś potem?

- Tak. Powiedziałam każdemu w szkole, że jest zakochany w Caitlin Chaitowitz.

- Oh Bones.

 

***

- Wtedy Parker mówi "Dlaczego on mówi, że nie ma Mikołaja?"

- O rany. Co mu powiedziałeś?

- A co mogłem? Powiedziałem mu, że ten dzieciak był wielkim kłamcą.

- Kiedy faktycznie...

- Tak, skłamałem. Ale wiesz Bones nie możesz ty rzeczy im zrujnować. Takie jest dzieciństwo. Sny, magia i zabawa.

Brennan uśmiechnęła sie delikatnie. - Brzmi nieźle.

***

Booth nie mógł przestać się śmiać. - I co wtedy?

- I wtedy Cam powiedziała, że jeżeli jeszcze raz nakryje ich uprawiających sex w schowku, to ich zastrzeli.

- Rany jak chciałbym tam być... to znaczy wiesz... nie jak oni... tylko...

- Wiem. Powinieneś widzieć minę Hodginsa.

- Już sobie wyobrażam. - zachichotał. - A Angela?

- Wzięła płytę do swojego biura i oglądnęła. Powiedziała, że to była najbardziej gorąca rzecz jaką kiedykolwiek widziała. Nie mogę tylko zrozumieć dlaczego.

- Oczywiście, że nie wiesz Bones.

***

Komórka Bootha zaczęła dzwonić. - Booth... nie wiadomo ile jeszcze im to zajmie? Dzięki. - Booth zamknął telefon. - Wyślą jakiś inżynierów na dach, jednak w innej windzie jest kobieta w ciąży więc nie mamy pierwszeństwa.

- Jasne...
- Chcesz zagrać w papier, kamień i nożyce?


***

- Nie jestem pewna, bym kiedykolwiek była zakochana.

- Wow, Bones. Do czego to doszło?

- Tylko myślę. - wzruszyła ramionami. Siedzieli w ciszy przez dziesięć minut. Kto by z nich przypuszczał, że rozmowa zejdzie na takie tematy.

- Ok. - Booth powiedział powoli.

- Myślałam o moim ojcu.

Booth popatrzył na swojego partnera. Teraz siedzieli koło siebie opierając się ramionami.

- Dla jakiegoś powodu widzę związek między tymi dwoma rzeczami.
Booth oderwał od niej spojrzenie i popatrzył w sufit. - Oczywiście, że tak.
Brennan popatrzyła na niego ostro. - Dlaczego?

- Ponieważ twój rodzic opuścił cię. I trudno ci się otworzyć na takie uczucia... wiesz boisz się. że znowu zostaniesz zraniona.

Brennan zwęziła oczy.

- Albo nie. No jasne Bones zawsze musi mieć swoje, ale.

- Tylko nigdy nie spotkałam człowieka godnego tych uczuć. - Brennan powiedziała powoli.

- Ok Bones, zaakceptujmy tą teorię. - westchnął.

- To jest doskonały logiczny wniosek oparty na dowodzie.

- Który jest...

Brennan uśmiechnęła się. - Wszystkie dupki, z którymi chodziłam na randki.
Booth wybuchł głośnym śmiechem. Przez jakiś czas obydwoje nie mogli się uspokoić.

- Mogłaś mieć rację. - Booth powiedział w końcu. - Poza tym, nie wierzę, że nie jesteś zdolna kochać.

Napięcie przeszło po całej windzie.

- Naprawdę?

- Tak.

Brennan się uśmiechnęła. - Dzięki Booth.

- Co? Bez żadnych argumentów i gadce o dowodach? - spytał zaskoczony.

- Nie. A ty byłeś kiedyś zakochany?

Booth zakaszlał po chwili patrząc w sufit. - Tak.

- Byłeś zakochany w Rebece?

Była długa przerwa zanim Booth odpowiedział. - Tak, byłem.

- Ale ona cię nie kochała?

- Myślę, że ona nie rozumiała co znaczy słowo "my"... tak jak ja rozumiałem. Pewnie nie byłem dla niej tym jedynym. Nigdy mnie nie poślubi nawet jak zaszła w ciążę.

- Mienie dziecka nie jest powodem by od razu brać ślub.

Booth zachichotał. - Powiedz to moim rodzicom.

A tak, katolicy. - Przepraszam.

Telefon Brennan zaczął nagle dzwonić. Otworzyła torbę równocześnie odkrywając paczkę ciastek. Odebrała telefon wręczając słodycze zadowolonemu Boothowi.

- Halo?

- Bren? Gdzie jesteś? - usłyszała zaniepokojony głos Angeli.

- Booth i ja utknęliśmy w windzie. - wyjaśniła.

Chwila ciszy. - Nie ma mowy...

Brennan kiwnęła głową.

- To prawda. Szliśmy na naszą terapię. Booth myśli, że przyczyniła się do tego boska interwencja.

Booth siłował się z paczką ciastek. - Nie mogę otworzyć, Bones. - Jęknął blisko telefonu.

- Co to było? - Angela spytała.

- Booth mam zajęte obydwie ręce, spróbuj zębami. - Bones poradziła.

Booth zrobiła tak jak mu kazała Brennan. - Hej! Bingo!

- Co. To. Było? - Angela spytała znów.

- Nic Ange. - Brennan próbowała odepchnąć rękę Booth z kawałkiem ciastka przed jej ustami. Za żadne skarby nie chciała ich próbować. - No dobrze... ale to jest za duże. - powiedziała mu.

- CO?! - Angela nie mogła uwierzyć. Co oni tam do diabła robią?!

- Nic Ange. Ow! Booth! Nie możesz tak po prostu wpychać go do moich ust!!

- Nie ważne skarbie. - Angela powiedziała szybko. - Nie będę wam przeszkadzać. – Gdy

Angela odłożyła słuchawkę Brennan groźnie popatrzyła na Bootha.
Po chwili wszystkie ciastka znikły. - Myślę, że Angela będzie miała różne wyobrażenia po tej rozmowie.

- Co masz na myśli?

- Pomyśl przez chwilę, Bones. Nawet taka osoba jak ty z mniejszą wyobraźnią sexualną jak

Angela, powinna wiedzieć o co chodzi.

Brenna przez chwilę analizowała słowa Bootha. W końcu zrozumiała. - No to się porobiło.

***

- Znam grę... dwadzieścia pytań.

- Nie ma mowy.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ pewnie jesteś w niej mistrzem świata.

- Jestem tylko dobra. - Brennan odpowiedziała.

- A ja jestem znudzony.

 

***

- Angela mnie spytała czy spaliśmy razem.

Brennan popatrzyła w górę od swojej torby. Dotychczas nie znalazła nic interesującego, by pomóc im się stąd wydostać. - Ona co?

- Podczas ostatniej sprawy.

- Dlaczego?

Booth wzruszył ramionami. - Powiedziała, że wyczuła między nami jakieś napięcie i myślała, że to z powodu tego.

- To śmieszne.

- Jasne.

- Całkowicie.

- Oczywiście.

Była długa przerwa, podczas której obaj partnerzy patrzyli sie w ścianę.

- Booth.

- Więc jak Bones... dwadzieścia pytań?

Brennan się uśmiechnęła. - Ty pierwszy.

Booth odetchnął patrząc w sufit. - W porządku. Jestem gotowy.

- Zwierzę, roślina czy minerał?

- Zdecydowanie zwierzę.

 

***

Kiedy prąd wrócił do Waszyngtonu. Winda w, której byli zamknięci Booth i Brennan nareszcie się otworzyła ujawniając dwójkę partnerów śpiących na podłodze. Cullen wszedł do windy potrząsając Agenta.

- Co? - Booth wrzasnął. W jego rękach Brennan ruszyła się powoli. W jego rękach?!

- Wygodnie, Agencie Booth?

Booth skoczyła daleko od Brennan jakby coś go poparzyło. - To nie jest to na co wygląda. - odpowiedział szefowi.

Na szczęście Cullen tylko się uśmiechnął.

- Chyba czas iść do domu, Agencie Booth.

- Tak, sir. - Booth powiedział podnosząc Brennan do stóp. - W porządku Bones?
Ziewnęła. - Myślę, że tak.

- Obiad?

- Pewnie. Ale najpierw muszę do ubikacji.

 

2.

- Nie, nie, nie, nie, nie! - Jack Hodgins patrzył z przerażeniem w czarny ekran komputera. Miał tylko nadzieję, że w porę kliknął myszką.

Angela stała niedaleko patrząc na sufit. Klimatyzacja też przestała działać. Faktycznie, całe laboratorium się uciszyło, oprócz przekleństw niektórych pracowników. Angela zmarszczyła brwi. - Odcięli prąd.

- Boże, właśnie byłem w środku badania. - Hodgins warknął, wstając gwałtownie z krzesła.

- Uspokój się. - powiedziała.

Zach ukazał się na schodach platformy. Był zdziwiony, że nic nie zaczęło piszczeć.

- Co jest, Zach? - Hodgins westchnął. Nic nie mogło być gorsze niż gubienie trzech godzin pracy.

- Byłem w łazience, gdy zgasiły się światła. - Zach wyjaśnił. - To... mnie zniechęciło.

Angela się uśmiechnęła. - Biedny Zach.

 

***

- Całe miasto nie ma prądu. - Hodgins powiedział po jakimś czasie wchodząc do biura Angeli.

- Przynajmniej mamy lampy na baterie. - powiedziała szukając telefonu.

- Na szczęście.

- Zadzwonię do Bren, ona i Booth mieli iść razem na terapie.

Hodgins się uśmiechnął. - Pewnie chciała by to się wydarzyło.

- Możliwe.

W tym momencie Zach ukazał się w wejściu. - Czy ktoś może mi powiedzieć jak patologia jest przypuszczona trzymać kostnicę lodowatą z żadnym prądem?

- O kurczę. - Hodgins się wykrzywił.

- Czy przypadkiem nie mają tam zapasowego generatora? - Angela spytała.

- Widocznie nie jest sprawny. Dr Saroyan będzie.

- Wściekła. - Hodgins skończył.

Zach nachylił głowę. - Dobrze opisane.

- Biedna, Cam. - Angela wstała zostawiając telefon na biurku. - Chodźmy zobaczyć czy możemy jej pomóc.

 

***

- Pasuję. - Cam westchnęła.

- Ja też. - Hodgins dodał, rzucając karty na stół laboratoryjny.

- Angela zwęziła oczy. - Niestety ja też.

Zach uśmiechnął się zgarniając ze stołu papeterię, ołówki, gumki i jeszcze jakieś drobiazgi. - I pomyśleć, że nigdy wcześniej w to nie grałem.

- Yeah. - Hodgins gderał. - Pomyśleć.

 

***

- Spodziewam się, że mnie docenicie, że objechałem całe miasto w znalezienie kawiarni, która była jeszcze otwarta. - Hodgins podał wszystkim kubki kawy.

- Jakim cudem zaparzyli kawę? - Angela spytała biorąc kubek.

- Stare metody. - Hodgins wyjaśnił. - Jest dużo potrzebujących.

Cam wzięła łyk i się wykrzywiła. - Jak daleko była ta kawiarnia?

- Co?

- Kawa jest cholernie zimna.

- Psiakość!

- Oh! - Angela wykrzyknęła. - Nie zadzwoniłam do Bren!

 

***

Brennan odpowiedziała po trzecim sygnale.

- Halo?

- Bren? Gdzie jesteś? - Angela była zmartwiona, że o niej zapomniała. Miała nadzieję, że niedługo wróci do laboratorium.

- Booth i ja utknęliśmy w windzie. - wyjaśniła.

Angela odwróciła się patrząc jednoznacznie na swoich przyjaciół. - Nie ma mowy.

- Nie ma mowy, co? - Hodgins spytał podchodząc bliżej niej. Cam i Zach wymienili zaintrygowane spojrzenia. Wszyscy siedzieli w biurze Brennan, gdyż było tu najjaśniej niż w jakimkolwiek biurze oraz bo była tu największa kanapa.

Głos Brennan kontynuował w uchu Angeli. - To prawda. Szliśmy na naszą terapię. Booth myśli, że przyczyniła się do tego boska interwencja.

Angela przewróciła oczami, po chwili słyszała jakby szelest blisko telefonu Brennan. Mogła usłyszeć głos Bootha niedaleko słuchawki. - Nie mogę otworzyć, Bones. - jęknął.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin